More

    Romantyczne czytadło na weekend: Romeo i Julia w wyścigowym wydaniu

    Wyścigi konne to nie tylko tysiące gonitw, suche wyniki i wypłaty. To także fascynujące historie z nimi związane. Otrzymaliśmy kilka sygnałów, że oprócz stałych bywalców polskich torów, teksty w Traf News zaczęły w tym roku czytać także nowe osoby, które dopiero poznają świat hodowli i wyścigów i chętnie poczytają różne wciągające w tę pasję ciekawe opowieści. Największe sensacje w historii kultowej gonitwy – angielskiego Derby w Epsom sprawiły trzy konie, za zwycięstwa których płacono aż 100:1. Były to w 1898 roku Jeddah, w 1908 Signorinetta i w 1913 roku Aboyeur. Signorinetta była jedną z tylko sześciu klaczy, które – przez aż 242 lata – wygrały angielskie Derby. I właśnie z klaczą Signorinetta wiąże się jedna z najbardziej romantycznych opowieści w historii wyścigów konnych, którą opisał w swojej książce „Pisane w galopie” słynny włoski hodowca Federico Tesio, a która wydarzyła się naprawdę. Warto ją przypomnieć, jako czytadełko na weekend, wciągające w wyścigową pasję nowe osoby i inspirujące do złapanie tego nieuleczalnego wyścigowego bakcyla…

    „Około roku 1880, pewien neapolitański arystokrata, cavaliere Edoardo Ginistrelli, zdecydował się przenieść swoją stadninę koni pełnej krwi z Portici we Włoszech do Newmarket w Anglii w celu pokonania Anglików na ich własnym terenie.

    Kawaler Ginistrelli był prawdziwym oryginałem o awangardowych poglądach. Niemal natychmiast odniósł duży sukces dzięki wyhodowanej przez siebie pięknej klaczy imieniem Signorina (córka przesławnego ogiera St. Simon), która stała się wyścigową gwiazdą pierwszej wielkości i która w wieku pięciu lat, w roku 1892, została włączona do stadniny, by rodzić wspaniałych następców.

    Ojciec ukochanej klaczy Ginistrellego Signoriny – St. Simon (po Galopin) był na torze niepokonany w dziewięciu startach, a w hodowli 9 razy został championem reproduktorów w Wielkiej Brytanii. Fot. americanclassicpedigrees.com

    Ginistrelli był do tego stopnia zakochany w swojej ulubienicy, że niemal na chwilę nie mógł się z nią rozstać. Dumny ze swej wychowanki neapolitańczyk wybudował więc w Newmarket willę, w której urządził wszystko tak, że nie dość, iż jego sypialnia sąsiadowała z boksem przeznaczonym dla ukochanej klaczy, to jeszcze nad wezgłowiem łóżka znajdowało się otwierane okienko, które umożliwiało jej obserwację nawet w nocy.

    Ginistrelli niecierpliwie oczekiwał, że ta klasowa klacz urodzi konia godnego siebie, prawdziwą gwiazdę angielskich torów. Niestety, mimo tych wszystkich zabiegów, czas mijał, piękna Signorina powoli zaczynała się starzeć, i choć była kojarzona wyłącznie z najlepszymi reproduktorami tamtej epoki i rodziła źrebaka za źrebakiem, to żadne z jej potomstwa nie wykazało się prawdziwą klasą. Leciał rok za rokiem i załamany Ginistrelli tracił już wszelkie nadzieje.

    Wiosną roku 1904, kawaler Ginistrelli postanowił tym razem połączyć Signorinę ze słynnym ogierem Isinglass, który w tych czasach uznany był za jednego z najlepszych reproduktorów, a cena za stanówkę nim wynosiła zawrotną na tamte czasy kwotę 300 gwinei.

    Obydwa konie znajdowały się w Newmarket, lecz mieszkały po dwóch przeciwnych krańcach głównej ulicy, długiego i szerokiego deptaka, który oczywiście nosił nazwę High Street. W okresie stanówek po tym deptaku każdego ranka oprowadzano w ręku drugo i trzeciorzędne ogiery, prawie zawsze „bezrobotne”.

    Były one zwykle przykryte derkami, z wyhaftowanym dużymi literami swoim imieniem, jakby w nadziei na spotkanie przygody. Traf chciał, że pewnego kwietniowego ranka tą właśnie ulicą podążała na spotkanie ze słynnym Isinglassem Signorina. Za klaczą prowadzoną w ręku przez chłopca stajennego, podążał pieszo w pewnej odległości sam Ginistrelli, który zawsze towarzyszył Signorinie podczas tego typu wypraw.

    W pewnej chwili naprzeciw klaczy wyszedł jeden z tych trzeciorzędnych ogierów z imieniem wyszytym na derce. Chaleureux (Gorący) – głosił napis na derce i jak się wkrótce okazało, imię to było w pełni zasłużone, bowiem ogier naprawdę miał gorący temperament. Skoro tylko ujrzał klacz, stanął jak wryty. Najwyraźniej trafiony, niczym piorunem, miłością od pierwszego wejrzenia i nie było siły, która byłaby zdolna ruszyć go z miejsca. Stanął oniemiały, jakby ugodzony strzałą Amora.

    Trafiony strzałą Amora Chaleureux, czyli „Gorący” – kochanek Signoriny, ojciec Signorinetty. Fot. sporthorse-data.com

    Podobnie i Signorina utkwiła w nim spojrzenie i zamarła w bezruchu. Ni prośbą ni groźbą nie udawało się rozdzielić koni, które wydawały się poza sobą nie widzieć świata i były jakby nierozłączne. Romeo i Julia w końskim wydaniu. Bezskuteczne usiłowania rozdzielenia ich, zaczęły przyciągać uwagę przechodniów.

    I wtedy cavaliere Ginistrelli, będący zarazem dobrym psychologiem i biologiem, ale też romantykiem, podjął błyskawiczną decyzję i stwierdził: cóż, zakochali się! Nie można stawać na drodze takiej potęgi jak miłość. I, trochę wbrew zdrowemu rozsądkowi, zezwolił na dokonanie się miłości tych dwojga koni.

    W ten sposób słynny Isinglass zainkasował za darmo 300 gwinei, oczekując na próżno na randkę z piękną Signoriną. W jedenaście miesięcy później przyszła na świat klaczka, której nadano imię Signorinetta. W środowisku hodowców okrzyknięto Ginistrellego wariatem, a Signorinettę uznano za niegodną jakiejkolwiek uwagi.

    Jednak wszyscy musieli zmienić zdanie i jakież przeogromne było ich zdumienie, gdy w wieku trzech lat Signorinetta stała się jedną z najsłynniejszych w historii klaczy wyścigowych, wygrywając zarówno angielskie Derby jak i Oaks, co od 1780 roku udało się zaledwie czterem klaczom. Miłość może wszystko.

    Angielska derbistka i oaksistka z 1908 roku Signorinetta oraz jej hodowca Edoardo Ginistrelli. Fot. reinitinracing.com

    Wszystko to zdarzyło się naprawdę, a ja sam znałem osobiście wszystkich pięciu bohaterów tej historii: Ginistrellego, Isinglassa, Chaleureux, Signorinę i Signorinettę. Swoją drogą, jak twierdzi wielu naukowców, wszelka miłość, także ludzka, jest kwestią zapachów, o czym mogliśmy się przekonać w przypadku Signoriny i gorącego ogiera Chaleureux.

    Oczywiście, w tym momencie jakiś sceptyk mógłby się wtrącić i powiedzieć, że to wszystko mogłoby się zdarzyć nawet bez tego romantycznego epizodu, jeśliby na przykład kawaler Ginistrelli ze względów finansowych zaplanował stanówkę Chaleureux’em, która przecież kosztowała niewiele, zamiast nadzwyczaj kosztownej stanówki Isinglassem. Jednak nie miałby racji, ponieważ tego eksperymentu, zaplanowanej powtórki, dokonano w sezonie 1906 i w 1907 roku urodziła się klaczka, pełna siostra Signorinetty, której nadano imię Star of Naples.

    Była ona niezwykle urodziwa i gdy ją zobaczyłem, a miała wtedy 18 miesięcy, znacznie przewyższała urodą swoją siostrę. W tym czasie Ginistrelli likwidował swą stadninę, zamierzając powrócić do Włoch i Star of Naples została wystawiona na licytację. Zyskała duże uznanie i ostatecznie sprzedano ją aż za 5000 gwinei. Biegała następnie do piątego roku życia i… nigdy nie udało się jej wygrać gonitwy.

    Prawo Mendla tłumaczy dlaczego dwaj pełni bracia, czy też dwie pełne siostry, mogą ogromnie różnić się między sobą, także i pod względem klasy wyścigowej. Lecz także i to nie wyklucza, iż brak naturalnego skojarzenia koni może mieć wpływ na przekazywanie energii nerwowej bądź też siły witalnej.

    Fenomen Signorinetty mógł być w pewnym stopniu uwarunkowany przez przypadkowe spotkanie ogiera i klaczy. Strzała końskiego Amora była przyczyną wielkiego wzruszenia i pobudzenia, a dzięki temu owoc takiego związku już w momencie poczęcia był obdarzony wyjątkową energią i siłą.”

    Tak pięknie tę historię opisał Federico Tesio, uznawany powszechnie za najlepszego hodowcę koni pełnej krwi angielskiej wszech czasów. Jest on hodowcą m.in. niepokonanych fenomenów toru i hodowli – Nearco (14 startów, 14 zwycięstw, w tym włoskie Derby i Grand Prix de Paris, dziadek legendarnego Northern Dancera) i Ribot (16 startów, 16 zwycięstw, w tym dwa razy w Nagrodzie Łuku Triumfalnego).

    Federico Tesio miał nosa do koni. Fot. horseracingnation.com

    W książce, nazywanego Czarodziejem z Dormello, Federico Tesio – „Pisane w galopie” i w dwóch innych dziełach, jest mnóstwo takich pasjonujących historii, które znakomicie na język polski przetłumaczyła Małgorzata Caprari, ceniona dziennikarka, wybitna znawczyni rodowodów, historii hodowli i wyścigów, zwyciężczyni „Ligi Typerów”, a także przez kilka sezonów trenerka koni na warszawskim Służewcu.

    RZ

    Na zdjęciu tytułowym obraz przedstawiający klacz Signorinetta i jej hodowcę Edoardo Ginistrellego

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły