More

    Odszedł Dominik Pastuszka, ostatni polski dżokej przeszkodowy

    Środowisko wyścigowe pogrążyło się w smutku i żałobie. W niedzielę rano, 4 lutego 2024 roku, w szpitalu Cisanello w Pizie zmarł Dominik Pastuszka, polski jeździec przeszkodowy, który od kilkunastu lat na stałe mieszkał i jeździł we Włoszech. W czwartek miał groźny i tragiczny w skutkach wypadek podczas wyścigu płotowego na torze San Rossore w Pizie – Premio Oleandro na pięcioletnim koniu War Brave. Po skoku na jednym z płotów, koń potknął się i przewrócił przy lądowaniu, a polski dżokej nieszczęśliwie uderzył głową o ziemię. Po przetransportowaniu do szpitala przeszedł operację, ale jego życia nie udało się uratować.

    Miał niespełna 36 lat, w karierze wygrał ponad 100 gonitw. W Polsce największym sukcesem Dominika Pastuszki było zwycięstwo na klaczy Morfina w Wielkiej Partynickiej w 2013 roku. We Włoszech wygrywał płotowe i przeszkodowe wyścigi rangi G2 i G3. – Dominik był optymistyczny, brawurowy, niczego się nie bał, dla niego nie było rzeczy niemożliwych, nie było konia, na którego by nie wsiadł – wspomina trener Grzegorz Wróblewski. – Zawsze mi mówił: Nigdy się o mnie nie martw, ja się ze wszystkiego wyśliznę – dodaje Paweł Pałczyński, jeździec i trener koni stiplowych.

    W niedzielę rano brat Dominika, Tomasz Pastuszka, który jest trenerem koni na Służewcu, przesłał smutną wiadomość, która łamie serce: „Dominika odłączyli od aparatury dzisiaj o 8:07. Zmarł 8:43”.

    W czwartek nieprzytomny Dominik Pastuszka z urazami głowy i klatki piersiowej został przewieziony do szpitala Cisanello w okolicach Pizy, gdzie przeszedł operację. Jego stan od początku był bardzo poważny, walczył o życie.

    Tomasz Pastuszka mówił w piątek: – Jestem w stałym kontakcie z dziewczyną Dominika Lisą i trenerem Raffaele Romano, którzy są z bratem w szpitalu. W drodze do Włoch jest też nasza siostra i brat, Kazik. Stan Dominika jest ciężki, ale stabilny, trwa walka o jego życie. Dominik miał silny wylew krwi do mózgu. Sytuacja jest trudna. Przeszedł operację, obecnie jest podłączony do specjalnej aparatury podtrzymującej, która pomaga ustabilizować jego stan zdrowia. W sobotę rano ma się zebrać konsylium lekarzy, którzy zdecydują jakie będą kolejne kroki, czy będzie potrzebny kolejny zabieg i jak długo będzie potrzebne podłączenie do aparatury. Pozostaje nam wiara, że Dominik z tego wyjdzie.

    Niektóre włoskie media już w piątek podały informację o odejściu Dominika Pastuszki. Znajdował się bowiem w stanie śmierci klinicznej. Niestety, mózg, mimo wysiłków lekarzy, szybko przestał funkcjonować. Od czwartku do niedzieli był podłączony do specjalnej aparatury, podtrzymującej życie, ale lekarze byli bezradni.

    Dominik Pastuszka miał niespełna 36 lat

    Piza to symboliczne miejsce dla rodziny Pastuszków, z którym byli mocno związani, teraz niestety będzie kojarzyła się z dramatycznymi wydarzeniami. – Dominik pierwsze kroki w zawodowych wyścigach stawiał w mojej stajni, gdy kilkanaście lat temu zaczynałam trenować konie właśnie na torze w Pizie. Pierwszy wyścig w karierze pojechał na trenowanym przeze mnie koniu na torze San Rossore, tam gdzie w czwartek miał ten tragiczny wypadek. Odszedł tam, gdzie zaczynał – łamiącym głosem opowiadał Tomasz Pastuszka.

    – Dominik był najmłodszym z trzech braci Pastuszków, zajmujących się wyścigami stiplowymi, przez co był takim pupilkiem rodziny. Od najmłodszych lat związany z końmi, miał otwartą furtkę do świata wyścigów konnych we Włoszech, bo bracia pracowali na torze w Pizie – mówi trener Grzegorz Wróblewski, który od wielu lat współpracował z Dominikiem Pastuszką. – Widać było od początku, że ma smykałkę do gonitw płotowych i przeszkodowych. Największą z trójki braci, którzy później poszli bardziej w kierunku trenowania koni niż jazdy w wyścigach. Dominik był niezwykle radosnym, entuzjastycznym i optymistycznym człowiekiem. Był brawurowy, całe serce wkładał w pracę z końmi. Niczego się nie bał, był bardzo odważny. Dla niego nie było rzeczy niemożliwych. Nie było konia, na którego by nie wsiadł. Miał w sobie niesamowicie dużo energii, takiego życiowego optymizmu – podkreśla Wróblewski.

    Jako podkreślają jego znajomi, Dominik Pastuszka był bardzo odważnym jeźdźcem. Fot. Monika Metza

    – Ostatnie moje spotkanie z Dominikiem miało miejsce w Merano, około dwóch tygodni temu, dokładnie 19 stycznia tego roku – wspomina Grzegorz Wróblewski. – Jechałem z końmi z Czech na wyścigi w Pizie i zatrzymałem się po drodze w Merano, zrobiłem przerwę, by konie odpoczęły. Poprosiłem wtedy Dominika, by treningowo poskakał na jednym z moich koni, który był debiutantem w gonitwach stiplowych. Jak zawsze zgodził się bez wahania. Po skokach z optymizmem mówił o dalszej karierze tego konia. Zaprosił mnie do swojej stajni w Merano, gdzie przygotowywał kilka koni, wszystko prezentował, pokazywał nową maszynę do stępowania. Była tam też partnerka Dominika Lisa i ich ukochana córeczka. Porozmawialiśmy bardzo serdecznie, to był mój ostatni kontakt z nim.

    Dominik Pastuszka z ukochaną córeczką. Fot. Facebook Dominika Pastuszki

    Córka Dominika Pastuszki Sophia ma 15 miesięcy. Była przez niego wyczekiwana i bardzo kochana, poświęcał jej mnóstwo czasu. – Córeczka była jego oczkiem w głowie. To było widać, gdy się spotykaliśmy, to o niej zawsze najwięcej opowiadał – mówi Paweł Pałczyński. – Biła z niego taka pozytywna energia, zawsze był uśmiechnięty. Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek czymś się martwił. Jeszcze niedawno jechał na trenowanym przeze mnie koniu. Taką charakterystyczną sprawą dla Dominika, którą zawsze zapamiętam, było jego podejście do tego niebezpiecznego sportu, w którym zdarzają się wypadki. Gdy coś się działo, gdy spadł z konia, nawet gdy wylądował w szpitalu, bo niedawno miał kontuzję nogi i pytałem go o zdrowie, to on zawsze powtarzał: „Nigdy się o mnie nie martw. Ja się ze wszystkiego wyśliznę, zawsze dam sobie radę”.

    Dominik Pastuszka z Sophią – pierwsze nauki jazdy. Fot. Facebook Dominika Pastuszki

    Niestety, w czwartek 1 lutego na torze San Rossore w Pizie Dominik Pastuszka nie dał rady. Płotowa gonitwa Premio Oleandro to był jego ostatni wyścig w życiu. Zdarzenie było bardzo nieszczęśliwe. Trenowany przez Paolo Favero pięcioletni War Brave, na którym jechał Polak, po skoku na jednym z płotów, potknął się i przewrócił przy lądowaniu tuż za przeszkodą, a polski dżokej nieszczęśliwie z impetem spadł głową i szyją na ziemię. Jak poinformowały włoskie media, doznał kilku złamań kości czaszki, w wyniku których doszło do krwotoku.

    Nie zdążył zareagować, było na to bardzo mało czasu. Gdyby udało mu się wyciągnąć rękę i zamortyzować uderzenie, albo upaść bokiem, najprawdopodobniej wszystko skończyłoby się szczęśliwie, najwyżej na jakichś złamaniach.

    – Kiedy konia nagle ścina z nóg i leci na ziemię, jest bardzo mało czasu na reakcję, człowiek zwykle nie zdąży nic zrobić. Miałem kiedyś podobny wypadek podczas wyścigu, nie zdążyłem nic zrobić. Obudziłem się w karetce, ale wszystko skończyło się szczęśliwie. Zwykle udaje się zeskoczyć z konia, gdy dochodzi do jakiejś niebezpiecznej sytuacji. Tu było inaczej, konia nagle ścięło i Dominik szybko znalazł się blisko ziemi. Nawet podczas tego wypadku, do końca próbował trzymać się konia. Wyglądało na to, że liczył jeszcze, że uda się wybronić z tej sytuacji. Niestety, koń przekoziołkował i swoim impetem też wyrzucił w górę Dominika, który spadł na głowę – analizował to nieszczęśliwe zdarzenie Paweł Pałczyński.

    Dominik Pastuszka podczas jednego z wyścigów

    Dominik Pastuszka był doświadczonym jeźdźcem, wkrótce skończyłby 36 lat, wygrał w karierze ponad 100 gonitw, najwięcej oczywiście we Włoszech, gdzie zwyciężał w wyścigach rangi G2 i G3. Od wielu lat współpracował trenerem Raffaele Romano, a ostatnio najczęściej jeździł u trenera Paolo Favero. Najważniejsze wyścigi, które Polak wygrał we Włoszech to: Premio Richard na koniu Big Riot, Gran Premio Nazioni na Silver Tango oraz Criterium di Primavera, gdy dosiadał Arcisate.

    – Był specjalistą od takich gonitw z trudnymi przeszkodami, dużo wygrywał wyścigów crossowych. Była taka gonitwa z serii Crystal Cup, którą jako jeden z nielicznych „ustał”, ukończył i zwyciężył – wspomina Paweł Pałczyński. Była to 24 września 2016 roku gonitwa Premio Delle Nazioni G2 w Merano, w której zwyciężył na dziewięcioletnim Mighty Mambo, trenowanym przez Paolo Favero. Oprócz niego gonitwę w stawce ośmiu koni ukończył tylko Nils, na którym jechał Jiri Kousek.

    Dominik Pastuszka 24 września 2016 roku w Merano po gonitwie Premio Delle Nazioni G2, w której zwyciężył na dziewięcioletnim Mighty Mambo

    Dominik Pastuszka pojawiał się też na polskich torach – najczęściej na wrocławskich Partynicach, ale jeździł też na warszawskim Służewcu. W Polsce startował w ponad 80 wyścigach, wygrał sześć z nich (14 razy był drugi), a w około połowie z nich zajmował płatne miejsca. W kraju największym sukcesem Dominika Pastuszki było zwycięstwo na moszniańskiej klaczy Morfina (Rhodesian Winner – Magenta po Jape) w płotowej Wielkiej Partynickiej w 2013 roku. Na Służewcu w tym samym sezonie wygrał na Morfinie Memoriał Aleksandra Falewicza. Morfinę trenował jego brat – Kazimierz Rogowski (przyjął nazwisko żony, Moniki Rogowskiej).

    W 2019 roku Dominik Pastuszka wygrał we Wrocławiu na trenowanej przez Emila Zaharieva klaczy Say Szumawa Nagrodę Przewodniczącego Sejmiku Dolnośląskiego, najważniejszy wyścig płotowy w Polsce dla trzylatków. W tym samym roku na Newmanie zajął drugie miejsce w Wielkiej Partynickiej, wygranej przez Trima. W sezonie 2023 cztery razy jeździł w Polsce. 22 lipca na Służewcu zajął na Oksymoronie (trenowanym przez jego brata, Kazimierza Rogowskiego) drugie miejsce w Nagrodzie Majora Henryka Dobrzańskiego – Hubala.

    Odszedł ostatni czynny polski dżokej stiplowy. Po tym jak karierę zakończył Zdzisław Lica, Dominik Pastuszka był jednym polskim jeźdźcem płotowym i przeszkodowym z tytułem dżokeja (w wielu krajach otrzymuje się go po wygraniu stu gonitw). Był polskim dżokejem, miał polskie obywatelstwo, choć trzeba zaznaczyć, że jeździł na włoskiej licencji i z tym krajem był od wielu lat związany. Trener Sergiusz Zawgorodny zaproponował, aby jednej gonitwie płotowej lub przeszkodowej w Polsce nadać nazwę: „Memoriał Dominika Pastuszki”.

    11 lutego w Pizie odbędzie się kończący sezon zimowy na torze San Rossore mityng, który będzie jednocześnie pierwszym we Włoszech mityngiem przeszkodowym od momentu tragicznego wypadku Dominika Pastuszki. Na jedną z gonitw tego dnia wybiera się Grzegorz Wróblewski, z trenowanym przez siebie Poirot. – Trudno mi sobie nawet wyobrazić w jakiej atmosferze tego dnia jeźdźcy w Pizie będą wsiadać na konie. Ta niewyobrażalna tragedia łamie serca – powiedział Grzegorz Wróblewski.

    Dominik Pastuszka na torze we Wrocławiu. Fot. Agata Władyczka/Tor Partynice

    Włoski portal wyścigowy Equos.it opublikował taki wpis po wypadku Dominika Pastuszki:

    „Ten numer Equosu miał być podsumowaniem najważniejszych wydarzeń dla włoskich wyścigów konnych w 2023 roku. Jednak czwartkowa tragedia w Pizie, ten tragiczny upadek, który doprowadził do śmierci młodego dżokeja Dominika Pastuszkę, nadaje tej chwili wielkiego dramatyzmu. Młody mężczyzna, ojciec małej córeczki, w rozpaczliwym stanie po wypadku w wyścigu, wydawałoby się pozornie niezbyt groźnym – który miał jednak bardzo poważne konsekwencje dla uśpionego konia i dla dżokeja – znalazł się bez życia na ziemi na oczach zdesperowanej żony, która śledziła wyścig na terenie toru.

    Zawód dżokeja jest niebezpieczny, a w wyścigach przeszkodowych jeszcze bardziej. Wiedzą o tym wszyscy, wiedział i Dominik, kochany przez wszystkich chłopak, któremu los zadał śmiertelny cios. A w obliczu ludzkiej tragedii trudno mówić o wyścigach, koniach, problematyce wyścigów konnych i wszystkim innym, czym zwykle zajmujemy się w tych felietonach, bo nie należy zapominać, że przede wszystkim, przed wynikami sportowymi, nagrodami i czymkolwiek innym, jest ludzkie życie. A kiedy dochodzi do tragedii, warto poświęcić chwilę na refleksję.

    Ale życie, wyścigi, toczą się dalej. I każdy, kto uprawia jakiś sport, doskonale o tym wie. Ten numer Equosu chcielibyśmy zadedykować Dominikowi Pastuszce, chłopcu, który przyjechał z Europy Wschodniej, aby zostać dżokejem w wyścigach przeszkodowych. Chłopiec, który gonił za swoimi marzeniami i robił to z odwagą i lojalnością. Gotowy stawić czoła ryzyku i ciężkiemu życiu w imię pasji do koni i wyścigów, którą każdy z nas ma w sercu i która nam wszystkim towarzyszy”.

    Tomasz Pastuszka poinformował w niedzielne popołudnie, że data i miejsce pogrzebu (rodzina rozważała i Włochy i Polskę) nie zostały jeszcze ustalone.

    Rodzinie i bliskim Dominika Pastuszki składamy wyrazy głębokiego współczucia i wsparcia.

    Robert Zieliński

    Na zdjęciu tytułowym Dominik Pastuszka podczas pokonywania przeszkody wodnej na torze Partynice we Wrocławiu. Fot. Agata Władyczka/Tor Partynice

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły