Przybliżamy Państwu sylwetkę Federico Tesio (1869-1954), przez wiele osób uważanego za najwybitniejszego hodowcę koni pełnej krwi angielskiej na świecie, przygotowaną przed laty przez Małgorzatę Caprari i zamieszczoną w 1987 roku w czasopiśmie „Koń Polski”. Jest też w tym artykule wiele przemyśleń, sentencji i aforyzmów Tesio na temat hodowli, treningu i zachowań koni, z których większość, mimo upływu lat, ciągle pozostaje aktualnych.
Czarodziej z Dormello. Tak nazywali Federico Tesio współcześni mu miłośnicy wyścigów konnych. Dziś, nieżyjący juz od ponad trzydziestu lat Tesio (obecnie już znacznie więcej, Włoch zmarł w 1954 roku – przyp. red.), stał się postacią legendarną, choć jego ogromny wkład w światową hodowlę koni pełnej krwi możemy współcześnie oceniać, oglądając rodowody czołowych koni wyścigowych lat powojennych. Trudno nie znaleźć w nich takich imion, jak Nearco, Donatello, Tenerani, Cavalière d’Arpino, Apelle czy Ribot.
Wyjątkowo dużo hodowli Tesia zawdzięcza polska hodowla koni pełnej krwi. Podczas zawieruchy wojennej do Polski dotarło wiele cennych koni ze stadniny w Dormello — jak Turysta gn. 1944 (Bellini — Scuola Bolognese po Blandford), dwukrotny zwycięzca Wielkiej Warszawskiej, niestrudzony dystansowiec i świetny reproduktor, ojciec wielu matek i między innymi Erotyka oraz dziadek Czerkiesa. Także Ettore Tito kaszt. 1933 (Fairway — Gay Gamp po Gay Crusader) zwycięzca ex equo Gran Premio d’Italia i trzeci we włoskim Derby, ojciec Dorpata, zasłużonego również dla naszej hodowli koni pełnej krwi, którego zresztą matka — Acquasparta (Blenheim — Altea) była również hodowli F. Tesio.
Wśród klaczy należy wymienić takie filary naszej hodowli, jak córka świetnej Delleany i półsiostra og. Donatello, kl. Dossa Dossi, zwyciężczyni w Premio Bimbi, Premio Regina Elena (2.) i Gran Critérium, zarazem matka og. De Corte (San II), cenionego przede wszystkim jako ojca matek — między innymi kl. Pytia — matka og. Pawiment i Dorada — matka og. Dargin.
Następnie należy wymienić klasową klacz Jacopa del Sellaio gn. 1929 (Coronach — Vice Versa po Cyglad), zwyciężczynię w Premio Regina Elena, Premio Parioli i włoskim Derby, która wydała w Polsce liczną i cenną rodzinę, z której wywodzą się takie konie, jak Jaromir, Jarabub, Jaguar czy oaksistka Jacaranda. Do grupy klaczy wywodzących się z hodowli Tesia należy także Solana (Havresac II — Scuola Genovesa), matka og. Sygnet (po Zuccarello), zasłużonego również dla naszej hodowli.
Kiedy Federico Tesio w 1897 r. kupował swą pierwszą klacz pełnej krwi angielskiej, siwą Velikę, włoska hodowla folblutów i wyścigi stały na niezbyt wysokim poziomie. Kraj o najstarszych w Europie tradycjach wyścigowych pozostał zdecydowanie w tyle za czołówką europejską. Wydawać się więc mogło rzeczą niemożliwą, aby działalność jednego tylko hodowcy i to za jego życia, mogła przyczynić się do uczynienia z Włoch centrum hodowli i eksportu koni pełnej krwi, nawet do kraju będącego kolebką tej rasy — Anglii.
Tesio dokonał jednak jeszcze więcej, udało mu się wyhodować dwa z najlepszych koni naszego stulecia, niepobite ogiery Ribot i Nearco. Ten ostatni, wspaniały koń wyścigowy, stał się epokowym filarem światowej hodowli koni pełnej krwi. Przez swego syna Nearctica jest dziadkiem najwspanialszego reproduktora w tej rasie og. Northern Dancer. Jednym z pozostałych jego synów był Nasrullah, z kolei ojciec takich wspaniałości jak Bold Ruler i dziadek Secretariata. Najlepszym naszym reproduktorem jest og. Dakota, wywodzący się poprzez Stupendousa — Bold Rulera – Nasrullaha – wprost od Nearco.
