More

    Szczepan Mazur: To był najlepszy sezon zimowy w mojej karierze

    Szczepan Mazur to najlepszy polski dżokej ostatnich lat i jeden z najlepszych w historii naszego kraju, o ile nie najlepszy. Kwestia dyskusyjna, choć trzeba pamiętać, że wiele lat temu najlepsi jeźdźcy z naszego kraju potrafili rywalizować ramię w ramię z największymi asami świata. Od kilku lat z takimi zmaga się Szczepan Mazur, skromny człowiek z Dolnego Śląska, który mając 18 lat wygrał setną gonitwę, stając się dżokejem, a w tym samym roku został czempionem jeźdźców. Tytuł ten w Polsce wywalczył później jeszcze pięć razy. Dzięki dobrym wynikom na naszych torach dostał zaproszenie na Bliski Wschód, gdzie podczas sezonów zimowych od lat rywalizuje z czołowymi europejskimi (i nie tylko) jeźdźcami. Po kilku latach w Zjednoczonych Emiratach Arabskich na kierunek obrał Katar, gdzie z sukcesami jeździ od czterech lat. W sezonie 2023/2024 walczył nawet o tytuł czempiona w Katarze, jednak świetny Christophe Soumillon sprzątnął mu tytuł sprzed nosa. Mimo wszystko był to najlepszy okres w karierze Szczepana Mazura. 

    Michał Celmer: Zacznijmy od podsumowania sezonu 2023/2024 w Katarze. Był to dla Ciebie rekordowy sezon jeśli chodzi o wygrane na Bliskim Wschodzie. Rok temu, po poprzednim sezonie, powiedziałeś, że był najlepszy w karierze. Teraz możesz powiedzieć, że jednak ten, który przed momentem dobiegł końca, okazał się jeszcze lepszy?

    Szczepan Mazur: Na pewno był. Zdecydowanie to był mój najlepszy sezon, że tak powiem wyjazdowy. Najwięcej wygranych gonitw, ale też, co ważne, najwięcej tych najbardziej prestiżowych. Udana współpraca z moim trenerem Mohamedem Hamadem Khalidem Al Attiyahem. Dobre współpraca z Hamadem Al Jehanim, który jest w Katarze niesamowicie cenionym i jednym z najlepszych trenerów. 

    Tegoroczny czempion.

    Tak. 

    Najważniejszym momentem sezonu dla Ciebie było drugie zwycięstwo z rzędu w Qatar International Cup rangi G1?

    Tak. Qatar International Cup to wyścig rozgrywany podczas najważniejszego mityngu sezonu, też najwyżej dotowanego. Każdy patrzy na ten dzień, a dokładniej cały mityng, inaczej niż na resztę sezonu. Wygranie dowolnego wyścigu podczas tego wydarzenia to niemały sukces i spory prestiż, a mi się udało wygrać trzy wyścigi jeśli dobrze pamiętam. 

    Też przyznaję, że nie pamiętam, ile ich było dokładnie, ale utkwiło mi w głowie, jak komentator wyróżnił Cię, mówiąc, że dajesz popis umiejętności podczas tego mityngu. 

    Ludzie przywiązują do tego dużą wagę, to najważniejszy punkt sezonu. 

    Zespół Al Jeryan Stud, z którym na co dzień Szczepan Mazur współpracuje w Katarze.

    Czy te sukcesy przełożyły się później na większe zaufanie wśród trenerów i właścicieli? Rok temu wspominałeś o tym, że jeźdźcy w Katarze ciągle mają nóż na gardle i nie ma miejsca na gorszą formę i słabe wyniki. Teraz miałeś większy komfort jeśli o to chodzi?

