Dziennikarka telewizyjna Zofia Skrok na profilu „Świat wyścigów konnych” na Facebooku przeprowadziła cykl ciekawych wywiadów z trenerami, jeźdźcami i właścicielami koni. Dziś w Traf News prezentujemy jej rozmowę z właścicielką koni – Martą Wnuk.
Zofia Skrok napisała we wstępie do tego wywiadu: W grudniu na fb/ „Świat wyścigów konnych” właściciele koni „wyskakują” codziennie niczym niespodzianki z kalendarza adwentowego. Tak na poważnie uważam, że wszystko jednak na wyścigach zaczyna się od właścicieli. To oni muszą chcieć mieć konie w treningu. Stąd pomysł na rozmowy z właścicielami koni. I to nie tylko tymi „dużymi”, którzy oczywiście są bardzo ważni, ale myślę, że dokładnie tak samo ważni jak właściciele mający pół konia, jednego konia, kilka koni, czy udziały w kilku koniach. Wszyscy właściciele koni wyścigowych powinni być traktowani z taką samą atencją, zarówno przez organizatorów wyścigów jak i dziennikarzy. Pokusiłam się nawet policzyć ilość koni z tak zwanych dużych stajni wyścigowych (mam tu na myśli barwy właścicielskie właśnie) i jest to około dwustu koni, a jak wiemy do sezonu zgłaszanych jest ich często blisko tysiąc. Tyle uzasadnienia pomysłu na ten cykl. Dziś kolejna właścicielka koni – Marta Wnuk. Obiecuję, że wkrótce pojawią się także panowie i właściciele koni czystej krwi arabskiej. Wywiady są już w przygotowaniu”.

Zofia Skrok: Skąd się wzięłaś na wyścigach?
Marta Wnuk: Na studiach spotykałam się z Jarkiem, który z grupą przyjaciół chodził na wyścigi regularnie. To było dwadzieścia lat temu, moi partnerzy się zmieniali, ale miłość do tego miejsca pozostała.
Zofia Skrok: Jakie masz konie?
Marta Wnuk: Mam udziały w pięciu koniach: 5-latkę Kabulę, która niestety jest chorowita, 4- latka Trijumfa, 2-latki Jaremys Iron i Brake in your eyes i dzieciaka: roczną Fa Mulan.
Zofia Skrok: Co Ci to daje? Dlaczego je masz? Jaka jest Twoja z nimi relacja i więź?
Marta Wnuk: Prestiż. To niecodzienna pasja. Niesamowite emocje podczas wyścigu, zwłaszcza jak koń walczy o wygraną. Mam też taką dewizę, że chcę wydawać oszczędności na bieżąco, aby cieszyć się życiem, a że żyję skromnie jest to doskonała przestrzeń do odchudzenia portfela. Nie mam z nimi dużej relacji i więzi, ale niewątpliwie obcowanie z końmi sprawia, że się ich nie boję. Że 400 kg majestatu nie przeraża, gdy wchodzę do boksu zrobić selfiaczka. Kiedyś bym się nie odważyła. Moim marzeniem jest wsiąść na któregoś z moich koni.

Zofia Skrok: Jak postrzegasz tory wyścigowe w Polsce jako miejsca i środowisko wyścigowe?
Marta Wnuk: To przepiękne obiekty architektoniczne i niezwykła w miastach zielona przestrzeń. Nie jestem zaangażowana w środowisko wyścigowe, moja rola to zrobić przelew na czas, odebrać karnet. Przykro mi, że podczas ważnych dni wyścigowych na trybunę honorową zapraszani są ludzie nieodróżniający zadu od łba, a właściciele, dzięki którym wszak cała ta karuzela się kręci, oglądają wyścigi z miejsc oddalonych od celownika.
Zofia Skrok: W którego ze swoich koni najmocniej wierzysz?
Marta Wnuk: Kabulcia to już pewnie nie pobiega, dwulatki słabiutkie, więc odpowiem: Trijumfik.

Zofia Skrok: Też go lubię. Każdy widz, także dziennikarz, ma „swoje” ulubione konie. A który koń wyścigowy tak w ogóle, nie tylko Twój, najmocniej Ci imponuje?
Marta Wnuk: Fazza Al Khalediah, zwycięzca gonitwy Qatar Arabian World Cup (G1) na torze Longchamp w roku 2018; z folblutów to Sant Moritz, Intens i Infamia.
Zofia Skrok: Jakaś śmieszna historia związana z wyścigami? Anegdotka? Zdarzenie?
Marta Wnuk: W październiku 2021 zwiedzałam rodzinną winnicę i przewodnik, który oprowadzał po obiekcie opowiadał, że produkują różne rodzaje win i że otrzymują międzynarodowe nagrody. Zapytałam które jest najbardziej utytułowane? Odpowiedział, że Trijumf. Więc wróciłam do Polski z imieniem dla naszego, wówczas NN, roczniaka. Powiedziałam współwłaścicielom, że imiona dla klaczy wy wymyślacie (Rabiosa i Gangs’n’roses), ale ogierka muszę nazwać ja. Uważam, że imię jest bardzo ważne. Miałam kiedyś klacz w dzierżawie, która nazywała się Cieciorka i miała tak wielki brzuch, ze trener zrobił usg, czy nie jest przypadkiem źrebna.

Zofia Skrok: Też wierzę w nomen omen. Kiedyś wymyśliłam imię Bzdura dla klaczy, którą wyhodował mój ojciec. Imię ze względu na maść. Innej się wszyscy spodziewaliśmy. Później charakter, niestety, miała typowo jak to Bzdura. W nagrodę to zawsze ja musiałam jechać na niej w teren, bo nikt nie chciał. Wspomniałaś, że chciałabyś wsiąść na swojego wyścigowego konia. A jeździsz konno?
Marta Wnuk: Uczę się nieustannie, ale efekty nie powalają.
Zofia Skrok: A w jakich syndykatach jesteś?
Marta Wnuk: Z końmi u Emila Zaharieva to „Folblut dla każdego”, a najnowsza klacz Fa Mulan u trenera Macieja Jodłowskiego to syndykat „Friends with benefits”.
Zofia Skrok: A’ propos zdjęcia klaczy Fa Mulan, podpisałaś je na swoim IG: ”Derby 2025”. Czy to oznacza, że marzycie w tym syndykacie i z tą klaczką o Derby? W każdym żarcie jest trochę prawdy, prawda? (śmiech)
Marta Wnuk: Na tym etapie jej możliwości nie są jeszcze znane, więc marzenia są nieograniczone.

Zofia Skrok: Ja mam zasadę w życiu, a tym samym na wyścigach, że nigdy nie należy wątpić w swoją intuicję, zarówno do ludzi jak i koni. A Ty czym kierujesz się przy wyborze koni do treningu i stajni, w której będą trenować? Ważne jest też flo między ludźmi. Czy bierzesz to pod uwagę?
Marta Wnuk: Wybór koni pozostawiam specjalistom, czyli trenerowi i bardziej ogarniętym członkom syndykatu. Choć ostatnio spodobał mi się numer, LOT, bo miał dwie moje ulubione cyfry (śmiech).
Zofia Skrok: A co syndykaty robią zimą? Jakieś dziwne są te weekendy bez wyścigów.
Marta Wnuk: Bardzo lubię wigilie stajenne, gdy stół jest postawiony dosłownie w stajni, pachnie sianko i świętujemy otoczeni zwierzętami. To bardzo wzruszające i symboliczne.

Zdjęcia: archiwum prywatne Marty Wnuk, Tor Partynice, Tor Służewiec.
Na zdjęciu tytułowym Kabula wygrywa wyścig we Wrocławiu pod Martinem Srnecem