Ribot, będący tym, co w krajach anglosaskich określa się mianem „doskonałej maszyny wyścigowej”, jedynie raz, jako dwulatek, w Grand Criterium na wyjątkowo ciężkim torze, musiał walczyć o zwycięstwo, w pozostałych 15 gonitwach wygrywał dowolnie o wiele długości. Niestety, Federico Tesio nie mógł już ujrzeć sukcesów swego wychowanka. Zmarł bowiem 1 maja 1954 r., kiedy Ribot był dwulatkiem. I nie dane mu było cieszyć się podwójnym sukcesem wc francuskim Prix l’Arc de Triomphe, kiedy koń wyhodowany również w Dormello, syn Taneraniego i Romanelli zostawił w pobitym polu całą światową czołówkę.
Tesio był nie tylko hodowcą, był także niezłym jeźdźcem przeszkodowym, zdolnym trenerem, naukowcem, literatem, a nawet podróżnikiem i malarzem. W młodości spędził kilka lat wędrując po świecie, próbował sił jako jeździec na torach w Indiach, Singapurze i Pekinie, przez prawie rok żył wśród patagońskich Indian, ucząc się ich sposobu jazdy i obcowania z końmi.
Po powrocie do Włoch i małżeństwie z równie jak on zapaloną miłośniczką koni Lidią Flori, założył niewielką stadninę w Dormello na piemonckim brzegu jeziora Maggiore. W późniejszych czasach po nawiązaniu przez Tesio przyjaźni, a następnie współpracy z markizem Incisą, stadnina zyskała nowy oddział w okolicach Rzymu i nową nazwę, zwała się odtąd Razza Dormello-Olgiata.
Tesio sam zajmował się nie tylko hodowlą, ale i zakupami oraz treningiem swoich koni. Jako trener był bardzo wymagający, lecz obdarzony tą samą intuicją, która pozwoliła mu wyhodować wiele klasowych koni. Konie w jego barwach (biała bluza ze skrzyżowanymi granatowymi szarfami i czarna czapka) odniosły wiele sukcesów na wszystkich najważniejszych torach świata. Między innymi zdobyły aż 21 razy, za życia Tesio, błękitną wstęgę włoskiego Derby. Po raz pierwszy gonitwę tę wygrał w 1911 roku. wyhodowany w Dormello — Guido Reni. Tesio, wielki miłośnik i znawca sztuk pięknych, chętnie nadawał swoim wychowankom imiona wielkich mistrzów, jak Toulouse-Lautrec czy Michelangelo.
Jako trener słynący z ogromnej sumienności i dokładności znany był z tego, że w wigilię każdej ważniejszej gonitwy przemierzał pieszo trasę wyścigów w towarzystwie swych dżokejów, wnikliwie analizując warunki toru i planując taktykę.
Doświadczenia swego długiego życia w całości poświęconego koniom pełnej krwi spisał Tesio w dwóch swoich książkach: „Koń pełnej krwi — zwierzę eksperymentu”, w której autor zastanawiając się nad pochodzeniem i fizjologią konia pełnej krwi dochodzi do głębokich ogólnoludzkich konkluzji oraz ,,Tacchi in penna al galoppo” („Pisane w galopie”), będącej próbą zebrania najważniejszych wiadomości o fascynującym świecie wyścigów konnych, który do dziś urzeka liczne rzesze czytelników.
Właśnie z pism Federica Tesio pochodzą powiedzenia i aforyzmy, które mimo czasu, jaki nas dzieli od ich powstania, nie straciły swojej aktualności. Oto one:
• Konie urywają się łatwiej na ciężkim niż na twardym terenie. Na twardym torze mogą przytrafić się najwyżej urazy kostne. W gonitwach płaskich urazy kostne, nawet ciężkie, są jednak uleczalne, zaś uszkodzenia ścięgien, nawet lekkie, są z reguły nieuleczalne.
• Trening zbyt szybki lub zbyt często powtarzany na ciężkim, piaszczystym torze powoduje obciążenie ścięgien i więzadeł, predysponujące do „zerwania”.
• Koń klasowy urywa się łatwiej niż koń kiepski, ponieważ porusza się szybciej, podobnie jak samochody wyścigowe Lotus, Porsche czy Ferrari, które nierzadko muszą zatrzymać się w połowie wyścigu na skutek defektów mechanicznych, podczas gdy idący noga za nogą koń karawaniarza dociera spokojnie na cmentarz.
• Koń o zdolnościach dystansowych jest o wiele trudniejszy w treningu, nie tyle pod względem utrzymania go w kondycji, lecz aby nie stracił przyspieszenia na finiszu, bo to właśnie zryw finałowy pozwala mu wygrać gonitwę.
• Dwoma sposobami można „przesadzić” w pracy treningowej: dając koniowi trening zbyt intensywny, tak że staje się on „over the top”, czyli przetrenowany, lub też dając mu przez dłuższy czas trening zbyt monotonny, co sprawia, że po wielomiesięcznych niezmiennie powtarzanych kentrach koń staje się leniwy i nie traktuje poważnie swego zadania.
• Kiedy koń doszedł do odpowiedniej kondycji i przebiegł wyścig, a szczególnie wtedy, gdy udało mu się wygrać, dalsza praca treningowa może być wręcz szkodliwa. Powinny wystarczyć mu pipe-openers – krótkie galopy przed każdą gonitwą.
• Odwrotnie, praca przygotowawcza powinna polegać na stosowaniu długich i stosunkowo wolnych galopów, które powinny się stawać coraz krótsze i szybsze, w miarę jak trening wchodzi w fazę zaawansowania.
• Sprinter powinien być trenowany tylko do momentu wygrania pierwszej gonitwy, później, aby utrzymać go w kondycji, wystarczą krótkie półmachy. Lecz gdy przestanie wygrywać, nie ma sensu zaczynać treningu od zera, jego kariera jest już skończona.
• Konia klasowego nie można poprawić treningiem. Najlepszy dla niego trening, to dać mu tyle pracy, by utrzymać go w kondycji. Taki właśnie był Nearco.
• Aby móc ocenić konia, lepszy jest wyścig niż galop.
• Próbny galop przed każdą gonitwą jest jednym z najdelikatniejszych momentów treningu i można tu popełnić najwięcej błędów. Pierwszy może być spowodowany trudnością oceny, jaki stopień wytrenowania został już osiągnięty — jeśli koń jest mocno zaawansowany w pracy, zbyt mocna „robota” może doprowadzić do przetrenowania. Drugi błąd to nieodpowiedni dobór lidera, zbyt dobry — poprowadzi galop zbyt szybko, zbyt słaby — nie będzie w stanie nadać odpowiedniego tempa, a poza tym dodatkową komplikacją jest różnica niesionej przez konia wagi. Trzeci podstawowy błąd polega na wadliwej ze strony jeźdźców interpretacji dyspozycji trenera — gdy dżokej na liderze prowadzi za mocno lub rusza zbyt wcześnie, tak że drugi koń albo nie nadąża, albo też jego dżokej woła do kolegi, by zaczekał, taka praca mija się z celem. Wreszcie czwarty błąd polega na tym, że trener zamiast zaufać własnemu przekonaniu, wierzy raczej relacjom, nie zawsze całkiem wiarygodnym, dżokejów, którzy jechali próbny galop.
• „Ostra robota” lub „ostry galop”, które zastąpiły zabójcze, lecz stanowiące prawdziwą próbę wartości konia triale, są prawdę mówiąc mało użyteczne. I tak dżokej dosiadający koni „na pierwszą rękę” jedzie z reguły na lepszym koniu, natomiast słabszego konia dosiada najczęściej uczeń. Rusza do przodu najpierw słabszy koń, w pewnym momencie ten lepszy próbuje go minąć, gdy mu się to nie udaje, dżokej woła do ucznia, aby go przepuścił i kończy mówiąc: „Było jeszcze w co jechać — jeszcze pięćset metrów, a zostawiłbym go o pół prostej”. I wszyscy są zadowoleni. Patrzy się na stoper: 2’39”. Dobry czas jak na robotę! W zeszłym roku wyścig został wygrany w 2’31’! Obecnie jednak te 8 sekund stanowi nieomal wieczność — z szybkością 60 km/godz w jedną sekundę pokonuje się więcej niż 16 m, czyli ponad 5 długości, a więc 8 sekund to 40 długości, czyli tyle, by zakończyć wyścig o pół prostej z tyłu przy akompaniamencie gwizdów i krzyków.
• Powodem, dla którego lepiej jest zapisywać dwulatki jak najwcześniej, jest fakt, że na początku sezonu nie ma jeszcze ustalonej sytuacji, bo konie nie miały jeszcze czasu wyspecjalizować się na określonych dystansach i wszystkie dwulatki, nawet te pochodzące po długodystansowcach, mają szansę. Jesień należy już do sprinterów.
• Absurdalny, w ogólnie przyjętym systemie wyścigów jest fakt, że konie biegają po południu, podczas gdy trening odbywa się z rana. I tak, kiedy któregoś ranka nie pracują, od razu zdają sobie sprawę, że jest to dzień wyścigów i dodatkowo się denerwują.
• Konie są zwierzętami stadnymi. My skazujemy je na wygnanie w pojedynczych celach. W ten sposób robimy z nich psychopatów.
• Równie absurdalne jest to, że w określonych godzinach dnia konie są w centrum ogólnego zainteresowania, a następnie są pozostawiane samym sobie bez żadnej opieki, zamknięte w boksach przez 10 godzin nocą i 6 godzin podczas dnia.
• Konie bardzo sobie cenią towarzystwo człowieka i przebywając z nim stale, wykazują inteligencję równą lub nawet wyższą od inteligencji psa — przykładem tego jest współżycie rodzin beduińskich z końmi. My zaś jakże często powierzamy nasze konie ludziom, w których wzbudzają one przede wszystkim lęk.
• Absolutnie nieprawdziwa jest legenda, która przypisuje koniom bojowe, a nawet bohaterskie instynkty — jedyną przyczyną dla której podczas walki koń szarżował w stronę uzbrojonego nieprzyjaciela, był jego krótki wzrok — nie widząc wroga i będąc zwierzęciem łagodnym z natury, nie wierzył, że ktoś mógłby strzelać do niego bez żadnego powodu.
• Konie są zwierzętami wyjątkowo wrażliwymi, a więc kary muszą im być wymierzane z maksymalną ostrożnością. Konie są obdarzone świetną pamięcią — kara nieproporcjonalna do przewinienia lub niesłuszna może spowodować nieodwracalne urazy w ich psychice. Zaś pracownicy stajenni, dopóki będzie obowiązywał obecny system rekrutacji, będą zawsze machać zgrzebłem, krzyczeć, kłuć widłami czy bić ich rękojeścią po zadzie, szkodząc w ten sposób powierzonym sobie koniom.
• Konie nic mówią, ale za to mówią stajenni, i nie tylko mówią, ale sprzeciwiają się i protestują, a o wiele łatwiej jest rządzić tym, kto milczy niż tym, kto jest wiecznie gotowy do dyskusji.
• Mimo wszelkich zaleceń kentry młodych koni są zawsze zbyt szybkie. Koniuszowie tłumaczą to zawsze faktem, ze konie muszą stać się „wyścigowe”, a zatem nauczyć się galopować. Opinia ta jest bezpodstawna — kentrując konie nie uczą się galopować, a jeśli galopują to nie kentrują. Kenter, który jest podstawowym chodem młodych koni, nie powinien przekraczać 22 km/godz. Powyżej tej szybkości konie przechodzą w galop, który jest chodem odmiennym niż kenter. Prawdziwy powód szybkiej jazdy jest inny — im szybszy jest chód, tym trudniej koniowi bronić się (wierzgać, stopować, wyłamywać itp.). Ponieważ pracownicy stajenni boją się upadku, a często mają manię małpowania dosiadu dżokejskiego i zwyczaj skracania sobie maksymalnie strzemion, starają się zawsze poganiać konie i zmuszać je go szybszego ruchu. Innym efektem „krótkiego dosiadu” jest to, że aby utrzymać się w równowadze, chłopcy „wieszają się na wodzach”, co jest przyczyną powstawania zajadów i „zaciągania” pysków koni.
• Inną rzeczą jest umieć siedzieć na koniu, a inną jeździć konno. Siedzieć na koniu, to znaczy pasywnie trzymać się końskiego grzbietu, natomiast jeździć konno to znaczy jednoczyć się z koniem, stopić się w całość. Wszyscy dżokeje umieją siedzieć na koniach, lecz tylko niektórzy umieją jeździć konno.
• Jedyna ważna opinia dżokeja, to ta, którą wypowie zaraz po wyścigu, przed wejściem na wagę, kiedy jeszcze nie miał czasu, aby przemyśleć wszystko i znaleźć ewentualne usprawiedliwienie.
• Często jeźdźcy w gonitwie niepotrzebnie wychodzą na duże koło mówiąc, że to po to, aby znaleźć lepszy teren, a w rzeczywistości robią to, ponieważ boją się zostać zamknięci w środku grupy. I to boją się nie że zostaną zamknięci i przegrają, lecz boją się, żeby się nie wywrócić w ewentualnym karambolu. Inne powszechnie stosowane w tym celu metody to albo jechać do przodu, jak wariaci, albo zostać w tyle jak idioci.
• „Posył” może pomóc koniowi tylko wtedy, kiedy praca rąk jeźdźca jest zsynchronizowana z ruchem całego ciała, a ten z kolei z ruchem konia — tylko wtedy można przesunąć do przodu środek ciężkości, a zatem pomóc koniowi. Same ręce niewiele mogą pomóc. Kto tylko „siedzi na koniu” ale nie umie jeździć konno, nie umie też wyczuć rytmu i macha tylko rękami aby popisać się przed publicznością. Przeglądem takich niepotrzebnych ruchów są z reguły gonitwy amatorskie i uczniowskie.
• Jeśli w wyścigu koń zapisany jako lider dla swego towarzysza stajennego ucieka naprzód o wiele długości od stawki, to nie wykonał on swego zadania.
• Koń, który przychodzi zawsze drugi o mniej niż jedną długość, to nie jest pechowy koń, to jest po prostu zły koń.
• Między koniem, który wygrywa, a następnym, jest zawsze większa różnica niż ta, którą widać na celowniku. Koń, który przegrał o mniej niż jedną długość, jest całkowicie wyciągnięty, koń wygrywający już na celowniku zaczyna zwalniać.
• Najprostszym sposobem, aby zostać pobitym przez outsidera, jest robić wyścig pod faworyta lub innego groźnego konkurenta.
• Koń nie może wygrać gonitwy na dystansie większym niż 1600 m, jeśli nie uda mu się złapać tzw. drugiego oddechu. Niektóre konie potrafią złapać oddech same, inne potrzebują dżokeja o zimnej krwi, który w sprzyjającej fazie gonitwy weźmie je lekko „na siebie”, umożliwiając im tym samym złapanie tchu.
• Wiele koni, kiedy tylko straci kontakt z wędzidłem, natychmiast zatrzymuje się. To wyjaśnia, dlaczego dżokeje dziwią się iż koń, który szedł łatwo „na ręku” w momencie, kiedy przeszli w posył, niespodziewanie „wyszedł z cugla” — najprawdopodobniej stracił on nagle równowagę.
• Jeśli koń „idzie w ręku”, to lepiej jest starać się utrzymywać go w równowadze, nie przejmując się zbliżającymi się lub mijającymi konkurentami — właśnie te manewry najłatwiej wytrącają z równowagi i wyczerpują konie.
• „Wysyłać” konia, gdy ten idzie jeszcze „w ręku”, ponieważ zbliża się inny koń, to najlepszy sposób, żeby przegrać.
• Koń idealny to taki, który zobaczywszy celownik o 50 metrów od swego nosa w jakiejkolwiek fazie gonitwy, potrafi wygrać. Nearco był taki.
• Wygrywa ten, kto jest pierwszy na celowniku, a nie ten, kto jest pierwszy w pół prostej.
• Gdy koń kuleje na przód — najpierw obejrzyjcie kopyta, a gdy kuleje na tył — obejrzyjcie przede wszystkim stawy skokowe.
• Aby trafnie ocenić wartość rodzącego się źrebaka, należy obejrzeć go dokładnie zaraz po urodzeniu, kiedy dźwignie i kątowania są jeszcze wyraźne, bo już po kilku dniach, kiedy źrebak nabierze mięsa, będzie to niemożliwe.
• Koń jest z natury bardzo inteligentny, inteligentniejszy od psa, lecz ma z natury ogromny handicap: duże rozmiary i strukturę stóp nieodpowiednią do parkietów w mieszkaniach. Gdyby miał wzrost psa i kopyta z gumy, mógłby żyć w bezpośrednim kontakcie z człowiekiem, który w ten sposób mógłby poznać i docenić jego inteligencję.
• Koń ma zły wzrok, dobry słuch i świetny radar (w uszach).
• Kiepski wzrok konia pozwala nam zmusić go do skakania, ponieważ koń z natury, o ile tylko może, stara się unikać skoków. Dowodzi tego fakt, że będąc zdolnym do skoku na wysokość 2 m, koń nie próbuje przeskoczyć ogrodzenia pastwiska (wysokość 130 cm) aby móc uszczknąć smacznej trawy rosnącej na pobliskiej łące.
• Praca na twardym podłożu odbija się na zdrowiu konia — uraża więzadła, kaleczy kopyta i wreszcie „rozbija łopatki”, ograniczając zakres ruchu. Natomiast praca na ciężkim torze bardzo konia męczy, niszczy stawy skokowe i pęcinowe, a przede wszystkim rujnuje ścięgna. Na koniec powoduje dychawicę.
• To bardzo trudny zawód być trenerem. Potrzebna jest ogromna intuicja, absolutna szczerość z samym sobą i silne poczucie rzeczywistości.
• Jak to się dzieje, że konie idąc po kółku, wydeptują koło nieomal doskonałe? Dlaczego, kiedy zbliża się zima i pastwiska nie są już zielone, konie zachowują się tak, jakby chciały wyruszyć w podróż? Dokąd chciałyby pójść? Prawdopodobnie na południe. A co je wzywa? Może zapach albo wilgotność wiatrów, ale najprawdopodobniej jest to szósty zmysł, ten sam, który umożliwia odbieranie fal wysyłanych przez nawet bardzo odległe obiekty, prowadzi gołębie pocztowe, jaskółki i bociany wracające do starych gniazd. Byłem przekonany o słuszności tej prawdy i przeprowadziłem eksperyment, polegający na wysyłaniu odsadków na przezimowanie w okolicach Rzymu, do posiadłości Olgiata, należącej do markiza Incisy. W ten sposób udało mi się wyhodować takie konie, jak Donatello czy Nearco. Udało mi się skopiować naturę.
• Czyszczenie koni jest niezbędne, lecz należy przy tym pamiętać, aby nie podrażnić skóry i nerwów konia nazbyt energicznym użyciem szczotek i ryżówek. I nigdy nie powinno się koni szczotkować pod włos — operacja ta jest dla konia bardzo przykra, a poza tym mija się z celem, w ten sposób raczej wciera się brud w skórę niż go usuwa.
• Klacz broni z całych sił ledwie narodzonego źrebięcia i trwa to, póki źrebak ssie. Jednak już w tydzień po odsadzeniu matka nie rozpoznaje swego dziecka, a nawet kopie je, gdy się zbliża.
• Przyjaźń między dorosłymi końmi to zupełnie inna sprawa. W tym wypadku doskonała pamięć, jaką z reguły obdarzone są konie, odgrywa rolę. Konie zaprzyjaźnione poznają się po miesiącach, a nawet latach niewidzenia. Szczególnie przyjaźń pomiędzy klaczami przybiera formy niemal chorobliwe, tak że zdarza się, że zapisana do gonitwy klacz do startu musi być odprowadzana przez przyjaciółkę.
• A jeśli już o tym mówimy, to wydaje się, że wszelka miłość, nawet ta ludzka, jest kwestią zapachów.
Małgorzata Caprari (artykuł zamieszczony w 1987 roku w czasopiśmie „Koń Polski”)
Na zdjęciu tytułowym wyhodowany przez Federico Tesio Ribot wygrywa z wielką przewagą Premio Emanuele Filiberto Piccolo. Fot. clubcavalloitalia.com