    Nie za bardzo. Tam raczej nie ma czegoś takiego jak złapanie sobie komfortu i jakiegoś wotum zaufania na przyszłość. Cały czas po prostu trzeba spełniać oczekiwania. Z tygodnia na tydzień, z wyścigu na wyścig. Trochę inaczej jest w przypadku większych współprac. Ja mam na przykład taką dobrą, wieloletnią współpracę z trenerem, dla którego pracuję w Katarze od kilku sezonów i czasami nawet jeżeli mi się wyścig nie udał, to nie robił z tego wielkiego problemu, a takie gorsze też oczywiście bywały. Raczej tej niższej kategorii, ale zdarzało się tak, że czasami mi się coś tam nie udało. Mimo to nie zsadzał mnie i jeździłem na tych koniach ponownie. Miałem szczęście, albo po prostu udawało mi się sprostać tym oczekiwaniom w największych wyścigach, gdzie raczej te duże wyścigi przegrywaliśmy tak dosadnie i naprawdę nie dało się nic zrobić, albo wygrywaliśmy, czy uzyskiwaliśmy jakiś dobry wynik, naprawdę zadowalający, którego ciężko było się spodziewać. Jak z kolei jeździłem dla trenera Al-Jehaniego, to nie było czasu, żebym mógł zapracować na coś więcej i bazował na tym, co pokazałem. On nie ma stałego dżokeja stajennego. Miał konie i dobranych do nich różnych jeźdźców, ale jeżeli ktoś popełnił błąd i trener był niezadowolony z jazdy, czy nawet po prostu ogólnie z wyniku wyścigu, a jazda była zadowalająca, to i tak na kolejny wyścig zmieniał dosiad. Oprócz mnie często dla niego jeździł Tomas Lukasek, ale też przyjeżdżał na jego konie Gerald Mosse. Ogólnie miał duży wybór jeźdźców, a podczas największych mityngów jeździł dla niego Mickael Barzalona. 

    Wydawało mi się, że w tym sezonie dostawałeś więcej szans na koniach pełnej krwi angielskiej niż wcześniej. Na Bliskim Wschodzie, a głównie w Emiratach, miałeś raczej przyczepioną łatkę specjalisty od arabów i często brakowało Ci dosiadów na najlepszych folblutach. Czy teraz powoli się to zmienia?

    Faktycznie, możliwe, że taką łatkę trochę dostałem, ale nie wiem jak to uzasadnić. Na pewno jest to powiązane z tym, że w Emiratach trafiłem do stajni, gdzie trenowały same araby, więc nie miałem wielu szans jeżdżenia na folblutach. W Emiratach jest nieco inaczej niż w Katarze, tam szanse każdego wynikają z kontraktów. Rzadko zdarza się, że trenerzy zapraszają na swoje konie obcych jeźdźców, z którymi nie nawiązali usystematyzowanej współpracy. Przez to ciężko jest zdobyć dobrego konia od innego trenera niż tego, z którym ma się podpisany kontrakt. Rzadko zdarzają się sytuacje, że ktoś jeździ na otwartą rękę, jak właśnie w przypadku Al-Jehaniego w Katarze. Wiadomo, że to nie tyczy się tych najlepszy dżokejów, z największymi sukcesami. Oni są ponad tymi zasadami. Hamad Al-Jehani ma sporą stajnię, w której jest dużo dobrych koni i przez to, że nie miał stałego jeźdźca, dostałem trochę okazji dosiadów na koniach pełnej krwi. Była możliwość wykazania się i akurat w jego oczach się wykazałem i dostawałem niezłe konie, a na nich wygrywałem kolejne wyścigi. Może nie te najwyższej rangi, bo ciężko o dostęp do tych koni. Największy właściciel koni w Katarze – Wathnan Stable (własności Emira Kataru – przyp.red.) ma swoich jeźdźców, zakontraktowanych w Katarze i to oni jeżdżą na jego koniach, więc bardzo ciężko jest się dostać na te dobre konie, szczególnie w duże dni, kiedy pojawiają się lepsi jeźdźcy. 

