More

    Patryk Gorczyca: Dobro wraca, a ostatnie trzy miesiące to mój najlepszy okres na wyścigach konnych

    Patryk Gorczyca to właściciel koni wyścigowych, a od niedawna także hodowca. Wielki pasjonat wyścigów konnych, którego liczną grupę koni trenuje w Polsce Maciej Jodłowski. Kilka dni temu ten duet, za sprawą startu zwyciężczyni Nagrody Ministra Rolnictwa – Merveilleux Lapin w niemieckim Hanowerze, dokonał czegoś niebywale rzadkiego i wyjątkowego jak na polskie warunki. Wygrali gonitwę Alton Trophy rangi Listed przeznaczoną dla dwuletnich klaczy. 

    Michał Celmer: Opowiedz od początku jak to się stało, że kupiliście Merveilleux Lapin, a po kilkunastu tygodniach od zakupu wygrała gonitwę rangi Listed w Hanowerze.

    Patryk Gorczyca: W tygodniu przed Derby w Polsce pojechaliśmy z moją żoną Paulą odpocząć na kilka dni do Deauville, które uwielbiamy. Zbiegło się to z letnią aukcją w Arqanie. Nie planowaliśmy specjalnie zakupów, ale jak już byliśmy w Deauville to z racji miłości do koni poszliśmy oczywiście na aukcję. Do dzisiaj pamiętam jak Merveilleux Lapin chodziła po padoku. Prowadziła ją drobna, niska dziewczyna, żeby „ukryć” jej niski wzrost. Spodobał mi się jej ruch na padoku i pomimo niedużego wzrostu łapała za oko swoją budową. Po zakupie, z racji braku transportu, pojechała do Elvas.

    Do Elvas? Zakładam, że nie do Portugalii… (Elvas to miejscowość w Portugalii, którą w przeszłości odwiedzał Patryk Gorczyca z rodziną – przyp.red.). 

    Elvas to nasza klacz, która jest obecnie w stadninie we Francji. Pokryliśmy ją w tym roku po raz pierwszy. Rok temu, gdy po sezonie jechaliśmy ze Stellarmasterpiece na aukcję koni w treningu Arqany, to zabraliśmy ze sobą Elvas. Doszedłem do wniosku, że jak mamy się „bawić” w hodowlę, to wolę to robić na Zachodzie, gdzie jest dostęp do lepszej jakości reproduktorów i przede wszystkim są o wiele lepsze warunki pogodowe dla koni hodowlanych. Wysłaliśmy ją do jej domu, do stadniny, gdzie wciąż była jej matka. 

    Jakim ogierem została pokryta?

    Muhaararem (127 rpr), który wygrał jako dwulatek gonitwę rangi G2, a w sezonie trzyletnim jedną gonitwę G3 i aż cztery gonitwy G1. Jest najlepszym synem Oasis Dreama. Gdy byliśmy na aukcji w Baden-Baden i kupowaliśmy Auerbacha, spotkaliśmy hodowcę Elvas. Ona już wtedy miała kontuzję, uniemożliwiającą dalsze starty i zastanawiałem się co z nią zrobić. Jej hodowca cały czas miał jej matkę u siebie, więc uznałem, że fajnie by było jej umożliwić powrót do domu. Kierowałem się sercem i daliśmy historii zatoczyć koło.

    Czemu padło akurat na Elvas? Klaczy i to dobrych miałeś jako właściciel co najmniej kilka. 

    Elvas zerwała ścięgno i wiedzieliśmy, że to koniec jej kariery wyścigowej, a że była pierwszym koniem jakiego kupiliśmy razem z Paulą i Lenką (żona i córka Patryka – przyp. red.) mieliśmy zawsze do niej wyjątkowe podejście. Z tego względu sprzedaż nie wchodziła w grę. Pamiętam jak Monika Wyrzyk, która ją trenowała, zawsze podkreślała jak ułożoną jest klaczą. Miała dobrą głowę do treningów, na których była skupiona i wiedziała co ma robić. Czerpała z tego przyjemność, a na wyścigach była bardzo waleczna. To poza sukcesami na torze jest istotne (na 18 startów, 11 razy była w trójce, 5 razy wygrywała – przyp. red.). Przekazywanie odpowiednich cech psychicznych jest w hodowli konia wyścigowego bardzo ważne. Długo zastanawiałem się jakim ogierem ją pokryć. Na samym początku zacząłem sprawdzać stosunek jakości do ceny, bo wiadomo, że można pokryć za 3 czy 5 tysięcy euro albo Siyounim za sto razy więcej. Na najlepsze ogiery mogą pozwolić sobie tylko multimilionerzy. Muhaarar krył początkowo w stadninie Shadwell w Wielkiej Brytanii, ale z racji pojawienia się Mohaathera (co ciekawe to ojciec Merveilleux Lapin) zrezygnowali z niego i został sprzedany do Francji. Dał dwadzieścia koni z ratingiem powyżej 110 funtów z czego dwa powyżej 120 funtów. Był sprinterem, Elvas też lubiła wyścigi na krótkich dystansach. Ja sam też lubię te krótkie, szybkie wyścigi i chciałem wyhodować od tego specjalistę. Do tego Muhaarar mieszka zaledwie 20 kilometrów od stadniny Elvas, a w przypadku pierwszego krycia ważne jest to, żeby nie wieźć klaczy daleko do ogiera. Odkąd Elvas tam mieszka, kilka razy mieliśmy okazję ją odwiedzić. Ma tam bardzo dobre warunki i co ciekawe została szefową stada, więc gdzieś ten temperament pewnej siebie klaczy z treningów i wyścigów się objawia.

