More

    Manwhataman drugi w Paryżu i sprzedany po wyścigu, Kaneshya kończył ostatni za mocnymi końmi

    To był skłaniający do dość smutnych refleksji i analiz poniedziałkowy wieczór na paryskim torze Saint-Cloud, patrząc z perspektywy polskich wyścigów, a zwłaszcza w kwestii poziomu tegorocznych trzylatków. Zwycięzca Nagrody Iwna 2022, trzeci w Derby na Służewcu Kaneshya zajął pod Marie Velon ostatnie miejsce w Prix a Tempo, mocno obsadzonym wyścigu conditions klasy pierwszej na 2400 m dla czteroletnich i starszych koni. Tegoroczny zwycięzca Nagrody Iwna, czwarty w Derby Manwhataman był drugi, ale w stawce przeciętnych koni w Prix de Blanquefort, gonitwie sprzedażowej na 2400 m dla trzylatków. Był to reclamer i Manwhataman został sprzedany za 24 236 euro, najprawdopodobniej nie zobaczymy go już na polskich torach.

    Kaneshya (Hunter’s Light – Thawraat po Cape Cross) trafił na niezłych rywali, ale to było tylko zaplecze czołówki we Francji, nie topowe konie. Pobiegło w tym wyścigu pięć koni ze statusem black type, w tym cztery które wygrywały gonitwy Pattern. Tylko trenowany przez Andre Fabre’a Waldstar i Kaneshya nie były zaznaczone na czarno. Kaneshya był piątą grą w stawce siedmiu koni z kursem 13:1.

    Rating rywali wahał się od 39,5 do 49,5 w przypadku faworyta Kerteza (Intello – Distortion po Distorted Humor) z bardzo mocnej stajni Wertheimerów, też trenowanego przez Fabre’a. W siodle miał championa dżokejów we Francji Maxime’a Guyona i zwyciężył, ale krótko po zaciętej walce. Czas gonitwy na 2400 m słaby – 2 min 35,5 s na dość szybkim torze.

    Kaneshya w dystansie galopował w okolicach piątego miejsca, na prostej próbował przyspieszyć, ale w pewnym momencie inne konie zamknęły mu drogę. Trochę zbity z chodu nie potrafił już przyspieszyć i zbliżyć się do rywali. Pod czołową francuską amazonką Marie Velon zajął ostatnie siódme miejsce, ze stratą trzech długości do przedostatniego Waldstara, choć tylko około pięciu długości do zwycięzcy. W końcówce gonitwy Velon złożyła już Kaneshyę, gdy widziała, że nie ma on szans na zajęcie płatnego miejsca.

    Kertez ze stajni Wertheimerów wygrywa pod Maximem Guyonem Prix a Tempo na torze Saint-Cloud przed wałachami Goya Senora i Lord Achilles. Fot. France Sire

    Zwycięzca, pięcioletni Kertez (Intello – Distortion po Distorted Humor) był w tym roku dwa razy drugi i dwa razy trzeci w gonitwach G2 i G3. W czerwcu zajął drugie miejsce w Grand Prix de Chantilly G2 na 2400 m za Simca Mille, który później wygrał Wielką Berlińską G1, w której startowały znane z polskich torów Le Destrier i Lady Ewelina.

    Kaneshya miał trudne zadanie, bo trafił na dobre konie, ale można było od niego oczekiwać trochę więcej. To przecież koń, który jako trzylatek wygrał nagrody Iwna i Kozienic, był trzeci w Derby na Służewcu. W tym roku zajmował trzecie miejsca w nagrodach Widzowa i Prezesa Totalizatora Sportowego, w której Le Destrier ustanowił rekord toru na 2600 m. Być może wpływ na nieudany występ Kaneshyi miał fakt, że od 2 lipca nie biegał, był to jego pierwszy start za granicą, który odbył się po długiej podróży, do których nie jest przyzwyczajony.

    Wygląda, niestety, na to, że większość koni z polskiej czołówki dość znacznie odbiega jednak poziomem od choćby średnich koni we Francji czy w Niemczech. Wyjątkami są trenowane przez Marlenę Stanisławską dla Sławomira Pegzy Le Destrier i Hipop de Loire (w niedzielę ma wystartować w niemieckim St. Leger G3), które są w stanie pokazać się w Europie na poziomie Pattern Races, na razie na niemieckich torach. Za nimi plasuje się Moonu, która wygrała gonitwę Listed we włoskim Merano.

    Później jest spora przerwa i grupa wyrównanych, tasujących się koni, solidnych jak na polskie warunki, ale raczej bez szans w tym momencie na płatne miejsce na Zachodzie nawet w gonitwach Listed. Do tej grupy należą Petit, Gryphon, Anator, Kaneshya, Jolly Jumper, Good Gift, czy na średnich dystansach Timemaster. Specyficzny jest Plontier, który potrafił wygrać aż 5 wyścigów we Francji, jeden w Hiszpanii, we Włoszech zdobyć status black type, a na Służewcu biega ostatnio dość słabo.

    Do tego dochodzą bardzo przeciętne trzylatki, z których jedynie klasyczni zwycięzcy Derby i Oaks Westminster Moon oraz ostatnio Miss Dynamite reprezentują trochę lepszy poziom, ale derbista przegrał niedawno w Westminster Freundschaftspreis z koniem z Niemiec, który nie ma żadnych dokonań w gonitwach od Listed w górę.

    Kanseshya pod Stefano Murą wygrywa Nagrodę Iwna 2022 na Służewcu

    Po poniedziałkowym wyścigu w Paryżu widać, że jest dość spora różnica między Kaneshyą, a Hipopem de Loire. Podopieczny Ziemiańskiego kończył gonitwę na torze Saint-Cloud ponad trzy długości za niemieckim Diamantisem, tymczasem trenowany przez Stanisławską Hipop pokonał Diamantisa w czerwcu w Hamburgu o 5 długości, gdy zajął drugie miejsce w gonitwie Listed w Berlinie (w 2022 roku wygrał wyścig tej rangi w Berlinie). Hipop ma w Racing Post solidny rating 106 funtów, do którego Kaneshyi daleko po występie w Paryżu.

    Nie widać wyższej klasy sprinterów, czy milerów na polskich torach, które byłyby w stanie odnosić sukcesy w gonitwach Pattern na Zachodzie (Timemaster nie jest już w życiowej formie). Może mógłby takim być trzyletni Clyde, ale po niepotrzebnym występie w Derby na 2400 m biega ostatnio poniżej możliwości. Być może tę ocenę zweryfikuje występ w niedzielę 17 września w Niemczech czołowej służewieckiej sprinterki Jenny of Success. Na razie pobiegnie w gonitwie klasy Ausgleich II (C) na 1400 m (pojedzie na niej Thore Hammer-Hansen). Jenny ma w Niemczech GAG 77 kg.

    O ile mamy kilka dobrych koni starszych i możemy liczyć na walkę Le Destriera (rating 108 funtów po piątym miejscu w Wielkiej Berlińskiej G1) o zwycięstwo w Wielkiej Warszawskiej (która w tym roku po raz pierwszy w historii na rangę Listed), kibicujemy Hipopowi de Loire i Moonu dzielnie walczącym na zagranicznych torach, to słabo wygląda sytuacja jeśli chodzi o poziom trzylatków biegających w Polsce. Potwierdzeniem tego był, niestety, występ Manwhatamana w poniedziałek w Paryżu.

    Manwhatman (Manduro – Call The Tune po Country Reel) zajął co prawda drugie miejsce na torze Saint-Cloud w Prix de Blanquefort, ale w gonitwie sprzedażowej na 2400 m dla trzylatków (pula nagród 19 tysięcy euro, w tym połowa dla zwycięzcy), były to w większości przeciętne konie. Jechał na nim uczeń Arthur Vilchien, dzięki czemu Manwhataman poniósł nie 61,5, a 59,5 kg.

    Syn Manduro był w poniedziałek czwartą grą w gronie dziesięciu koni z kursem 8,7:1. To frontowy koń i w dystansie galopował na 2-3 miejscu. Na prostej ładnie się wyciągał i walczył. Poza jego zasięgiem był Catch The Stars (Zelzal – Perstrovka po Sadler’s Wells), trenowany w Niemczech przez Andreasa Suboricsa, który wygrał w tym roku dwie gonitwy we Francji. Na poziomie G3 nie dał rady ani we Francji, ani w Niemczech, zajmował siódme i ósme miejsce.

    Mimo najwyższej wagi w polu (61 kg) Catch The Stars wygrał w poniedziałek w Paryżu pewnie o prawie dwie długości. W Niemczech ma przyzwoity GAG 79 kg, ale to nie jest koń z czołówki, nie zbliżył się do statusu black type. 23 lipca biegał w Berlinie w Furstenberg Rennen, zajął siódme miejsce na 8 koni, stracił około 5,5 długości do Plontiera i Westminster Moona, na tle których Manwhataman wypadł więc gorzej.

    Catch The Stars wygrywa na torze Saint-Cloud gonitwę sprzedażową Prix de Blanquefort, drugie miejsce zajmuje Manwhataman. Fot. Turfomania

    Manwhataman stoczył zaciekłą i skuteczną walkę o drugie miejsce, pokonując o nos Khanweilera, a krótko za nimi były Hadleigh i Bazel. To tylko częściowo powód do radości. Owszem, Manwhataman zaprezentował się przyzwoicie, pobiegł na swoim poziomie, został dobrze przygotowany do wyścigu przez trenera Ziemiańskiego. Martwi jednak to jaki jest ten jego poziom i ogólnie trzylatków w Polsce – smutne jest to że koń, który w Polsce wygrał w tym roku Nagrodę Iwna i był czwarty w Derby, w Saint-Cloud przybiegł na poziomie koni, które we Francji mają ratingi od 29 do 31, czyli należą do bardzo przeciętnych wyścigowców.

    Oczywiście, trzeba wziąć pod uwagę, że to był pierwszy start Manwhatamana za granicą, przebył on podróż około 1500 km, musiał biegać na nieznanym mu torze, pod uczniem, który jechał na nim pierwszy raz. Jeśli jednak dodamy mu na tę okoliczność z 2-3 długości, to i tak wychodzi z tego bardzo niski pułap.

    Te wyścigi dwóch koni ze stajni Westminster w treningu Krzysztofa Ziemiańskiego były jednak bardzo potrzebne, bo – oprócz indywidualnych celów ich właściciela – są dodatkowo także cennym źródłem informacji na temat poziomu koni trenowanych w Polsce, ich szans na arenie międzynarodowej. Są jednak niestety potwierdzeniem, że ogólnie ten poziom nie jest obecnie za wysoki, a szczególnie miernie prezentują się tegoroczne trzylatki.

    Występ Manwhatamana na poziomie koni z Francji z ratingiem około 30 to niestety nie jest nic zaskakującego. Mieliśmy już cztery wyraźne sygnały, że trzylatki z Polski nie reprezentują w tym roku wysokiego poziomu. 2 lipca trzecie miejsce w polskim Derby zajęła Saanen, która we Francji nie potrafiła jeszcze wygrać żadnego wyścigu (choć miała obiecujące występy), a mogła zająć na Służewcu nawet drugie miejsce, gdyby nie lekko spóźniony finisz. Saanen ma obecnie we Francji dość niski rating 31,5.

    Kolejny dowód na słabość naszych trzylatków mieliśmy w Oaks, czyli w Derby dla klaczy. Zwyciężyła progresująca Miss Dynamite, ale tuż za nią była przeciętna niemiecka Thuja, ogrywając prawie wszystkie najlepsze trzyletnie klacze w Polsce. Thuja przed startem w Polsce miała w Niemczech GAG zaledwie 65 kg, a obecnie podskoczyła na 74 kg, po tym jak zajęła trzecie miejsce w wysoko dotowanym wyścigu kategorii C na torze Baden Baden, co trochę zmienia obraz naszych klaczy, ale tylko trochę, zwłaszcza, że w Nagrodzie Krasne reszta była daleko za Miss Dynamite.

    Kolejnych dwóch niepokojących argumentów dostarczył nam najlepszy koń spośród trzylatków trenowanych w Polsce – Westminster Moon. Najpierw zajął on dopiero szóste miejsce w Furstenberg Rennen G3 na 2400 metrów w Berlinie. Tam jednak można było to wytłumaczyć, bo koń po raz pierwszy biegał za granicą, galopował w drugą stronę, miał krótką przerwę po Derby, musiał rywalizować ze starszymi końmi (wśród nich były biegające na wysokim poziomie Kolossal i India, ale reszta mocno średnia), a w wyścigu był faulowany, jak podkreślał trener Maciej Janikowski.

    Natomiast w gonitwie Westminster Freundschaftspreis polski derbista 2023 był zdecydowanym faworytem. Jednak wyłamywał do kanatu i na optymalnym chyba dla siebie dystansie 2000 metrów nie dał rady pięcioletniemu wałachowi Lightning Jock z Niemiec, który nigdy nie biegał w gonitwach Pattern Races. Przed startem na Służewcu miał on niemiecki GAG 80 kg. Po tym jak pokonał Westminster Moona, podskoczył na 84 kg, co jest przyzwoitym ratingiem, ale porażka z nim na pewno polskiemu derbiście chluby nie przynosi.

