Agnieszka Kacprzyk to była prezeska Polskiego Klubu Wyścigów Konnych. Była pierwszą kobietą na tym stanowisku w historii PKWK. Nie piastowała tej funkcji długo, niewiele ponad rok. Później została odwołana decyzją ministra rolnictwa i rozwoju wsi Krzysztofa Jurgiela, który na stanowisko prezesa, na miejsce Marczak, powołał Krzysztofa Chalimoniuka. Jako prezeska podpisywała dokumenty jeszcze pod nazwiskiem Marczak. Później wyszła za trenera Macieja Kacprzyka, na którego konto biegają konie własności były prezeski. Agnieszka Kacprzyk była prezeską inną niż wielu prezesów PKWK, nie z nadania. Z tego względu środowisko wyścigowe pokładało w niej ogromne nadzieję, a jej późniejsze odwołanie nie przeszło bez echa. Mimo napływających protestów od 2015 roku nie wróciła na stanowisko szefa PKWK i jak nam zdradziła, teraz też nie bierze udziału w wyścigu o ten stołek. Zgodziła się jednak porozmawiać na temat obecnej sytuacji polskich wyścigów konnych i potrzebnych zmian.
Co by Pani zrobiła gdyby to Pani została w tej chwili prezeską PKWK?
Z dużym zainteresowaniem czytałam wypowiedzi przedstawicieli środowiska i w każdej z nich znajduję urząd prezesa PKWK jako adresata wniosków, postulatów, pomysłów na to, czym powinien się zająć w pierwszej kolejności i co należy zmienić. W tym zakresie jesteśmy trochę jak kibice piłkarscy, cytując sędziego Szymona Marciniaka – przecież każdy z nas wie jak powinno być. Zwiększenie puli nagród, dopłaty do hodowli krajowej, szkoła dla jeźdźców, konie mechaniczne, hotel dla pracowników, zmiana ustawy hazardowej, procent od obrotów etc. I to wszystko prawda. Co ja bym zrobiła? Jak to kobieta. Zabrałabym się za rozwiązywanie realnych problemów, na które prezes PKWK ma rzeczywisty wpływ i są możliwe do realizacji.
Otwierając tę dyskusję powinniśmy się w pierwszej kolejności zastanowić i zrozumieć, jaka jest rola prezesa PKWK, jakie ma kompetencje i możliwości. Na pewno odpowiada za część organizacyjną wyścigów konnych w Polsce. Celowo podkreślam, że w Polsce, mimo tego, że każdy z dopuszczonych do rejestru torów ma swojego organizatora mityngów. W zakresie organizacji wyścigów wiele rzeczy wymaga krótkoterminowych zmian i opracowanego planu przyszłych wyzwań. Zadania krótkoterminowe powinny być skoncentrowane na pracy samego biura PKWK. Archaiczny statut na podstawie którego ma działać jednostka, nie pomaga w bieżącym funkcjonowaniu. Poza stanowiskami podległymi bezpośrednio prezesowi, jak księgowość oraz audytor wewnętrzny, powinno powstać stanowisko dyrektora biura do którego raportują wszystkie osoby zatrudnione w Klubie. Obecna sytuacja przenoszenia cząstek etatów między działami i brak jakiejkolwiek elastyczności w tym zakresie nie pozwala na optymalną obsługę interesantów oraz nie wpływa korzystnie na rozwój samych pracowników.
Kolejnym kamieniem milowym na drodze do unowocześnienia funkcjonowania samego biura oraz współpracy z interesantami jest cyfryzacja. Czasem mam wrażenie, że PKWK startuje w konkursie szkolnym na dostarczenie jak największej ilości makulatury. W dobie epoki green, szacunku do lasów, tony dokumentów produkowanych i drukowanych co roku przy okazji choćby zgłaszania koni do sezonu, przerażają. Cyfryzacja, baza danych, zapisy online, nowoczesna i funkcjonalna aplikacja dostępna z każdego handsetu. W XXI wieku wszystko powinno być dostępne z poziomu telefonu.
Każda zmiana dotykająca funkcjonowanie wewnątrz PKWK oraz na zewnątrz wymaga ścisłej współpracy z ministrem rolnictwa. Krótko mówiąc, nowy prezes PKWK musi mieć literalnie wsparcie ministra. Wsparcie w zakresie zmian ustawy o wyścigach konnych, rozporządzenia, statutu jednostki. Wsparcie mające na celu unowocześnienie pracy biura, oraz przepisów znajdujących się w rozporządzeniu o wyścigach konnych, które w dużej części nie przystają już do zmieniającego się świata. W szczególności mam na myśli kwestie powstawania planu gonitw, zgłaszania koni do sezonu, prowadzenia zapisów do wyścigów, kwestie dopingu koni i jeźdźców. Wiele z zapisów wymaga aktualizacji, dopasowania do zmieniających się realiów. Rewolucja? Nie. Ewolucja, ale niezbędna, wiele przepisów jest przestarzałych, nieprecyzyjnych, niefunkcjonalnych.
Należy pamiętać, że PKWK posiada niezbywalne prawo własności Toru Służewiec, które to, na mocy umowy dzierżawy, zostało oddane w zarządzanie Totalizatorowi Sportowemu. Pamiętajmy, że mówimy o roku 2008, w którym to rozwiązanie ratowało sezon wyścigowy i miało przesłania absolutnie niezbędnego i bezkonkurencyjnego w tym czasie. Szersza perspektywa pokazała, że dziś, po upływie 16 lat, ta umowa nie jest korzystna dla obu stron. Totalizator Sportowy jest rozczarowany ze swojej obecności na torze, perspektywa zakończenia umowy w niedalekiej przyszłości działa demotywująco na podjęcie decyzji o większych zmianach. Beneficjenci umowy (środowisko) również nie kryją niechęci wobec sztywnych ram finansowych i braku perspektyw. Kwestię zwiększenia puli nagród powinniśmy zacząć od zmiany umowy między Totalizatorem Sportowym i PKWK. Już. Jasno opisać warunki rewaloryzacji, dodatkowych wpływów od sponsorów, o których walczyć powinna każda ze stron. Obecnie, środki od sponsorów traktowane są jako przychód TS, zatem nie mają bezpośrednio wpływu na wysokość nagród, a przynajmniej nie taki jakiego oczekiwałoby środowisko. Również PKWK może, i powinien, w bardziej ofensywny sposób pozyskiwać nowe źródła dodatkowego finansowania.
Na uwagę zasługuje fakt, że Totalizator Sportowy nie zdecydował się na żadną inwestycję która miałaby zmienić teren, i aktywnie pracować na cały zespół torów. Zmienić pod kątem jego użyteczności i czerpania korzyści dla samych wyścigów. Warunki treningowe i mieszkalne delikatnie mówiąc są nieadekwatne do życia w stolicy liczącej około 1,8 mln mieszkańców. Niezbędne remonty dachów stajni, nowy budynek socjalny (buda) oraz dosypanie piasku na bieżni toru dużego nie są chyba spektakularnym wynikiem zarządzania przez TS od 2008 roku. Mamy piękne, wyremontowane trybuny które nie spełniają swojej funkcjonalności. Liczba dni wyścigowych spadła, spada ilość koni w treningu drastycznie. Inwestujesz, równa się wydajesz i oczekujesz zwrotu w określonym czasie. Czerpiesz korzyści, nakłady się zwracają. W tej sytuacji to inwestycja niezwracalna.
W jednym z wywiadów przeprowadzonych przez portal natemat.pl pan prezes Sołtysiński mówił o tym, że TS traktuje teren Służewca jako aktywo strategiczne. TS ponosi nakłady, aby wszystko zaczęło się bilansować w 30-letnim okresie. W moim odczuciu jak do tej pory się nie zbilansowało. Przygotowując się do tego wywiadu postanowiłam poszperać chwilę w sieci i wrócić do początku realizacji zapisów umowy oraz koncepcji przedstawianych przez przedstawicieli TS. W 2010 roku powstał projekt rewitalizacji okolicy Toru Wyścigów Konnych Służewiec. Najważniejszą funkcją miało być wybudowanie hali sportowej, hali widowiskowej, aquaparku z otwartym dla łódek i kajaków akwenem, luksusowy hotel, a także pole golfowe. Modernizacja i rozwój Toru Wyścigów Konnych Służewiec (2013 r.) – tytuł bezpośrednio ze strony totalizator.pl czyli materiałów własnych organizatora. TS podkreśla tam ważną rolę miejsca rozgrywania gonitw oraz przede wszystkim treningu koni. Inwestycje mają na celu poprawę warunków treningu, by można byłoby prowadzić go cały rok niezależnie od warunków atmosferycznych. Ważnym elementem tych planów było stworzenie całosezonowej bieżni.
Jeśli pokusimy się o pokerowe „sprawdzam” w zakresie realizowania zapisów umowy dzierżawy oraz realizacji powstających co i raz kolejnych koncepcji zarządzania terenem i podsumujemy te 16 lat jej funkcjonowania, to bilans wydaje się być co najmniej niepokojący.
Co zatem poszło nie tak? Co takiego wydarzyło się, że mimo stałego, gwarantowanego dopływu corocznej puli nagród, sezon wyścigowy w 2009 roku wystartował z 62 dniami wyścigowymi, a w sezonie 2024 będziemy ich mieli 46? Kilkanaście lat dzielących te daty różniła liczba dni wyścigowych, ilość gonitw oraz liczba ścigających się koni. Na zdecydowaną korzyść 2009 roku. W kolejnych latach, 2010-2011, spółka Traf planowała zorganizowanie odpowiednio 183 i 204 dni wyścigowych, a jedna z pierwszych koncepcji (AT Kearney) mówiła o zwiększeniu liczby dni wyścigowych w 2012 roku do 160.
Skoro większa część planów i koncepcji nie została zrealizowana do tej pory, to chyba mamy już odpowiedź dlaczego jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. Zgoda, nie pomogła ustawa z 2009 roku o grach hazardowych i regulacjach zakładów wzajemnych szeroko w niej opisanych. Osobiście jestem człowiekiem małej wiary, że ktokolwiek z rządzących będzie chciał się choćby na krok zbliżyć do tego aktu budzącego tyle emocji.
Nadchodzące zmiany w jednostkach zarządzających PKWK oraz Totalizatora Sportowego powinny stanowić nowe otwarcie. To najlepszy i ostatni moment na to, aby wprowadzić program naprawczy dla całego biznesu zagregowanego wokół koni wyścigowych. W mojej ocenie to moment na postawienie grubej kreski dla każdej ze stron i napisanie umowy na nowo. Stańmy w prawdzie i napiszmy tę przyszłość od nowa w oparciu o partnerskie zasady, realne koncepcje, budowanie programu hodowlanego, wspierającego programu gonitw, świadomość zmieniającej się rzeczywistości.
Czy należy się odciąć od finansowania państwowego?
Nie, absolutnie nie. Jednak jestem zdania, że pieniądze państwowe powinny w pierwszej kolejności iść na konie hodowane w Polsce. Nie uda się to bez pomocy Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. I tu widzę ogromną rolę prezesa PKWK, który będzie w stanie lobbować w ministerstwie o dodatkowy budżet na premie hodowlane i właścicielskie. Każda z jednostek: ministerstwo czy prezes będą spełniały tym samym swoje ustawowe obowiązki. Nikt nam nie da pieniędzy ot tak. Rozmowy w obu ministerstwach: Rolnictwa i Aktywów Państwowych powinny zacząć się od przedstawienia strategii w zakresie hodowli koni oraz wsparcia tej hodowli poprzez mechanizmy selekcyjne. Takie plany muszą bezwzględnie powstać przy udziale przedstawicieli hodowców koni ze stadnin państwowych oraz hodowców prywatnych. Nie uda się budować bez powrotu do podstaw i zapytania o zdanie osób bezpośrednio z tym związanych. Wierzę, że jeśli powstanie solidny plan zbudowany od wewnątrz, będziemy jako środowisko partnerem do rozmowy dla właścicieli budżetu.
Jak pozyskiwać nowych właścicieli?
Lubię plan budowania przyszłości, ale postarajmy się również nie zniechęcić tych, którzy już nimi są. Rola właściciela jest kluczowa. To oni ponoszą koszty utrzymania koni w treningu, koszty zakupu koni. Należy rozgraniczyć kwestię hodowcy oraz właściciela. Właściciel nie musi być hodowcą, a hodowca właścicielem. Najzdrowszy układ jest wtedy, kiedy hodowca jest producentem, sprzedaje konia, a następnie właściciel go utrzymuje. Przy takim układzie wyhodowany koń musi jednak spełniać oczekiwania rynku. Właściciel musi być zainteresowany tym, żeby wydać swoje pieniądze na konia polskiej hodowli, który musi być odpowiedniej jakości i te nadzieje, które właściciel kupuje, muszą spełniać podstawowe wymogi. To muszą być dobre konie. Stymulacją dla hodowców i właścicieli powinny być, wzorem Francji, premie hodowlane dla hodowców, oraz właścicielskie dla właścicieli. Dedykowane programy premiowe, które przeważą szalę zainteresowania właścicielskiego w stronę koni z hodowli rodzimej. Premie uzależnione od wyników. Najlepszy z polskich koni powinien mieć procent od pierwszego miejsca pod warunkiem zdobycia miejsca płatnego. Zamknięte gonitwy powinny zniknąć. Wtedy ta premia będzie wyższa i skuteczniejsza.
Co do właścicieli, to mam taką refleksję, że jednak jeszcze nie potrafimy stworzyć wokół nas prestiżu bycia właścicielem. Nie jest to sposób na zarabianie pieniędzy, to błędne założenie. Spekulacje. W każdym układzie właściciele, jako grupa, będą ponosić wyższe koszty niż pula nagród, o którą walczą. Jakie zatem mają motywacje? Chcą być częścią wspólnoty, widowiska, zabawy. Chcą czerpać radość z posiadania konia wyścigowego, czuć emocje.
Właściciele chcą czuć wyjątkowość tej funkcji. Potrzebują dla siebie miejsca na każdym z torów. Dedykowanego miejsca tylko dla nich. Nienaruszalnego. Nieprzenoszonego według potrzeb organizatora. Przecież to konie tychże, zapewniają widowisko.
Jak stymulować potencjał?
W krótkoterminowym okresie to przede wszystkim renegocjacja umowy z Totalizatorem Sportowym. Wykorzystanie potencjału sponsoringowego z Bliskiego Wschodu. Dużo szersze wydają się być możliwości wsparcia wyścigów koni arabskich z tej części świata wyścigowego.
Wskazówki dla przyszłego prezesa?
Jestem przekonana, że w dalszym ciągu każda ze stron umowy dzierżawy może czerpać korzyści. Można ją renegocjować i być dla siebie w dalszym ciągu partnerem w biznesie. Mieć świadomość, że zapisy umowy skutkują życiem, pracą i pasją wielu ludzi. Prezes PKWK nie może być lennikiem wobec swojego kontrahenta. Dostarcza mu rzeczy nadzwyczajnych, wyjątkowych. Teren, infrastrukturę, konie, trenerów, właścicieli, jeźdźców, publiczność. Oczekując w zamian rzetelnego gospodarza każdej części toru. Tej dla kapeluszy i tej na której odbywa się codzienna praca.
Niezbędne będzie zbudowanie solidnego lobby w Ministerstwie Rolnictwa i codzienna walka o zwiększenie świadomości o tym, co dzieje się „za murem” i wrotami stadnin, tych państwowych i prywatnych.
Rozmawiał Michał Celmer
Na zdjęciu tytułowym Agnieszka Kacprzyk podczas dekoracji po zwycięstwie ogiera Ocean al Maury