    Elvas w stadninie. Fot. Archiwum prywatne rozmówcy

    Wracając do Merveilleux Lapin, opowiedz o jej zakupie.

    My z Paulą kochamy Deauville. Według nas nie ma lepszego miejsca do obcowania z końmi wyścigowymi. Są tam dwa tory, dom aukcyjny, plaża, piękne miasteczko, więc jak tylko jest taka okazja, to jeździmy do Normandii, gdzie właśnie kupiliśmy Merveilleux Lapin. Mówiłem już, że mi się spodobała na padoku, ale podobała mi się też jej linia żeńska, czyli „kartka” w katalogu. Oprócz jej matki, która nie biegała, cała rodzina jest bardzo dobra. Druga, trzecia, czwarta, piąta matka wszystkie wygrywały gonitwy Pattern, więc mają status black type winner. W rodowodzie jest między innymi były reproduktor stadniny Coolmore Henrythenavigator (128 rpr), czy Cliffs of Moher (119 rpr), który był drugi w Epsom Derby, pokonując Cracksmana. To bardzo mocna linia.

    Z każdym sezonem w roli właściciela ma się coraz więcej doświadczenia. Śledzę jakie konie kupują najbogatsi ze świata wyścigowego i które z nich później biegają na wysokim poziomie. Z moich obserwacji wynika, że pierwsza matka nie musi być klaczą black type, żeby dawać mocne konie. Z czasem zacząłem przykuwać do tego coraz większą uwagę. Powiedziałem sobie, że chcę kupować konie, których przynajmniej babki wygrywały gonitwy black type lub urodziły konia, który ma status black type winner. Dodatkowo lubię kupować konie po ogierach debiutujących, czyli tzw. first cropach. Tak kupiony był m.in. wybitny w Polsce Night Tornado. W takim przypadku ma się okazję kupić konia w przyzwoitej cenie, a gdy już ten reproduktor się sprawdzi, ceny jego potomstwa poszybują w górę i nie będą dostępne. Podobną próbę zrobiliśmy ze Stellarmasterpiece (Cloth of Stars) czy Hearet In Pectore (Sioux Nation), ale oba te konie okazały się przeciętne. Z Merveilleux Lapin, która jest córką debiutującego Mohaathera, zrobiliśmy tak samo i okazało się to strzałem w dziesiątkę. 

    Królik, czyli Merveilleux Lapin, na aukcji. Fot. Archiwum prywatne rozmówcy

    To prawda, a akurat za dychę” została kupiona. 

    Dokładnie tak. Zapłaciliśmy za nią 10 tysięcy euro. Jeszcze, co ważne, zwracam uwagę na ojców matek w każdej kolejnej linii. Ta linia ogierów u niej jest bardzo mocna. Ojcem jej matki jest Curlin (131 rpr), który dał aż 16 koni z ratingiem powyżej 120 funtów, a stanówka za jego krycie to 225 tysięcy dolarów. Jest to czołowy reproduktor w Stanach Zjednoczonych. Dalej w jej rodowodzie jest najlepszy reproduktor w historii koni pełnej krwi angielskiej Galileo (132 rpr), Danehill Dancer i Kingmambo. Można powiedzieć, że ogiery pojawiające się w jej linii żeńskiej są topowe.

    Czy to, po jakich ogierach prowadzona jest linia żeńska, jest dla Ciebie kluczowym kryterium?

    Wiadomo, że zawsze najważniejszy jest koń. Dopiero później rodowód zaczyna mieć znaczenie. Każda dobra kolejna matka lub klasowy ojciec w linii żeńskiej to podnoszenie jakości genów. Ona przede wszystkim spodobała mi się na padoku. Galopu aukcyjnego na breeze upie nie widziałem. Nie wiedziałem też, który miała czas. Później po aukcji się okazało, że była 20. na 80 koni. Podobała mi się, mimo że była drobna, to też głęboka, umięśniona i kompaktowa, a to jak wygląda koń zawsze jest dla mnie najważniejsze. Dodatkową wisienką na torcie dla nas było to, że Merveilleux Lapin urodziła się tego samego dnia co nasza Lenka, a że my wierzymy w takie rzeczy, to dodało to dodatkowego smaku. Odnośnie rodowodów to jeszcze dodam, że mam mieszane odczucia odnośnie inbredów. Ostatnimi czasy staram się ich raczej unikać, szczególnie w pierwszych pokoleniach. Te konie często są nerwowe i mogą pojawiać się pewne niepełnosprawności. Kiedyś o tym trochę czytałem, a do tego sam też miałem z tym pewne doświadczenia. Razem z Adamem (Wyrzykiem – przyp. red.) mieliśmy Groszka, który był dość specyficznym koniem i właśnie był zinbredowany dość blisko, bo był po Dandy Manie, a matkę miał po Kodiacu. Merveilleux Lapin nie ma żadnego inbredu w pięciu liniach pokoleń.

    Więc Groszek miał 3×3 na Danehilla, jednego z najpopularniejszych ogierów przy inbredach. Różnie bywa, Enable miała inbred 2×3 i była wybitna, ale ja też raczej przy wyborze koni unikam tak bliskich powtórzeń. Co do inbredów na Danehilla, według analiz, popularne są głównie w Australii, gdzie liczby, statystyki i nowoczesne podejście mają duże znaczenie. Negatywnie ocenia się inbred na Danehilla, który jeśli powtarza się w blisko rodowodzie, to znacząco zmniejsza stosunek zwycięzców do koni, które wyszły do startu, szczególnie w przypadku klaczy. 

    Ja zacząłem zwracać na to uwagę i szukam takich “czystych” kartek, czyli bez żadnych inbredów w pięciu liniach, ale to tylko moja teoria. Zaznaczam to sobie w katalogu i ma to dla mnie znaczenie. Wracając do zakupów, to zawsze wolałem klacze. Ich rodowody są dla mnie istotne również ze względu na to, że myślę o nich w perspektywie hodowli i na przykład Elvas nie rzuca na kolana jeśli chodzi o rodowód i jej dzieci na aukcji nie byłyby tak atrakcyjne, jak dzieci klaczy, które zacząłem wybierać później. Po zakupie Merveilleux Lapin na tej samej aukcji znalazłem w katalogu klacz po Hello Youmzain z rodziny prowadzonej przez Agi Khana z linii ogierów Siyouni i Slickly. To jeden z najlepszych rodowodów na jakie można trafić we Francji. Doszedłem do wniosku, że chciałbym ją kupić, jak nie do biegania, to pod kątem hodowlanym i wylicytowałem ją za 10 tysięcy euro.

    To chyba niemożliwe, żeby kupić zdrową, poprawną klacz, która ma tę samą babkę co Siyouni, za 10 tysięcy euro. To nie była aukcyjna mina?

    Po wdrożeniu jej w trening niestety okazało się, że ma nieoperacyjną cystę i zakończyła już przygodę z wyścigami, ale to naprawdę piękna, ramowa klacz, cudowna do hodowli. Dajemy jej rok luzu, wzmocni się i w wieku czterech lat ją pokryjemy, a teraz przez rok będzie miała czas na rozwój i spokojne życie. Nie chcemy jej sprzedawać, ma dobrą głowę i doskonały rodowód. Poza tym moja córka mnie poprosiła, żebym jej obiecał, że nigdy jej nie sprzedam. Mówi, że czuje, że powinna być z nami. Może to jakiś znak.

    Wyścigi to nie tylko radosne chwile. Jak w każdym sporcie zdarzają się kontuzje, które na stałe lub na jakiś okres eliminują konie z aktywności sportowej. Podobną sytuację mamy z Entre Les Mots, którą również kupiliśmy w Arqanie w zeszłym roku w październiku. Po wygranym starcie w debiucie zaczęła nam kuleć i okazało się, że doznała takiego samego urazu co Elvas w wieku trzech lat. Bardzo małe pęknięcie kości pęcinowej. Jest już po operacji, przechodzi rehabilitację, czuje się dobrze i mamy nadzieję, że będzie nas jeszcze cieszyć swoimi startami na torze.

    So Hello na aukcji Arqany

    Masz jeszcze jakieś konie, które zostały wyeliminowane przez kontuzje?

    To mój piąty rok na wyścigach w roli właściciela. W trakcie tych wszystkich lat miałem dość sporo swoich koni lub w różnego rodzaju syndykatach. Te kontuzje były zawsze. Myślę, że ich się nie da całkowicie uniknąć. Ten sezon i tak jest dla mnie łaskawy jeżeli o tym mowa. Na przestrzeni ostatnich lat było tego całkiem sporo. Niestety podobną kontuzję z pękniętą kością ma też Golden Bungle. Zaraz po informacji o jej kontuzji pomyśleliśmy o tym, żeby zakończyć jej karierę wyścigową, ale chirurg, który ją operował powiedział, że dawno się tak nie narobił i, że ma nadzieję, że wróci na tor, więc zobaczymy co przyniesie przyszłość. To moja niespełniona nadzieja dystansowa. Ona też ma bardzo dobrą linię żeńską. Jej druga matka Necklace była najlepszą klaczą dwuletnią w Irlandii. Golden Bungle miała pobiec w Nagrodzie Korabia pod niską wagą i myślę, że by się tam dobrze pokazała, ale niestety na jej sprawdzian dystansowy będzie trzeba jeszcze poczekać.

    Powędrowała nam ta rozmowa daleko od najważniejszego tematu, czyli Królika” (Merveilleux Lapin po francusku oznacza Cudownego Królika – przyp. red.). Dlaczego nie wysłałeś jej od razu do Polski?

    Kupiliśmy ją drugiego lipca i okazało się, że nie mam jak jej przewieźć do Polski. Zadzwoniłem wtedy do Agnieszki Dziuby, która prowadzi firmę transportującą konie. Powiedziała, że prawdopodobnie będzie jechać po Derby do Francji i mogłaby zabrać moje klacze do Polski w drodze powrotnej. Musiałem gdzieś je wysłać na ten czas. Uzgodniłem z właścicielem stadniny, gdzie jest Elvas, że zaopiekuje się nimi przez dwa tygodnie i tak Merveilleux Lapin oraz So Hello biegały przez dwa tygodnie po padokach i dalej miały beztroskie życie. Z Francji przyjechały do Adama Wyrzyka, a że z końcem lipca zakończyliśmy współpracę, to od sierpnia mieszkały już u Maćka Jodłowskiego.

    Merveilleux Lapin przed startem w Niemczech. Fot. Archiwum prywatne rozmówcy

    Merveilleux Lapin zadebiutowała świetnie, wygrywając łatwo aż o 5 długości z Cloud Street, więc pewnie po tym starcie w nią mocno wierzyliście, ale czy to się nie zmieniło po zdecydowanej porażce z Lady Ilze? 

    Ona u Adama była tylko dwa tygodnie. Od przyjazdu do Maćka na początku sierpnia do jej debiutu, minęły trzy tygodnie. Więc przed debiutem była w Polsce około 5 tygodni i to u dwóch różnych trenerów, w różnych stajniach. Wcześniej była transportowana pomiędzy aukcją Breeze Up w Doncaster w Wielkiej Brytanii w maju i Deauville gdzie my ją kupiliśmy. Jak jeszcze do tego dodamy bieganie po padokach z Elvas przez dwa tygodnie, to zamiast cyklu treningowego była raczej wakacyjnym podróżnikiem, który na zdrowy rozsądek nie powinien dobrze biegać. Pamiętam jak Maciek mnie zaprosił na jej galop w tygodniu, a ja się niestety spóźniłem. Później się śmiał, że moja klacz robi super czas, że stopery pękają, a mnie nie ma. Byłem pewny, że żartuje, ale później – jak powiedział, że chcę ją zapisać do gonitwy z „bieganymi” końmi – to wiedziałem, że musiał coś w niej zobaczyć. Spodziewaliśmy się tego, że dobrze się zaprezentuje, bo Maciek nie zapisuje do gonitw koni, które nie mają szansy na walkę o wygraną, a na pewno nie po dwóch tygodniach obecności u niego w stajni. To zwycięstwo w debiucie było dla nas zaskoczeniem, a styl w jakim to zrobiła, zaskoczył nas bardzo. Przecież w ostatnich tygodniach miała męczące transporty po Europie i kilka razy zmieniane otoczenie, a wygrała jakby była koniem innej klasy. Po wyścigu rozmawialiśmy o kolejnym starcie i mieliśmy dwie możliwości. Biegania w I grupie w Nagrodzie Dorpata na 1200 metrów po dwóch tygodniach albo czekanie sześć tygodni do Nagrody Cardei na tym samym dystansie. Dla mnie zawsze najważniejszy jest koń i to jak on reaguje na starty. To on musi nam pokazywać na co jest gotowy. Zapytałem się jak ona się czuje i powiedziałem, że jeżeli uważa, że ten start nie kosztował jej za dużo, to może lepiej biegać po dwóch tygodniach, zamiast robić jej przerwę na sześć tygodni. Pobiegliśmy po dwóch tygodniach w Nagrodzie Dorpata na dystansie krótszym o 200 metrów niż wygrana w debiucie. Wychodząc na prostą miała stratę do Lady Ilze dwóch długości, a ta zrobiła ostatnią ćwiartkę 28,7, więc nasz „Królik” musiałaby pobiec w granicach 27, żeby móc z nią powalczyć, a to jest raczej niemożliwe. Lady Ilze się wtedy fantastycznie pokazała i nie mieliśmy szans na zwycięstwo, a my po wyścigu doszliśmy z Maćkiem do wniosku, że to chyba nie jest sprinterka. Z resztą jej linia żeńska zarówno kolejnych matek jak i jej ojców mówi, że to koń, który w dystansie powinien sobie spokojnie radzić. Wierzyliśmy w nią dalej i to drugie miejsce nas nie podłamało. Każdy start konia to dla niego i nas, czyli właściciela i trenera, nauka.

    Nie wygrała w I grupie, a i tak odważyliście się ją zapisać do Nagrody Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi, najważniejszego wyścigu dla dwulatków w Polsce. Dlaczego, skoro tego samego dnia mogła biegać w Nagrodzie Cardei z klaczami, chyba, że nie chcieliście trafić na Lady Ilze…

    Nie, absolutnie nie chodziło o uciekanie przed Lady Ilze. Nagroda Cardei też jest rozgrywana na dystansie 1200 m. Rozmawialiśmy z Maćkiem na temat wyboru gonitwy pomiędzy Cardei i Ministra. Powiedziałem, że wiem, że ma w Ministra Belmonda, który jest silny i będzie biegał jako faworyt, ale chciałbym biegać nią w Ministra, żeby wrócić na jej zwycięski dystans. Poza tym to była okazja, żeby sprawdzić ją z najlepszymi końmi w roczniku. Nie myślałem o zwycięstwie. Zawsze jestem za tym, żeby wygrał koń, który danego dnia jest najlepszy. Pamiętając jej lekką wygraną w debiucie na dystansie 1400 m chciałem zobaczyć co potrafi i gdzie jest nasze miejsce w roczniku. Swoim debiutem niemal bez treningu i drugim startem tylko po dwóch tygodniach przerwy pokazała jakość. Mieliśmy miesiąc do Ministra. Rozmawialiśmy o tym, że ona powinna zrobić progres chociażby z powodu regularnej pracy treningowej, której nigdy wcześniej nie miała. Maciek mocniej liczył Belmonda, a z mojej strony absolutnie nie było mowy o nastawianiu się na zwycięstwo. Belmond wyglądał wtedy na lepszego konia. W drugim swoim starcie wygrał o 12 długości. Ja mam bardzo dużo pokory do wyścigów i wszystkich startów moich koni. Mam świadomość tego, że musi się wszystko złożyć po naszej myśli, żeby osiągnąć końcowy wynik. Biegaliśmy tam w celu sprawdzenia jej z czołówką rocznika.

    W Nagrodzie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi ostatecznie sprawiła niemałą niespodziankę. To zrobiło ogromne wrażenie, szczególnie przy tym stylu i w takim czasie.

    Start w Ministra pokazał, że jest naprawdę wybitnym koniem. Z ogromną lekkością oddała finisz w tak ważnym wyścigu i wygrała bardzo lekko. Jak po wyścigu wróciłem do domu, to nie mogłem wyjść z podziwu z jaką lekkością wygrała tę najważniejszą gonitwę dla dwulatków. Zacząłem sprawdzać czasy i okazało się, że zrobiła najlepszy czas na przestrzeni ostatnich piętnastu lat. Szybszy od niej był Exciting Life w 2010 roku i to tylko o 0,2 sekundy, a biegł na szybszym torze, bo wtedy był tor 2,8, a teraz 3,1. W ciągu tych piętnastu lat biegały naprawdę świetne konie. Jak Inter Royal Lady, Moonu, Zen Spirit, Va Bank. Wiele z tych koni tą gonitwę wygrywało w walce, a ona ten super czas zrobiła właściwie bez walki. Erbol pokazał jej prostą i ona leciała sama dla siebie i miała frajdę z tego, że wszystkich mija. Wygrała w pięknym stylu. Do dzisiaj jest mi ciężko w to uwierzyć. Pamiętam jak oglądałem ten wyścig i jakie emocje mi towarzyszyły podczas tego wyścigu. Na tle trzech bardzo mocnych ogierów i niepokonanej wtedy Formuły wypadła doskonale. Pokazała, że jest od nich przynajmniej jedną półkę wyżej.

    Królik w Niemczech. Fot. Archiwum prywatne rozmówcy

    Ochłonęliście po starcie i od razu pojawił się pomysł startu w Niemczech?

    Ja od dawna uważam, że w dzisiejszych czasach, jak sprowadzamy do kraju coraz lepsze konie, z coraz lepszymi rodowodami, nie trzeba wygrać w ręku o pół prostej, żeby myśleć o wyjeździe na Zachód, żeby się sprawdzić. Dwa dni po wyścigu pojechałem do stajni, poszedłem do niej do boksu, zobaczyłem jak się czuje, przytuliłem się do niej, jak to mam w zwyczaju, bo nasz kochany „Królik” uwielbia się przytulać. Sprawdziłem, czy zjadła wszystko. Miała jak zawsze wylizany żłób. Poszedłem do Maćka i zapytałem jak się czuje fizycznie. Rozmawialiśmy o tym, że ona ma dużą frajdę z biegania, że raczej się cieszy ze startów, a nie są dla niej obciążeniem psychicznym i że fizycznie też jest wszystko ok. 

    Wtedy powiedziałem Maćkowi, że mam szalony pomysł, a marzenia są od tego, żeby je spełniać. Nie chciałem, żeby mnie potraktował jak szaleńca i trochę nawet się obawiałem jak zareaguje na mój pomysł, ale ja gdzieś w środku w sercu czułem, że ona po prostu na to zasłużyła, żeby dać jej szansę na rywalizację na Zachodzie już w wieku dwóch lat. Miałem spore obawy ze względu na to, że to młoda dwuletnia klacz. Wyjazd to zawsze jakiś rodzaj stresu, ale z drugiej strony ona w każdym starcie pokazywała swoją dojrzałość, frajdę z biegania i ogromne serce do walki. Znalazłem wyścig rangi Listed dla dwuletnich klaczy na torze w Hanowerze za trzy tygodnie. Powiedziałem Maćkowi, że jeżeli uważa, że to będzie dla niej za dużo, to nie ma problemu, pobiegniemy Efforty i zamkniemy jej sezon. Maciek powiedział, że sam jeszcze nie myślał o jej kolejnym starcie, ale wszystko to co mówię układa się w logiczną całość i uznał, że możemy spróbować swoich sił. Za tym wyścigiem przemawiało też to, że tor jest na lewą rękę jak na Służewcu, a dystans gonitwy był taki sam jak w jej dwóch wygranych startach – w debiucie i Nagrodzie Ministra, czyli 1400 metrów. Jedyne co było inne, to było pewne, że przeciwnicy będą mocniejsi od tych, z którymi rywalizowała do tej pory, ale my tam jechaliśmy, żeby ją sprawdzić. Ja absolutnie się nie nastawiałem na wygraną. Uważałem, że zasłużyła na ten start i byłem ciekaw, gdzie będzie na tle najlepszych niemieckich klaczy.

    Merveilleux Lapin bezkonkurencyjna w Nagrodzie Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Fot. Stajnia Orarius

    W Polsce za wariatów brani są ludzie, którzy chcą wysyłać dwuletnie konie na gonitwy zagraniczne. W tym samym czasie najlepsze młode konie z Wysp Brytyjskich biegają na różnych torach Anglii, Irlandii, Francji, często po przerwach wynoszących mniej niż dwa tygodnie, z ciągłymi podróżami liczącymi setki kilometrów. To wynika z tego, że jest wiele dobrych dwuletnich koni, które najlepiej na tle konkurentów wypadają wcześnie, w wieku dwóch lat, gdy one są dojrzałe, a rywale jeszcze nie są w tak zaawansowanym stadium rozwoju i tam po prostu chce się to wykorzystać, co oczywiście ma też swoją cenę.

    Też o tym rozmawialiśmy z Maćkiem. Ona się urodziła 20 stycznia. Widać po niej, że szybko dojrzała, zarówno emocjonalnie jak i fizycznie. Może być tak, że teraz jest ten moment jak ma przewagę nad konkurencją, a wieku trzech lat ta różnica będzie mniej zauważalna. Ja czułem, że tymi trzema startami zasłużyła, żeby dać jej szansę. Od razu ustaliliśmy, że to będzie jej ostatni start w tym sezonie i jedziemy tam sprawdzić, gdzie jest nasze miejsce. Nawet przez chwilę nie myślałem o zdobyciu statusu black type, ani tym bardziej o zwycięstwie. Tak jak w Ministra biegaliśmy, żeby wrócić na zwycięski dystans i się sprawdzić z najlepszymi dwulatkami w kraju, tak tam miała nam pokazać, w jakim jest miejscu na tle najlepszych niemieckich klaczy.

    Co było dalej?

    Jak wspólnie z Maćkiem doszliśmy do wniosku, że będziemy realizować mój szalony pomysł, to wiedzieliśmy, że potrzebujemy przede wszystkim jeźdźca, który zna tor. Na Służewcu jest prosta 600 metrów, a w Hanowerze ta prosta finiszowa jest o 150 metrów krótsza. Przed prostą jest bardzo ostry zakręt. Prosta jest o wiele węższa niż w Warszawie. Moim pierwszym pomysłem był Szczepan Mazur z którym się znamy, a jego klasę i jakość nie raz mogliśmy podziwiać podczas wyścigów na całym świecie. Oprócz tego rok temu pracował w Hanowerze i zna ten tor. Skontaktowałem się ze Szczepanem, który kilka dni wcześniej wyjechał do Kataru i rozmawialiśmy o tym pomyśle, ale powiedział, że musi się aklimatyzować do sezonu w Katarze, a podróż w jedną stronę zajęłaby mu kilkanaście godzin i byłoby to dla niego uciążliwe. Co w pełni rozumiem. Wtedy poprosiłem go o radę, kogo mógłby polecić. Od razu zasugerował Vladimira Panova, który ma wielkie doświadczenie, kilkadziesiąt lat spędzonych w siodle i na co dzień pracuje w Hanowerze. Skontaktowałem się z nim i po zapoznaniu się z występami Merveilleux Lapin oraz uzgodnieniu czy będzie miał jakiegoś innego konia w tej gonitwie, przyjął dosiad.

    Z tego co mówiłeś, najbardziej obawiałeś się tego, jak ona zniesie podróż i jak będzie się czuła w nowym otoczeniu. Okazało się to dla niej problemem?

    Wcale. Trochę mnie to stresowało, bo daleka podróż młodego konia, szczególnie klaczy, zawsze u właściciela budzi spore emocje, ale okazało się to całkowicie bezpodstawne. Edyta Stasiowska, która ją wiozła do Niemiec, powiedziała, że nie pamięta kiedy ostatnio transportowała tak spokojnego konia. Czuła się, jakby wiozła pusty koniowóz. Merveilleux Lapin większość trasy przespała. My przylecieliśmy do Hanoweru wcześniej i czekaliśmy na nią na miejscu. Po 11-godzinnej podróży zachowywała się jakby była u siebie w stajni. Zjadła całą kolację, napiła się i była sobą. Tym spokojem nas trochę zaraziła. To rozwiało nasze wątpliwości i obawy, czy to była dobra decyzja. Następnego dnia, czyli w dzień wyścigu, przyjechaliśmy do niej o 6.30 rano. Wszystko było dobrze. Zaczęła pokazywać emocje dopiero jak licznie zaczęły przyjeżdżać inne konie na tor, to ona poczuła, że coś się dzieje i wtedy dopiero zauważyliśmy po niej lekką zmianę spowodowaną tym, że nie do końca wiedziała co się dzieje, bo słyszała konie, ale ich nie widziała i to wprowadziło mały niepokój. Jak tylko rozpoczęły się przygotowywania do wyścigu, była już znów spokojna, bo wiedziała, że nic złego się nie dzieję, a ona niedługo będzie się ścigać, co uwielbia robić.

    Merveilleux Lapin wygrywa Listed w Hanowerze. Fot. Deutscher Galopp

    Wyjazd do Hanoweru okazał się wielkim sukcesem, Merveilleux Lapin świetnie się spisała, wygrywając gonitwę rangi Listed jako pierwszy dwuletni koń w polskim treningu. Uzyskała status black type winner. Czy to było spełnienie marzeń?

    Ja od zawsze podchodzę do wyścigów sercem, a konie traktuję jak swoje dzieci. Ta wygrana jest czymś niesamowitym. Ciężko powiedzieć, czy to było spełnienie marzeń, bo nigdy nie śmiałem marzyć o czymś tak wielkim. Jak by mi ktoś pół roku temu powiedział, że napiszemy jako pierwsi historię, która na zawsze zostanie zapisana w historii wyścigów i będzie wspominana jeszcze przez wiele lat przez kibiców i fanów tego sportu w naszym kraju, to jestem pewny, że byłoby mi bardzo ciężko w to uwierzyć. Dalej do nas to trochę nie dociera. Codziennie oglądamy tą gonitwę kilka, albo i kilkanaście razy i mamy wrażenie, że to jakiś film. Zresztą wystarczy obejrzeć wywiad ze mną z transmisji live i zobaczyć jakie emocje mi towarzyszyły tam na torze. Dla mnie zawsze przeżywanie wszystkiego razem z końmi było o wiele ważniejsze od samych wyników. Nigdy nie traktowałem koni jako maszynek do zarabiania pieniędzy lub dodawania mi prestiżu. Dlatego ten wyjazd był dla nas tak kosztowny emocjonalnie. Martwiliśmy się o nią cały czas, o to czy dobrze zniesie podróż, czy będzie jadła, czy będzie jej ciepło w nocy, czy się wyśpi. Nawet przez chwilę się nie przejmowaliśmy tym, czy sobie poradzi z konkurencją. Raczej martwiły nas bardziej przyziemne sprawy. Mieliśmy świadomość, że zapisaliśmy ją do gonitwy wysokiej rangi i rzuciliśmy ją na głęboką wodę i właściwie każdy wynik byłby dla nas dobry, ale ona miała w sobie taki spokój jakby nam chciała powiedzieć, że to wygra i będziemy się razem cieszyć. Nawet przez chwilę nie była zdenerwowana. Ona po prostu uwielbia się ścigać i mimo zmiany otoczenia dalej dawała to odczuć.

    Radość po sukcesie w Hanowerze. Fot. Galopp Online

    A jakie emocje towarzyszyły wam podczas samej gonitwy?

    Odkąd pojawiła się na padoku, wszystko działo się bardzo szybko. Krótka rozmowa z jeźdźcem i poszła w stronę start maszyny, a my przeszliśmy na trybuny na wysokość celownika i z ekscytacją czekaliśmy na start. Mieliśmy świadomość, że kluczowe będzie odpowiednie przyjęcie startu. Wyścigi w Niemczech z reguły są bardzo szybkie od samego początku i rzeczywiście prędkość była taka, że przełożyłoby się to na ćwiartkę u nas w granicach 29,5 sekundy. Konie trenowane w Polsce nie są przyzwyczajone do takich mocnych otwarć gonitw. Dżokej świetnie wykonał dyspozycję, schował się za liderką przy kanacie, w idealnym miejscu. Właściwie podczas gonitwy pojawił się tylko jeden nerwowy moment. Wiedzieliśmy, że ona ma długi finisz, co pokazała w Nagrodzie Ministra, gdzie się na początku powoli rozpędzała, żeby ostatecznie przyspieszyć na ostatnich 300 metrach. Po wyjściu na prostą jest taki moment jak kręci łbem, bo chce galopować szybciej, ale jest zablokowana przez rywalkę z przodu, a obok niej była Demoon, która uniemożliwiała wyciągnięcie jej w pole. Wtedy byłem zdenerwowany i bałem się, że się nie uda jej uwolnić, ale jak Demoon zaczęła odpadać i zrobiło jej się miejsce, to już wtedy czułem, że ona to wygra. Widać było jak nie może się doczekać, żeby się rozpędzić. Myślę, że gdyby przez 150 metrów, czyli 1/3 prostej, nie była zablokowana, to styl jej wygranej byłby bardziej okazały.

    Pewnie nie zapomnicie tego dnia przez długie lata.

    Nigdy tego dnia nie zapomnimy. Napisaliśmy historię. Nigdy nie przeżyliśmy takich emocji. Tego się nie da z niczym porównać. Krzyczeliśmy, skakaliśmy z radości. Co widać podczas transmisji jak „Królik” mija celownik. Byliśmy i nadal jesteśmy przeszczęśliwi z tego osiągnięcia. Te całe emocje były i będą z nami jeszcze bardzo długo. Po gonitwie poszliśmy do niej na tor, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Paula krzyczała “kocham cię Królik”. Tej euforii nie da się porównać z niczym, co do tej pory przeżyliśmy. Mam poczucie, że zrobiliśmy coś naprawdę wyjątkowego i nie chodzi o pieniądze, prestiż, zdjęcia, gratulacje. Wyścigi konne i sukcesy wywalczone w nich przez nasze ukochane konie, które możemy przeżywać z naszymi najbliższymi, to jest coś tak niewyobrażalnie pięknego, że ciężko to porównać z czymkolwiek innym.

    Po sukcesie przyszedł czas na świętowanie, od razu czuliście jak ogromną wartość ma to zwycięstwo?

    To było dla nas ogromne przeżycie. Po sukcesie gratulacje składali nam dyrektor toru, sponsorzy, przedstawiciele stadniny Gestut Fahrhof, później udzielałem wywiadu podczas transmisji na żywo, w której nawet powiedziałem, że ciągle się trzęsę z wrażenia. Pamiętam jak pierwszy raz byłem na wyścigach konnych w Niemczech i zwróciłem uwagę na ich tradycję wręczania właścicielom każdego zwycięskiego konia zdjęcia z wygranej. Robią to nie tylko przy wielkich wyścigach, ale przy każdej, nawet najmniejszej gonitwie. Wtedy przeszła mi taka myśl, że chciałbym kiedyś mieć takiego konia, który pozwoli mi znaleźć się w tym miejscu i dostać takie zdjęcie. Merveilleux Lapin to marzenie spełniła. Dostaliśmy nasze pamiątkowe zdjęcie w ramce, na które przez lata będę mógł teraz patrzeć w naszym domu. Podczas dekoracji Pan wręczający nagrody zażartował nawet, że wydrukowali to zdjęcie godzinę temu, bo wiedzieli, że to właśnie nasza klacz wygra. To też było coś magicznego. Ja zawsze widziałem szczęście w małych rzeczach i to zdjęcie w ramce ma dziś dla mnie wielką wartość. 

    Po dekoracji włodarze toru zaprosili nas na szampana i krótką rozmowę. Myślę, że to fajna tradycja zbliżająca ludzi, a o to właśnie chodzi w wyścigach, żeby się nimi wspólnie cieszyć. Wypiliśmy po kieliszku szampana i kilkanaście minut rozmawialiśmy o naszej przygodzie z wyścigami oraz historii Merveilleux Lapin. Razem uczciliśmy nasz sukces i czuć było na każdym kroku, że to spory sukces, a w niemieckich wyścigach konnych to zwycięstwo dwuletniego konia trenowanego w Polsce zostanie zapamiętane na długie lata. W międzyczasie zastanawialiśmy się co u niej, bo to ona była tam najważniejsza. Pożegnaliśmy się, dziękując za gościnę i poszliśmy do boksu. Niesamowite było to, że ona dalej była tak spokojna jak przed startem i podczas całego wyjazdu. Miałem wrażenie, że mówi do mnie „Mówiłam Ci, że wygram i żebyś się nie martwił”. Widziałem w niej tego samego spokojnego konia, którego widziałem po startach w Warszawie. Widziałem klacz spełnioną po tym, co pokazała i tym, że znów mogła się ścigać. Ta jej dojrzałość emocjonalna, pomimo młodego wieku, mi w niej najbardziej imponuję. Naprawdę jest niesamowita. W życiu warto jest być cierpliwym, wierzyć w swoje marzenia. W wyścigach, jak i w życiu, nie ma nic od razu. Pamiętam, jak wtedy odszedłem od boksu, oparłem się o kanat wyścigowy, przy którym biegła zaledwie pół godziny wcześniej, poleciały mi łzy po policzkach i pomyślałem sobie, że dobro wraca, a ostatnie trzy miesiące to mój najlepszy okres na wyścigach konnych.

    Zdradziłeś mi przed startem, że marzy Ci się, żeby pobiegła tak dobrze, żeby trener dał jej szansę spróbować powalczyć w niemieckim odpowiedniku 1000 Gwinei. Zgłosicie ją do tego wyścigu i Królik powalczy z niemiecką czołówką?

    Na wstępie powiem, że z racji tego, że Maciek swoim treningiem doprowadził ją do tego miejsca gdzie dzisiaj jest, chciałbym, żeby to on ją trenował przez całą jej karierę wyścigową. Dzisiaj jest jeszcze za wcześnie, żeby planować to, gdzie będziemy biegać za pół roku. Teraz jest czas na regenerację i odpoczynek, na który zasłużyła. Jak sezon będzie się zbliżał, to będziemy analizowali różne możliwości kontynuacji jej kariery. Według mnie, swoim opanowaniem, wygraną w gonitwie rangi Listed w wieku dwóch lat, pokazała, że jest koniem wybitnym. Jakie są jej maksymalne możliwości i gdzie będziemy w stanie rywalizować w przyszłym sezonie, zobaczymy. To ona musi nam to pokazać, ale jak pytasz o marzenia i mam o nich mówić otwarcie, to mogę publicznie się rozmarzyć, ale może za rok ktoś to przeczyta i będzie się śmiał. Chociaż z drugiej strony jak marzyć, to trzeba celować wysoko. Chciałbym, żeby się rozwinęła na tyle, żebyśmy mogli nią pobiec gonitwę G3, którą wygrała Lady Ewelina 2,5 roku temu. To trial przed niemieckim 1000 Gwinei, które później miło by było wygrać, dzięki czemu będzie miała otwartą drogę do trialu do niemieckich Derby, ten start z kolei otworzy nam drzwi do Derby, a udany start w Derby pozwoli nam realnie myśleć o wygranej w Oaks. Sezon zamkniemy w Nagrodzie Opery w pierwszy weekend października w Paryżu. Myślę, że jak weźmie udział w tych sześciu gonitwach, to bez względu na ich wynik, jak mnie za rok zapytasz, czy marzenia się spełniają, to odpowiem, że tak. Dość wysoko odleciałem marząc. Pamiętajmy, że z końmi nie można nic planować w długim terminie. Każdy start i regeneracja po nim jest wyznacznikiem kolejnego startu. Tak więc, schodząc na ziemię, na razie czekamy na to, jak się będzie czuła wczesną wiosną.

    Wiem, że od razu po zwycięstwie nie brakowało chętnych na odkupienie od Ciebie Merveilleux Lapin. Czy rozpatrujecie opcję sprzedaży, czy może zostawicie ją w stajni Mustardos, a później włączysz ją do własnej hodowli?

    Tego samego dnia dom aukcyjny Arqana sponsorował gonitwę rangi G3. Od razu po naszej gonitwie jeden z przedstawicieli Arqany podszedł do mnie, pogratulował sukcesu i zapytał czy jestem zainteresowany sprzedażą, ale na teraz nie ma takiej możliwości. Nie wyobrażam sobie, żeby ją sprzedać i nie towarzyszyć jej w najważniejszym roku dla każdego konia pełnej krwi angielskiej, czyli sezonie trzyletnim. Dla mnie pieniądze nigdy nie były wartością samą w sobie, więc sprzedaż jej z myślą materialnego wzbogacenia się, nie jest dla mnie atrakcyjna. Chciałbym z nią przeżywać karierę wyścigową, a także karierę hodowlaną. Chciałbym towarzyszyć jej podczas każdego kolejnego wyścigu, a później dać jej szansę pokazać się także jako klaczy hodowlanej, rodzącej wybitne konie.

    Dziękuję za rozmowę. 

    Na koniec chciałbym jeszcze podziękować Maćkowi, przede wszystkim za to, że podjął wyzwanie na początku sierpnia, jak przyszedłem do niego z pytaniem, czy będzie w stanie pracować z moimi końmi. Wiem, że ani dla mnie, ani dla niego, ta decyzja nie była łatwa. Jestem mu wdzięczny za jego otwartą głowę na moje pomysły, chęć rozmowy i oczywiście całej załodze Orarius za codzienną ciężką pracę. Jesteście świetni! To wszystko zawdzięczam właśnie wam. Dzięki!

    Załoga Stajni Orarius z Patrykiem i Paulą.

    Rozmawiał Michał Celmer

    Na zdjęciu tytułowym Patryk Gorczyca z małżonką Paulą. Fot. Archiwum prywatne rozmówcy

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły