More

    Dominika Witusiak: Jak biegną moje konie, to zapominam o wszystkim i nie ma ze mną kontaktu

    Czas na kolejny wywiad Zofii Skrok, tym razem z właścicielką koni wyścigowych – Dominiką Witusiak, do której należą (większość wspólnie z Pawłem Dukaczem) takie konie jak Luaithrion, Madame Klinova, Magnezja i roczna klaczka „zakupiona w samolocie” jesienią w Irlandii (będzie miała na imię Princess Emily).

    – Moje barwy to trochę kopia barw królowej brytyjskiej (teraz króla), której jestem wielką fanką. A korona na kamzole trochę przypomina koronę z herbu Kielc, z których pochodzę. Jak biegną moje konie, to zapominam o wszystkim i znajomi mówią, że nie ma ze mną kontaktu. To jest taka sportowa adrenalina, jak rollercoaster. No i to wciąga. Dodatkowo czas spędzony w stajni z koniem, oglądanie postępów treningowych, czy nawet wyjście z takim koniem po wyścigu na trawę, dla mnie osobiście jest takim mentalnym wentylem bezpieczeństwa od ciągłego biegu – mówi Dominika Witusiak.


    Magnezja pod Antonem Turgaevem, w barwach Dominiki Witusiak i Pawła Dukacza

    Zofia Skrok: Na wyścigach tworzysz duet właścicielski z Pawłem Dukaczem, którego bardzo cenię jako weterynarza. Jak to się stało, że macie razem konie? I że w ogóle macie konie wyścigowe?

    Dominika Witusiak: Z Pawłem poznaliśmy się u trenera Marka Nowakowskiego, gdzie oboje przychodziliśmy na przejażdżki jako amatorzy. Umówiliśmy się, że kiedyś kupimy sobie wspólnie konia wyścigowego, przez parę lat mówiliśmy sobie, że za rok to już na pewno jedziemy na aukcję do Irlandii, aż w końcu kupiliśmy bilety lotnicze i w 2018 roku polecieliśmy i kupiliśmy Lauithriona. Jak na razie nasza współpraca układa się bardzo zgodnie i harmonijnie. Chociaż to ja jestem bardziej „przeżywająca”, a Paweł podchodzi do sprawy bardziej z chłodną głową.

    Zofia Skrok: Jakie to konie, ile, w jakich stajniach?

    Dominika Witusiak: U trenera Janusza Kozłowskiego mamy Luaithriona i roczną klaczkę kupioną w listopadzie w Irlandii na aukcji Goffs, a u trenera Macieja Janikowskiego Magnezję, jeszcze dwulatkę.

    Luaithrion pod Kamilem Grzybowskim

    Zofia Skrok: Lua to koń o specyficznym imieniu. Opowiedz czytającym historię o tym, którą ja już znam. Macie też ciekawe barwy stajni.

    Dominika Witusiak: Jak kupiliśmy Lua, to nie dość że był mały, nie miał chyba nawet 154 cm, to jeszcze był urodzony w maju, czyli późny (większość folblutów rodzi się jak najwcześniej w roku, najlepiej w styczniu, wszystkie konie wyścigowe mają umowne urodziny 1 stycznia). Więc mały i majowy, to mówimy do siebie: Kopciuszek. No ale Kopciuszek to tak słabo brzmi, więc znaleźliśmy Kopciuszka po irlandzku, a w zasadzie gaelicku, ucięliśmy „a” z końca i został Luaithrion (czyli Kopciuch). Barwy to trochę kopia barw królowej brytyjskiej (teraz króla), której jestem wielką fanką. A korona na kamzole trochę przypomina koronę z herbu Kielc, z których pochodzę (śmiech).

    Jezu, ile tych pytań jest, a to nie wszystkie pytania jeszcze? (śmiech)

    Dominika Witusiak stawia na jeździectwo naturalne, które uczy jak się z koniem porozumieć i przede wszystkim co koń nam chce powiedzieć niewerbalnie

    Zofia Skrok: (śmiech) Jeszcze dużo pytań. Wiem też, że masz konia po wyścigach. Opowiedz coś o tej klaczy i Twojej przygodzie z nią.

    Dominika Witusiak: Madame Klinova, biegała dwulatką, niestety doznała kontuzji, która się odnowiła przed jej planowanym startem w sezonie trzyletnim. Odkupiłam połowę udziałów w niej od Pawła, żeby mieć ją dla siebie pod siodło. Początki nie były łatwe, była wariatką, wszyscy mówili, że nie nada się dla amatora. Dzięki koleżance ze stajni odkryłam jeździectwo naturalne, zaczęłam zgłębiać temat, uczyć się i moim polem doświadczalnym jest właśnie Klinova. Jeździectwo naturalne uczy jak się z koniem porozumieć i przede wszystkim co koń nam chce powiedzieć niewerbalnie, bo jak wiemy, konie nie mówią w naszym języku. Parę miesięcy ćwiczeń i budowania relacji, Klinova jest nie do poznania, z wariatki nic nie zostało, jest grzeczna, na jesieni chodziłyśmy sobie na spacery do lasu na grzyby, próbujemy skakać pierwsze cavaletti, mam nadzieję że pojedziemy kiedyś wspólnie jakiś parkur. Polecam wszystkim jeździectwo naturalne, odmieniło jakość mojej jazdy i kontakt z koniem o 180 stopni.

    Dominika Witusiak uczestniczy w przejażdżkach na Służewcu, ale jeździ także sportowo

    Zofia Skrok: I nie boi się parasola, prawda? (śmiech)

    Dominika Witusiak: Tak, na jeden ze spacerów wzięłam parasol, bo padało, ona oczywiście zareagowała panicznym strachem, więc tyle razy parasol otwierałam i zamykałam, na koniec w podskokach z tym parasolem w ręce i pieśnią na ustach odtańczyłam wokół niej taniec, aż koń wyluzował, zrozumiał że to nie smok o 3 głowach i niosła ten parasol na grzbiecie z powrotem do stajni. Ja trochę zmokłam (śmiech). Zgodnie z teorią „naturalsów” koń powinien człowieka szanować i widzieć go w stadzie wyżej od siebie. Temu służy m.in. kontrola zasobów – czyli jak wchodzę z wiadrem do boksu, to ja jestem przewodnik stada, koń mi nie skacze nad głową i nie terroryzuje mnie, że ma już dostać jedzenie. Więc po nauczeniu Klinovej, że stoi grzecznie i nie pcha się na mnie, dla pewności zdarzało mi się swoją własną głowę wsadzić do żłobu żeby ogarnęła, że najpierw je kierownik, a potem ona. Trochę to brzmi wariacko i niepoważnie, ale to są kilkusetkilowe zwierzaki, więc jak mówienie ich językiem zapewni mi szacunek i więcej bezpieczeństwa, to czemu nie (śmiech).

    Madame Klinova już nie boi się parasola

    Zofia Skrok: A jak wybieraliście roczniaczkę na dwulatkę? Opowiadałaś też mi zabawną sytuację z licytacji na tegorocznej aukcji. Kupiona była praktycznie, gdy Wy już byliście w drodze na lotnisko, czy wręcz w samolocie?

    Dominika Witusiak: Mamy taki system: robimy wspólną listę koni, które nam odpowiadają pochodzeniem, potem oglądamy konie, Paweł eliminuje te, które mają widoczne wady i robimy listę koni do licytacji. W tym roku wszystkie konie z naszej listy pierwszego dnia licytacji poszły drożej niż nasz budżet. Drugiego dnia działo się to samo i trochę już rosła we mnie frustracja, że nic nie kupimy. Mieliśmy wylot do Polski w środku dnia aukcyjnego, więc zostawiliśmy naszą listę znajomemu i kilkadziesiąt minut później już na lotnisku, jak ja już trochę mentalnie machnęłam ręką na to wszystko, okazało się, że wylicytował nam konia.

    „Kupiona w samolocie” Princess Emily w sezonie 2024 będzie dwulatką

    Zofia Skrok: Według Ciebie w jakim kierunku powinny iść wyścigi? I jak widzisz jako właściciel koni wyścigi w Polsce? Co na plus? Co do poprawy?

    Dominika Witusiak: Niestety, wyścigi na świecie są w powolnym odwrocie. W Stanach, czy Europie, rodzi się coraz mniej źrebaków pełnej krwi, chociaż oczywiście w porównaniu do Polski to nadal jest tam olbrzymi przemysł, w USA czy Anglii samych torów wyścigowych jest co najmniej kilkadziesiąt. U nas widać jak powoli rośnie zainteresowanie wyścigami, coraz więcej ludzi przychodzi na tor w Warszawie czy we Wrocławiu, natomiast z perspektywy właściciela największą bolączką jest wysokość nagród, która jest na podobnym poziomie od 10 lat. Koszty treningu rosną (koszty wszystkiego zresztą), a większość właścicieli musi do koni dokładać. Koń musi wygrać kilka wyścigów grupowych żeby w ogóle zbliżyć się do zarobienia na swoje utrzymanie. A koni grupowych, jak wiemy, jest najwięcej. Nie podoba mi się też jak tor warszawski dzieli publiczność na lepszą i gorszą, robiąc z dni wyścigowych benefit dla partnerów biznesowych, którzy przychodzą się najeść i napić (i często nie wiedzą nawet jaka rasa koni się ściga), kiedy właściciel musi kupić sobie drogi bilet na Derby, żeby w komforcie oglądać wyścigi i żeby mu się, kolokwialnie mówiąc, deszcz nie lał na głowę. Partynice nie dzielą ludzi pod tym względem. Na plus natomiast marketing i rosnąca rozpoznawalność i popularność wyścigów jako rozrywki weekendowej.

    Czas na marchewkę od właścicielki

    Zofia Skrok: Dlaczego warto zachęcać ludzi do posiadania koni wyścigowych? I nie mam tu na myśli sytuacji, że fajnie aby było więcej koni, bo wtedy odbędą się gonitwy i dużo dni wyścigowych, na czym całemu środowisku zależy. Tylko pytam dlaczego warto w to wejść? Co byś powiedziała ludziom nie związanym z tym tematem?

    Dominika Witusiak: Konie wyścigowe to przede wszystkim emocje. Jak koń wygrywa gonitwę, nawet czwartej grupy, to nie da się opisać uczuć właściciela w tym momencie. Chyba nie umiem też tego do niczego innego porównać. To jest taka sportowa adrenalina, jak rollercoaster. No i to wciąga. Dodatkowo czas spędzony w stajni z koniem, oglądanie postępów treningowych, czy nawet wyjście z takim koniem po wyścigu na trawę, dla mnie osobiście jest takim mentalnym wentylem bezpieczeństwa. Wentylem od ciągłego biegu.

    Dominika Witusiak: Czas spędzony w stajni z koniem, oglądanie postępów treningowych, czy nawet wyjście z takim koniem po wyścigu na trawę, dla mnie osobiście jest takim mentalnym wentylem bezpieczeństwa.

    Zofia Skrok: Mam to samo. Lepiej bym tego nie ujęła. Jeszcze mogę dodać, że wyścigi to jedyne miejsce, gdzie zapominam o całym świecie i nie ma mnie (śmiech), nawet telefonów nie odbieram. Kiedyś znajomy mi powiedział, jak nie odbierałam cały dzień: ale chyba wyścigi to nie lot samolotem (śmiech).

    Dominika Witusiak: Jak moje biegną, to też zapominam o wszystkim. Potem znajomi jak przychodzą na wyścigi, to się na mnie złoszczą, że jak moje konie biegają, to nie ma ze mną kontaktu (śmiech).

    Zofia Skrok: Jakie macie nadzieje z Pawłem, jako właściciele, związane z Waszymi końmi na sezon 2024? Słyszałam, kiedyś opowiadałaś mi, jak trener Maciej Janikowski zabawnie Cię „studził” przed wyścigiem Magnezji, gdzie była faworytką i który zresztą wygrała. Czy nadal tak „studzi”? Czy macie jednak rozbudzone apetyty? Bo klacz zapowiada się bardzo dobrze.

    Dwuletnia Magnezja wygrywa gonitwę na Służewcu

    Dominika Witusiak: Przede wszystkim mamy nadzieję, że konie będą zdrowe. To jest podstawa. Lua ma w planie sprawdzić się w płotach. Magnezja – rzeczywiście po debiucie był zawód, że druga, ale jak Socorania, czyli klacz która ją ograła, okazała się najlepszą dwulatką w Cardei, a Cunning Fox, którego z kolei Magnezja ograła, walczył z najlepszym dwulatkiem, czyli Zen Spiritem, to ja, mówiąc kolokwialnie, „zapaliłam się jak pochodnia”, że mamy super dwulatkę. W drugim starcie Magnezja wygrała. Oczywiście trener Janikowski trochę gasił ten mój zapał, starał się żebym spokojniej podchodziła do całej sprawy. Magnezja po drugim starcie zaczęła zimowy odpoczynek, trener Janikowski oszczędnie gospodaruje dwulatkami, co ma sens, to jeszcze dzieciaki. A najważniejsze gonitwy dopiero przed nimi. Mam nadzieję, że Magnezja przez zimę się jeszcze rozwinie i da nam dużo radości w przyszłym sezonie. Dalej mamy jeszcze roczniaczkę (tę kupioną „w samolocie”), będzie miała na imię Princess Emily, ma pochodzenie bardziej sprinterskie, mamy nadzieję, że pokaże jakiś talent już jako dwulatka.

    Zofia Skrok: To zanosi się odlotowy sezon. Dziękuję.

    Dominika Witusiak: Dziękuję.

    Foto: archiwum Dominiki Witusiak i Toru Służewiec. Na zdjęciu tytułowym Luaithrion wygrywa gonitwę na Służewcu

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły