Za nami jedna z najciekawszych chwil w sezonie 2024. Derby. Derby wygrane przez Magnezję, należącą do duetu właścicielskiego, który odważył się marzyć wbrew ogólnemu przekonaniu o niewielkich szansach niewielkiej kasztanki w najcięższym wyścigu dla trzylatków w Polsce. Znani od lat w środowisku wyścigowym Paweł Dukacz i Dominika Witusiak to właściciele, którzy na zagranicznych aukcjach roczniaków nie szastają setkami tysięcy złotych, a z wprawionym okiem lekarza weterynarii, wielką pasją właścicielki, a także odrobiną szczęścia – i przede wszystkim ogromnym talentem Magnezji – wywalczyli w tym roku Błękitną Wstęgę.
– Aspekt trenera jest dla mnie bardzo istotny, ale gdyby nie upór Dominiki, wbrew opinii trenera, to Magnezja nie zostałaby derbistką, ponieważ trener Janikowski nie lubi biegać klaczami w Derby. Dlatego z założenia nie chciał jej tam zapisywać i tylko dzięki forsowaniu Dominiki Magnezja pobiegła i wygrała Derby. Lubimy bawić się w typowanie czwórek i rozpisaliśmy warianty do Magnezji, ale niestety pozostałe konie, które liczyliśmy, nie dały rady. Wierzyliśmy w przyjezdne konie, ale po fakcie dowiedzieliśmy się o ich problemach. Chcemy teraz skorzystać z zaproszenia do Goodwood na Gordon Stakes (G3), ponieważ kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana – mówi w rozmowie z Traf News Paweł Dukacz.
Michał Celmer: Ten wynik chyba nie był dla Was zaskoczeniem… Wy też byliście przekonani, że ma realne szanse na zwycięstwo?
Paweł Dukacz: Mieliśmy takie informacje ze stajni, że jak najbardziej można było liczyć ją w Derby. Szczególnie mocno w nią wierzyliśmy po ostatnim galopie. Łapacze czasów powiedzieli nam, że wykręciła 49 sekund w ręku, więc zrobiła bardzo dobry galop. Trener Olkowski złapał mnie w poniedziałek po wyścigu i wspomniał, że spodziewał się takiego wyniku Derby, właśnie po tym jak zobaczył ją na jednym z ostatnich treningowych galopów. My wierzyliśmy w nią też z resztą wcześniej. W pierwszym starcie w sezonie zrobiła lepszy o pół sekundy czas niż Zen Spirit na 1600 metrów. Później w Wiosennej była nieco wolniejsza niż on w Rulera, ale patrząc na czasy, już wtedy byłaby z ogierami druga. Wiadomo, że nie można tego porównywać jeden do jednego, bo ona oba wyścigi wygrała łatwo, więc mogła pokonać ten dystans w jeszcze lepszym czasie. Chcieliśmy żeby 7 lipca spadł deszcz i mieliśmy szczęście. Ona jest kobyłą silną i pokazała w Nagrodzie Dżamajki, że sobie radzi na błocie. Jest mniejsza, a mocna, więc lepiej będzie szła na takim torze niż większe konie. Druga rzecz jest taka, że według nas jej rodowód nie wskazywał predyspozycji bardziej sprinterskich niż długodystansowych. Eksperci ciągle nazywali ją sprinterką, ale jej ojciec był milerem, a jej jeden i drugi dziadek to derbiści. Według nas ma dobre pochodzenie dystansowe. W Wiosennej dżokej, który na niej jechał, też powiedział, że to klacz na dłuższy dystans i to wszystko złożyło się na nasze pozytywne przewidywania przed startem.
Przyznam, że też byłem pośród ludzi, którzy w Magnezji widzieli raczej konia na krótkie niż długie dystanse. Konie po Phoenix Of Spainie nie biegają od dawna, ale ewidentnie specjalizują się w gonitwach trochę krótszych niż 2400 metrów. Druga, trzecia matka też biegały w krótszych gonitwach niż nasze Derby, a Australia co prawda mógł wydłużyć optimum dystansowe, ale Magnezja z budowy przypominała mi zawsze raczej konia szybkiego niż wytrzymałego. Była mała, muskularna, kompaktowa i bystra, jak większość koni specjalizujących się w gonitwach krótko lub średniodystansowych.
Dominika siedzi bardziej w rodowodach niż ja. Analizowała możliwości koni po Phoenix Of Spainie i potomkowie tego ogiera też bardzo dobrze biegali na długich dystansach. Między innymi z tego względu dziwiło mnie zawsze, że bardziej od Magnezji mocniej liczona była między innymi Bonnie Elizabeth, która ciągle kończyła za Magnezją. W każdym razie teraz pokazała, że nie jest sprinterką, tylko dystansową klaczą i rozwiała wszelkie wątpliwości.
Jak przeżywaliście start w Derby jako właściciele? Jeśli dobrze się orientuję, była to dla was pierwsza okazja emocjonowania się startem konia w gonitwie tej rangi w roli właściciela.
Tak, to była pierwsza okazja i od razu duża. To trzeci nasz koń i to super koń. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że w stawce są inni dobrzy rywale. Byliśmy dobrej myśli, ale dla nas zmiana dystansu też była pewną niewiadomą, to w końcu wydłużenie z 1600 do 2400 metrów, o 800 metrów, więc aż o połowę. Zen Spirit też świetnie biegał, więc myśleliśmy o nim jako o groźnym rywalu, podobnie ze sprawdzonym w dystansie Naughty Peterem, który jednak startował po dwóch tygodniach, a to oznaczało duży minus. Kolejną rzeczą było to, że wyścig o Nagrodę Iwna nie był miarodajny, bo był wolny w dystansie. Nie było pewności, że Magnezja wypadnie dobrze. Uważam, że stawka była bardzo wyrównana i można było wybrać około nawet dziesięciu koni.
To były jedne z najbardziej zagadkowych Derby.
Tak, dokładnie.
A jednak okazało się, że dwa konie były tego dnia o kilka klas wyżej od rywali, ale do tego jeszcze wrócimy. Przejdźmy najpierw proszę do początku waszej historii z Magnezją. Wiem z wywiadów z trenerem Janikowskim, że osobiście wybierałeś Magnezję. Jak to było, jak na nią wpadliście? Chyba od początku musiała coś w sobie mieć, bo nawet jak była najmniejszym koniem w stajni, to trener i tak ją wyróżniał.
Na jesieni, jak dostajemy katalog, to się śmiejemy, że to nasz taki modlitewnik. Wtedy razem z Dominiką wybieramy konie, które nam się podobają pod kątem rodowodów oraz historii startów kilka pokoleń wstecz. Wybieramy reproduktory, które nas interesują, a pozostałe odrzucamy. Mamy wspólną pulę ogierów, a później spośród wszystkich koni, po zatwierdzonych przez nas reproduktorach, wybieramy już konkretnie, którymi jesteśmy zainteresowani.
Więc najpierw analizujecie katalog pod kątem wyłącznie reproduktorów, nieco zawężacie grono i później dopiero odrzucacie kolejne konie ze względu na linie żeńskie.
Tak. Zdarzają się jednak wyjątki i mimo że koń jest po ogierze, którym teoretycznie nie jesteśmy zainteresowani, to włączamy go do naszej puli ze względu na cenną rodzinę żeńską. Ogólnie mamy taką zasadę, że wybór Dominiki i mój musi być zgodny. Jeśli któryś koń nam nie odpowiada, to go odrzucamy.
Czyli stosujecie zasadę – weto?
Dokładnie. Po prostu musimy być zgodni jeśli chodzi o wybór konia. Oczywiście zdarza się tak, że ona nie wybrała jakiegoś konia, a ja ją później przekonuję i na odwrót. Na początku Dominika nie wybrała Phoenix Of Spaina, a ja tak. Nie patrzyłem tylko na to, że koń wygrał jakąś tam gonitwę rangi G1, ale zwracam zawsze też uwagę na inne wyniki konia. W jakich wyścigach brał udział, ile stracił do zwycięzcy, na jakich dystansach się ścigał. Czasem jest tak, że koń zajmuje piąte miejsce w bardzo ważnym wyścigu, ale nie tracąc dużo do czołówki, więc przy lepszym ułożeniu wyścigu, to on mógłby wygrać. Dzięki temu ostatecznie przekonałem Dominikę do Phoenix Of Spaina. Dodatkowo zazwyczaj odrzucamy konie, które mają świetne rodowody. Zawsze jeździmy na Goffsa. Lubimy tę organizację przez Kishore Mirpuriego. Wszystko jest załatwione na odpowiednim poziomie, zawsze mamy zapewnione zakwaterowanie w hotelu i to nam się podoba.
Macie swój schemat działania na aukcjach?
Jedziemy na aukcję zawsze dzień wcześniej. Nie działamy tak jak inni i nie przyjeżdżamy na ostatnią chwilę, w dzień aukcji i nie oglądamy koni tylko na ringu. Dzień przed aukcją przyjeżdżamy do domu aukcyjnego, sprawdzamy, w których stajniach stoją konie przez nas wybrane i je oglądamy za wczasu. Zazwyczaj mówię Dominice, czy dany koń się nadaje, czy nie. Opowiadam o tym co widzę, jako lekarz weterynarii. Na przykład, że koń jest średni, dobry lub brzydki, noga krzywa w prawo, tutaj zły ruch. Robimy z tego notatki i później wybieramy, czy dany koń mieści się w naszym kręgu zainteresowań. Na koniec dajemy przy na kartce katalogu aukcyjnego każdemu koniowi ocenę, plusy, minusy, a jeśli nam się bardzo podoba, to dajemy mu dwa serduszka. Dużo koni odrzucamy, czy może nawet bardziej ja odrzucam, już na etapie oglądania. Dominika raczej stwierdza, czy koń jej się podoba, a ogólnie akurat w wybieraniu większa jest moja rola.
Jak dużo koni oglądacie podczas takiego dnia przed aukcją?
Staramy się obejrzeć wszystkie, które sobie wybraliśmy. To jest na pewno kilkadziesiąt koni, może ta liczba podchodzić do stu, ale raczej zazwyczaj jest to sześćdziesiąt, siedemdziesiąt. Nie ma za dużo czasu. Cały dzień tam spędzamy, a i tak nie da się wszystkich zazwyczaj obejrzeć. Część z koni nie przyjechała wystarczająco wcześnie albo nie ma akurat osoby, która się zajmuje pokazywaniem koni potencjalnym kupcom. Wtedy zaznaczamy sobie te konie w katalogu i próbujemy je obejrzeć przed aukcją. Oczywiście są to takie pobieżne analizy, bo nie jestem w stanie konia dokładnie przebadać, ale moje wprawione oko wychwytuje pewne mankamenty. Zapamiętałem, jak na pierwszej swojej aukcji oglądałem konia po Australii i od razu go skreśliłem. Powiedziałem do Dominiki: Patrz, ten koń kuleje na przednią nogę, bardziej z łopatki, tutaj to dobrze widać… Później okazało się, że został sprzedany za 52 tysiące euro. Ludzie na to nie patrzą, zwracają uwagę tylko na rodowód.
Myślę, że wiele osób, nawet jeśli próbuje na to zwrócić uwagę, to po prostu tego nie widzi. Pamiętam, jak kilka lat temu byłem na swoich pierwszych aukcjach i Adam Wyrzyk rysował mi na ostatnich stronach katalogu aukcyjnego wady postawy koni, które miały konie, chodzące przed nami. On wyłapywał te niuanse w ułamku sekundy, a mi trzeba było je rozrysować, żebym dopiero zaczął je dostrzegać, a od dziecka na konie patrzyłem pewnie niewiele mniej niż na ludzi. Do tego potrzeba sporej wiedzy, doświadczenia, lat wprawy. Twoje umiejętności to spory atut na aukcjach.
Do treningu wyścigowego co roku trafiają konie z różnymi urazami, które u mnie by eliminowały konia. Patrzę na konie pod kątem weterynaryjnym i i nie wybrałbym roczniaka z wyraźnym urazem na aukcji. To wynika z mojego doświadczenia, staram się eliminować konie z takimi wadami. My jeździmy na aukcje tak zwanych “odrzutów”, najtańszych roczniaków na Goffsie. Nie jeździmy na aukcje Orby (najdroższa – przyp.red.), czy Sportsman (średnio droga – przyp.red.) tylko na Autumn Sale, tą najtańszą, więc tam jest sporo koni do natychmiastowego odrzucenia.
Wybór tej aukcji to nic dziwnego. W ostatnich latach ceny na tych aukcjach zdecydowanie poszły w górę, a na kupowanie koni za ponad 20 tysięcy euro, bo tyle wynosi średnia cena sprzedaży roczniaków na Sportsman do Polski, decyduje się niewiele osób ze względu na wysokość puli nagród. (Od ubiegłego roku aukcje Orby i Sportsman zostały połączone, rozróżnienie występuje obecnie w ramach Orby Book 1 i Orby Book 2 – przyp. red).
Konie na tej jesiennej aukcji też podrożały, ale tańszej alternatywy już nie ma.
Jak dużo koni wykreślasz z tej początkowej załóżmy setki, którą oglądacie?
Po oglądaniu myślę, że odpada zdecydowana większość. Połowę odrzucam od razu. Przy niektórych koniach zaznaczam drobne minusy, na przykład za to, że koń jest mały. Wtedy nie licytujemy za naszą cenę maksymalną, tylko takiego konia chcemy kupić za trochę mniejszą sumę.
Jechaliście po jednego konia, czy dawaliście sobie opcje zakupu dwóch roczniaków?
Od początku zakładaliśmy, że kupimy tylko jednego konia. Postanowiliśmy, że będziemy mieć tylko dwa konie w treningu, żeby nie generować nadmiernych kosztów. Chęci oczywiście są, ale trzeba zachować dyscyplinę. Magnezja wygrała i na naszym miejscu pewnie teraz niektórzy kupiliby sobie już dwa, może trzy konie dodatkowo. My tego nie chcemy. Dokupimy ewentualnie jednego, dla większej zabawy, bo oczywiście z zasady, jak sam wiesz, więcej pieniędzy się w to wkłada, niż wyjmuje. Trzeba mieć szczęście i ono faktycznie się do nas uśmiechnęło, bo powiem Ci, że Magnezję kupiliśmy przez przypadek.
Niesamowite. Mówimy o rodowodach, ocenach lekarza weterynarii, a jednak kluczowy był ten czynnik szczęścia i to nie tylko w Derby, ale już na aukcji… więc jak to się stało, że ją kupiliście?
Wypatrzyłem u niej pewien problem. Ja mam swój katalog, Dominika ma swój. Zazwyczaj nie robię notatek. Nie mam na to czasu, przyglądając się koniom w ruchu. Zamiast tego opowiadam na głos, o tym co widzę. Noga na prawo, druga krzywa, zad jest w porządku, ruch ładny, sierść lśniąca, jest okej lub nie. Magnezja miała przypis “noga krzywa”. Wylicytowaliśmy ją drugiego dnia, bo tamte, które mieliśmy zaznaczone, były sprzedawane ponad nasz budżet. Przyszedł czas na nią. Zaczyna się licytacja. Dominika miała na końcu katalogu dopisany do niej znacznik “+/-”, a ja nie miałem żadnych notatek. Wylicytowaliśmy ją ostatecznie za 7 tysięcy euro. To była nasza granica, ale podobno podbijał Mariusz Olesiński, więc licytowaliśmy się między sobą, nie wiedząc o tym. Udało nam się kupić i następnego dnia ja nie miałem już swojego katalogu, więc spojrzałem do katalogu Dominiki i patrzę na lot Magnezji, a tam notatka “krzywa noga” i pytam jej dlaczego nie powiedziała, że ma krzywą nogę. Tak się to potoczyło i wyszło na to, że kupiliśmy konia z krzywą nogą. Być może nie licytowalibyśmy ją do naszego maksimum, gdybyśmy wcześniej zobaczyli ten dopisek. Dlatego mówię, że od początku mieliśmy z nią szczęście. Nadal ma tę krzywą nogę. Żartujemy sobie w stajni, że kowal ma ją naprostować. Jak widać czasami nie przeszkadza to koniom w karierze wyścigowej.
Przed Magnezją kupiliście Luaithriona i jeszcze jednego konia, ale niestety nie pamiętam imienia, wiem, że po Tamayuzie.
Madame Klinova. Była słaba. To nasze doświadczenie. Byliśmy podekscytowani szansą kupna konia po tym ogierze, ale jak sobie przeanalizowaliśmy jego przychówek, to według nas nie były to topowe, super konie. W dodatku według nas konie, które wygrywają we Francji, są słabsze niż te w Irlandii, czy Anglii.
Jak kupowaliście Luaithriona i Madame Klinową to też wybieraliście je osobiście?
Tak.
Można zakładać, że jeśli Luaithrion zostanie w treningu na kolejny sezon, to nie dokupicie kolejnego konia, żeby nie wyłamać się z zasady dwóch koni w treningu, nawet po zwycięstwie Magnezji w Derby?
On kończy karierę, ale mamy jeszcze jednego konia, dwulatka. Co prawda byśmy go pewnie nie kupili, bo Mariusz Olesiński zgodził się go nam wylicytować. Oczywiście wcześniej go obejrzeliśmy, po prostu aukcja odbywała się jak nie było nas już w domu aukcyjnym.
Faktycznie widzę teraz w biuletynie Princess Emily, po tym samym ojcu co zwycięzca Nagrody Iwna Smoke Plume.
Zgadza się. Sami jej nie kupiliśmy, bo byliśmy już w drodze na samolot. Nie udało nam się wtedy osobiście kupić żadnego konia, ze względu na zbyt wysokie ceny albo to, że wiele z nich nam się nie podobało.
Jest w treningu Janusza Kozłowskiego, a Magnezję przygotowuje Maciej Janikowski. Staracie się rozdzielać swoje konie, żeby mieć po jednym w obu tych stajniach?
Niekoniecznie.
To z czego to wynika?
Na początku nasze konie trenował Piotrek Piątkowski. Jeździłem kopę lat u Marka Nowakowskiego, ale jak zamknął stajnie, to przeniosłem się do Piotrka, a raczej do stajni Saliha Plavaca, w której konie trenował Piotrek. Później i on zamknął stajnię, więc przeszliśmy do stajni Macieja Janikowskiego. Luaithrion miał już dawno skończyć karierę, ale Dominika w tamtym roku miała go dać na płoty, stąd padł wybór na stajnię Janusza Kozłowskiego. Trener jednak mówił, że koń jest za słaby i nie daje rady, więc ostatecznie nie biegał w gonitwach płotowych. W tym roku powiedzieliśmy, że to jego ostatni sezon i już musi się sprawdzić w płotach, ale trener znów powiedział, że nie nadaje się na gonitwy skakane i zdecydował się go zostawić przy wyścigach płaskich. Jest koniem pożytecznym, wygrywa dwa wyścigi, ale utrzymując takiego konia, właściciel i tak jest w plecy. My lubimy klimat aukcji.
Wcale mnie to nie dziwi, to wyjątkowe wydarzenia.
Sami sobie wybieramy konie, nikt nam nie mówi, co mamy robić i nikt nie może mieć do nas pretensji, a dzięki temu mogę sam decydować, jakiego konia chcemy licytować. Oczywiście można kupić konia z lepszym papierem, ale to nie sztuka wydać mnóstwo kasy i mieć niezłego konia. Niejednokrotnie w przeszłości górą były właśnie te konie tanie, okazyjnie kupione, jak Magnezja, Va Bank, Bush Brave, czy Timemaster. Sztuką jest dobranie takiego konia, ale trzeba mieć też dużo szczęścia, jednak temu szczęściu trzeba pomóc. Dobierać roczniaki od niesprawdzonych ogierów, podejmować ryzyko i nie zawsze się to uda.
To prawda. Można tak trafić na super konia, jak na przykład Night Tornado, który został kupiony gdy Night Of Thunder dopiero rozpoczynał karierę reproduktora i okazało się to strzałem w dziesiątkę.
No właśnie. O to chodzi.
Gdy Magnezja dojechała już do Polski, to okazała się wyraźnie mniejsza od rówieśników. Jak wtedy ją ocenialiście, nie mieliście zmartwień o to, czy sobie poradzi?
Na wyścigach jestem już 20 lat. Pracowałem i jeździłem na tych koniach, więc wiem jak to wygląda od środka. Pilnowałem Magnezji i tego, aby w pełni mogła się rozwinąć. Startowała tylko w dwóch wyścigach jako dwulatka. Mogła oczywiście jeszcze co najmniej raz pobiec, ale jak tylko cokolwiek się z nią działo, to ją odstawiałem od treningów. Miała grudę, więc musiała trochę pauzować. Trener mówił już żeby zaczęła pracować, ale powiedziałem, że nie wyrażam na to zgody. Jako właściciel podjąłem taką decyzję i czekaliśmy aż klacz według mojego podejścia weterynaryjnego będzie w odpowiednim stanie do pracy. Zaoszczędziliśmy ją, co uważam, że przyniosło efekty. Była problematycznym koniem, miała krzywą nogę, do tego pewne problemy zdrowotne, jak na przykład gruda, więc się nie spieszyliśmy. Trener Janikowski na szczęście też nie ma takiego parcia na dużą liczbę startów i ściganie się od razu w wielkich nagrodach. Jeśli chodzi o aspekty zdrowotne, to moja opinia była decydująca, oczywiście po konsultacjach z Dominiką. Jeżeli chodzi o wyścigi, to u nas Dominika jest od szukania wyścigów i rozmawiania z trenerami na temat planów, analiz, doboru startów, a ja zajmuje się stroną weterynaryjną.
Chyba dobrze trafiliście na trenera Janikowskiego, bo słynie z tego, że jego konie nie biegają tak często jak w większości stajni. W dodatku w Polsce to nie jest często spotykane, aby właściciele podejmowali decyzję. U nas zazwyczaj chyba jednak powierza się to trenerowi, który oprócz treningu jest też menedżerem wyścigowym i planuje starty.
Miałem już takie doświadczenie, że mój koń zakulał i miał nie trenować, ale nie byłem w stajni codziennie, więc nie mogłem kontrolować, co się z nim dzieje. Okazało się, że niestety poszedł na tor roboczy i ostatecznie jego stan zdrowia pogorszył się na tyle, że musieliśmy go zabrać ze stajni i odstawić na padok. Miał naprawdę mocną kulawiznę, robiłem sporo badań, ale nie znalazłem przyczyny. Doktor czas jest najlepszym doktorem, więc odstawiliśmy go na dobre od treningu. Na podstawie tego co mnie spotkało, wychodzę z założenia, że ja się nie wtrącam trenerowi do jego pracy treningowej, bo na podstawie lat spędzonych w stajni wiem, jak to właściciele “wiedzą lepiej” od trenerów, ale też polecenia wydawane przez lekarza weterynarii muszą być uwzględniane. Obie strony muszą się nawzajem słuchać. Właściciel może dyskutować, planować i proponować swoje pomysły dotyczące startów, a trenera zadaniem jest powiedzieć, czy dany koń się do tego nadaje i czy pomysł właściciela jest dla konia odpowiedni.
Ostatnio po zwycięstwie City Of Troya w angielskim Derby Aidan O’Brien jego trener powiedział, że nie wie, jaki będzie jego kolejny wyścig, bo to decyzja, którą podejmą właściciele. U nas świadomość właścicieli jest jednak z zasady niższa niż w przypadku Coolmore, która to stajnia ma zawodowców, zajmujących się planem startów dla wszystkich koni w treningu na podstawie informacji od trenera.
Jak mówiłem, ja w doborze wyścigów nie uczestniczę, ale Dominika bierze w tym czynny udział. Uważam, że niektórzy właściciele mają za duże ambicje i nie słuchają swoich trenerów. Według mnie konia można zniszczyć, wysyłając go na ciężkie wyścigi, zapisując do wielkich nagród, gdy ten nie jest gotowy lub jest po prostu za słaby. Konie wtedy mogą się zniszczyć, stracić wolę walki, chęć do ścigania. Aspekt trenera jest więc dla mnie bardzo istotny, ale gdyby nie upór Dominiki, wbrew opinii trenera, to Magnezja nie zostałaby derbistką, ponieważ trener Janikowski nie lubi biegać klaczami w Derby. Dlatego z założenia nie chciał jej tam zapisywać i tylko dzięki forsowaniu Dominiki Magnezja pobiegła i wygrała Derby.
To bardzo ciekawe. Po wynikach w wieku dwóch lat, budowie, rodowodzie, przynajmniej mi wydawało się, że to klacz, która może błyszczeć wcześnie już jako dwulatka, a później specjalizować się raczej w dystansach krótkich lub średnich. Od początku wierzyliście w to, że może sobie poradzić na najwyższym poziomie i tak długim dystansie?
Ja na budowę nie patrzę. Są jakieś tam kanony, ale widziałem konie, które były małe, a świetnie biegały. Dominika jest od analiz i doszła do wniosku, że wiele koni niewielkich super radziło sobie nawet na wysokim poziomie. Patrzyłem tylko na to jak biega, a nie na jej budowę. Józio Gęborys (dawny czołowy polski dżokej, obecnie stały bywalec Toru Służewiec – przyp. red.) przed Nagrodą Wiosenną mówił, że ona “może wygrać Wiosenną, ale nie nadaje się na Derby. To milerka! Nie wygląda jak koń na Derby, nie ma tej szyi, to nie jest budowa konia dystansowego.” Po Derby już go niestety nie spotkałem, ale jak tylko na siebie wpadniemy, to nie omieszkam mu wypomnieć jego braku wiary.
Myślałem, że mógłbym tylko cieszyć się z tego, że trafiłem z oceną budowy konia dokładnie w to co sądzi o nim Pan Józef, ale jak widać niekoniecznie. Może za często z Panem Józefem rozmawiałem o dwulatkach i dlatego teraz okazało się, że razem byliśmy w błędzie (śmiech)…
Trener Janikowski z kolei nie lubi dużych koni, on woli właśnie te bardziej kompaktowe, więc tym bardziej po jego dobrych słowach o Magnezji, nie obawialiśmy się o jej przyszłość.
Później wydawało się, że Dżamajki i Wiosenna, to gonitwy skrojone pod nią. Na te wyścigi był położony największy nacisk, czy już wtedy był plan, żeby to był tylko przystanek przed Derby, który miał być celem całego sezonu?
Jeśli chodzi o Derby, to wiedzieliśmy, że mamy dobrego konia, więc chcieliśmy spróbować. Była druga do Socoranii z debiutu, a do tego przed Cunning Foxem. Miała być wtedy jechana bardzo spokojnie, bez bata. W drugim starcie wygrała bardzo łatwo, zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że ma talent, ale nie wiedzieliśmy jak duży. Kupujemy średnio po jednym koniu na rok, więc szans nie będzie wiele, pierwszy zapis do Derby to tylko 600 złotych, więc spróbujmy. Na robocie się dobrze spisywała i wiedzieliśmy, że jeśli się nie będzie nadawała, to ją po prostu skreślimy później. Okazała się świetnym koniem. Wygrała łatwo Dżamajki i Wiosenną, więc powiedzieliśmy, że już musi pobiec w Derby. Dla nas dużym wyznacznikiem było to, jak biegały inne konie, z którymi Magnezja pracowała na co dzień. Ich dobre wyniki sugerowały, że Magnezja też może się dobrze spisać.
Po zwycięstwie w klasycznej Nagrodzie Wiosennej trener Janikowski powiedział mi, że Magnezja nie pobiegnie już w żadnym wyścigu do Derby. Plan odpuszczenia Nagrody Soliny wyszedł z waszej strony, czy tutaj zaufaliście podejściu trenera?
Analizowaliśmy, co zrobić dalej. Nie upieram się, żeby biegać i biegać wszystko co się da. Trzy tygodnie to krótki odstęp do Derby, więc odpuszczenie Soliny, tak jak dla trenera Janikowskiego, było dla nas naturalne.
Idziemy przez waszą przygodę z Magnezją chronologicznie. Historię już znamy, to powiedz proszę teraz trochę więcej o samym Derby. Jakie to były emocje? Czy całe dnie przed pierwszą niedzielą lipca analizowaliście program i szanse rywali?
Wierzyliśmy w Magnezję. Ja zazwyczaj nie gram, poza największymi wyścigami, ale Dominika obstawia bez przerwy, więc emocje są niezależnie od tego, czy biegają nasze konie.
O proszę i z jakim skutkiem?
Dobrym, najczęściej wychodzi na tym korzystnie. Lubimy bawić się w typowanie czwórek i rozpisaliśmy warianty do Magnezji, ale niestety pozostałe konie, które liczyliśmy, nie dały rady. Wierzyliśmy w przyjezdne konie, ale po fakcie dowiedzieliśmy się o ich problemach.
A sam start Magnezji w Derby jak przeżywaliście?
Na początku emocje były stonowane, ale jak już przyjechaliśmy na wyścigi, pierwsze gonitwy już były za nami, to napięcie rosło. Dominika jest osobą, która bardzo przeżywa i stresowała się już dużo wcześniej, ale najbardziej przeżywaliśmy chwile przed samym startem. Emocje sięgały zenitu, gdy konie weszły do maszyny.
Do tego jeszcze dołem ze startmaszyny wyszedł Svarog, a cała stawka została w maszynie, co pewnie jeszcze spotęgowało wasz stres przed startem.
Tak, sporo się działo. Na szczęście dobrze było już od samego startu.
Właśnie, ruszyła idealnie…
Wylosowała dobry numer.
Tak to fakt, niemal idealny, ale jej słowa uznania też się należą. Wyskoczyła jako jedna z pierwszych, jeśli nie była w ogóle najszybsza i Graberg (Per Anders Graber, dżokej, który jechał na Magnezji w Derby – przyp.red.) mógł zrobić na niej, co tylko chciał.
Tak i udało się zająć dobrą pozycję. Na prostej finiszowej zaczęła odchodzić i patrzyłem tylko na nią. Kątem oka widziałem jakiegoś konia w niebieskim kamzola. Dopiero po czasie dowiedziałem się, że to był Zen Spirit. Martwiłem się, czy ten koń jej nie dogoni, ale jak już było coraz bliżej i komentator przeskakiwał z 400 na 200, na 50, 20 metrów, to byłem bardziej i bardziej szczęśliwy. I jest, wygrała! Ogromne emocje, spełnienie marzeń, aż nawet łezka w oku się zakręciła.
Z jej jeźdźcami było trochę zamieszania. Początkowo w Wiosennej miał jechać na niej Temur Kumarbek, ale miał zwolnienie lekarskie. Sam wyścig chciał jechać, ale ostatecznie padło na Dastana Sabatbekova i skończyło się zwycięstwem Magnezji w gonitwie klasycznej oraz końcem współpracy trenera Janikowskiego z Temurem Kumarbekiem. Trochę tych zawirowań było. Jak to się stało, że do jej siodła wskoczył Graberg?
Zacznę może od trochę innej strony. Kiedyś w polskich wyścigach była cała ekipa polskich dżokejów z doświadczeniem – Dul, Kozłowski, Piątkowski. Teraz już nie ma dżokejów z taką wiedzą. Ciężko było dobrać do niej odpowiedniego dżokeja. Do tej pory bardzo sobie cenię opinię Piotrka Piątkowskiego. Przed Derby mieliśmy wybranego dżokeja z Polski, ale wchodził w grę też dosiad Graberga. Piotrek powiedział, że Graberg nie ma tu nic do stracenia, a do tego jest bardzo doświadczony, więc jego spokojna głowa mogła przynieść dobry efekt i tak faktycznie się skończyło.
Co w takim razie dalej z Magnezją? Skorzystacie z zaproszenia i pojedziecie na Gordon Stakes do Anglii z nadziejami na walkę na arenie międzynarodowej? Czy w ogóle odrzucenie takiej okazji wchodzi w grę?
Tu znowu powiem o czerpaniu rady od Piotrka. Po zwycięstwie w Derby znów rozmawialiśmy i prosiliśmy o jego opinię na temat tego, co teraz powinniśmy zrobić, jechać do Anglii na Gordon Stakes, czy zostać w Polsce. Doradził nam, żeby spróbować. Od bardzo dawna w Anglii nie biegał żaden koń z Polski i mamy okazję powalczyć, zapisać się na kartach historii, niezależnie od wyniku. Trzeba tylko przekonać trenera.
Trener Janikowski ma swoje upodobania, dotyczące prowadzenia koni przez karierę trzyletnią, jak na przykład omijanie nagród Iwna oraz Soliny, chętnie prowadzi konie przez Memoriał Jednaszewskiego, klaczami nie lubi biegać w Derby i tak dalej.
Tak, ogólnie nasi trenerzy mają dość konserwatywne podejście do wyjazdów zagranicznych, szczególnie starsi. Chyba pierwszym, który się trochę wyłamał, był pionierem i odważnie próbował za granicą był Adam Wyrzyk. Teraz trochę więcej trenerzy wyjeżdżają z końmi za granicę, ale dalej tych wyjazdów jest stosunkowo niewiele. W tym przypadku mamy doskonałą okazję. Strona angielska gwarantuje pełne pokrycie kosztów związanych z wyjazdem, opiekę dla konia i wszystko, czego byśmy tylko chcieli, więc czemu nie skorzystać?
Z plusów jest jeszcze to, że stawka w Gordon Stakes (G3) może okazać się stosunkowo nieliczna, jak rok temu, kiedy biegało sześć koni, ale na bardzo wysokim poziomie. Zostaje pytanie, jak sobie poradzi po takiej podróży, na dużo bardziej wymagającym torze, z mocniejszymi konkurentami.
Chcemy pojechać do Goodwood, ponieważ kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Zdajemy sobie sprawę z tego, że byłby to dla niej ciężki wyścig, bo dochodzi transport na drugi koniec Europy, nie wiemy jak to przeżyje. Stawka to G3 w Anglii, więc nie ma żartów, ale my nie jedziemy tam po pieniądze. Bardziej traktujemy to jako przygodę. Gdybyśmy nie podjęli ryzyka z Derby, to teraz byśmy nie mieli powodów do świętowania, więc nie przestajemy marzyć. Będziemy analizować stawkę i liczyć na black type.
Black type oczywiście nie musi uciec. To będzie dużo cięższy wyścig do złapania statusu black type niż jakaś gonitwa dla samych klaczy lub w ogóle dla wyłącznie trzyletnich klaczy i to najlepiej na torze mniejszym niż Goodwood.
Jasne, że tak.
Myśleliście już o dalszych planach dla Magnezji? Czy możliwe, że zobaczymy ją w tym roku w Wielkiej Warszawskiej, czy to za duże obciążenie dla niej w wieku trzech lat, a może też za długi dystans na walkę ze starszymi końmi?
Jeszcze o tym nie rozmawiamy. Teraz jest plan Goodwood, w ogóle nie przewinęła się Wielka Warszawska w naszych dyskusjach, ale wydaje mi się to naturalne, że kolejnym startem mogłaby być właśnie Wielka Warszawska. Nie rozmawialiśmy jeszcze o planach z trenerem, bo wyjechał na urlop. Póki co myślmy o Goodwood. My chcemy jechać, ale liczymy się ze zdaniem trenera. Na razie jest wszystko, odpukać, w porządku. Zjadła. Zostawiam to jednak Dominice, ona jest od wyścigów i jest jeszcze przed rozmową z trenerem.
Jakieś inne zagraniczne starty wchodzą w grę?
Ciężko powiedzieć. Trener wcześniej przebąkiwał coś a propos Włoch. Uważa, że są tam łatwiejsze wyścigi niż we Francji, czy w Niemczech, ale nie ma jeszcze żadnych ustaleń.
Włochy poza położeniem geograficznym, wydają się być bardzo dobrym miejscem na walkę o black type. Niemcy wręcz hurtowo zapisują tam swoje konie.
Może zobaczymy tam Magnezję.
Zaczęliśmy od przeszłości, ale na moment chciałbym jeszcze wybiec w przyszłość i to jeszcze dalej niż w poprzednich pytaniach. Klacze, które wygrywają takie gonitwy na Zachodzie Europy, w Stanach Zjednoczonych, Australii, Japonii, czy innych krajach wysoko rozwiniętych pod kątem wyścigów, niemal zawsze włączane są do hodowli. Czy myślicie o takiej roli dla Magnezji? Zastanawialiście się nad założeniem stadniny i aby to Magnezja została pierwszą matką stadną, czy raczej sprzedaż byłaby dla was lepszym rozwiązaniem?
Na razie chcemy biegać w Goodwood. Piotrek powiedział nam i chyba należy się z tym zgodzić: “jak dadzą wam taką propozycję, że padniecie na kolana, to trzeba będzie ją sprzedać”. Na ten moment nie było ofert i skupiamy się na Gordon Stakes, ale – suma sumarum – chcielibyśmy ją sprzedać.
Pewnie już po sukcesie jacyś chętni na zakup się znajdą.
Będziemy chcieli ją sprzedać, ale nie wiemy jeszcze kiedy. Teraz myślimy tylko o kolejnym starcie. Bardzo chcielibyśmy jechać, skorzystać z wyzwania. Piotrek powiedział nam, że w Va Banka na początku też nikt nie wierzył. Oczywiście teraz każdy powie, że wierzył, ale wtedy dla każdego był bez szans. Chcielibyśmy dać jej szansę się wykazać, a kto wie, może nas zaskoczy.
Chciałbym zobaczyć jak zaskakuje całą Anglię. Dziękuję za rozmowę. Życzę, aby Magnezja dalej spełniała wasze marzenia, a przede wszystkim, żeby była zdrowa.
Dziękuję.
Rozmawiał Michał Celmer
Na zdjęciu tytułowym Dominika Witusiak i Paweł Dukacz podczas rundy honorowej po zwycięstwie Magnezji w Derby.