Z Kamilem Grzybowskim, od 2018 roku drugim po Szczepanie Mazurze najlepszym polskim dżokejem, rozmawia Jan Zabieglik
Statystki nie kłamią. W ostatnich pięciu sezonach byłeś w gronie polskich jeźdźców wyścigowych drugi po bogu, czyli Szczepanie Mazurze. Dwukrotnie w czempionatach zajmowałeś drugie miejsca (37 zwycięstw w 2018 r. i 45 w 2020 r.), a w trzech pozostałych, oprócz S. Mazura (i Konrada Mazura w 2021 r.), wyprzedzali Cię tylko zagraniczni jeźdźcy, ścigający się stale lub gościnnie na polskich torach. Czy w tym sezonie, pod nieobecność pracującego i dosiadającego konie w niemieckiej stajni popularnego „Szczepcia”, jesteś już najlepszym polskim dżokejem w krajowej rywalizacji?
Zależy, jak to rozpatrywać, bo jeśli tylko pod względem liczby zwycięstw w czempionacie, to może mnie wyprzedzić młodszy brat Szczepana, Konrad Mazur. W każdym razie teraz obaj mamy po 22 wygrane. Rywalizacja między nami będzie trwała zapewne do końca sezonu. Obaj pracujemy w niewielkich stajniach, więc wiele będzie zależało od dosiadów proponowanych nam przez innych trenerów.
Jednak jeźdźców ocenia się przede wszystkim, biorąc pod uwagę wyniki osiągnięte w gonitwach pozagrupowych. Pod tym względem, jeśli chodzi tylko o ten sezon, jesteś chyba w dużo lepszej sytuacji.
Rzeczywiście, wygrałem już dwie nagrody kategorii B dla folblutów: Golejewka (na Anatorze) i Haracza (po raz drugi z rzędu na Emiliano Zapacie). Odniosłem też zwycięstwo na Bahwanie w prestiżowych, wysoko dotowanych (suma nagród 209 025 zł) UAE President Cup Central European Arabian Derby (kat. A), które po raz drugi rozegrane zostały podczas Gali Derby.

Ubiegłoroczna czempionka w gronie trenerów, Cornelia Fraisl, musi mieć do Ciebie duże zaufanie, jeśli właśnie Tobie przyznała dosiad na utalentowanym Bahwanie. W dwóch poprzednich wygranych gonitwach dosiadał go Kirgiz, Bolot Kalysbek Uulu.
Bardzo się cieszę, że nie zawiodłem oczekiwań Pani Trener w tak ważnym wyścigu. Na jej koniach często wygrywałem w ostatnich sezonach, dzięki czemu utrzymywałem się w czołówce jeździeckiego czempionatu. Dla niej wygrałem w ubiegłych latach trzy pozagrupowe nagrody kategorii B: Kurozwęk i Wielkiego Szlema (obie na Gatsby de Bozouls) oraz Amuratha (na Samonlau ‘OA’).
Nie tylko wygrałeś kolejno wymienione wyżej nagrody, ale zwycięskie konie ustanowiły pod Tobą rekordy toru: Anator – 2’01 na 2000 m, Emiliano Zapata: 1’21,5” na 1400 m i Bahwan: 2’12,5” na 2200. (Kamil podczas Dnia Arabskiego ustanowił także czwarty rekord, na ogierze Wasmy Al Khalediah: 1800 m – 2’00,9″ , który został poprawiony przez Bolota Kalysbeka Uulu na Rasmy Al Kahlediah 17 września w biegu IFAHR CUP: 1’59,7″ – przyp. JZ).
Myślę, że rekordy są bardziej zasługą trenerów i koni niż moją. Mnie samego najbardziej zaskoczył liczony w ostatniej kolejności Anator. Nie czując żadnej presji na wynik, jechałem na nim spokojnie na końcu stawki i dopiero po wyjściu na prostą rozpocząłem, jak się okazało zwycięski finisz przy bandzie. Tamten wyścig ułożył się dla Anatora wprost idealnie. Dzięki temu, że oszczędziłem go w dystansie, gdy tempo wynosiło 28,9-29,1 s, w końcówce (30,7) przyszedł na gotowe. W kolejnych dwóch startach, już pod Antonem Turgaevem, był czwarty. Ale to nie znaczy, że gdybym ja jechał, na pewno by wypadł lepiej. W ubiegłym sezonie, chociaż zaliczał się do ścisłej czołówki, to jednak w siedmiu startach był tylko raz drugi i dwukrotnie trzeci.

Na Bahwanie również na prostej finiszowałem z ostatniej pozycji, ale on wprost pofrunął. Jest chyba najlepszym obecnie zagranicznym arabem biegającym na Służewcu, czego po dwóch jego pierwszych występach zapewne nie wszyscy się spodziewali. Natomiast Emiliano Zapata to koń specyficzny, na tzw. krótki rzut. Dlatego zarówno przed rokiem, jak i tym razem w Haracza, musiałem pozwolić wyszaleć się niezwykle szybkiej już od startu Jenny Of Success. Pierwszą pełną ćwiartkę pokonała ona w zawrotnym tempie 27,4 s. Musiała w końcówce stanąć i Emiliano po zaciętej walce wyprzedził ją o szyję. Ale już niespełna dwa miesiące później, w biegu o Nagrodę Syreny (kat. A, 1400 m), główny kandydat do tytułu tegorocznego czempiona Sanzhar Abaev poprowadził na niej trochę wolniej (28,9 s) i klacz pokonała Emiliano bardzo łatwo o 3 długości. Jednak on spisał się również bardzo dobrze, bo wyprzedził o 0,5 długości faworyta gonitwy Clyde’a.

Oprócz wymienionych wyżej gonitw, wygrałeś jeszcze: w 2018 r. Nagrodę Sambora (kat. A) na trzylatku arabskim Hanie Bersealu, w 2019 r. Nagrodę SK Krasne (kat. A) na derbistce Nemezis, oraz przede wszystkim w ubiegłym sezonie nagrody kategorii A: Westminster Rulera na Jolly Jumperze i Janowa (Przychówku) na Eweście. Dlaczego więc, choć osiągnąłeś już kilka znaczących sukcesów w karierze, trenerzy nie zasypują Cię propozycjami dosiadów? Co się takiego wydarzyło, że jednak ciągle pozostajesz jakby w rezerwie, jak solidny piłkarz, który jednak w ważnych meczach grzeje ławę? Czego Ci brakuje, żebyś powalczył o prymat z najlepszymi obecnie dżokejami z Kirgistanu, Sanzharem Abaevem i Bolotem Kalysbekiem Uulu?
Nie czuję się od nich gorszy. Realia są jednak takie, że choć jestem dżokejem już prawie od pięciu lat, to jednak tylko przez niecały rok (2018) pracowałem i jeździłem „na pierwszą rękę” w liczącej się stajni państwa Sabiny i Saliha Plavaców, w której trenerem był wtedy były świetny jeździec Piotr Piątkowski. Wygrał on ponad 1000 gonitw, w tym trzykrotnie Derby i Wielką Warszawską. Był dla mnie nauczycielem i mistrzem. Na trenowanym przez niego koniu, ogierze Blue Connoisseur, jak to my mówimy „dobiłem dżokeja”, czyli wygrałem setną gonitwę w karierze. Pamiętam dobrze, że był to 6 października 2018 roku. Miałem wtedy „dzień konia”, bo zwyciężyłem w sumie w czterech z ośmiu gonitw, w tym na wspomnianym Hanie Bersealu. Wcześniej, we wrześniu tamtego roku, wygrałem m.in. także dwa razy na dwuletniej Pride of Nelson, przyszłej zwyciężczyni Wiosennej, Iwna i Wielkiej Warszawskiej. Jednak nieoczekiwanie moja współpraca z właścicielem i trenerem nie była już tak dobra, dochodziło do napięć. W rezultacie, jeszcze w październiku 2018 roku, wróciłem do stajni Andrzeja Walickiego, który jako pierwszy z grona najlepszych trenerów dał mi szansę rozwoju już trzy lata wcześniej. U niego w 2016 roku wygrałem na Burkanie Al Khalediah 50. gonitwę. Zdążyłem jeszcze w 2018 roku zwyciężyć u trenera Walickiego m.in. w II grupie na przyszłej derbistce Nemezis. W sumie był to dla mnie bardzo udany sezon, w którym odniosłem 37 zwycięstw i w czempionacie zająłem drugie miejsce za Szczepanem Mazurem.

Po powrocie do trenera Walickiego okazało się jednak, mówiąc obrazowo, że wpadłeś z deszczu pod rynnę, bo właściciele najlepszej w stajni Nemezis, Andrzej i Ryszard Zielińscy, byli poumawiani na główne gonitwy z zagranicznymi jeźdźcami. Ponadto, oprócz Ciebie pracowali i jeździli u Andrzeja Walickiego dżokej Anton Turgaev i kandydat dżokejski Błażej Giedyk.
Faktycznie, jeździłem wtedy właściwie „na trzecią rękę”. Turgaev był na Nemezis dwukrotnie trzeci w I grupie. Giedyk wykorzystał szansę jazdy w Soliny i wygrał, ale w Derby i Oaks zwycięstwa odniósł na tej dzielnej i drogiej klaczy (została zakupiona na aukcji za 80 tys. euro) Brytyjczyk Fergus Denis Sweeney. Mnie z pańskiego stołu spadł na pociechę dosiad w gonitwie SK Krasne i dałem radę. W Wielkiej Warszawskiej pojechał jednak Irlandczyk Kieran O’Neill i zajął drugie miejsce. Wielki rewanż za porażki w Derby i Oaks wzięła, dosiadana przez młodego Słowaka Michala Abika, Pride of Nelson, świetnie przygotowana do tego występu przez trenera Piątkowskiego.
W sezonie 2020, pracując nadal u trenera Walickiego, byłem dwukrotnie drugi na Nemezis, najpierw w Widzowa, a następnie w Kozienic. W biegu o Nagrodę Prezesa Totalizatora Sportowego pojechał na niej Lukášek i też był drugi. Następnie wygrał, tak jak ja rok wcześniej Nagrodę Krasne, ale Nemezis miała do bicia wtedy tylko wyraźnie od niej słabszą Mary Elizabeth. W Wielkiej Warszawskiej Lukášek był na niej trzeci. Jak widać, uzyskiwałem na derbistce niewiele gorsze wyniki.
W tym pamiętnym dla mnie sezonie ponownie zostałem wiceczempionem. Tym razem z pokaźną liczbą 45 zwycięstw, uzyskanych na Służewcu (28), Partynicach (14) i w Sopocie (3).
Mnie jednak nadal nurtuje pytanie, co spowodowało, że Twoja pięknie rozwijająca się kariera w ubiegłym roku zastopowała? W pierwszej części sezonu wygrałeś nagrody: Rulera i zgoła sensacyjnie Janowa, kiedy Ewest pokonał w niej Almareda, z którym wcześniej w Kabareta przegrał o 7 długości.
Po słabszym sezonie 2021, w którym nie miałem stałej pracy i w efekcie wygrałem tylko 20 gonitw, w następnym zaproponował mi współpracę trener Maciej Jodłowski. Jej początek był wspaniały, bo wygrałem dla niego i dla siebie po raz pierwszy Nagrodę Rulera. Nic więc dziwnego, że Jolly Jumper był faworytem Nagrody Iwna. Niestety, została ona rozegrana wolnym tempem, co nie odpowiadało Jolly Jumperowi. Podczas szybkiej końcówki (29,5 s) nie udało mi się przecisnąć na nim przy bandzie i musiałem odbić nieco w pole, a wtedy tuż przede mną przemknął ostro finiszujący Kaneshya. Mój koń został dodatkowo wybity z rytmu i ostatecznie zajął czwarte miejsce. Odległości w celowniku nie były jednak duże: 1,25-łeb-0,5. Można powiedzieć, że ten mój wypadek przy pracy, patrząc pod kątem Derby, nie miał większego znaczenia, bo siły konia zostały zaoszczędzone. Jednak dla właścicieli i trenera Jolly Jumpera był to sygnał, że mój dosiad w Derby nie daje gwarancji zwycięstwa. Dlatego byli pewnie nawet zadowoleni, że mogli z czystym sumieniem zaproponować jazdę Szczepanowi, który akurat nie miał w stajni Adama Wyrzyka odpowiednio dobrego konia na Derby.
Szczepan nie zawiódł oczekiwań. Tylko dzięki jego mistrzowskiej jeździe Jolly Jumper odniósł zwycięstwo o łeb przed Lady Iwoną. Jakiś czas po Derby, w rozmowie z trenerem Jodłowskim zażartowałem, że dobrze, że pojechał Szczepan, bo ja bym pewnie na Jollym Jumperze nie wygrał! Dodałem jednak, że za to na Lady Iwonie raczej bym zwyciężył. To oczywiście tylko gdybanie po czasie, ale dosiadający Iwony w Derby słynny, rutynowany irlandzki dżokej John Francis Egan, finiszował na ostatniej prostej z ostatniej pozycji, najbliżej publiczności. Klacz odrobiła stratę kilku długości, ale w celowniku ogier zachował jeszcze przewagę krótkiego łba. Wypadki przy pracy, jak widać, zdarzają się także bardzo doświadczonym dżokejom.

Drugim dla Ciebie nieszczęśliwym koniem, po Jollym Jumperze, okazał się dwuletni Clyde, na którym otrzymałeś szansę wygrania Nagrody Mokotowskiej, wyłaniającej zimowego faworyta na Derby. Dlaczego jej nie wykorzystałeś?
W drugiej połowie ubiegłego sezonu nie widziałem już przed sobą przyszłości w stajni trenera Jodłowskiego. Ale otworzyła się przede mną szansa zatrudnienia od nowego roku w jednej z największych i odnoszącej wiele sukcesów stajni Krzysztofa Ziemiańskiego. Dla niego wygrałem m.in. trzykrotnie na grupowym Good Gifcie. Jednak wystarczyło jedno potknięcie, właśnie w prestiżowej gonitwie Mokotowskiej (pojechałem wtedy w zastępstwie dżokeja stajennego Stefano Mury) i od tej pory trener Ziemiański nie zaproponował mi żadnego dosiadu.
Cóż takiego się wydarzyło w Mokotowskiej, że tak surowo zostałeś potraktowany i oceniony?
Nie ma co ukrywać, że chcąc tak bardzo wygrać ten wyścig, jednak trochę przesadziłem. Podyktowałem na torze elastycznym (w skali 4,0) bardzo mocne tempo (8-30,2-31,9). Clyde wbiegł na prostą z przewagą kilkunastu długości. Tempo na ostatnich pięciuset metrach musiało jednak spaść drastycznie (35,2). Clyde gasł w oczach, ale robiłem wszystko, by pierwszy dojechać do mety. Jednak mi się nie udało. W celowniku dopadły Clyde’a i wyprzedziły nieznacznie Senlis i Joe Black (łeb-0,5 dł.). Niewiele brakowało, a pokonałby go także Sprytny Heniek, który stracił tylko 0,75 dł. To musiało przelać czarę goryczy trenera Ziemiańskiego i właścicieli konia. Wszystkie moje wcześniejsze dobre starty w tej stajni zostały jakby przekreślone. Moim zdaniem, niezbyt sprawiedliwie przypięto mi łatkę, że nie potrafię wygrywać na faworytach w ważnych gonitwach. I cóż mogę na to poradzić? Muszę znów cierpliwie czekać na kolejne szanse. Nauczyłem się pokory. Dziękuję szczególnie paniom trenerkom: Cornelii Fraisl, Kamili Urbańczyk i Natalii Szelągowskiej, które ciągle we mnie wierzą, i trenerom: Andrzejowi Walickiemu, Emilowi Zaharievovi, Wiaczesławowi Szymczukowi i Mariuszowi Wnorowskiemu. Dziękuję również wszystkim innym trenerom proponującym mi od czasu do czasu dosiady, gdy jestem wolny.
Mimo obecnej sytuacji zawodowej, która nie sprzyja Twoim ambicjom, tryskasz optymizmem i nie narzekasz na los. Skąd ta pogoda ducha?
Nie tylko nie narzekam, ale wprost przeciwnie, dziękuję losowi, że trafiłem na wyścigi, które są dla mnie fascynującym sportem. Zdaję sobie sprawę ze swoich słabszych stron, jeśli chodzi o technikę i taktykę jazdy na koniach. Ciągle staram się je poprawiać. Moim mentorem jest w tych sprawach były wieloletni kierownik Działu Techniczno-Selekcyjnego i sędzia w Komisji Technicznej, ale przede wszystkim legendarny sprawozdawca wyścigowy Andrzej Szydlik. Z nim omawiam po każdym dniu wyścigowym moje dosiady.

A pogoda ducha i optymizm biorą się stąd, że od kiedy przyszła na świat moja córeczka Emilka, która 23 września ukończyła roczek, mam dla kogo żyć! Pragnę mieć codzienny udział w jej wychowaniu i dlatego w najbliższych latach nie zamierzam nigdzie wyjeżdżać do pracy, gdy u nas kończy się sezon (mam za sobą trzy kontrakty w Emiratach). Chyba że z rodziną na wakacje. Podczas tej letniej przerwy na Służewcu byliśmy z moją partnerką Nadią, mamą Emilki, na Sardynii.
Życzymy Ci przekonania do siebie również tych nieprzekonanych i bardzo dziękujemy za rozmowę.
Rozmawiał Jan Zabieglik

CV – KAMIL GRZYBOWSKI.
Ma 29 lat. Mierzy 165 cm. Wyważa się, jeśli trzeba, na 55 kg. Od urodzenia mieszka w Rembertowie. Maturę zdał w 2014 r. w Technikum Lotniczym na Okęciu. Z końmi wyścigowymi zetknął się po raz pierwszy podczas wakacji na Mazurach w ośrodku Klonowa Korona, prowadzonym przez Krzysztofa Zawilińskiego, wystawiającego konie do wyścigów od końca lat 90. Pierwsze kroki na Służewcu stawiał od 2012 roku w stajni Kazimierza Rogowskiego. W niej też wygrał pierwszą gonitwę w kolejnym sezonie na Tematyce. Kolejno pracował u Andrzeja Walickiego, Adama Wyrzyka, Piotra Piątkowskiego, ponownie u trenera Walickiego, Macieja Jodłowskiego i obecnie znów, tym razem „na pierwszą rękę”, u Andrzeja Walickiego. 6 października 2018 roku wygrał setną gonitwę i uzyskał tytuł dżokeja. Ma na koncie 251 wygranych gonitw.
Wywiad został przeprowadzony dla Magazynu Wyścigowego “Kanat”, który ukazuje się razem z kwartalnikiem “Koń Polski” (nr 3/2023) i jest aktualnie dostępny w sieci Empik
Na zdjęciu tytułowym Kamil Grzybowski na Anatorze po zwycięstwie w Nagrodzie Golejewka