    Manwhataman pod Martinem Srnecem

    Wyniki na torach Europy Zachodniej, osiągane przez Kaneshyę, Westminster Moona, czy Manwhatamana, a wcześniej choćby Gryphona, albo Jolly Jumpera, znacznie odbiegają od tego, co w ostatnich dziesięciu latach prezentowały najlepsze konie z Polski. I nie ma już co równać do tak znakomitego konia jak Va Bank, który wygrywał gonitwy G2 i G3, był blisko w G1 – ale choćby Caccini, czy Pride of Nelson potrafiły zajmować płatne miejsca w gonitwach Listed i zyskać status black type, a Night Tornado nawet wygrał gonitwę LR we Francji, Hipop de Loire w Niemczech, a Moonu we Włoszech. Tymczasem schodzimy do poziomu, że czołowy trzylatek w Polsce ma problemy w gonitwie sprzedażowej.

    Manwhataman został po tym wyścigu typu reclamer sprzedany. Był wystawiony z ceną 14 tysięcy euro, która w wyniku licytacji doszła do 24 236 euro. Z tej kwoty dla właściciela, firmy Westminster, przypadło 19 118 euro, gdyż nadwyżka od nominalnej ceny sprzedaży (czyli tu 14 tys.) jest dzielona na pół z organizatorem. Manwhataman zarobił w poniedziałkowym wyścigu za drugie miejsce 3800 euro plus 2736 euro premii za to, że jest koniem francuskiej hodowli.

    W sumie więc jego występ wraz ze sprzedażą przyniósł 25 654 euro. Od tego właściciel musi odjąć we Francji 14 procent dla trenera, 8 procent dla dżokeja oraz podatek, a także dochodzą koszty transportu i pobytu konia z obsługą. Nowym właścicielem Manwhatamana został Michael Watt, a syn Manduro będzie trenowany przez Ginę Rarick. Na polskich torach więc najprawdopodobniej już go nie zobaczymy, ale możemy mu kibicować w występach zagranicznych. Zwycięzca, Catch The Stars, też został sprzedany – za 24 888 euro.

    Są różne opinie, ale trudno się dziwić właścicielowi Manwhatamana, że zdecydował się sprzedać tego konia, to był raczej biznesowo i sportowo uzasadniony ruch Mariana Ziburske (firma Westminster wystawiła w ostatnich tygodniach na sprzedaż dość liczną grupę koni, ale nie te najlepsze). Czwarty koń z polskiego Derby przybiegł w gonitwie sprzedażowej równo z końmi z Francji z niskim ratingiem około 30, co nie wróży mu szans na sukcesy w gonitwach Pattern na Zachodzie. W Polsce miałby szanse wygrać wyścigi pozagrupowe kategorii B, ale w tych największych gonitwach na Służewcu byłoby mu trudno o zwycięstwo (do Wielkiej Warszawskiej nie został zgłoszony).

    Oczywiście można zakładać, że Manwhataman, będąc synem dającego dystansowe i zwykle późne konie Manduro, jako czterolatek mógłby jeszcze progresować, ale to są tylko hipotezy. Faktem jest, że roczny trening konia we Francji kosztuje około 25 tysięcy euro, a w Polsce około 30 tysięcy złotych z prognozowanymi podwyżkami. Nie byłoby więc łatwo wyjść w tym czasie na plus, a dodatkowo, niestety, w wyścigach konnych zawsze istnieje ryzyko kontuzji, czy obniżki formy konia.

    Biorąc to wszystko pod uwagę, broni się zarówno decyzja o sprzedaży konia – będącego na poziomie jaki pokazał w Paryżu – na tym etapie za taką cenę, jak i obroniłaby się decyzja o pozostawieniu go w treningu i liczeniu na progresję, dającą możliwość zarobienia pieniędzy w Polsce i ewentualnie na francuskich torach, a później sprzedania go korzystniej po lepszym niż w poniedziałek wypromowaniu na Zachodzie, w wyższej klasy gonitwach.

    Każdy z kibiców może sobie dowolnie analizować, na tym polega piękno sportu, w tym wyścigów konnych. Właściciel ocenił możliwości wyścigowe konia, kwestie finansowe i zdecydował się nie podejmować ryzyka (Marian Ziburske ma też możliwość konsultacji tych ruchów z menedżerami stajni Westminster Tomasem Jandą i Martinem Srnecem oraz trenerami swoich koni). Zawsze ostatecznie jednak jest to prawo i wybór, które należą do właściciela konia.

    Robert Zieliński

    Na zdjęciu tytułowym Manwhataman

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły