More

    Trenowany przez Grzegorza Wróblewskiego dla Jakuba Kartusa Pretty King wygrywa 57. Svenskt Grand National

    Kolejny duży sukces w Szwecji odniósł nasz eksportowy trener Greg Wróblewski. Trenowany przez niego w czeskim Albertovcu dla Jakuba Kartusa pięcioletni Pretty King (Bathyrhon – Fleur De Maspie po Le Triton) bardzo łatwo wygrał w sobotę 15 czerwca w Stromsholmie przeszkodowy wyścig Svenskt Grand National (4500 metrów, pula nagród 207 tysięcy koron). To czwarty triumf Polaka w tej gonitwie. Pretty Kinga dosiadał szwedzki dżokej Niklas Loven, wybrany w sezonie 2023 najlepszym jeźdźcem w Polsce. Loven w tym wyścigu debiutował 33 lata temu. To już drugie zwycięstwo konia przygotowywanego przez Wróblewskiego, lub przy jego współudziale, w trzech ostatnich edycjach Svenskt Grand National. W 2022 roku triumfował w tym wyścigu Her Him, którego Greg Wróblewski przygotowuje w Czechach wspólnie ze swoją partnerką życiową Ivaną Porkatovą, oficjalną trenerką Konia Roku 2023 w Polsce. Tego dnia w Stromsholmie zwyciężył także inny koń trenowany przez Wróblewskiego dla Kartusa – Ambrosius.

    Historia zatoczyła koło. W latach 80-tych młody Grzegorz Wróblewski wyruszył do Szwecji z krnąbrnym ogierem Jungą, z którym nikt na Służewcu nie mógł sobie poradzić. Wyhodowany w Jaroszówce syn Parole Board wygrał w Skandynawii 5 wyścigów płaskich. Wkrótce Wróblewski trenował tam syna Dakoty, słynnego Chyszowa, który wygrał jeden z najważniejszych wyścigów stiplowych w Szwecji, a nagrodę Polakowi wręczała osobiście królowa Sylwia. W 2022 roku Wróblewski odbierał nagrodę za zwycięstwo Her Hima w wyścigu przeszkodowym Svenskt Grand National z rąk małżonka królowej Sylwii, szwedzkiego monarchy Karola XVI Gustawa. Her Him to koń, którego Greg Wróblewski podarował w prezencie Ivanie Porkatovej.

    W sobotę 15 czerwca udało się Pretty Kingowi ten wyczyn Her Hima w szwedzkim narodowym wyścigu powtórzyć. W 57. Svenskt Grand National wystartowały tylko cztery konie, a ukończyły go trzy. W dystansie Niklas Loven prowadził Pretty Kinga na trzeciej pozycji. Już ponad 1000 metrów przed celownikiem podkręcił tempo, po dwunastej przeszkodzie wyszedł na front, odskoczył rywalom o kilka długości i wygrał niezagrożony o 12 długości przed Last Reference, za którym 5 długości finiszował French Warrior. Nie ukończył wyścigu Three is Company. Za pierwsze miejsce zarobił dla Kartusa 103 500 koron szwedzkich, co wynosi w przeliczeniu około 40 tysięcy złotych.

    Pretty Kinga wygrywa pod Niklasem Lovenem 57. Svenskt Grand National. Fot. svenskgalopp.se

    – Na pierwszym okrążeniu Pretty King i ja trochę się czailiśmy, musiałem go trzymać, nie podobało mu się to początkowe wolne tempo. Ale on ma dopiero 5 lat i nie chcieliśmy początkowo iść ostro do przodu. Ostatecznie nie było już na co czekać i zdecydowaliśmy się na atak. Odniesienie czterech zwycięstw w tej wielkiej gonitwie zajęło mi trochę czasu, ale się udało. Nie jest łatwo tutaj wygrywać – powiedział po wyścigu Niklas Loven, który w Svenskt Grand National debiutował 33 lata temu.

    – Pretty King ma przed sobą świetlaną przyszłość, rzadko zdarza się, by pięciolatek wygrał tak trudną gonitwę. Trzeba przyznać, że w ostatnich startach miał trochę pecha. Ale wiedziałem, że stać go na więcej, że to nie była wina konia i dlatego nie poddałem się, zdecydowałem się, że pojedziemy z nim do Szwecji, bo mam wielki sentyment do tego kraju, tu zaczynałem swoją karierę trenerską. Nie przyjechałem do Szwecji ponownie z Her Himem ponieważ przygotowujemy go do Wielkiej Pardubickiej – powiedział trener Grzegorz Wróblewski.

    Trener Grzegorz Wróblewski z wieńcem za zwycięstwo w Svenskt Grand National. Fot. svenskgalopp.se

    To już czwarty triumf Wróblewskiego w tej gonitwie. Wcześniej – przed Her Himem i Pretty Kingiem – szwedzki Grand National wygrywały, znane ze Służewca, trenowane przez niego – Fanti Dancer (Anshan – Maiden Way po Shareef Dancer) dla Benedykta Godlewskiego i Dalfors (Enjoy Plan – Daxi po Dixieland) dla Jakuba Kartusa.

    Pretty King w tym roku dwukrotnie startował bez sukcesu we Wrocławiu. 21 kwietnia w Nagroda Otwarcia Sezonu Przeszkodowego zajął pod Gaetano Volpe, po błędach taktycznych, piąte miejsce z dużą stratą do czwartego konia. 19 maja, dosiadany przez mało doświadczoną Dominikę Baranovą, nie ukończył wyścigu o Nagrodę Tiumena, amazonka spadła z niego. Tym razem pod doświadczonym Lovenem spisał się znacznie lepiej.

    Pretty King w ubiegłym sezonie pokazywał już duże możliwości. 22 października 2023 roku wygrał pod Janem Faltejskiem dowolnie o 36 długości w czterokonnej stawce przeszkodową Nagrodę Marszałka Województwa Dolnośląskiego na 4000 m. Pretty King przed jesiennym triumfem we Wrocławiu zajął pod Markiem Stromskym drugie miejsce w płotowej Wielkiej Służewieckiej, ulegając o 2,5 długości Ministrowi Wojny, wyhodowanemu przez Joannę i Jarosława Zalewskich. W czerwcu 2023 roku zwyciężył w wyścigu przeszkodowym we Wrocławiu dla czterolatków na 3850 m.

    2 lipca ubiegłego roku Pretty King wygrał w francuskim Vittel pod Benoit Claudicem o dwie długości przeszkodową gonitwę klasy czwartej Prix France Blue Sud Lorraine na 3600 metrów (pula nagród 22 tysiące euro, w tym 10 560 euro dla właściciela zwycięskiego konia), jednak został później zdyskwalifikowany, po wykryciu w jego organizmie niedozwolonej substancji. 27 sierpnia w Merano Pretty King zaliczył chyba najlepszy występ w karierze w Merano – zajął pod Faltejskiem trzecie miejsce w stawce pięciu koni w gonitwie przeszkodowej Premio Piero E Franco Richard G3 na 3800 metrów (pula nagród 30 tysięcy euro).

    Wróblewski i Loven z pucharem za zwycięstwo w Svenskt Grand National 2024. Fot. svenskgalopp.se

    Wieloletnia, pełna sukcesów, upadków i wzlotów, międzynarodowych podróży kariera trenerska Grega Wróblewskiego rozpoczęła się właśnie w Szwecji w latach 80-tych w niesamowitych okolicznościach, o których trener opowiedział specjalnie dla Trafnews.pl.

    – W latach 80-tych startowałem jako jeździec w gonitwach płotowych i przeszkodowych. Podjąłem też pracę w stajni w Szwajcarii i, po powrocie do Polski, za zarobione tam pieniądze postanowiłem kupić konia na Służewcu, co za czasów komunistycznej Polski nie było łatwe – wspomina Grzegorz Wróblewski. – W stajni trenera Szablewskiego był pobudliwy ogier Junga (Parole Board – Jukka po St Padarn) z Jaroszówki, z którym wszyscy jeźdźcy mieli straszne problemy, nie byli w stanie nad nim zapanować. Mówili, że to diabeł wcielony. Nawet słynny lekarz i sędzia starter Jerzy Elias mówił, że osobiście próbował opanować tego konia, ale nie było szans. W Polsce Junga dostał zakaz startów. Dzięki temu udało mi się go tanio kupić. Zacząłem go trenować w Białym Borze i powoli układałem tego krnąbrnego konia. Postanowiłem wyjechać z nim do Szwecji, by tam spróbować startów, skoro w Polsce nie mógł. Koszty eskapady miał pokryć jeden z trójmiejskich biznesmenów. Niestety, w trakcie podróży promem do Szwecji został okradziony z pieniędzy i dokumentów, wylądowałem w Szwecji sam z Jungą, bez kontaktów i środków na utrzymanie. Załamany położyłem się spać na sianie w sąsiednim boksie obok Jungi i zastanawiałem się, co ja dalej zrobię.

    – Tam znalazł mnie dobrze znany w Polsce Hubert Doria, polskiego pochodzenia trener, który pracował od lat z końmi w Szwecji – kontynuuje Greg. – Gdy dowiedział się, co mi się przytrafiło, zaproponował pomoc. Zabraliśmy konia do jego stajni, a ja w zamian za utrzymanie pomagałem mu w prowadzeniu stajni i jeździłem na jego koniach. Problemem był fakt, że nie miałem licencji trenerskiej, a chciałem, by Junga wystartował w wyścigach w Szwecji. Ujawnię w tym momencie trochę takie nie do końca czyste zagrywki, ale w tamtych czasach w Polsce nie bardzo dało się inaczej, szalenie trudno było za komuny wyjechać z Polski i trenować konie za granicą. Doria pokazał Szwedom posezonowy polski biuletyn wyścigowy, w którym byłem wymieniony na drugim miejscu wśród młodych jeźdźców w gonitwach stiplowych. Szwedzi zrozumieli, że jest to ranking trenerów i od tamtej pory nikt mnie o licencję w Szwecji nie pytał, wszyscy uznali to za oczywistość. Zwłaszcza po sukcesach Jungi. W debiucie w Szwecji był czwarty, ale blisko dobrych koni. W kolejnych startach Junga zachwycił wszystkich, wygrał aż 5 płaskich gonitw na krótkich dystansach. Był typowym sprinterem, więc nie bardzo mogłem z nim próbować odnosić sukcesy w wyścigach płotowych i przeszkodowych, choć był naskakiwany.

    Kolejnym niezwykle ważnym koniem w karierze Grzegorza Witolda Wróblewskiego był Chyszów (Dakota – Chwatka po Negresco), także wyhodowany w stadninie w Jaroszówce.

    – Po sukcesach Jungi zgłosił się do mnie zamożny Polak, Zbigniew Gruszecki, który zaproponował żebym zrobił listę dobrych koni z Polski, które chcę trenować, to on je zakupi – wspomina Wróblewski. – Udało mu się na podstawie moich wskazań kupić tak dobre konie jak Bandolet, Dandelion, Japan Star, Gratis, a wśród nich był Chyszów, którego trenowałem w Sopocie, jak kilka innych koni. Dużo wtedy krążyłem między Szwecją, a Sopotem, mnóstwo czasu spędziłem na promie. Chyszów to był niesamowity koń. Już w debiucie w Szwecji wygrał w zachwycającym stylu o kilka długości. Później triumfował między innymi w najważniejszym wyścigu przeszkodowym w Szwecji, a nagrodę wręczała mi osobiście królowa Sylwia. Niedawno historia zatoczyła koło, bo po zwycięstwie Her Hima w Svenskt Grand National, nagrodę odebrałem z rąk jej męża – króla Karola Gustawa.

    Na zdjęciu tytułowym król Szwecji Karol Gustaw wręcza puchar za zwycięstwo Her Hima w Svenkst Grand National 2022 Ivanie Porkatowej, Grzegorzowi Wróblewskiemu i dżokejowi Henrikowi Engblomowi. Fot. Galamagasin.se

    Sukcesy Jungi i Chyszowa sprawiły, że Szwedzi coraz chętniej i za coraz wyższe ceny kupowali konie z Polski. Syn Dakoty pojechał też na wyścig rangi Listed do Niemiec.

    – Hubert Doria wyjeżdżał do Niemiec z jednym ze swoich koni, które trenował w Szwecji i zaproponował żebym się dołączył z Chyszowem, skoro mu tak dobrze idzie – wspomina Wróblewski. – Było to na prestiżowym torze Baden Baden, a Chyszów został od razu rzucony na głęboką wodę, bo wystartował w gonitwie Listed. Ku zaskoczeniu Niemców, łatwo wygrał ten wyścig. Ja zostałem po zwycięstwie w Baden Baden wezwany na przesłuchanie przez komisję techniczną, która pytała mnie, kto trenuje Chyszowa. Wyglądałem wtedy dość dziwacznie i ekstrawagancko – długie włosy, dżinsy, nie bardzo mogli uwierzyć, że to ja jestem trenerem tak dobrego konia. Poprosili mnie o licencję trenerską, a ja wtedy oficjalnie jeszcze jej nie miałem. Ale byłem przygotowany na taką sytuację i poprosiłem jakiś czas wcześniej o użyczenie mi na ten wyjazd jakiegoś trenerskiego dokumentu przez zaprzyjaźnionego trenera, który nazywał się tak samo jak ja – Grzegorza Macieja Wróblewskiego. Był to jednak stary dokument z 1987 roku, a był już sezon 1988, co skwapliwie zauważyli Niemcy. Powiedziałem, że dużo przebywam w Szwecji i nie zdążyłem odebrać aktualnej licencji i miałem ją dostarczyć.

    – Skontaktowałem się z Tadeuszem Milanowskim, który przez lata był na Służewcu szefem komisji technicznej i kierownikiem działu selekcji – kontynuuje Wróblewski. – Powiedziałem, że Chyszów wygrał wyścig Listed w Niemczech i że jest to na Zachodzie znakomita reklama polskich wyścigów i hodowli, ale jest problem, bo Niemcy chcą ode mnie polską licencję trenerską. Zapytałem, czy udałoby się ją w trybie przyspieszonym wystawić, bo szkoda byłoby tracić dla kraju tak cenne zwycięstwo, a jak tego dokumentu nie dostarczę, to Chyszów zostanie zdyskwalifikowany w Baden Baden. Milanowski odparł, że porozmawia z dyrektorem Służewca, wszechwładnym wtedy Leszkiem Gniazdowskim i żebym wkrótce zadzwonił. Po konsultacji z Gniazdowskim Milanowski odpowiedział mi, że nie ma szans na licencję, bo wtedy obowiązywał przepis, że mogą ją dostać tylko trenerzy zatrudnieni na Służewcu. Zapytałem jednak Milanowskiego, czy mogą mi wystawić taki, często praktykowany dokument, że trener albo jeździec w danym sezonie nie jest karany na danym torze. Zgodził się i wysłano do Niemiec pismo, że Grzegorz Wróblewski w sezonie 1988 nie był karany w Polsce jako trener, co było zgodne z prawdą. Na tej podstawie Niemcy uznali, że jestem trenerem i zatwierdzili zwycięstwo Chyszowa.

    To nie był jednak koniec perturbacji Grzegorza Wróblewskiego i Chyszowa.

    – Świetne wyniki Chyszowa w Szwecji i w Niemczech zostały zauważone przez Amerykanów, którzy zaprosili nas do startu w wielkim wyścigu Breeders Cup Steeple Chase – wspomina Wróblewski. – Znów zacząłem się martwić brakiem polskiej licencji trenerskiej, napisałem do Amerykanów długi list, w którym szczegółowo opowiedziałem o swoich perypetiach po wyjeździe z Polski do Szwecji. Amerykanie nie robili żadnego problemu, przeciwnie byli zaszczyceni i szaleni podekscytowani faktem, że po raz pierwszy w tym prestiżowym wyścigu miał pobiec koń zza Żelaznej Kurtyny, z komunistycznej Polski. Skontaktowałem się po raz kolejny z ludźmi ze Służewca. Tym razem uznali, że start konia polskiej hodowli w wielkiej gonitwie w USA to prestiżowa sprawa, propagandowo ważna dla Polski i wkrótce dostałem telefaksem polską licencję trenerską.

    – Podróż do Ameryki nie w pełni zakończyła się sukcesem – kontynuuje trener Wróblewski. – Chyszów podróżował do Stanów prawie cztery dni – promem, samolotem, samochodem. Gdy dotarł na miejsce, okazało się, że zachorował i ma wysoką gorączkę. Miejscowy lekarz stawał na głowie, by udało się go postawić na nogi na tyle, by gość z dalekiej Polski wystartował w tej gonitwie. Podawał mu środki, które były na granicy dopuszczalności podczas kontroli antydopingowej. Był na tyle skuteczny, że mimo tej trudnej sytuacji Chyszów ozdrowiał i pobiegł w tym wyścigu. W kilkunastokonnej stawce czołowych stiplerów z całego świata, mimo tej choroby, spisał się solidnie. Zajął ósme miejsce. Amerykanie zaprosili go na jeszcze jeden wyścig, który odbywał się w jednym z odległych stanów. Mimo tych przejść i kolejnej podróży Chyszów znów był dzielny, zajął piąte miejsce. Ja jednak miałem poczucie niedosytu, bo wiedziałem, że gdyby był zdrowy, to stać go było na znacznie więcej, to był znakomity koń. Po chorobie i powrocie z Ameryki miał jeszcze udane wyścigi, ale nigdy nie biegał już tak dobrze jak wcześniej – kończy Grzegorz Wróblewski.

    Robert Zieliński

    Na zdjęciu tytułowym dekoracja po wygranej Pretty Kinga w 57. Svenskt Grand National. Fot. svenskgalopp.se

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły