Mama Iwona trenowała konie, tata Grzegorz wyrobił sobie markę na świecie. Nie mogło być inaczej. Patryk Wróblewski również przygotowuje konie do wyścigów. – Traktuję to jako hobby, bo z tego w Polsce nie da się wyżyć – przyznaje.
W niedzielę na Partynicach wystawiasz cztery konie: Kohinoor, Boheme, Kraram i Dabirknighta. Niemiecka klacz dwa tygodnie temu byłe faworytką w Warszawie i nie ukończyła gonitwy. Dlaczego?
Tereza nie wykonała dyspozycji, które jej dałem. Wiedziałem, że Paweł Pałczyński na Lips Achat ostro ruszy na prowadzenie. Boheme miała galopować dwie, trzy długości za nim, by mieć kontrolę nad wyścigiem, bo wiadomo, że to lepszy koń. Niestety, Polesna za daleko odciągnęła konia w dystansie, w końcówce goniła, klacz była już podmęczona, i popełniła błąd. Zakończyłem współpracę z tym jeźdźcem, bo dwa razy nie wykonał dyspozycji. Za pierwszym razem udało się wygrać, za drugim już, niestety, nie. Pozostał niedosyt i smutek. Na wyścigi nawet przyprowadziłem córeczkę Idę, by wzięła udział w dekoracji i miała pamiątkę. Niestety, może następnym razem.
Byłeś pewny zwycięstwa. Po wyścigach zorganizowałeś nawet grilla.
Konsumpcja była na smutno, nastrój żałobny.
A z jakimi szansami Twoje konie pobiegną na Partynicach?
Nie chciałem zbytnio, by Boheme biegała we Wrocławiu, ale ona w ogóle nie przeżywa wyścigów. Ma tak niesamowitą psychikę, że robi na zielonym torze swoje, a później wraca do boksu i interesuje ją tylko jedzenie. Jeżeli ją nic nie boli, nie ma problemu z nogami, a tak to wygląda po ostatnim wyścigu na Służewcu, to może startować po dwóch tygodniach. Nie lubię by konie zbyt często biegały, ale na prośbę właścicielki i w związku z tym, że klacz nie odczuła ostatniego startu, pobiegnie. Sądzę, że z szansami. Dabirknight został zakupiony na wyścigi w Sopocie, we Wrocławiu pobiegnie dla zabawy. Później pójdzie do sportu. Kohinoor na razie jest słaba, musi nabierać doświadczenia, raczej na później, zobaczymy, czy będzie nadawała się do wyścigów. Pobiegnie bez większych szans. Kraram bardzo dobrze spisuje się na treningach. Jeśli przełoży to na wyścigi, może być bardzo widoczna.
Jakie jeszcze konie przygotowujesz do startów?
Konie są porozrzucane. Boheme na co dzień galopuje sobie po lasach u Marty i przyjeżdża do mnie na Służewiec na treningi skokowe, czy mocniejszą pracę. Wolę, by ćwiczyła w lesie, ma tam ścieżki, spokój, nie musi galopować w kurzu, nie widzi zbyt dużo koni. To dla niej jest lepsze. Jest w stajni kobyła po Tai Chi – Advantagemissgraf. Dwa razy biegła, miała dobre wyniki w Hanowerze i w Warszawie. Nie spieszę się z nią. Mam dla niej w planie zimowe starty we Włoszech. Na razie miała taki etap w życiu, że nie jadła, była podciągnięta. Chciałem ją odkarmić. Przed wyjazdem do Włoch planuję, że przebiegnie w jednym wyścigu płaskim i jednym płotowym. Jest u mnie również 5-letni wałach Nanjo po Amaronie, właścicieli z Niemiec. Wznawia treningi po zimowych startach na niemieckich torach i odpoczynku. Planuję dla niego starty w gonitwach płaskich. Jeżeli będzie się w nich dobrze spisywał, zostanie przy nich. Jeżeli nie, będę go próbował w gonitwach skakanych. Mam też konie, które są u swoich właścicieli. Staram się nie zbierać koni. Miałem kilka poważnych ofert, ale ja to, po prostu, robię tylko hobbistycznie. Trenowałem już wiele lat i to nie jest coś, z czego można dojść do pieniędzy albo wybudować dom. To ciężki zawód, trzeba rzucić na szalę: życie, rodzinę. Wiele lat temu poświęciłem się i nic z tego nie miałem.
To z czego żyjesz?
Z innych różnych dziedzin, głównie z transportu koni. Przy okazji wynajduję zagranicą konie dla różnych właścicieli, do tego dochodzi handel. Trenowanie to jest już na zasadzie hobby i tak zostanie. Jeżeli bym dostał ofertę trenowania koni w krajach arabskich, na kontrakcie, to coś takiego bym jeszcze przyjął. Ale w Polsce, gdzie muszę latać za właścicielami, żeby płacili, utrzymać wszystko, znaleźć ludzi do pracy, których nie ma, to nie. Nie chcę tego robić. Poza tym, patrząc na ojca, który miał fenomenalną karierę i dalej jeszcze to ciągnie, i on miał wciąż problemy finansowe, to nie wiem co bym musiał robić, co wygrywać, żeby coś z tego mieć. Nie widzę szans na przyszłość, na wykonywanie tego zawodu, przynajmniej w Polsce i na takich warunkach jak się to tu odbywa.
To dziwne, bo i mama i tata poświęcili swe życie koniom, a Ty traktujesz je jako hobby.
Tak. Ja jestem taką mieszanką rodziców. Mama też była niezłym trenerem, jak ojciec. Ona szanowała konie, bardziej delikatnie, choć dobrze, przygotowywała je do startów. Ojciec to taki polski Andre Fabre. U niego najważniejsza jest selekcja. On jest bardziej twardy. A ja, nie mając dużej liczby koni, starałem się każdego szanować, bo wiedziałem, że gdy koń dozna kontuzji, to w to miejsce nie wskoczy inny. A u mojego ojca, w latach świetności, gdy koń wypadał z treningu, na to miejsce przychodził kolejny. To tak jak w dużych stajniach zagranicznych. Dobre i silne konie wytrzymują, słabsze, niestety, nie przechodzą selekcji albo doznają kontuzji i odchodzą.
Ojciec jest specjalistą od gonitw skakanych, mama, bardziej od płaskich. A Ty które bardziej lubisz?
Jestem zafascynowany wyścigami skakanymi. Gonitwy płaskie są, bo są, ale nie dają mi one tyle radości, co wyścigi skakane.
Poszedłeś w ślady ojca nie tylko pod względem fascynacji gonitwami skakanymi, ale też kobietami.
Trochę w moim życiu się ich przewinęło. Szukałem miłości, jak każdy facet. Tu się nie udało, tam nie wyszło. Ale mam cudowną córkę. Przeżyłem wiele, świat zwiedziłem, teraz najważniejszą osobą w moim życiu jest córka. Mój cel, to żyć dla niej i zapewnić jej bezpieczeństwo oraz odpowiednie warunki finansowe. Żeby coś miała po mnie. Może jeszcze chciałbym wyjechać za granicę i spróbować jakieś pracy, niekoniecznie przy koniach. Celuję w Stany Zjednoczone. Może mi się uda w przyszłym roku. Na tę chwilę jestem, bo tutaj jest córka. I ona jest całym moim życiem.
Córka, konie, Stany, a kobieta?
Jest mama Idy. Mam kiepskie warunki lokalowe na Służewcu, które nie dają możliwości życia w rodzinie, więc nie mieszkamy razem. Siedzę tu, ponieważ w Warszawie jest główna baza transportowa, gdzie mam wielu klientów oraz konie w treningu. Ale wspólnie spędzamy wakacje, razem podróżujemy, często się widzimy. Choć nie mieszkamy pod jednym dachem, żyjemy w zgodzie i wspólnie wychowujemy córkę.
Rozmawiał Maciej Rowiński
Na zdjęciu tytułowym dekoracja po zwycięstwie Boheme na Służewcu fot. Monika Metza