    Szczepan Mazur po zwycięstwie na Local Law w treningu Hamada Al-Jehaniego. Fot. Qrec

    Ach ci przyjezdni jeźdźcy… Zająłeś drugie miejsce w czempionacie. Goniłeś Christophe’a Soumillona, co samo w sobie już nieźle brzmi, taka rywalizacja z Belgiem, ale nie udało się wywalczyć tytułu czempiona. To jest wynik ogromnej dysproporcji nagród w gonitwach zwykłych i tych najbardziej prestiżowych w Katarze. Jeździłeś cały sezon, sporo punktowałeś. Wygrałeś 48 wyścigów, Soumillon 7, a i tak wygrał klasyfikację jeźdźców. Czy czujesz po tym niedosyt?

    Nie, nie byłem rozczarowany, ani zawiedziony tym wynikiem. Byłem nawet zadowolony, tym co osiągnąłem, a od początku wiedziałem, że na czempiona nie będę miał szans. Zdawałem sobie sprawę, że jeśli nie wygram Amir Sword albo Amir Trophy, to praktycznie nie ma możliwości wywalczenia tytułu czempiona, a miałem świadomość, że nie będę miał koni na te największe gonitwy. 

    Współpraca z Al-Jehanim szła bardzo dobrze, czy jest szansa na jej kontynuację? Może proponował Ci angaż dżokeja na pierwszą rękę?

    Faktycznie dostałem taką ofertę, ale z wyłączeniem koni ze stajni Wathnan Stable, która na następny sezon zakontraktowała Jamesa Doyle’a. To oznaczało, że najlepsze konie i tak dalej będą poza moim zasięgiem. 

    Więc na kolejny sezon zostajesz u trenera Al Attiyaha? To już będzie chyba piąty wspólny razem. 

    Tak, współpraca układa nam się bardzo dobrze, więc nie ma co zmieniać. 

    Stajnia Al Attiyaha chyba ciągle się rozwija, jak oceniasz szanse na znalezienie w swojej stajni koni na największe gonitwy sezonu 2024/2025?

    Stajnia trochę się rozrasta, ale mój trener bazuje głównie na arabach. Najlepsze konie w stajni to właśnie te czystej krwi. Zajmuje się ich hodowlą i z tego słynie, ma bardzo dobrą hodowlę, więc tak naprawdę wszystkie te dobre konie, które mam, to araby jego hodowli. Kupuje też folbluty, ale nie kupuje ich aż tak dużo, żeby mieć spore nadzieje na największe wyścigi, bo mówimy o kilku sztukach rocznie. Teraz mieliśmy jednego ciekawego młodego, wyłonił się bardzo dobry ogier w roczniku dwulatków i będzie naszą nadzieją na sezon derbowy. Aafoor, amerykańskiej hodowli, wygrał w ostatnim starcie prestiżowy wyścig Al Wajba Trophy. Zapowiada się bardzo fajnie. W tym wyścigu ograł naprawdę mocne konie, więc może być ciekawie. 

    Końcówka sezonu dla Waszej stajni chyba była trochę słabsza niż początek, czy środek. 

    Tak niefortunnie się złożyło, że pod koniec sezonu mieliśmy wirusa w stajni i nasze konie nie dość, że musiały być na kwarantannie, to właśnie przestały trenować i całkowicie straciły z formy, a ostatnie dwa tygodnie w ogóle się nie ścigały. Szczerze mówiąc, nie pamiętam ostatniego wyścigu wygranego naszą stajnią… (śmiech), ale nie czułem żebyśmy mieli taką zniżkę formy. Końcówka sezonu rządzi się swoimi prawami, niektóre konie po prostu już nie biegały, wcale nie były zapisywane, bo skończyły swój sezon. Zrobiły co miały do zrobienia, wykonały robotę i nie miały następnych celów. 

    To jaki mniej więcej jest teraz rozkład sił w stajni, ile folblutów, ile arabów?

    Ciężko mi powiedzieć, myślę, że folbluty stanowią około 30 procent stajni, a reszta to araby. 

    Rozumiem, że kolejny raz do Kataru planujesz wracać zaraz po Wielkiej Warszawskiej? To już taki Twój stały termin wyjazdów. 

    Taki jest plan. To dobry termin, bo Wielka Warszawska wypada około pół miesiąca przed rozpoczęciem sezonu w Katarze, a zależy mi na tym, żeby jeździć tam od początku do końca, więc to jest najlepszy czas dla mnie na przyjazd. 

    Szczepan Mazur udziela wywiadu Witoldowi Sudołowi po zwycięstwie w Wielkiej Warszawskiej 2023 na Le Destrierze.

    Przyleciałeś w ostatni piątek kwietnia, ale nie było Cię w zapiskach na dni wyścigowe 3 maja we Wrocławiu i 5 maja w Warszawie. Chciałeś zrobić sobie trochę wolnego przed sezonem w Polsce?

    Muszę wszystko podopinać na ostatni guzik. Przed naszą rozmową ustalałem szczegóły dotyczące pracy, dosiadów i całej logistyki związanej z moimi jazdami w tym roku w Polsce. 

    Planujesz skupić się w tym roku na Polsce, czy na horyzoncie są też wyjazdy do innych państw?

    Mój trener, Al Attiyah, planował zabrać tego obiecującego trzylatka na jeden, ten najważniejszy, dzień wyścigowy w Ascot. Przed tym wyścigiem miał sprawdzić się w Listed w Anglii, a po ustaleniu jego poziomu były dwie opcje, zależne od wyniku w Listed. Miał albo skończyć w G3 albo w gonitwie klasy drugiej. 

    Rozumiem, że w tych planach było też miejsce dla Ciebie, tak jak przed rokiem w gonitwie dla koni czystej krwi, też w Anglii. 

    Tak, ale te plany nie są już aktualne, właśnie przez tego wirusa. Koń został wytrącony z rytmu treningowego, jest bez odpowiedniej formy i podróż do Anglii straciła sens. Przynajmniej w tym terminie, bo nadal jest myśl sprawdzenia go w na tamtejszych torach, ale już raczej jesienią. 

    To cenne, że ta współpraca przenosi się także poza Katar, bo daje Ci kolejne szansę do pokazania się większemu gronu widzów, właścicieli, trenerów. W tym roku wyjechaliście razem do Emiratów na dzień Dubai World Cup. Nie poszło najlepiej, ale rękawica została podjęta. 

    Nie było źle. Spodziewaliśmy się, że nasz koń może sobie nie poradzić na dystansie dwóch kilometrów. Tym bardziej, że biegał pierwszy raz po piachu. Zważywszy na to wszystko wypadł przyzwoicie. Według mnie nie poradził z dystansem, mila jest dla niego najbardziej komfortowym dystansem. 

    Oprócz dosiadów na trzylatku pełnej krwi, myślicie też o jakiś startach koni czystej krwi w Europie w sezonie 2024?

    Możliwe, że takie starty się pojawią. Trener miał taki plan względem kilku koni, ale ostatnie starty w Katarze pokazały, że lepiej będzie odpuścić, inne dostały jakichś mniejszych niegroźnych urazów, ale jednak wykluczających z mocnej pracy przygotowawczej, ale nie wszystko stracone, bo jest jeszcze jedna arabka, która możliwe, że trochę pościga się w tym roku we Francji. Jeszcze jest do tego trochę czasu, zobaczymy.

    Pamiętasz imię tej klaczy?

    AJS Al Ghadeer, nazywa się bardzo podobnie do tego derbisty. A i jeszcze jadę do Madrytu na pierwsze gonitwy klasyczne w sezonie. 

    Rewelacja, w Hiszpanii zdążyłeś pokazać się już z dobrej strony i jak widać nie zapomnieli o Tobie. Gratulacje. Na czym pojedziesz, coś ze stajni Yeguada Centurion, świeżego hiszpańskiego potentata wyścigowego?

    Nie, tak dobrze to nie. Zaprosił mnie właściciel konia Tine Abierto – Gerard Torres (start klasycznej gonitwy Poule de Potros o godzinie 13.50 w niedzielę 5 maja – przyp. red.).  

    To jedyny dosiad tego dnia?

    Pojadę jeszcze na klaczy w ichniejszym 1000 Gwinei, ale nie pamiętam jej imienia. 

    Od jakiegoś czasu oficjalnie już wiadomo, że zostajesz na sezon 2024 w Polsce. Opowiedz z kim będziesz współpracował. 

    Będę jeździł dla stajni Millennium Stud. Spółka ma konie u trzech trenerów w Polsce, Emila Zaharieva, Krzysztofa Ziemiańskiego i Macieja Jodłowskiego. Z nimi głównie będę współpracował i konie z tej stajni na stałe będą moim pierwszym wyborem. 

    Ale oprócz tego będziesz chyba jeździł też na koniach z innych stajni. 

    Jestem w trakcie prowadzenia jeszcze kilku rozmów na kolejne współprace, ale to już raczej nie będą zamknięte kontrakty, tylko właśnie takie otwarte współprace, mniej wiążące. 

    Na treningach też będziesz się pojawiał?

    Będę pojawiał się na mocniejszych treningach koni ze stajni Millennium Stud, więc będę pojawiał się na przejażdżki w trzech wymienionych wyżej stajniach. Nie będę tych koni trenował, bo jestem tylko jeźdźcem, będę robił to, co trenerzy mi powiedzą, że mam robić. Zwyczajnie będę jeździł na nich przejażdżki. 

    Muszę o to oficjalnie zapytać. Dlaczego postanowiłeś zostać w Polsce, a nie rozwijać swoją karierę dalej w Niemczech, gdzie jeździłeś przed rokiem?

    Od początku miałem pewne obawy i przeczuwałem, że wyjazd do Niemiec to nie jest dobry pomysł. Mówię tu o wyjeździe w takiej formie, w jakiej wyjechałem, czyli jakiś czas po otwarciu sezonu. Żeby to miało sens, trzeba być tam od początku do końca. Szczególnie istotny jest start sezonu, kiedy trenerzy i właściciele dopasowują jeźdźców do konkretnych koni. Bez opuszczenia co najmniej kilku dni w Katarze, nie ma na to szans. Powinienem być w Niemczech od marca, a nie od maja. W ten sposób omijam przygotowania do pierwszych gonitw klasycznych, a także początek drogi do Derby. Wtedy jest najbardziej intensywny czas w sezonie i najlepszy czas na nawiązywanie współpracy. Bez przyjazdu wcześniej nie mam pełnego zaufania u właścicieli. Żeby budować karierę w Niemczech, trzeba wszystko do tego dostosować, a dla mnie najważniejszy jest Katar. Poziom gonitw w tych dwóch miejscach zaczyna być coraz bardziej zbliżony, choć dalej Katar jest z tyłu, ale wyścigi w Niemczech raczej się nie rozwijają, ich jakość idzie w dół, a skoro są to miejsca o porównywalnym potencjale dla mnie, to odrzucenie Kataru, gdzie mam już wypracowane imię, pozycję, różne współprace oraz markę, to zmiana nie ma teraz większego sensu. Nie chcę rezygnować z czegoś, na co sobie zapracowałem, tylko po to, żeby ścigać się w Niemczech gdzie wyścigi też nie są na światowym poziomie. 

    Szczepan Mazur na dekoracji po zwycięstwie w Niemczech. Fot. Markus Kluth

    A czy inne destynacje wchodzą dla Ciebie w grę? Francja, Anglia, Irlandia lub wschód, Japonia, Australia, czy prędzej Hong Kong lub Stany Zjednoczone. 

    Nie było okazji, żeby myśleć o tych miejscach. Nie miałem stamtąd żadnej oferty, bo na przykład w krajach azjatyckich, w Hong Kongu, czy Japonii, trzeba mieć zaproszenie z wewnątrz. Nie można po prostu tam pojechać i zostać dżokejem, trzeba zostać dostrzeżonym i zaproszonym, a takie zaproszenie dotąd się nie pojawiło i na pewno ciężko trzeba na takie zapracować. W tym roku do Japonii zaproszenie dostał Tadhg O’Shea, które było skutkiem zwycięstw podczas Dubai World Cup. Skorzystał z niego i wygrał już w Japonii kilka wyścigów (O’Shea to wielokrotny czempion Emiratów – przyp. red.). Stany Zjednoczone z kolei to jest raczej rynek, gdzie nie będzie zaproszeń. Nie ma co nie spać po nocach i liczyć na to, że ktoś zadzwoni i zapyta, czy chcę tam jeździć. Tam akurat trzeba pojechać, rzucić się do środka tego świata, postarać się nawiązać współpracę z jakimś agentem, bo tam oni grają pierwsze skrzypce, jeśli chodzi o pozyskiwanie dosiadów. 

    Zacząć od jeźdźca stajennego, od przejażdżek?

    Nie, ale trzeba zawalczyć o współpracę z agentem, jeszcze będąc w Europie. Poszukać informacji, wyłapać kontakty, przekonać do siebie i spróbować wywalczyć sobie miejsce. We Francji, Anglii, czy Irlandii jest bardzo dobry rynek wyścigowy, ale myślę, że mój czas na ten kierunek już minął. Tam trzeba próbować swojego szczęścia od początku, być młodym, przebijać się od samego dołu. Nabierać z czasem doświadczenia i wspinać się po tych szczebelkach kariery. Ja po wielu latach spędzonych w Polsce wyglądam na jeźdźca, który przez lata nic nie robił, bo wyścigi w naszym kraju, na rynku francuskim, angielskim albo irlandzkim, nie mają żadnego znaczenia. Nie ma powodu żeby ktokolwiek się nimi zachwycał i próbował wykorzystywać mój talent. Nie byłbym łakomym kąskiem, bo takich ludzi jak ja jest bardzo wiele. Teraz nadzieją dla mnie są jakieś poważne sukcesy w Katarze. Po nich może jeszcze kiedyś jakaś oferta się pojawi, ale patrząc prawdzie w oczy, moje sukcesy z Kataru dalej nie są aż takimi dużymi osiągnięciami. Jestem zauważalny, ale tak naprawdę wygrywam tylko te duże wyścigi na arabach, które w porównaniu do folblutów nie mają wielkiego znaczenia, ich rynek na świecie jest niemal żaden. Żaden trener z Wysp, czy z Francji, nie będzie mną po nich zainteresowany. Gonitw dla koni czystej krwi arabskiej jest tam bardzo mało i spokojnie wystarcza dobrych jeźdźców na araby, obejdą się beze mnie. 

    Na stałe w Katarze jeździ Alberto Sanna, który lata temu dostał specjalne zaproszenie do Hong Kongu, co prawda później zrezygnowano z jego usług, ale dostał swoją szansę. Może i Tobie się to uda. 

    Szczerze mówiąc, nie pamiętam historii jego zaproszenia i nie znam szczegółów jego kariery aż tak dobrze, żeby powiedzieć, jak to było i czy może się powtórzyć u mnie, ale teoretycznie taka szansa jest. 

    To teraz trzeba zdominować wyścigi w Katarze, jak zrobił to Tadhg O’Shea w Emiratach, czekać na swoją okazję w najważniejszych wyścigach w Katarze, a może po nich pojawi się jakieś zaproszenie, które otworzy Ci kolejne drzwi. Tego Ci życzę. Dzięki za rozmowę. 

    Dziękuję. 

    Szczepan Mazur wygrywa Qatar International Cup G1. Fot. Qrec

    Rozmawiał Michał Celmer

    Na zdjęciu tytułowym Szczepan Mazur wygrywa wyścig w Dosze. Fot. Qrec

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły