More

    Zalewski: Mamy opracowany rewolucyjny program szkolenia młodych jeźdźców. Rada PKWK musi mieć mocniejszą pozycję

    Jesteśmy coraz bliżej powołania nowego prezesa Polskiego Klubu Wyścigów Konnych. 26 lutego minister rolnictwa Czesław Siekierski poprosił Radę PKWK o opinię na temat odwołania prezesa Krzysztofa Kierzka oraz o ocenę kandydatury Pawła Gocłowskiego na to stanowisko. Rada kandydaturę Gocłowskiego zaopiniowała negatywnie – przy pięciu głosach przeciw i dwóch za. Według aktualnych zapisów ustawy rada jest ciałem doradczym, wydaje opinię, ale decyzja należy do ministra rolnictwa i nie została jeszcze ogłoszona. W Traf News kontynuujemy rozmowy z kandydatami na stanowisko prezesa PKWK i znaczącymi postaciami środowiska, na temat tego, jakich zmian potrzebują polskie wyścigi i hodowla. Tym razem zapraszamy na drugą część wywiadu z jednym z oficjalnie znanych kandydatów na stanowisko prezesa PKWK, hodowcą koni i menedżerem sportu wrocławskiego Toru Partynice Jarosławem Zalewskim.

    Pierwsza część rozmowy:


    Jeśli przez te cztery, czy pięć lat, o których mówiliśmy, wyścigi się nie usamodzielnią, na co wskazują nasze wcześniejsze prognozy, to czy pula nagród musi zostać na poziomie 8 mln zł, czy jest jakieś światełko w tunelu?

    Mam wewnętrzny konflikt, bo jestem przeciwnikiem dotowania wyścigów z pieniędzy publicznych, poza oczywiście hodowlą, bo jest to dział rolnictwa i dlaczego miałby być inaczej traktowany niż pozostałe działy rolnictwa? Przy renegocjacjach umowy trzeba będzie forsować dodanie do puli co najmniej corocznej rewaloryzacji względem inflacji.

    Tylko? Jak Pan myśli, jaka powinna być obecnie pula nagród?

    Ile by nie było, to będzie za mało. Najstraszniejsze jest to, że nawet jeśli uda się wywalczyć te 2 mln, bo o takiej kwocie się ostatnio mówiło, to nic się w naszych wyścigach nie zmieni. Te 2 mln tylko przypudrują obecny problem. W tej chwili liczby są następujące: bez uwzględniania kosztów zakupu konia, zwrot z inwestycji, jaką jest utrzymanie go w treningu wyścigowym wynosi 72 proc. Czyli z kwoty, którą wkładamy, średnio zostaje jedynie 28 proc. Załóżmy, że mamy pulę nagród równą 10 mln zł. Od tego odejmujemy od razu 10 proc. dla trenera i 5 proc. dla jeźdźca, a także podatek, co prawda nie jest zawsze uwzględniany, bo od kwoty 2080 zł, to zostaje około 7 mln do wzięcia dla właścicieli. Z drugiej mamy około 30 mln zł do zapłacenia za sam trening w ciągu roku. Po uwzględnieniu tych dwóch dodatkowych milionów strata z 72 proc. spadnie do około 65 proc.. Czy to więc coś zmienia? Nie, to kompletnie nic nie zmienia.

    Chcę wszystkim uświadomić jedną rzecz. Zmiany w ustawie są naszą jedyną szansą na stworzenie normalnej sytuacji i ratunek dla polskich wyścigów. To jest konieczność. Musimy to zrobić, albo umrzeć. Po prostu. Wszystkie pozostałe rzeczy prędzej czy później będą prowadziły do śmierci wyścigów. Nawet jeśli załatwimy te 2 mln, a zrobię wszystko, żeby je od razu załatwić, to potem za dwa lata będę musiał pomyśleć o tym, że potrzeba kolejnych 2 mln, a te zdobyć już będzie dużo ciężej, ponieważ po dwóch latach nie będzie mowy o kolejnym aneksie do umowy. PKWK straci wówczas punkt nacisku na Totalizator Sportowy, dlatego ważne jest to, jak spisze się przyszły prezes PKWK w najbliższym czasie.

    Czy jest szansa, żeby na te pięć lat, zanim spełni się opisany przez nas scenariusz, powiększyć pulę o 100 procent, czego domaga się środowisko? Czy jednak niestety można myśleć o jednym czy dwóch milionach i rewaloryzacji względem inflacji?

    Bardzo bym chciał, żeby udało się pulę podwoić, ale realnie oceniając, to sukcesem będzie jeśli obecną pulę uda się powiększyć o 2 może 3 mln zł. To raczej najbardziej optymistyczny scenariusz negocjacji dla PKWK i środowiska. Oczywiście jednak ta pula w praktyce może dalej wzrastać. Są coraz większe nagrody dodatkowe od sponsorów, ale także dodatkowe programy wsparcia, jak gonitwy KOWR-owskie. Bardzo ważne będzie uruchomienie premii hodowlanych i właścicielskich, które będą dotować jedynie właścicieli koni polskiej hodowli, łączna suma wypłacanych pieniędzy w sezonie dzięki nim może znacznie wzrosnąć. To nie będzie ogromna zmiana, ale będzie to wsparcie i dodatkowa motywacja, a co ważne to także będzie sygnał, że coś pozytywnego dzieje się z naszymi wyścigami konnymi.

    Czy te 2 mln i rewaloryzacja sprawią, że wyścigi będą mogły się prawdziwie rozwijać, czy dalej będą pod kroplówką?

    Nie, nie będzie to rozwój jakiego byśmy oczekiwali. Ten czeka nas dopiero za kilka lat, kiedy odczujemy efekt wyciągnięcia wyścigów z ustawy o hazardzie. Rozwijać porządnie może się w tym czasie za to część hodowlana, jednak i to jest zależne od tego, czy uda się znaleźć na to pieniądze, ale zeszłoroczny efekt w postaci powstania cyklu gonitw pod patronatem KOWR pokazuje, że jest to możliwe i jak najbardziej osiągalne. Nie ma co liczyć na dodatkowe miliony od państwa. Ministerstwo nie dołoży do wyścigów jako takich, poza hodowlą, a TS też nie będzie tym zainteresowany, gdyż wyścigi już teraz oznaczają dla spółki spore cykliczne straty.

    Czy jest Pan w stanie sensownie uzasadnić polskim obywatelom, niezwiązanym w żaden sposób z wyścigami oraz politykom, że jest silna potrzeba wzmożonego finansowania polskich wyścigów z publicznych pieniędzy, nie na zasadzie inwestycji, a raczej wsparcia, jałmużny? Załóżmy w wysokości dodatkowych 50 milionów złotych rocznie.

    Absolutnie nie da się tego uzasadnić. Zacytuję Porębskiego z Passy sprzed tygodnia. Napisał pewną bulwersującą rzecz o właścicielach: “ludzie ci to prawdziwi pasjonaci, którzy mimo panującej mizerii i nędznej puli nagród corocznie wydają na zachodzie setki tysięcy euro na zakup roczniaków i dwulatków”. Jak teraz należałoby wytłumaczyć dowolnej spotkanej osobie na ulicy, że należy dołożyć pieniędzy ludziom, którzy corocznie wydają na zachodzie setki tysięcy euro na zakup roczniaków i dwulatków. To przegrana sprawa. Nie da się nikogo do tego przekonać. A tak to obecnie wygląda. Totalizator Sportowy publicznymi pieniędzmi dotuje pasjonatów, którzy corocznie wydają na zachodzie setki tysięcy euro na zakup kolejnych koni. Przecież to się po prostu w głowie nie mieści, ja sobie tego nie wyobrażam. Jesteśmy w momencie kluczowym, momencie, który może na zawsze odmienić nasze wyścigi. Trzeba o to zawalczyć. Jesteśmy dosyć dobrze obecnie usytuowani. Przy obecnej zmianie politycznej mamy to szczęście, że ludzie ważni dla naszych wyścigów, eksperci tematyki, są obecnie słuchani. Parę osób, które działa w branży wyścigowej, jest na szczęście po dobrej stronie barykady politycznej i teraz trzeba to wykorzystać.

    Głos Jerzego Sawki jest bardzo ceniony i wyścigi konne mogą na tym sporo skorzystać. Mimo wielkiego hejtu, jaki się na niego wylał, jest przez ważnych ludzi z politycznego świata uznawany za głównego eksperta z naszej branży, zresztą – moim zdaniem – zupełnie słusznie, co pokazała wykonana przez niego robota na Partynicach, choć on sam nie uważa się za eksperta od wyścigów. Podkreśla, że jest organizatorem widowisk wyścigowych. Niewątpliwie zaś jest doświadczonym koniarzem, byłym hodowcą i jeźdźcem o holistycznej wiedzy, a przede wszystkim kreatorem, który swoje projekty wprowadza w życie.

    W tekście Jerzego Sawki są wymienione trzy cele, jakie stawiają przed sobą Panowie. Jednym z nich jest upodmiotowienie i demokratyzacja PKWK, czy może Pan o tym więcej powiedzieć

    Polski Klub Wyścigów Konnych stracił kompletnie swoją podmiotowość. Stracił też w dużej mierze wpływ na to, co dzieje się na terenie torów. Nigdy rada PKWK nie miała tak naprawdę wielkiego znaczenia, to wynika z ustawy o wyścigach konnych. PKWK jest obecnie w stu procentach zależne od ministra rolnictwa i to trzeba zmienić. Rada PKWK powinna być niezależna. Minister powinien mieć jedynie funkcję kontrolną. Mocną, ale kontrolną. Rada powinna mieć 25 miejsc, powinni w niej zasiadać przedstawiciele właścicieli, hodowców, trenerów, dżokejów, organizatorów gry oraz organizatorów wyścigów. Ale realni przedstawiciele. Długo myślałem jak sprawić, żeby ta rada nie była sztucznym tworem, z przedstawicielami stowarzyszeń, które w zasadzie nie prowadzą żadnej działalności. Powinniśmy jako dodatkowy organ PKWK, obok Prezesa i Rady utworzyć Zjazd. Wszystkie związki sportowe mają zjazdy. Raz na cztery lata powinien odbyć się zjazd podczas, którego wybierana by była Rada, która wybrałaby Prezesa, a minister jedynie by to zatwierdzał. Głosy powinny być uzależnione od średniej liczby posiadanych lub wyhodowanych koni w ostatnich czterech latach. 1 koń = 1 głos. Mam to dokładnie rozpisane i policzone. Jak zostanę wybrany, to zaprezentuję to na konferencji dla środowiska.

    W tekście Jerzego Sawki są wymienione trzy cele, jakie Panowie stawiają przed sobą. Jednym z nich jest upodmiotowienie i demokratyzacja PKWK, czy może Pan o tym więcej powiedzieć?

    Polski Klub Wyścigów Konnych stracił kompletnie swoją podmiotowość. Stracił też w dużej mierze wpływ na to, co dzieje się na terenie torów. Nigdy rada PKWK nie miała tak naprawdę wielkiego znaczenia, to wynika z ustawy o wyścigach konnych. PKWK jest obecnie w 100 procentach zależny od ministra rolnictwa i to trzeba zmienić. Rada PKWK powinna być niezależna. Minister powinien mieć jedynie funkcję kontrolną. Mocną, ale kontrolną. Rada powinna mieć 25 miejsc, powinni w niej zasiadać przedstawiciele właścicieli, hodowców, trenerów, dżokejów, organizatorów gry oraz  organizatorów wyścigów. Ale realni przedstawiciele. Długo myślałem jak sprawić, żeby ta rada nie była sztucznym tworem, z przedstawicielami stowarzyszeń, które w zasadzie nie prowadzą żadnej działalności. Powinniśmy jako dodatkowy organ PKWK, obok Prezesa i Rady,  utworzyć Zjazd. Wszystkie związki sportowe mają zjazdy. Raz na cztery lata powinien odbyć się zjazd, podczas którego wybierana byłaby Rada, która wybierałaby Prezesa, a minister jedynie go zatwierdzał. Głosy powinny być uzależnione od średniej liczby posiadanych lub wyhodowanych koni w ostatnich czterech latach. 1 koń = 1 głos. Przykładowo w sezonie 2023 zgłoszonych do sezonu zostało 640 folblutów, co przełożyłoby się na 640 głosów i przy pięciu miejscach w Radzie dla właścicieli anglików, jeden kandydat musiałby zdobyć 128 głosów. Wydaje mi się, że to czysty, demokratyczny i rzetelny system wyboru. Podobnie wybieraliby hodowcy. Z kolei liczba przedstawicieli z ramienia organizatorów zależałaby od tego ile dany tor organizuje dni wyścigowych w sezonie. 

    Kolejny problemem w działaniu PKWK jest to, że o wszystkim decyduje prezes, a powinno być inaczej, Rada musi mieć większe znaczenie niż dotychczas. Obecnie w negocjacjach z TS uczestniczy jedynie przedstawiciel ministerstwa i prezes PKWK, a dlaczego nie przedstawiciele Rady? Ważne jest też to, żeby trochę niżej umieścić regulamin wyścigów konnych. W Niemczech dla przykładu regulamin jest aktualizowany co roku. Podobnie mogłoby być w Polsce. To by ułatwiło rozwój i wprowadzanie potrzebnych zmian. Gdyby ten dokument miał nieco niższą rangę, to Rada PKWK miałaby możliwość edytowania go i wprowadzania poprawek. Obecnie wszystko musi czekać na polityczną akceptację. To utrudnia wprowadzenie potrzebnych zmian np. antydopingowych. Najważniejsze artykuły, te które nie powinny być zmieniane, należy przerzucić do ustawy o wyścigach konnych, a regulamin pozostawić w gestii PKWK. Oprócz dopingu jest też problem bata. Praktycznie co roku kraje wyścigowe ograniczają użycie bata, a u nas nic się nie zmienia, jesteśmy w tej kwestii mocno zacofani. Sześć uderzeń na prostej to zbyt dużo, w obecnych czasach jest to nie do utrzymania. Według mnie powinno ograniczyć się do pięciu uderzeń na całości dystansu, w tym maksymalnie trzech na prostej, a później wyłącznie do trzech uderzeń. Przez takie zachowania nas postrzegają. W kalendarzu wydanym przez PKWK, promującym wyścigi, zostało zamieszczone zdjęcie jeźdźca, który uderza konia trzymając bat za drugą stronę, aby móc uderzyć rączką. Gdzieś indziej widzimy zakrwawione pyski kłusaków. Musimy zacząć myśleć o dobrym traktowaniu koni i pokazywaniu tego światu. Realia są takie, że nieodpowiednie postrzeganie to, obok braku pieniędzy, największe zagrożenie dla wyścigów. Musimy być ostrożni, delikatni, ale też bardzo stanowczy. Trzeba twardo zwalczać wykroczenia i niedozwolone środki współpracy z koniem. To wiąże się z dobrostanem koni. Trzeba się zastanowić nad tym w jakich warunkach konie stoją na Służewcu i na Partynicach. W XXI wieku wymaga się czegoś innego niż kilkadziesiąt lat temu. Będziemy musieli się zmierzyć z wymaganiami współczesności. Jestem pewien, że za 15 lat nie będzie mowy o takich warunkach utrzymywania koni, jak obecnie. Będą musiały mieć lepsze boksy, padoki. To trzeba będzie dokładnie przemyśleć w ramach rewitalizacji torów. 

    Wracając jeszcze do regulaminu wyścigów i do bata. Jestem pewien, że kierunek będzie taki jak jest w Skandynawii, w którym zmierza cała Europa. Za kilka, może kilkanaście lat baty zostaną całkowicie zakazane. To jest nieuniknione, inaczej wyścigi nie odeprą ataków obrońców zwierząt. Sądzę jednak, że problem bata rozwiąże się raczej samoistnie. Będzie to konieczne w wyniku protestów. Prędzej czy później one się pojawią, a z czasem nasilą. 

    Jarosław Zalewski. Fot. Tor Partynice

    Co jeszcze powinno zostać poprawione w regulaminie wyścigów konnych?

    Większą uwagę trzeba przywiązywać także do kontroli antydopingowych. Robimy ponad 100 prób antydopingowych w roku, ale tak naprawdę na nich wpadają tylko konie przypadkowe, za niewłaściwe użycie środków przeciwbólowych, czy przeciwzapalnych. To też jest ważne, ale prawdziwi dopingowicze są bezkarni. To tak jak było w sportach wytrzymałościowych, czy siłowych, takich jak kolarstwo, biegi narciarskie, ciężary. Prawdziwa walka z dopingiem zaczęła się, gdy zaczęto  sprawdzać sportowców w trakcie treningu, tylko tak można wykryć stosowanie np. sterydów anabolicznych. W tej chwili bez problemu można konia całą zimę szprycować, odstawić później jakiś czas przed sezonem, wypłukać zakazane substancje i nagle koń jest czyściutki, a masę mięśniową ma o ileś tam procent większą. Zmorą naszych wyścigów jest brak kontroli antydopingowych w sezonie, przez co nieuczciwi trenerzy mogą robić co chcą. Nikt ich za rękę teraz nie złapie. Zawodowi sportowcy cały czas muszą się spowiadać z tego gdzie są i co robią, to nie tylko straszak, są naprawdę kontrolowani. W światowych wyścigach próby koni w treningu robią wszyscy, Czesi, Słowacy, Anglicy, Niemcy, Szwedzi. Dlaczego Polacy nie? Dlaczego w Polsce tego do dzisiaj nie wprowadzono? Czyżby istniało jakieś mocne lobby? Ktoś to musiał do tej pory blokować. To będzie pierwsze utrudnienie, a drugim będą pieniądze, bo to będzie kosztowne. Jednak to bez znaczenia. Na to pieniądze muszą się znaleźć. Wyścigi nie mogą być skażone dopingiem. Ja jako właściciel i hodowca zgodziłbym się nawet na skrajne rozwiązanie i finansowanie tego z odpisu z puli nagród. Nie mówię, że to powinniśmy zrobić, bo są inne środki, ale tym samym chcę pokazać, jak dla mnie jest to ważne. Wolałbym stracić na przykład 3 proc. od nagród, które zdobywają moje konie, ale mieć pewność, że biorą udział w uczciwych gonitwach. 

    Kolejną konieczną zmianą, która jest już opracowana, to rewolucja zapisów. Jednostopniowe zapisy dziesięć czy jedenaście dni przed wyścigami? Już nie jesteśmy w połowie XX wieku. Tego się nigdzie nie stosuje. To powoduje całe mnóstwo problemów, np. z jeźdźcem. Nie można zakontraktować jeźdźca z zagranicy, bo on dopiero siedem dni po naszych zapisach dowie się, czy będzie tego dnia wolny, czy nie zapisze go jego trener na wyścigi w domu. Najważniejsze jest jednak to, że ostatnie sprawdziany formy konia mają miejsce na kilka dni przed startem. Co trener, albo właściciel, który ma prawo zapisu swojego konia do gonitwy, ma powiedzieć o jego formie 11 dni przed startem? Wszystko jest wtedy palcem na wodzie pisane. Wszystko chcemy robić inaczej, niż reszta świata i przez to sami zatrzymujemy rozwój naszych wyścigów. Do tego musi dojść scentralizowany system zapisu koni, w pełni skomputeryzowany. W ogóle to kolejna kwestia, że PKWK działa tak jakby zatrzymało się w rozwoju pół wieku temu. Właściciele i hodowcy co roku muszą wysyłać do klubu dziesiątki kartek papieru, co roku z tą samą powtarzającą się w zasadzie treścią. System zapisów do gonitw odbywa się u nas na kartkach. Za granicą to powód do śmiechu i kpin. Jak ktoś ma nas poważnie traktować, jak trenerom z zagranicy ciężko jest nawet zapisać konia do naszych wyścigów. Zwłaszcza, że PKWK ma bazę danych, co prawda strasznie niefunkcjonalną, ale i na niej można zbudować przyjazny system, który będzie odpowiadał za wszystko, od zapisów, po zgłoszenia koni do sezonu, zgłoszenia kryć i wyźrebień, aż po import i eksport koni. 

    A jak powinno się pozyskiwać nowych właścicieli do polskich wyścigów?

    Uważam, że to jest rola głównie trenerów. Organizatorzy muszą się zatroszczyć o dobre warunki na swoich torach, odpowiednią pulę nagród, wsparcie dla hodowców i właścicieli, rozrywkę dla publiczności, ale przyciąganie nowych właścicieli jest w gestii trenerów, to ich interes, żeby pojawiali się u nich w stajni nowi właściciele. Obecnie nie jest to łatwe ponieważ warunki nie są sprzyjające. Tory powinny działać w ten sposób, że właściciele czują się na nich wyjątkowo. Publiczność ma mieć dobrze, ale właściciele jeszcze lepiej. Organizatorzy muszą stworzyć dla nich odpowiednie warunki, powinni też się zastanowić, czy na pewno chcą zarobić na wejściówkach dla tej grupy osób. Uważam, że właściciele powinni wchodzić na wyścigi za darmo, bo oni są solą wyścigowej ziemi. Ten system płatnych wejściówek jest dla nich upokarzający. Ich na nie stać, ale tory stać na ich godne traktowanie. Wymaga tego szacunek dla inwestorów i pasjonatów, bo takimi są właściciele. Oni są, a dodatkowo mogą w lepszej dla nich przyszłości, być tym wyścigotwórczym czynnikiem.

    Przy tym jest jeszcze jeden temat, którym musi zająć się PKWK, mowa o syndykatach. U nas one dopiero raczkują, ale na Zachodzie są one bardzo popularne i co ważne, są uregulowane prawnie. U nas tego brakuje. To jest ważne, bo nasze wyścigi będą musiały zmierzyć się z tym problemem, tak samo jak zmierzyć się z nim musiały wyścigi francuskie oraz angielskie. PKWK powinien objąć syndykaty specjalną pieczą. To jest najskuteczniejszy sposób wejścia w wyścigi konne. Najpierw zostaje się współwłaścicielem na niewielki udział, ale później często ci ludzie zostają samodzielnymi właścicielami koni. Będąc w syndykacie sukces smakuje tak samo, tylko pieniądze są nieco mniejsze, ale to równoważy z kolei możliwość wspólnej radości. 

    Jarosław Zalewski. Fot. Folblut

    Obok właścicieli z syndykatów są także właściciele mający po kilkanaście lub nawet więcej koni. Właściciele zamożni, ludzie z wyższej klasy ekonomicznej. Jak takie grono, ważne dla wyścigów, przyciągnąć do naszego świata? 

    Możemy to zrobić jedynie poprzez ogólną promocję wyścigów i stworzenie im specjalnych warunków na torze. No i trzeba do tych ludzi jakoś dotrzeć. Musimy pracować nad pozytywnym wizerunkiem wyścigów. A warunków na Służewcu dla takich ludzi nie brakuje. Warszawski tor jest na nich gotowy. Do takich osób, nazywanych potocznie VIP, dotrzeć muszą organizatorzy. Oni muszą pokazać im wyścigi, ten piękny świat, wyjątkowe przeżycia. Organizatorzy muszą dysponować super produktem i o niego nieustannie dbać. 

    A w jaki sposób promować wyścigi i czy ich promocja to rola PKWK?

    Promocja wyścigów to powinna być rola przede wszystkim firmy Traf, ponieważ to oni muszą na tym zarabiać. Jeśli postawimy wszystko na nogach, a nie na głowie, to się okaże, że wszystkie nitki w polskich wyścigach wiodą do Trafu. Tam powinny być wpływy i wydatki, aby te wpływy powiększać. Obecnie wszystko jest zaburzone. Główną firmą zarządzającą promocją wyścigów powinien być Traf, a następnie organizatorzy. PKWK powinna im w tym, oczywiście w miarę możliwości, pomagać.

    Czy obecnie powinno być więcej dni wyścigowych w sezonie?

    U nas jest jeden podstawowy problem. Wszyscy sądzą, że potrzeba nam dodatkowych dni wyścigowych. Ludzie uważają, że dodatkowy dzień na Partynicach to jest wielkie halo dla Wrocławia. Otóż nie, to jest kłopot. Skoro wyścigi przynoszą straty, to każdy dodatkowy dzień kosztuje. Załóżmy, że byłyby to koszty np. 200 tysięcy złotych, to oznacza, że wraz z nowym dniem wyścigowym pojawia się potrzeba znalezienie kolejnych 200 tysięcy. Gdyby jak na całym świecie, dodatkowy dzień oznaczał dodatkowe przychody, to owszem, opłacalne by było dodawanie kolejnych dni wyścigowych, ale obecnie nie. Organizatorzy wcale nie palą się do rozszerzania swojej działalności w tym zakresie. 

    Załóżmy, że mamy 10 mln zł. do rozdysponowania rocznie. Czy powinno być w sumie 60 dni wyścigowych, czy jednak należałoby ich liczbę zmniejszyć i jak powinny być te dni rozłożone?

    Po pierwsze powinno być tyle dni wyścigowych, ile jest konieczne. Liczba dni wyścigowych powinna być uzależniona od liczby koni zgłoszonych do sezonu. Jeśli zgłoszonych koni jest mniej, to zmniejszać się powinna liczba dni wyścigowych i gonitw. W tym sezonie jestem pewny, że gonitwy będą spadały jedna za drugą. Mamy ponad sto koni mniej niż w zeszłym roku, a sto koni przekłada się na około sześćset startów, więc w tym sezonie będzie około 600 występów koni mniej, więc wiadomo, że gonitwy będą spadać. 

    Obecnie pełny plan gonitw powinien być opublikowany zawsze do 20 stycznia. To  nie ma sensu. Konie mogą być zgłaszane do końca stycznia i dopiero wtedy można zacząć układać szczegółowy plan gonitw, dopasowany do zgłoszeń koni. Jeśli zmniejszy się liczba gonitw, to pieniądze, które pozostaną, oczywiście powinny zostać zagospodarowane na pozostałe gonitwy. Natomiast ramowy plan, uwzględniający gonitwy pozagrupowe i pulę nagród, powinien ukazywać się najpóźniej przed okresem aukcyjnym. We wrześniu, nie później. 

    Powinniśmy unikać sytuacji, jakie są powszechne obecnie, czyli gonitw z czterema, czy pięcioma końmi, w których nawet drugie miejsca zajmują konie słabe. To się mija z celem organizowania wyścigów. Nie znam wielu badań na temat gry w Polsce, ale dotarły do mnie pewne dane. Najchętniej gracze obstawiają w gonitwach ośmio i dziewięciokonnych, więc powinniśmy dążyć do tego, żeby jak najwięcej gonitw miało właśnie tak duże stawki. Jeśli to gra i Traf mają być najważniejsze i z zakładów mamy wyścigi finansować, to trzeba takie rzeczy brać pod uwagę. Wyścigi na świecie powstały właśnie dla gry, następnie dołączyła do tego hodowla i to są teraz dwie najważniejsze gałęzie przemysłu wyścigowego. 

    Publika na wrocławskim torze. Fot. Tor Partynice

    Skąd wziąć ludzi do pracy na wyścigach, jak zachęcić młodzież do przyjścia do stajni?

    Wiadomo, że najważniejsza jest rekrutacja. To jest konieczne jak w każdym sporcie. 

    Osiem lat temu z Jerzym Sawką i Joanną Kluzik-Rostkowską stworzyliśmy podstawy prawne do tego, żeby można było w Polsce otwierać szkoły branżowe, kształcące jeźdźców. Wcześniej nie było takiej możliwości, bo nie było czegoś takiego jak zawód jeźdźca w kategoryzacji polskiego szkolnictwa. Za czasów poprzednich rządów PO udało nam się go odpowiednio opisać i zatwierdzić. Później niestety pojawiła się nowa władza i nie udało nam się zdobyć na ten projekt pieniędzy. Sądzę, że koszt otwarcia klasy branżowej o profilu jeźdźca to około 400 tys. zł. rocznie. Nie są to same koszty kształcenia, to można zrobić dużo taniej, ale są w tym między innymi opłaty za stypendia i internat dla kandydatów z całej Polski. Takie klasy powinny być w szkołach pod Wrocławiem i pod Warszawą. Znaleźliśmy już nawet nadające się do tego celu dwie szkoły techniczno-branżowe. Bardzo chciałbym jeszcze w tym roku uruchomić pierwsze takie klasy, ale ze względów czasowych i ogromu obowiązków, które przy tych zadaniach jakie sobie stawiam jest niemożliwe. Ale nie chcę zwlekać, chcę w przyszłym roku zorganizować trasę promocyjną z naszymi dżokejami, którzy będą opowiadać o swoim zawodzie, swoim życiu, pracy, zarobkach, a później od jesieni 2025 zacząć kształcenie. Tylko trzeba bardzo szybko ruszyć z rekrutacją, by miało to sens, musimy wystartować już w zimie, czyli jeszcze przed rozpoczęciem sezonu. Jestem pewny, że uda nam się znaleźć po 20 chętnych na klasę, z których po dwóch latach będziemy mieć praktykantów w stajniach wyścigowych, a po kolejnych dwóch młodzież, która będzie miała prawdziwe wykształcenie jeździeckie i zasili nasze stajnie wyścigowe. Oczywiście nabór ten trzeba odpowiednio ograniczyć, potrzebujemy osób lekkich. Nie można nikogo dyskryminować, ale można wymyślić sposób selekcji, na przykład poprzez odpowiednie testy sprawnościowe. Nawet jeśli rocznie tylko co czwarta osoba z takiej klasy trafi do pracy w stajni wyścigowej, to mielibyśmy napływ ośmiu – dziesięciu młodych jeźdźców rocznie na polskie wyścigi. To nawet nie jest marzenie. Wiem, że to jest możliwe do realizacji i jesteśmy w stanie dopiąć ten projekt na ostatni guzik, a później cieszyć się z efektów. Jestem przekonany, że w 38-milionowym kraju znajdziemy 20 kandydatów na jeźdźców do jednej szkoły. Zwłaszcza jeżeli można ten projekt sfinansować z programów ministerstwa rolnictwa, oświaty, lub Totalizatora Sportowego, który ma fundację wspierającą młodych sportowców. TS mógłby pomóc w postaci zapewnienia stypendiów dla najlepszych uczniów. To jest nam potrzebne. Dałoby to też nowy impuls dla właścicieli koni, bo jednym z powodów, dla których właściciele koni rezygnują, szczególnie z gonitw przeszkodowych, jest to, że nie ma przeszkolonych jeźdźców. Jest to obecnie ogromny problem polskich wyścigów. My kompletnie nie mamy dopływu nowych jeźdźców. 

    Jak już jesteśmy przy wsparcie ministerstwa, to czy powinno się utrzymać projekt gonitw KOWR-owskich?

    Tak. Uważam, że to jest bardzo dobry projekt. Po pierwsze są to dodatkowe pieniądze wprowadzone do obiegu wyścigowego. Nie kosztuje to ani Warszawy, ani Wrocławia nawet złotówki. To są dodatkowe pieniądze w naszych wyścigach. 

    Ogólnie uważam, że nie powinno być gonitw zamkniętych. Taki system promuje słabsze konie i powoduje zastój hodowlany, ale to jest wyjątkowa sytuacja. Pokazowe konie czystej krwi arabskiej nie mogą się równać z arabami startującymi w otwartych gonitwach. Jeśli konie eksterierowe biegałyby w gonitwach otwartych, to większość wyścigów wyglądałaby tak, że z przodu o zwycięstwo walczą dwa konie hodowli zagranicznej, załóżmy francuskiej, kilka długości za nimi galopują konie PASB, polskiej hodowli, ale nie eksterierowe i kolejne dziesięć, czy kilkanaście długości za nimi ścigają się ze sobą araby eksterierowe, które obecnie mają swój cykl gonitw pod patronatem KOWR. Nie byłoby to dobre ani dla widowiska, ani dla trenerów i właścicieli tych koni, ani dla obrotów w zakładach wzajemnych, a jak już ustaliliśmy, to jest kwestia szczególnie ważna. 

    To jest dobry program i chciałbym wykorzystać to, że powstała taka grupa koni, z oddzielnym finansowaniem, która ma zamknięte wyścigi i teraz stwarza to warunki, żeby otworzyć wszystkie pozostałe gonitwy dla koni czystej krwi arabskiej. Już teraz nie musimy martwić się prowadzeniem karier koni pokazowych i wyścigowych. Pokazowe trafiły do gonitw KOWR-owskich, a wszystkie inne powinny biegać razem. 

    Tym bardziej, że wyhodowanie araba na poziomie hodowli zagranicznej jest o wiele łatwiejsze i tańsze niż w przypadku folblutów, ze względu na inne regulacje prawne i możliwość inseminacji. 

    Tak, to jest ogromne ułatwienie. Dzięki temu hodowla arabów jest prostsza i tańsza, a co również bardzo ważne, istnieje większy rynek na konie arabskie po zakończeniu przez nie kariery wyścigowej. Duża część arabów idzie do sportu, na rajdy, więc ich właściciele nie mają tak wielkich problemów, żeby sprzedać swoje konie za rozsądne pieniądze, jak właściciele koni pełnej krwi angielskiej. 

    Gdyby został Pan prezesem PKWK, to od czego by Pan zaczął swoją pracę?

    Po pierwsze skupiłbym się na zmianie ustawy o wyścigach. To jest priorytetowa rzecz, to jest najważniejsze. Od tego trzeba zacząć. Całą resztę można robić równolegle, a w przypadku ustawy nie wolno tracić ani jednego dnia i ani odrobiny z entuzjazmu, który jest wśród posłów na początku kadencji. 

    To koniec moich pytań, ale wiem, że ma Pan jeszcze pewne kwestie, które chce poruszyć, więc oddaje Panu głos. 

    Zgadza się, jest jeszcze jedna rzecz, o której musimy wspomnieć. Myślę o sędziach. W tej chwili to jeden z najsłabszych punktów w polskich wyścigach. Duża liczba skandali o odbija się na wizerunku wyścigów. Jest bardzo mało doświadczonych i wyedukowanych sędziów. Trzeba wprowadzić nowy system szkoleń i naboru, ale najważniejsze, żeby wprowadzić ich system oceniania. Dokładnie tak, jak funkcjonuje to w sądownictwie. Jeśli jakiś sędzia ma awansować, to sprawdza się jego wyniki. Ile prowadzonych przez niego spraw w apelacjach zostało odrzuconych i ile utrzymanych. Powinniśmy zrobić to samo. Dlatego ważne jest, aby nasza komisja odwoławcza była bardzo dobra merytorycznie i nie skażona żadnymi układami. Kolejną rzeczą są wynagrodzenia sędziów. To PKWK decyduje o składzie sędziowskim, więc to PKWK powinno płacić za ich pracę. Obecnie jednak jest tak, że PKWK wybiera sędziów i sprawuje nad nimi pieczę, ale opłacają ich organizatorzy, którzy nawet nie mogą mieć uwag do ich pracy. To jest absurdalne. Bardzo ważne są też szkolenia, obecnie wszystkie wyścigi są nagrywane i to nic trudnego, aby ściągnąć z zagranicy ekspertów, którzy mogliby prowadzić zajęcia dla naszych sędziów, analizować te gonitwy, wyłapywać  błędy i w ten sposób pomagać im się rozwijać. Nie może dochodzić do sytuacji, kiedy sędziowie popełniają karygodne błędy, jakby pierwszy raz byli na wyścigach konnych.

    Służewiecka bomba budynku sędziowskiego.

    Rozmawiał Michał Celmer

    Na zdjęciu tytułowym pełna wrocławska trybuna. Fot. Tor Partynice

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły