Rocznik dwuletnich ogierów jest dużo łatwiejszy do oceny niż rocznik klaczy, tam nie było zdecydowanego numeru jeden i kilka z nich można było kreować na liderkę rocznika, czy to ze względu na ilość zwycięstw, wygraną w najważniejszym wyścigu, niezawodność, czy styl w jakim potrafiły pokazywać się w najlepszych momentach. U ogierów nie ma tego problemu, a to dlatego, że każde z powyższych określeń można zastosować do Zen Spirita, trenowanego przez Macieja Jodłowskiego dla Kishore Mirpuriego i Wojciecha Żmiejki.
Czepliwi mogą próbować podważać niezawodność Zen Spirita, ale oczywiście nie można się tym niepoprawnym uwagom dawać, bo synowi Inns Of Courta w tym roku nie należy zarzucać nic poza tym, że nie dawał szans swoim rywalom. Zaliczył wpadkę w debiutanckim starcie, kiedy to przegrał z klaczą Saliha Plavaca Crystal Wine, jednak za to prędzej niż konia obwinić można niemoc jeźdźca, zły podmuch wiatru, czy tysiąc innych rzeczy. Zen Spirit już wtedy mógł pokazać, na co go stać.
Od pierwszego startu się wyróżniał. Po zmianie jazdy z Sanzhara Abaeva na Bolota Kalysbeka i wydłużeniu dystansu z 1000 do 1300 metrów dowolnie wygrał gonitwę II grupy, pokonując rywali, których teraz możemy określić jako słabych lub średnich. Oczywiście w wieku trzech lat mogą być już lepszymi końmi, ale jako dwulatki. a tym bardziej w lipcu, nie radzili sobie zbyt dobrze. Później Zen Spirit wygrał pod Szczepanem Mazurem nagrody Dakoty oraz Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi. W Dakoty zrewanżował się Crystal Wine, pokazując o ile naprawdę jest od niej lepszy, ale w “Ministra” nie było już tak lekko. Zaskoczył Cunning Fox, który stanął z nim do równej walki i pod Stefano Murą przegrał z Zen Spiritem tylko o szyję, mimo że startował po zaledwie po dwóch tygodniach przerwy.
Ostatni start w sezonie, już na 1600 metrów w Nagrodzie Mokotowskiej, pokazał jednak, że Zen Spirit jest obecnie znacznie lepszy od Cunning Foxa, a także wszystkich innych koni w roczniku. Wygrał pod Jirim Palikiem dowolnie, o siedem długości, choć był w takiej dyspozycji, że chyba wygrałby i pode mną. Zyskał status “Zimowego faworyta na Derby”, choć śmiem wątpić, czy dystans 2000 metrów, a co dopiero 2400, będzie dla niego odpowiedni. Jest niezaprzeczalnym faworytem na Rulera i tak to zostawmy.
Cwany Lis pokazał sporo, ale chyba nie wszystko, co ma w zanadrzu
Numerem dwa w roczniku jest… pewnie dla każdego ktoś inny, ale jako drugi omówiony zostanie wspomniany Cunning Fox. Na cztery starty tylko raz wygrał, więc szału niby być nie powinno, a jednak. Zaczął teoretycznie przeciętnie, bo był dopiero trzeci, ale w jednej z najmocniejszych, jeśli nie najmocniejszej gonitwie dla debiutantów w sezonie. Przegrał z błyskotliwymi klaczami Magnezją i Socoranią, a konie w treningu Krzysztofa Ziemiańskiego (jak Cunning Fox), które dopiero zaczynają karierę, z zasady nie mają dużych szans w rywalizacji z debiutami przygotowywanymi przez Janusza Kozłowskiego, czy Macieja Janikowskiego. A on wypadł dobrze, nawet bardzo dobrze. Niewiele do nich stracił i pokazał, że w następnym starcie będzie groźny.
I faktycznie był groźny, ograł liczonego Wirtuoza, a także całą resztę ferajny w wyścigu II grupy na 1300 metrów 17 września. Trzy dni po pewnym zwycięstwie został zapisany do Nagrody Ministra Rolnictwa, gdzie mimo zaledwie 14 dni przerwy, a takie podejście nie jest często spotykane w przypadku Ziemiańskiego, olśnił fanów. Ci w znakomitej większości mieli prawo myśleć, że w czasie rozgrywania Nagrody Ministra Rolnictwa, można iść na kawę, bo i tak o pół prostej wygra Zen Spirit. Otóż nie. Nie dość, że Cunning Fox do niego podszedł, to mało mu nie sprzątnął zwycięstwa sprzed nosa. Mura nie miał łatwego zadania, bo na faworycie jechał Mazur, który w bezpośredniej walce na finiszu nie ma sobie wielu równych, ale był to sygnał, że w Mokotowskiej może być różnie.
A tu taki numer, że w Mokotowskiej było tak, jak miało być w Ministra Rolnictwa. Zen Spirit wygrał “o pół prostej”, ale on już dostał swój kawałek tekstu, więc wróćmy do “Lisa”. Ten od startu prowadzony był na końcu stawki. Tor nie był lekki, dlatego konie pokonały zakręt szerokim łukiem. Z tego powodu 1600 metrów trochę się wydłużyło, a od startu tempo było bardzo mocne, co Cunning Foxowi nie musiało wcale pasować. Może się okazać, że to koń na krótsze dystanse niż załóżmy 1800 m i to w wieku trzech lat, a co dopiero w “wyścigach dla młodziaków”. Efektem tego było trzecie miejsce. Tego, a także jego nieobycia z wyścigami, bo mimo dobrego finiszu, najbardziej od zewnętrznej, gdy doszedł do niewytrzymującego już Coloniusa, to się zaciął. Później go minął, ale zaraz to samo zrobił przy ogierze Heaven Give Enough, którego już nie dał rady wyprzedzić i było po wyścigu.
Prawdziwy równiacha
Colonius, siwek ze stajni Westminster, biegał bardzo dobrze i równo. W pierwszym starcie był trzeci, co po oczekiwaniu, że wejdzie w buty Matt Machine’a (są po tym samym ojcu), zostawiło lekki niedosyt. Później jednak jakby chciał pokazać, że i on potrafi wygrywać jako dwulatek, to zrobił dosłownie wszystko co w jego mocy, żeby zapewnić sobie zwycięstwo i wystarczyło. O nos, ale wystarczyło. Tym razem o niespełna długość ograł Loco, do którego poprzednio stracił 2,5 długości, a o centymetry “wiecznie drugiego” Wirtuoza.
W trzecim wyścigu był trzeci w Dakoty za “Królem” i Crystal Wine, tracąc do nich kolejno osiem i dwie długości. Wyszło bez rewelacji, za to w kolejnym starcie próbował dorównać Zen Spiritowi i Cunning Foxowi, do bezpośredniej walki z tą parą zabrakło mu dwóch długości, więc niewiele, ale teraz trzeba zauważyć, że Zen Spirit raczej nie był wtedy w optymalnej formie, bo przy następnej okazji odjechał Coloniusowi na ponad 10 długości, choć trzeba przyznać, że Martin Srnec pojechał w tym wyścigu jakby bardzo mocno wierzył w swojego konia, lub chciał wyniszczyć Zen Spirita. Zaczął w 29,9 s po torze mocno elastycznym (w skali 4,2), co później synowi Outstripa w połowie prostej odbiło się czkawką. W normalnych warunkach raczej byłby bliżej rywali.
Spełnienie marzenia za 800 euro
Tyle właśnie kosztował Heaven Give Enough, to mniej niż minimalna kwota sprzedaży konia na wielu aukcjach, a on po roku zajął drugie miejsce w najważniejszym wyścigu dla dwuletnich ogierów w Polsce. Od początku było dobrze, bo w debiutanckim starcie był już drugi, za jak się później okazało niepokonaną w trzech startach Pretty Rocket. Stracił do niej 3,5 długości, a zataczał się na prostej finiszowej, jakby wyścigu wyczekiwał w pobliskim barze. Był jeszcze nieoswojony z gonitwami i potwierdziły się słowa trenerki Małgorzaty Pilipczuk. Według jej wypowiedzi “Hefciu”, bo tak jest nazywany przez swoją trenerkę, miał być to dla niego start zapoznawczy z torem i rywalizacją z innymi końmi.
To wykorzystał Kamil Miondlikowski, który dostrzegł w nim ogromny potencjał i został jego nowym współwłaścicielem. W następnym wyścigu, już w nowych barwach, Heaven Give Enough pewnie rozprawił się z Wirtuozem o pół długości, a już trzy tygodnie po wygranej w Memoriale Bogdana Tomaszewskiego, wystąpił w Mokotowskiej, gdzie na kibiców rzucił urok, zajmując sensacyjnie drugą lokatę. Pewnie odparł atak “przyciętego” Cunning Foxa i minął celownik na bezpiecznym drugim miejscu. Dzięki temu się nie zagrał i miał prawo startu w Nagrodzie Hipokratesa (gonitwa I grupy). Tam był murowanym faworytem, ale dał plamę.
Nie pokazał błysku, jak w Mokotowskiej i nie dość, że nie rozprawił się z rywalami łatwo, to zajął dopiero drugie miejsce. Ograła go dobrze dysponowana Lady Monia, ale teoretycznie nawet ona nie powinna mieć szans z ówczesnym wiceliderem rocznika. A tu klops. Tego dnia nie dosiadał go ani Anton Turgaev, jak w pierwszych dwóch startach, ani Kumushbek Dogdurbek, jak w Mokotowskiej, a obchodząca urodziny Karolina Kamińska. Może nie dogadał się najlepiej z amazonką, może start po dwóch tygodniach, gdy na torze panowały jesienne warunki, nie był dla niego idealny, tak czy siak wynik nie rzuca na kolana, więc obecnie ciężko z pewnością w głosie nazwać go numerem 2.
Delikatne wyróżnienie
Na dobre słowo zasłużyły też Svarog i Sir Siljan. Pierwszy miał dobry początek sezonu, drugi końcówkę. Svarog zaczął wcześnie, bo już 22 lipca wygrał z debiutu, lekko pokonując Coloniusa i Loco. Później wystartował już tylko dwa razy, był czwarty w Dorpata i Ministra Rolnictwa. Był spokojnie przeprowadzony przez sezon, a jego trener Alexander Kabardov sugerował, że nie chce się z nim spieszyć. Spokój i ostrożność może owocować od kwietnia.
O jedną gonitwę więcej na koncie ma Sir Siljan, ale on sprawia wrażenie zdecydowanie późniejszego konia. Syn długodystansowego Cloth Of Starsa wygrał w swoim drugim starcie. Później był piąty w Nagrodzie Jaguara, ograł tam tylko Korsarza, co nie jest dobrą rekomendacją, ale zdecydowanie mógł się podobać w Nagrodzie Hipokratesa. Niewiele stracił do Heaven Give Enough, a nie został przeprowadzony idealnie, ani też “wyjechany ze wszystkich sił”. W ten sposób zaznaczył, że wśród naprawdę dobrych koni, może sobie nieźle radzić.
Cudze chwalicie… swoje też pochwalcie
Dobrego konia od Sofiry znowu doczekała się Beata Olkowska. Jej mąż Wojciech Olkowski trenował już sześć koni od tej matki, z czego do tego roku tylko jeden się wyróżniał. Sewerus w wieku dwóch lat wygrał dwa wyścigi, a Streak wydaje się jeszcze lepszy. Nie zaczął kariery od zwycięstwa, w czym przeszkodziła Invencja, ale później pokazał sporo jakości, bo wygrał nie w gonitwie zamkniętej dla koni krajowej hodowli, tylko w Nagrodzie Tattersalls Ireland, gdzie pokonał dwulatki importowane z Zachodu Europy.
Następnie poszedł w ślady Sewerusa i też wygrał Nagrodę Intensa – łatwo. Po tym zwycięstwie musiał biegać w gonitwie kategorii A, gdzie zimny prysznic zafundowały mu najlepsze konie w roczniku. Po wyjściu z brodzika, chroniącego go przed najlepszymi rywalami, pod postacią gonitw dla “naszych koni”, musiał się mierzyć między innymi z Zen Spiritem. Nie kończył ostatni, ale bliżej niż do Zen Spirita było mu do zamykających pole Fengusa, czy Galiwellsa, które w sezonie nie wygrały żadnej gonitwy.
Pod koniec sezonu dobrze pokazały się też El Capri, Isyndur i Navaho, jednak one odniosły po zwycięstwie w gonitwach o oznaczeniu PSB, czyli tylko dla koni wpisanych do polskiej księgi stadnej. EL Capri jest synem ogiera Capri (irlandzki derbista i zwycięzca irlandzkiego St. Leger), kryjącego w Irlandii i po wydłużeniu dystansu może czuć się świetnie, nawet nie tylko w gronie polskich koni. Navaho też może iść w tym kierunku, mimo że po pięknym, dowolnym zwycięstwie, o osiem długości w gonitwie II grupy (PSB), dostał srogie lanie od importów w Nagrodzie Nemana.
Kolejnego konia na miarę gonitw otwartych wyhodował też Witold Krzemiński. Juvenil, syn Jagienki, na trzy starty ani razu nie ścigał się w gonitwie zamkniętej, a i tak odniósł jedno zwycięstwo. Zaczął razem ze Svarogiem 22 lipca, finiszował czwarty, niespełna siedem długości za zwycięzcą. W drugim starcie, po dwóch miesiącach, był trzeci za Ristretto i Wild Warriorem, co było nieco rozczarowujące, bo stawka wydawała się mierna, a nie udało mu się popisać. Ostatni wyścig miał 29 października i tam już pokazał się świetnie. Ograł Mister Ursusa, a także dobrze zapowiadającego się Universe Powera i to łatwo.
Michał Celmer
Na zdjęciu tytułowym Zen Spirit wygrywa jak chce wyścig pod Szczepanem Mazurem.