– Zawsze wolałem być dżokejem niż trenerem. To bardzo ciężki i stresujący zawód. Powiem szczerze, nie będę oszukiwał, na początku nie wierzyłem, że Lady Iwona będzie tak dobrym koniem. Poza pochodzeniem jako dwulatka zupełnie niczym się nie wyróżniała w mojej stajni. Była naprawdę bardzo późna i w wieku dwóch lat to jeszcze dziecko było. Ale ja lubię takie późne konie na dystans, mam cierpliwość do pracy z nimi. Żartuję sobie, że wcześniej przed Nagrodą Soliny nie chciała w jakichś tam grupkach wygrywać, czekała na poważne wyścigi. Ona jeszcze nie pokazała swojego maksimum, to jest koń na przyszły rok, wtedy może być na większe wyścigi za granicą. Przegrane pechowo Derby, niestety, ciągle siedzą mi w głowie. Do dziś nie oglądałem powtórki, żeby się nie denerwować. A i tak się denerwuję. Co tylko myślami wracam do tego wyścigu, to przecież przeżyć tego nie można. John Egan spierdzielił karierę Lady Iwonie. Ja, czy Pan Ziburske z Westminster, możemy Derby wygrać jeszcze nie raz, ale ona już nie. Mówiłem Eganowi, że ona na prostej może się chować w lewo za innego konia. Jak taki doświadczony dżokej może zrobić taki uczniowski błąd? Żeby bata nie umiał do lewej ręki przełożyć? Klepnąłby ją raz z lewej strony i mimo tej katastrofalnej jazdy i tak wygrałby ten wyścig. Ciągle mam z tyłu głowy Pana Sałagaja i jego pech do Derby, mam nadzieję, że mnie to ominie w przyszłości. Jolly Jumper w Wielkiej Warszawskiej jest dla Lady Iwony do pobicia, ale najlepszym koniem w Polsce jest dla mnie Night Tornado, gdy jest zdrowy. Jeśli będzie w swojej topowej formie, to w tym roku Lady Iwona i pozostałe trzylatki raczej jeszcze nie są go w stanie ograć w WW – mówi Piotr Piątkowski, przed laty znakomity dżokej, a obecnie trener, który w tym sezonie doprowadził Lady Iwonę do zwycięstw w nagrodach Soliny i Oaks oraz drugiego miejsca w Derby (klacz została też wybrana „koniem miesiąca lipca” w głosowaniu internautów Trafnews.pl), a Pride of Nelson do triumfu w Wielkiej Warszawskiej i tytułu konia roku 2019 w Polsce.
Robert Zieliński: Widziałem, że ostatnio uśmiech powrócił na Pana twarz. Po takim trochę trudniejszym okresie, gdy miał Pan mniej koni, mniej wygranych w wielkich gonitwach, przyszły sukcesy Lady Iwony, zwycięstwa w Soliny i Oaks, drugie miejsce w Derby. Mam wrażenie, że Pan odżył jako trener.
Piotr Piątkowski: Na pewno. Po to każdy trener pracuje, żeby były owoce tej naprawdę bardzo ciężkiej pracy. Jak są dobre wyniki, to jest to też potwierdzenie, że ta wykonana praca była dobra i jest z tego satysfakcja, zmienia się pozytywnie nastawienie do wszystkiego.
Ale życie trenera koni wyścigowych to jest bardzo trudne, stresujące zajęcie. Są bardzo duże oczekiwania właścicieli koni, kibiców, ciągła rywalizacja, presja, obawa o zdrowie koni, a już w samej gonitwie trener nie ma wpływu, na to, jak ona się ułoży, jak pojedzie dżokej, jak na to zareaguje koń. To chyba jeden z trudniejszych zawodów?
To nie jest bajka. Ja zawsze wiedziałem, że wolałbym być dżokejem niż trenerem. Dżokej wiadomo, też ma swoje wyzwania – trzeba dbać o wagę, o kondycję fizyczną, jest ryzyko, niebezpieczeństwo w gonitwach, ale po wyścigach zakłada czapkę na głowę i idzie do domu. Nie musi wracać do stajni i wszystkiego dopilnowywać, ze wszystkimi rozmawiać, tłumaczyć. Nie wsadzi go Piątkowski, to – jak jest dobry – wsadzi go Ziemiański, albo ktoś inny. Życie trenera jest dużo cięższe niż dżokeja, a znam jedno i drugie z własnego doświadczenia.
Dlaczego jeszcze w praktyce to życie trenera jest takie ciężkie?
Teraz jest, niestety, coraz mniej cierpliwych właścicieli. Tym bardziej jestem szczęśliwy, że główny właściciel koni w mojej stajni, Pan Marian Ziburske z firmy Westminster, bardzo się wyróżnia pod tym i innymi względami, ma dużo cierpliwości i zna się dobrze na koniach. Z resztą takie mi też konie kupuje, trochę późniejsze z rodowodu, bo wie, że ja się nie będę z nimi spieszył, a z kolei ja wiem, że skoro są to późniejsze konie, to mogę z nimi czekać, bez presji i pośpiechu ze strony właściciela.
To na pewno bardzo ważne dla trenera, by mieć ten komfort pracy, nie być naciskanym, poganianym, móc spokojnie i optymalnie zaplanować trening i karierę konia…
Tak właśnie było z Lady Iwoną, mogliśmy poczekać, dać jej dojrzeć, bo dwulatkiem nic nie pokazała, a trzylatkiem pierwszy wyścig pod małą wagą był średni, drugi trochę nieszczęśliwy.
A wierzył Pan w nią od początku, że to będzie tak dobry koń, widział Pan w niej ten ogromny potencjał?
Nie. Powiem szczerze, że nie, nie będę oszukiwał. Oprócz pochodzenia – bo przecież jest córką Nathaniela i z bardzo dobrej rodziny żeńskiej – to się w ogóle nie wyróżniała w stawce moich koni jako dwulatka. Dopiero w tym drugim wyścigu jako trzylatka, który minimalnie przegrała z Maggiore, to już było widać, że poprawia, że jest w niej potencjał na przyszłość. Ale w wieku dwóch lat zupełnie nie było tego widać. Wszystko wskazywało na to, że to może być przeciętny koń.
To pokazuje, że jednak są takie konie, na które nie tylko bardzo długo trzeba czekać, ale wręcz ukrywają swoje możliwości, nie pokazują ich, nie są w stanie na wczesnym etapie kariery ich pokazać. Trzeba mieć wtedy naprawdę dużo wiary i cierpliwości w pracy z takim koniem, a nie wszystkim się tu udaje. Rzadko, ale się zdarza, że z takich koni jednak czasem wyrastają gwiazdy, o czym świadczy przykład Lady Iwony…
Ona była naprawdę bardzo późna. Dojrzewała i dojrzewała. Robiła, robiła, ale efektów nie było. I dopiero po tym wyścigu z Maggiore, a w zasadzie już na treningach przed tą gonitwą, coś jakby się w niej zmieniło, jakby coś się otworzyło w niej. Widać już było na treningach, że inaczej chodzi, że głowa też zaczęła lepiej pracować, stała się spokojniejsza, pewniejsza siebie. No i z wyścigu na wyścig było coraz lepiej.
Czego brakowało jej dwulatką – szybkości, ruchu, nie była dostatecznie rozwinięta fizycznie, czy niedojrzała pod kątem psychicznym?
Nie do końca wtedy jeszcze dojrzała, ani fizycznie, ani w głowie. Ona nie jest jakaś nerwowa, czy bardzo pobudliwa, jest fajna do jazdy, dość grzeczna. Ale w ubiegłym roku jeszcze ani fizycznie, ani psychicznie nie była dojrzała. Takie dziecko.
Stajnia Westminster ma konie na Służewcu u kilku trenerów, także w Czechach u trenera Vaclava Luki. Jak to się stało, że Lady Iwona właśnie do Pana trafiła? Czy przy zakupie Pan współpracował z właścicielami, wybierał ją?
Nie. Ja zupełnie nie sugeruję, nie mieszam się w to, jakie konie są kupowane i do kogo trafiają od firmy Westminster. Jestem gotowy do pracy z końmi, opieki nad nimi, dobrego wytrenowania, na tym się skupiam.
Czyli po prostu Pan Ziburske sam tak zdecydował, że skierował Lady Iwonę, po zakupie na aukcji, właśnie do Pana do treningu?
Tak. Jak wspomniałem, Pan Ziburske wie, że ja mam cierpliwość, by poczekać na późniejszego konia, nie forsować go dwulatkiem. Nie ma oczywiście problemu, ja też mogę dwulatka przygotować na czerwiec, jeśli mam wczesnego, szybkiego konia w treningu, ale raczej wolę takie późniejsze dwulatki, takie konie, które mogą poprawiać jako trzylatki i wygrywać największe gonitwy w dystansie.
Czyli nie rwie się Pan do trenowania takich szybkich, wczesnych koni?
Niekoniecznie. Teraz oczywiście bardzo dużo koni w Irlandii, Anglii, czy Francji jest hodowanych szybkich, wczesnych, ale w czerwcu jako dwulatek to prawie każdy koń to jest jeszcze dziecko. Lecą te konie i u nas, bo właściciele mają mało cierpliwości, chcą szybko wygrywać, zarabiać pieniądze, ale to nie do końca dla mnie, bo różnie się później kariera takich koni rozwija, nie zawsze są w stanie po takim wczesnym eksploatowaniu w późniejszym wieku wykorzystać pełnię swoich możliwości.
Wracając do kariery Lady Iwony, to już zapewne przed Nagrodą Soliny wiedział Pan, że to jest koń na duże wyścigi, choć wcześniej nie wygrała żadnej gonitwy, nawet grupowej?
Tak i w Soliny to potwierdziła, pokazała, że ma ogromne możliwości. Mówię żartobliwie, że wcześniej to nie chciała w jakichś tam grupkach wygrywać, czekała aż przyjdą poważne wyścigi, by zwyciężać. Przed Nagrodą Soliny liczyliśmy na dobry występ, ale że aż na taki, to nie.
Nagrodę Soliny wygrała jednak w imponującym stylu, czy w tej sytuacji liczył Pan już na sukces w Derby?
Tak, tu byliśmy już dość pewni, powiedzmy dobrego biegania, nie będę filozofował, że byliśmy pewni, że wygramy. Ale było już widać w niej siłę, ona z wyścigu na wyścig szła z formą do przodu. Było już widać, że w głowie jest bardziej dojrzała i pod względem fizycznym też, chociaż jeszcze trochę do optimum jej brakowało. Jeszcze ciągle jej brakuje. To jest koń na przyszły rok, na czterolatka, wtedy może być na większe wyścigi, te za granicą.
Czyli zdecydowanie zakłada Pana, że po zimie, w przyszłym roku może być jeszcze lepsza i zrobić dalsze postępy?
Tak, jakby dobrze przezimowała – bo z tymi klaczami, zimowaniem i formą w wieku czterech lat, zwłaszcza na wiosnę, to różnie bywa – to wydaje się, że dopiero na przyszły rok Lady Iwona to będzie już naprawdę fajna kobyła.
A te krótko i dość nieszczęśliwie przegrane Derby z Jolly Jumperem ciągle siedzą Panu w głowie?
Niestety siedzą. Powtórki nie oglądałem do dzisiaj żadnej. Tylko to co na żywo, celownik minęły, wstałem i wyszedłem.
Czyli tak odrzuca Pan od siebie, wyrzuca z głowy to co się stało?
No tak, ale i tak się denerwuję, co tylko myślami wracam do tego wyścigu, to przecież przeżyć tego nie można. Dżokej John Egan zabrał nam szansę, przede wszystkim Lady Iwonie, bo ja czy Pan Ziburske mamy jeszcze szansę nie raz wygrać Derby, ale ta klacz już jej nie będzie miała. Derby są dla konia tylko w wieku trzech lat. Spierdzielił jej karierę. Niestety ciągle mam z tyłu głowy, nie wiem dlaczego, Pana Stanisława Sałagaja.
I jego legendarny pech do Derby, bo wygrał jako dżokej i trener wszystkie wielkie gonitwy, a w Derby zawsze brakowało mu szczęścia, nawet jak miał bitych faworytów, a nawet jak Susy wygrała, to ją zdyskwalifikowali? Boi się Pan tego samego w roli trenera, bo z Pride of Nelson też zabrakło Panu szczęścia przed Derby?
Mam nadzieję, że mnie ten pecha do Derby jako trenera trochę w przyszłości ominie. Pride of Nelson była w Derby trzecia, ale zwycięstwo było w jej zasięgu, co pokazała później, wygrywając Wielką Warszawską i zostając koniem roku w Polsce. Może niepotrzebny był ten wyścig w Nagrodzie Iwna, a przede wszystkim źle się stało, że padł wtedy rekord toru i ten wysiłek mógł ją sporo kosztować, zabrakło jej świeżości i błysku na Derby i Oaks, później je odzyskała. Byłem z nią blisko, by wygrać Derby, tu znów z Lady Iwoną też się pechowo nie udało.
Ale dwie takie pechowe przegrane, to chyba jeszcze za wcześnie, by mówić o takim fatum, jak w przypadku Stanisława Sałagaja, zwłaszcza, że Pan wygrywał jednak Derby jako dżokej?
A zwłaszcza, że jako trener, to ja jestem jeszcze bardzo młody, prawie junior.
Jakie były ustalenia z Johnem Eganem co do jego jazdy na Lady Iwonie w Derby, jakie mu Pan wydał dyspozycje?
W tylu koniach trudno jest wydawać twarde dyspozycje, zwłaszcza, że to przecież jest bardzo doświadczony dżokej. Ja mu tylko powiedziałem o koniu, jaka jest Lady Iwona, na co ma zwrócić uwagę. Na to, że musi do konia finiszować, że nie może być zbyt wcześnie na froncie, tak jak było właśnie w wyścigu z Maggiore, że znalazła się za wcześnie na prowadzeniu i w efekcie krótko przegrała ten wyścig. I mówiłem mu też o tym, że jak będzie na prostej finiszowej już trochę zmęczona, to może mu się ewentualnie chować w lewo za innego konia. I tak rzeczywiście się stało. I to był jego największy, uczniowski błąd, już pomijając te wszystkie co zrobił po drodze, gdy dużo stracił na zakręcie przy wyjściu na prostą. Żeby taki dżokej nie potrafił bata przełożyć do lewej ręki? Wystarczyło przełożyć bat, klepnąć ją po łopatce z lewej strony, to by się wcześniej wyprostowała i wtedy by i tak wygrała te Derby, pomimo tej jego katastrofalnej jazdy.
Pewnie rzeczywiście Lady Iwona, uderzona batem z lewej strony, poszłaby w prawo, nie wpadła na zad Jolly Jumpera, nie zostałaby zbita z chodu i wtedy prawdopodobnie wygrałaby Derby.
A taki doświadczony dżokej, żeby on bata nie potrafił przełożyć? Do dziś nie mogę tego zrozumieć. To był najgorszy błąd jaki zrobił w tym wyścigu. Taki gwóźdź do trumny na koniec.
Pamiętam, bo rozmawialiśmy kilka dni przed Derby, że bardzo długo szukaliście za granicą dżokeja dla Lady Iwony. Z czego to wynikało, że tak długo nie mieliście ustalonego dosiadu?
Tak nieszczęśliwie się złożyło, że każdy dżokej, którego chcieliśmy wziąć, albo z góry był zajęty, albo okazywało się w ostatniej chwili, że jednak nie może przyjechać. Widocznie tak musiało być, ja trochę wierzę w to przeznaczenie z góry, widocznie nam nie dane było w tym roku, by wygrać te Derby. Co chwilę coś wypadało. Jeden dżokej miał przyjechać z Francji, ale nagle go zapisali w wyścigu G1 i jednak nie mógł zrezygnować z dosiadów. Drugi miał przyjechać, ale jednak nie mógł, bo ostatecznie pojechał tego samego dnia w niemieckim Derby w Hamburgu. Ten coś, ten coś tam i ostatecznie skończyło się, tak jak się skończyło, na Eganie.
Jaki jest plan dla Lady Iwony na dalszą część sezonu? Trochę przerwy, odpoczynku i Wielka Warszawska, jak w przypadku Pride of Nelson, czy jednak myślał Pan o starcie w St. Leger? (rozmawialiśmy przed zapisami, które odbyły się w środę 17 sierpnia – przyp.red.)
Nie, St. Leger na pewno nie, natomiast planujemy bieganie w Nagrodzie Krasne dla klaczy. Z nią jest trochę inaczej niż z Pride of Nelson, która po Oaksie miała długą przerwę do Wielkiej Warszawskiej, bo potrzebowała odpoczynku po trudnym biegu w rekordowym czasie w Iwna i później po Derby i Oaksie. Dwulatką też biegała więcej, a Lady Iwona jako dwulatka biegała tylko dwa razy. Co prawda trzy ostatnie wyścigi też nie były dla niej łatwe, zwłaszcza Derby i Oaks, ale ona czuje się dobrze, cały czas poprawia i taki start w Nagrodzie Krasne jej się przyda. Aż dwa miesiące przerwy pomiędzy Oaksem, a Wielką Warszawską to byłoby dla niej trochę długo, mogłoby ją wybić z rytmu.
A z Night Tornado, Jolly Jumperem, Neverlandem nie chce Pan, by się ścigała już w St. Leger? Do decydującej rozgrywki dojdzie w Wielkiej Warszawskiej?
Lady Iwona miała jednak dwa dość ciężkie wyścigi w Derby i Oaks. 2800 m z ogierami w St. Leger to byłby kolejny ciężki wyścig, dość krótko przed Wielką Warszawską. Lepiej będzie, jak to ominie, z klaczami w Nagrodzie Krasne powinno być znacznie lżej.
W Wielkiej Warszawskiej już pewnie dojdzie do spotkania z koniem roku 2021 Night Tornado i rewanżu za porażkę w Derby z Jolly Jumperem. Jak Pan widzi szanse Lady Iwony w tym prestiżowym wyścigu?
Na pewno będziemy chcieli pokonać Jolly Jumpera, ale chyba bardziej na rewanż za Derby to liczy publiczność, jej kibice, niż ja. Podchodzę do tego spokojnie, chcę ja jak najlepiej przygotować, by jak najlepiej przebiegła, a staram się nie traktować tego jako rewanżu. Wydaje się, że Jolly Jumper jest do pobicia, co widzieliśmy w Derby. Dla mnie najlepszym koniem w Polsce jest Night Tornado i wydaje się, że jak on będzie zdrowy, to ten, kto jego ogra, to wygra Wielką Warszawską.
Jeśli Night Tornado będzie w topowej formie, to w Pana ocenie Lady Iwona jest w stanie go ograć, albo ewentualnie inne trzylatki – Jolly Jumper, czy Kaneshya?
Wydaje mi się, że nie. Jeszcze nie w tym roku. Pod warunkiem oczywiście, że Night Tornado będzie zdrowy, w pełni formy, bo gdy był w słabszej dyspozycji to już przegrywał.
Jeśli Lady Iwona miałaby wejść na poziom Night Tornado i go ograć, gdy ogier będzie w wysokiej formie, to raczej w przyszłym sezonie?
Tak myślę.
Czyli w tym roku raczej też nie będziecie się wychylać ze startem zagranicznym dla Lady Iwony, dopiero w przyszłym sezonie, czy może jednak są takie plany?
Jest to wszystko uzgadniane z właścicielem. Rozmawialiśmy wstępnie, że jeśli pojedziemy w tym roku raz z Lady Iwoną na wyścig za granicę, to po Wielkiej Warszawskiej. Tak jak było z Pride of Nelson, którą po zwycięstwie w WW zabrałem do Francji i tam spisała się bardzo dobrze, zajmując trzecie miejsce w gonitwie Listed Race. Jeśli Lady Iwona będzie dobrze się czuła po WW, będzie w formie, to być może spróbujemy. Ale to wszystko będzie uzgadniane z właścicielem, ja sam nie będę decydował.
Czy Pana zdaniem, to jest taka klacz o predyspozycjach długodystansowych, nawet bardziej na 2800-3200 m niż nawet na 2400, czy niekoniecznie?
Tak, wygląda na konia długodystansowego. 2600-2800 m to może być dla niej optymalny dystans. 3200 m to nie wiem, to może już być daleko.
Ale jednak bardziej stayerka niż klacz na klasyczny dystans 2400 m, czy 2000 m, na których rozgrywane jest większość największych wyścigów w Europie?
Tak, na pewno. Jeśliby jechać z nią, powiedzmy do Niemiec, to na 2000 m raczej nie mamy z nią tam czego szukać, bo w Niemczech jeżdżą w takich wyścigach za szybko.
Gdy rozmawiałem o Lady Iwonie ze Szczepanem Mazurem, który wygrał na niej Oaks, to mówił, że ona na tym etapie ma jeden feler: w dystansie jeszcze nie idzie najlepiej, że wolno się rozkręca, że nie galopuje tak szybko, że trzeba ją prosić i dopiero na finiszu w pełni staje na chód. Jest szansa, że z czasem uda się to u niej zmienić na lepsze?
Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Są takie konie, sam na takich jeździłem jako dżokej, że w dystansie się je jedzie i jedzie i jedzie. Ona też trochę taka jest i trochę ją to też w dystansie kosztuje. Oaks wydawało się, że wygra łatwiej i pewnie tak by się stało, gdyby nie nieszczęśliwe zdarzenia w tej gonitwie. Miała od razu ciężką przeprawę po starcie, bo ją zarąbali po wyjściu z maszyny startowej. To musiało być bolesne. Na zakręcie znów miała taki ciężki moment, są takie konie, które mają problemy na zakrętach i jej też czasem się to zdarza. I przed wyjściem na prostą musiała w jakąś dziurę wpaść. Oglądałem powtórki i to było widać.
Czyli ten Oaks generalnie, mimo zwycięstwo, nie za bardzo się Lady Iwonie ułożył?
Już po starcie była bardzo groźna sytuacja, dobrze, że tak szczęśliwie się to skończyło.
Kto po starcie w Oaksie na nią wpadł?
Z jednej strony Abajew na Chibani, z drugiej Sabatbekov na Lady Jaguar. Wszyscy, w tym Komisja Techniczna, musimy być czujni w tych sprawach ze względu na bezpieczeństwo koni i jeźdźców, nie może być przyzwolenia i pobłażania dla dżokejów w kwestii najeżdżania na inne konie. Dobrze, że jest grupa młodych zdolnych jeźdźców z Kirgizji, bo inaczej byłby problem z obsadą gonitw i nie bardzo miałby kto jeździć. Ale nie może być przyzwolenia na najgorszy grzech jaki może popełnić jeździec – czyli na niebezpieczną jazdę i Komisja Techniczna musi bacznie zwracać na to uwagę.
Czyli zauważył Pan, że ostatnio częściej to się zdarza niż w poprzednich latach?
Coraz więcej koni jest zarąbanych. Jak nie będzie za to stanowczych kar, to będzie z tym coraz gorzej. Kilka tygodni temu Angelus Satani z mojej stajni został pokaleczony w wyścigu, w Oaksie ucierpiała Lady Iwona. Z resztą klacz Saliha Plavaca, Zarine, która startowała w Oaksie obok Lady Iwony, też została po starcie skoszona przez te konie, które spowodowały kolizję.
Kończąc wątek Lady Iwony, proszę powiedzieć jaki to jest koń na co dzień, jak się zachowuje w stajni, na treningach, jaki ma charakter?
Jest bardzo fajna, grzeczna, taka przylepa. Na treningu często klasowe konie mają tak, że chodzą jak osły i za bardzo im się nie chce. Ona z kolei to chciałby tę robotę treningową szybko zrobić, spieszy się jej do stajni. Jak się jedzie na niej kenter, to ona na początku czeka, by wyczuć, czy będzie musiała szybciej galopować, czy raczej spokojny trening. Jest taka ciągle przygotowana do tego szybkiego galopowania. Taka ambitna jest. Chciałaby szybko załatwić taki galop, wygrać go i do domu.
Jakby miał Pan porównać Pride of Nelson i Lady Iwonę, to która wydaje się mieć większe możliwości, większą klasę?
Pride of Nelson po karierze dwuletniej, na trzylatkę, była już taka bardziej dojrzała, wcześniej doszła do wysokiej formy, była wyjściowo szybsza. A tak na dłuższą metę, to wydaje się teraz, że Lady Iwona docelowo może być lepsza od niej.
Czyli teraz powinno być już z górki i ten uśmiech będzie częściej gościł na Pana twarzy? Bo w pewnym momencie odeszła z Pana stajni liczna grupa dobrych koni Saliha Plavaca oraz Sławomira Pegzy i był to trudny okres. Teraz jest Lady Iwona i szansa na jej dalsze sukcesy, a także to, że dzięki tym wygranym pojawi się w stajni grupa kolejnych dobrych koni, będą się zgłaszać do Pana nowi właściciele?
Lubię powtarzać słowa, które usłyszałem u któregoś dobrego sportowca: my wygranych potrzebujemy, jak tlenu. Jak nie masz tych wygranych, to ci powoli zaczyna tego tlenu brakować. Wtedy i atmosfera robi się nieciekawa i ciężko jest pracować. I mi w pewnym momencie, jako trenerowi, też tego tlenu trochę brakowało, ale teraz Lady Iwona podłączyła mnie pod butlę z tlenem.
Rozmawiał Robert Zieliński
Wkrótce zamieścimy w portalu Trafnews.pl drugą część rozmowy z trenerem Piotrem Piątkowskim, w której opowie innych koniach ze swojej stajni, potencjalnych następach Lady Iwony, o współpracy z właścicielami, oceni najlepszych dżokejów ze Służewca, a także podzieli się wspomnieniami ze swojej bogatej w sukcesy kariery jeździeckiej w Polsce, Austrii i w Niemczech