More

    Marian Ziburske: Naszym marzeniem jest wygrywanie największych europejskich wyścigów

    Firma Westminster od dwunastu lat inwestuje w wyścigi konne. Od kilku sezonów jest głównym partnerem Toru Wyścigów Konnych Służewiec. Oprócz tego jest właścicielem kilkudziesięciu koni trenowanych w Polsce, w Czechach, na Słowacji i w Niemczech. Ponad trzydziestka z nich na co dzień przygotowywana jest w polskich stajniach. Ich wyniki budzą respekt. W ostatnich latach nie tak łatwo było znaleźć dystansowy wyścig pozagrupowy bez konia w charakterystycznych biało-niebieskich barwach stajni Westminster. Sezon 2023 jest dla niej wyjątkowy, jej gwiazda Lady Ewelina dołączyła do grona czołowych europejskich klaczy, a Westminster Moon wygrał dla Westminster pierwsze polskie Derby. Z tej okazji postanowiliśmy zaprosić do rozmowy właściciela firmy Westminster, działającej w branży nieruchomości – Mariana Ziburske.

    Michał Celmer: Od Derby minęło zaledwie kilka dni, więc musimy zacząć od świeżo upieczonego derbisty. Jak zaczęła się wspólna droga syna Sea The Moona i stajni Westminster? Czy mógłby Pan przybliżyć historię zakupu i jego motywy?

    Marian Ziburske: Westminster Moon został wybrany wspólnie przeze mnie oraz Tomasa Jandę i zakupiony na aukcji Tattersalls. Zawsze powtarzamy, że Sea The Moon to bardzo dobry reproduktor, a Westminster Moon jest na to kolejnym żywym dowodem. Rok wcześniej kupiliśmy po nim świetną Moonu. Po tym jak biegała u nas z sukcesami, udaliśmy się do prywatnej stadniny, z której pochodzi, z planem zakupu jej brata, ale nie byliśmy zadowoleni z tego jak się prezentował. Właściciel nie był szczęśliwy, ponieważ po tym jak udało nam się kupić Moonu za stosunkowo niewysoką cenę, liczył na dobry zarobek przy kolejnej sprzedaży, natomiast my uważaliśmy cenę, którą podał, za zbyt wygórowaną. Zaczęliśmy więc rozglądać się za innym potomkiem Sea The Moona, aż go znaleźliśmy.

    Dyskusje o Westminster Moonie trwały między nami dość długo, ponieważ na aukcji wydawał się dość niewielki, ciężki, a w dodatku o krótkich nogach. Jednak Tomas Janda miał przeczucie, że choć na ten moment ogierek nie prezentuje się imponująco, mocno się rozwinie w niedalekiej przyszłości. Za to od początku Westminster Moon miał bardzo dobry charakter i równie dobrze się poruszał. Wiele osób nie rozumie tego, że często na aukcjach wybierane są konie, które zostały przygotowane specjalnie na tę okazję tak, aby prezentowały się doskonale. Aby ich mięśnie (często te, które nie będą w przyszłości w użyciu) były świetnie wyeksponowane. Niestety później, kiedy te konie trafiają już do docelowej stajni i rozpoczynają trening, rozczarowują. Wygląd to nie wszystko. Zrozumienie informacji wynikających z rodowodu, wiedzy na temat stadniny, z której dany koń pochodzi, a do tego intuicja i doświadczenie, pozwalają wybrać naprawdę dobrego konia.

    Westminster Moon jako odsadek. Fot. Tattersalls

    Westminster Moon Derby wygrał łatwo, a jak Maciej Janikowski powiedział, mógł wygrać jeszcze swobodniej. Jak ocenia Pan ten start, czy spodziewał się Pan takiego rezultatu?

    Tak, wygrał z przewagą czterech długości, przy łagodnym prowadzeniu na finiszu przez dżokeja. Tych długości mogło być jeszcze więcej, bo koń miał spory zapas, ale nie było potrzeby go bardziej eksploatować. Dał z siebie tyle, ile trzeba było, aby wygrać Derby i zrobił to w bardzo dobrym stylu. Z racji jego poprzednich sukcesów, braku silnych przeciwników z zagranicy w stawce, wycofania Nordminstera, który według mnie jest niedoceniany przez polskie media branżowe, wiedzieliśmy, że jeśli nic nieprzewidzianego nie wydarzy się w tej gonitwie, powinien minąć celownik jako pierwszy.

    Podczas dni wyścigowych na Służewcu często można spotkać Pana w gronie najbliższych. Jakie emocje towarzyszyły Państwu podczas tego zwycięstwa?

    Wyścigi są moją wielką pasją. Na każdym spotkaniu biznesowym staram się reklamować naszą dyscyplinę, aby zarazić nią jak najwięcej osób, żeby pozyskać nowych sponsorów. Oczywiście w wyścigi angażuję także moją rodzinę i przyjaciół. Oni też stali się zagorzałymi pasjonatami. Bywanie co weekend na wyścigach daje nam też okazję do spędzania czasu wspólnie. Zwłaszcza podczas dni i gonitw pod patronatem Westminster mamy na torze wielu gości, co bardzo mnie cieszy. Świętowanie sukcesów w gronie bliskich daje dużo większą radość niż świętowanie ich samemu.

    Westminster Moon wygrywa polskie Derby 2023 pod Sanżarem Abajewem

    Zapytałem trenera Macieja Janikowskiego o jego wizję następnych startów Westminster Moona, skłaniał się raczej ku pozostaniu na co najmniej dwa następne starty w Polsce. Jakie starty Pan widzi dla swojej nowej gwiazdy?

    Czasami mamy z trenerem odmienne wizje na temat jego kolejnych startów. Na ten moment zaczekamy aż dojdzie do siebie po tym wyścigu, zobaczymy jak długo to potrwa i w jakiej będzie kondycji. Najważniejsze, aby był zdrowy. Z pewnością będziemy chcieli sprawdzić go za granicą i tutaj zdania są zgodne. Obecnie rozpatrujemy różne opcje, finalna decyzja zapadnie w oparciu o kondycję konia i potencjalnych rywali w zapisie do interesujących nas gonitw.

    Innym koniem po Sea The Moonie, który ostatnio biegał w zagranicznych wyścigach jest Moonu. Jak podsumować może Pan jej ostatnie starty? Czy możemy się spodziewać kolejnych wyjazdów na Zachód?

    Moim zdaniem Moonu jest najlepszą klaczą w Polsce na dystansie 2000 metrów. W ostatnich wyścigach mogła wypaść lepiej, gdyby tor był bardziej elastyczny. Niefortunnie też mieliśmy w gonitwie Listed w Niemczech aż 14 konkurentów z bardzo wysokiej półki. Jak się okazało, tego dnia nie byliśmy w stanie konkurować o najlepsze miejsca. Teraz naszym głównym celem dla niej będzie zdobycie we Włoszech statusu black type, co może okazać się nieco łatwiejsze. Oczywiście będzie też biegała w Polsce, a pod koniec sezonu może spróbujemy jeszcze raz w Niemczech.

    Moonu – córka Sea The Moona była w Polsce najlepszą dwulatką rocznika. Na zdjęciu wygrywa Nagrodę Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi przed Matt Machinem. Stajnia Westminster odnotowała wtedy imponujący dublet.

    Do tegorocznego polskiego Derby początkowo zgłoszonych zostało siedem koni z Pańskiej stajni: Westminster Moon, Joe Black, Westminster Grey, Manwhataman, Westminster Boy, Lady Gia, Nordminster. Ostatecznie nie wystartowały cztery z nich, dlaczego nie pobiegły i czy swój spory potencjał, który można wywnioskować po zapisie, pokażą w niedalekiej przyszłości?

    Joe Black miał dobre starty w wieku dwóch, dostrzegliśmy w nim spory potencjał i to przesądziło o zapisaniu go do Derby. Jednak później nieco zawiódł, wynikami nie dorównując do pokładanych w nim nadziei. Uznaliśmy, że to nie jest dla niego właściwy moment, więc go wycofaliśmy. Bardzo mocno wierzyliśmy w Nordminstera, ma doskonały dystansowy rodowód, jego brat był trzeci w niemieckim Derby. To duży i silny koń, który wciąż się rozwija. Wielka szkoda, że nie mógł wystartować w Derby, powodem były braki w jego dokumentacji medycznej. Jestem przekonany, że finiszowałby bardzo blisko zwycięzcy. Mamy jeszcze Westminster Boy’a i Lady Gię, to kolejne dwa konie o dużym potencjale. Trener Ziemiański zawsze mówi, że Westminster Boy może być nawet lepszy niż Manwhataman, a w Lady Gii widzimy potencjał na black type. Niestety, oba te konie miały problemy zdrowotne w pierwszej części sezonu. Na szczęście teraz wracają już do zdrowia i niewykluczone, że Lady Gię zobaczymy w polskim Oaks.

    Stajnia Westminster z roku na rok jest coraz bardziej widoczna zarówno na polskich jak i zagranicznych torach. Z czego to wynika? Czy uważa Pan, że wyścigów trzeba się nauczyć? Mówiąc wyścigi, mam na myśli dobieranie koni na aukcjach, budowanie relacji z trenerami i jeźdźcami, zarządzanie startami koni, dobieranie wyjazdów zagranicznych. 

    Prowadzimy ten projekt już dwunasty rok. Wyhodowaliśmy konie black type i wielu runnerów odnoszących sukcesy w Niemczech czy Francji. Najmniej widoczni byliśmy w Polsce, teraz z każdym rokiem podnosimy liczbę i jakość koni, będących tutaj w treningu. Musieliśmy się wiele nauczyć. Dziś już wiemy, którzy polscy trenerzy są najlepsi dla każdego z naszych koni, potrafimy ich dopasowywać zgodnie z ich preferowanymi metodami treningowymi. Oczywiście popełnialiśmy po drodze błędy, zdarzało nam się dokonać nieodpowiedniego doboru trenera, czy mieć nieudane zakupy na aukcjach, ale z każdym rokiem stajemy się coraz lepsi, również na arenie międzynarodowej.

    W poprzednim wywiadzie powiedział Pan, że Pańskim ulubionym koniem jest Lady Ewelina. Była siódma we francuskim Oaks, a mogła skończyć jeszcze bliżej. Gdzie teraz zobaczymy najlepszego konia stajni Westminster?

    Jeśli chodzi o Lady Ewelinę, to od pierwszego jej startu wiedzieliśmy, że jest wyjątkową klaczą. To był świetny zakup. W Kolonii i w Hanowerze wygrała w kapitalnym stylu. We Francji wyścig był pechowy, ale zajęcie siódmego miejsca w gronie najlepszych klaczy na świecie, nawet przed zwyciężczyniami francuskich gonitw G1, jest dużym osiągnięciem. Rezultat oczywiście byłby lepszy, gdyby miała lepszą pozycję tuż po starcie. Następnym celem dla niej jest niemiecki Oaks, gdzie wystartuje jako jedna z trzech faworytek. Mamy nadzieję, że w tym wyścigu będzie mogła znowu pokazać swoją klasę.

    Lady Ewelina wygrała Schwarzgold-Rennen G3 (pula nagród 55 tysięcy euro) w Kolonii na dystansie 1600 m. Fot. rheinische-anzeigenblaetter.de

    Czy współpraca z dżokejem Eduardo Pedrozą będzie kontynuowana, a może do siodła koni startujących w Niemczech wróci Szczepan Mazur?

    Eduardo Pedroza jest pierwszym dżokejem w stajni naszego trenera Andreasa Wöhlera, więc może zostać zaangażowany do startu na jego klaczach. Decyzje jeszcze nie zapadły. Wiemy, że na ten moment drugi wiodący dżokej jest kontuzjowany, więc czekamy na rozwój wydarzeń. Eduardo jest bardzo dobrym jeźdźcem i równie fantastyczną osobą, odnieśliśmy wspólnie niejeden sukces. Oczywiście nasze myśli zawsze krążą wokół Szczepana Mazura, lubimy z nim współpracować i z pewnością będziemy chcieli jeszcze do tego wrócić w przyszłości. 

    Chciałbym zapytać o rolę właściciela koni w wyścigach. Co może, musi i czego nie powinien robić właściciel?

    To złożona kwestia. Myślę, że kluczowe jest tutaj, jaką wiedzę i doświadczenie posiada właściciel. To powinno determinować zakres jego decyzyjności i wachlarz podejmowanych działań. W naszym przypadku wygląda to tak, że mocno angażujemy się w wybór naszych koni, a na dalszym etapie dajemy dużo przestrzeni trenerom. Ci z zasady powinni respektować generalne cele właściciela, jeśli jest on wystarczająco doświadczony, żeby odpowiednio je obrać i pomagać mu je osiągnąć. Z kolei właściciel powinien używać swojej wiedzy tak, aby zapewnić trenerowi właściwego konia, z którego będzie on w stanie wydobyć pełnię jego możliwości. 

    Są również sytuacje, w których współpracuje się z trenerami, mającymi wyjątkową zdolność wybierania świetnych koni na aukcjach, jak Krzysztof Ziemiański czy Adam Wyrzyk. W takim przypadku w interesie właściciela jest zaufać trenerowi w kwestii wyboru konia i uzgodnić wspólnie strategię jego kariery zgodną z ogólnymi założeniami. Równie ważne są kontakty w środowisku wyścigowym oraz w stadninach. Jeśli właściciel ich nie posiada, a ma je trener, to dodatkowa korzyść. Często warto nawiązać również współpracę ze sprawdzonym agentem i słuchać jego wskazówek.

    Dekoracja po zwycięstwie Lady Iwony w polskim Oaks.

    Kolejny raz w Derby stajnia Westminster wystawiała kilka koni, od różnych trenerów. Czy przygotowanie taktyki zależało od Pana?

    W tym roku nasza strategia była dość oczywista. Manwhataman i Westminster Moon wygrały gonitwy przygotowawcze do Derby. Wydaje mi się, że w związku z tym, to pozostali właściciele i trenerzy musieli skupić się na dobraniu skutecznej strategii przeciwko nam, dlatego my poszliśmy o krok dalej i zaplanowaliśmy kolejne ruchy. Oba te konie potrzebują szybkiego tempa w dystansie, dlatego dedykowaliśmy pacemakera w postaci Westminster Grey’a, co było bardzo dobrym posunięciem, w dodatku w duchu „teamwork” bo jest to koń w treningu Macieja Jodłowskiego i współpraca przyniosła oczekiwane rezultaty. Oczywiście mając konia tej klasy co Westminster Moon, kluczowym zadaniem było zapewnienie mu dobrej pozycji do finiszu na ostatniej prostej, resztę zrobił sam. Jedyną obawę mógł stanowić ewentualny kiepski stan toru, wypadek lub inny czynnik, który spowolniłby wyścig, na szczęście nic takiego się nie wydarzyło.

    Konie własności Westminster trenują nie tylko w Polsce. Coraz więcej z nich przygotowują trenerzy w Niemczech, w Czechach, na Słowacji. Skąd taka decyzja?

    Nasz projekt zawsze miał wymiar międzynarodowy. Nie możemy już zwiększyć liczby koni trenowanych w Polsce, nie ma tutaj wystarczającej liczby wyścigów i nie chcielibyśmy, aby w jednej gonitwie wysokiej rangi startowały nasze trzy lub cztery konie. To nie jest nasz cel, ani także z pewnością marzenie pozostałych właścicieli na Służewcu. Zamiast tego chętnie wysyłamy nasze konie do treningu za granicę, żeby rywalizowały na Słowacji czy w Czechach. Naszym marzeniem jest również wygrywanie największych europejskich wyścigów, do czego potrzebni nam są również trenerzy tacy jak Andreas Wöhler.

    Czy można spodziewać się tego, że polscy, czescy, słowaccy trenerzy w przyszłości będą pełnić rolę pre-trainerów i najlepsze konie ze stajni Westminster docelowo przygotowywane będą w Niemczech, we Francji, Irlandii, czy w Anglii? Tak wygląda historia Lady Eweliny.

    Myślę, że to pytanie bardziej do organizatorów wyścigów Polsce. Po naszej stronie sytuację każdego z koni rozpatrujemy indywidualnie, dlatego generalne założenie, że polscy, słowaccy czy czescy trenerzy mają pełnić rolę pre-trenerów, byłoby błędne. Aż 80 procent naszych koni trenuje obecnie w Polsce, na Słowacji i w Czechach. Tylko dwa razy przenieśliśmy konie do Niemiec, z dwóch różnych powodów. Za pierwszym razem powodem był brak zadowolenia z wyników, a za drugim, właśnie w przypadku Lady Eweliny, byliśmy tak zadowoleni z rezultatów, że chcieliśmy od razu zapisywać ją do wyścigów Listed. W tym miejscu musimy spojrzeć na plan wyścigów w Polsce. Właściciel dwuletniej klaczy, biegającej na dystansach od 1400 do 1600 metrów, z prognozami na optymalny dystans w granicach 2000 – 2200 metrów w wieku trzech lat, nie znajdzie dla niej w tym planie żadnego wyścigu black type. Dotyczy to dwulatek, ale także klaczy starszych. W przypadku dobrego ogiera, którego optimum dystansowym jest 2400 – 2600 metrów, sprawa wygląda zgoła inaczej. Takiego konia można pozostawić w polskim treningu, aby walczył o zwycięstwo w Nagrodzie Prezesa Totalizatora Sportowego i docelowo w Wielkiej Warszawskiej, a w międzyczasie startował również za granicą w gonitwach black type. 

    Dla nas dobro konia i jego kariery jest zawsze na pierwszym miejscu. Uważamy, że Lady Ewelina zasłużyła na szansę ścigania się na wyższym poziomie. Zarówno ona, jak i jej hodowcy, dla których starty w gonitwach najwyższej rangi w Europie są tak samo ważne, jak dla nas. Poza tym transportowanie młodej klaczy na tak długich trasach, w naszej ocenie nie jest dobrym rozwiązaniem. Wydaje mi się, że każdy, kto zna się na koniach, ma podobne zdanie. To nie była decyzja podjęta z powodu braku umiejętności trenerskich Macieja Janikowskiego, bo te są udowodnione i bezsprzeczne, podjęliśmy ją z powodu braku odpowiednich dla niej wyścigów w Polsce. 

    Lady Ewelina rozpoczęła karierę od dowolnego zwycięstwa na Służewcu.

    Uważam, że polscy właściciele, tacy jak Dozbud, Pegza, Plavac czy Kishore Mirpuri, poczynili duży progres w ostatnich latach, zainwestowali spore kwoty, natomiast pula nagród, co musimy powiedzieć, nie podążyła za tą tendencją. Oczywiście bardzo się cieszymy, że pule w Derby i Wielkiej Warszawskiej wzrosły, ale to tylko dwa wyścigi, odpowiednie pod kątem dystansu i wieku tylko dla pewnej grupy koni. Pozostałe muszą ścigać się za granicą, aby poczyniona na nie inwestycja właścicielska, mogła się zwrócić. Będzie to tak wyglądało aż do momentu, kiedy będzie to możliwe również w Polsce. Patrzenie w kierunku krajów, w których jest znacznie więcej pieniędzy w branży, czy to pod kątem pul nagród, czy sprzedaży, to naturalna rzecz. To dotyczy również właścicieli z Niemiec czy Włoch. Jeśli mamy zachęcić polskich właścicieli do zakupu koni z coraz większym potencjałem, które są też coraz droższe na aukcjach, pula nagród musi znacznie wzrosnąć. Mam tu na myśli wzrost na poziomie 100 procent, nie 10.

    Czy gdy wybiera Pan konie na aukcjach, to myśli w pierwszej kolejności o wynikach na torze, czy może jest tak, że liczy się dla Pana potencjał hodowlany klaczy, a wyścigi traktuje Pan jako tylko etap w ich życiu?

    Naszym celem zawsze jest zakup dobrego konia wyścigowego. Pod każdym kątem. Rodowód jest podstawą do rozważań nad zakupem jako wyznacznik potencjału i przyszłej ceny danego konia lub klaczy w kontekście hodowlanym, ale wyniki sportowe są równie ważne. Chcemy, aby nasze konie, poza dobrym rodowodem, wygrywały klasyki i osiągały rating na poziomie 80 funtów lub większym. Jak dotąd dwie klacze spełniły wszystkie te kryteria, są to Lady Iwona i Moonu, które niebawem zasilą nasza hodowlę. 

    Jak widzi Pan przyszłość stajni i hodowli Westminster?

    Każdego roku chcielibyśmy osiągać lepsze wyniki. W zeszłym sezonie udało nam się zdobyć tytuł Właściciela Roku w Polsce, z którego jesteśmy bardzo dumni, ale to nie jest szczyt naszych ambicji. Osiągnęliśmy sukcesy z Westminster Moonem i Lady Eweliną, a w kolejce czekają następne bardzo dobre konie, wyselekcjonowane przez nas na aukcjach w całej Europie. Zakupiliśmy kolejne dwulatki za dość wysokie kwoty i będziemy czuwać nad ich rozwojem. W naszej strategii zaszły drobne zmiany, ale myślę, że zmiana jest dobrą drogą, jeśli celem jest progres. 

    Dekoracja po zwycięstwie Westminster Cat, wyhodowanej przez Westminster, po Nagrodzie Efforty.

    Rozmawiał Michał Celmer

    Na zdjęciu tytułowym Marian Ziburske po zwycięstwie w polskim Derby 2023 ogiera Westminster Moon

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły