More

    Maciej Janikowski: Derby to magiczny wyścig, jeden w życiu konia. Każdy wierzy w swojego pupila, czasami ponad stan, co jest wspierane marzeniami

    Maciej Janikowski jest najdłużej pracującym z końmi wyścigowymi trenerem w Polsce. W ciągu 55 lat wygrał pięć razy Derby dla folblutów. – To średnio, co 10 lat – uśmiecha się zawsze pogodny nestor polskich wyścigów. – Trudno porównywać moich derbistów, ale tak patrząc na wszystkie wyścigi, bo trudno mówić na podstawie jednej gonitwy Derby, to zdecydowanie najlepszym koniem był Va Bank. On miał na tyle dużo klasy, że mógł się ścigać w całej Europie – dodaje Janikowski.

    Trener Maciej Janikowski z Erbolem Zamudinem po zwycięstwie Mister Ursusa w Memoriale Jerzego Jednaszewskiego

    Czy rzeczywiście jest tak, że Derby wygrywa koń najszczęśliwszy?

    Przyznam się, że ja to tego nie wiem, najlepiej by było pogadać z tymi końmi, co wygrały. Ale coś w tym jest. Nie wiem, czy to szczęście konia, trenera, czy jeźdźca, ale często tak to chyba bywa. Byli tacy, którym zabrakło szczęścia, dżokejom, trenerom. Niektórym nie udało się wygrać Derby, mimo wielu lat pracy i trenowania. Choćby świętej pamięci Stasiu Sałagaj. Nawet, gdy wygrał, jako trener, to mu klacz zdyskwalifikowali. Szczęście jednak jest potrzebne, szczególnie w tak trudnych do oceny dyscyplinach sportowych, jak wyścigi konne. Często języczkiem u wagi jest łut szczęścia. Szczególnie taka wygrana o nos, szyję, krótki łeb. To są centymetry na 2400 metrów. I trudno mówić wówczas, że wygrał koń lepszy, raczej szczęśliwszy.

    Przez 55 lat pracy na wyścigach, pięć razy wygrał Pan Derby. Raz na pewno szczęśliwie.

    Pierwszy był Czerkies w 1974 roku. Noszę cały czas jego zdjęcie w notatniku, a w stajni wisi jego portret. Później były: Chryston, Montbard, Va Bank i Westminster Moon. Szczęście miał Montbard. Wygrała Królowa Śniegu trenerki Doroty Kałuby pod Małgorzatą Maroszek. Nie tyle nawet, co przeszkodziła Montbardowi pod Dulem, co Piątkowskiemu, bo jechała w poprzek przed samym celownikiem i musieli ją przestawić na trzecie miejsce.

    Czy konie, które wygrywały dla Pana Derby, można porównać?

    Porównywanie jest trochę bez sensu, bo to zupełnie inne roczniki. Wtedy to były konie polskiej hodowli. Te trzy pierwsze. Czerkies i Chryston kozienickiej, a Montbard moszniańskiej. Janusz Szweycer chciał kupić konia, więc pojechaliśmy do Mosznej, namówiłem go na Montbarda i tak go nabyliśmy, małego, młodego. Trudno porównywać, ale tak patrząc na wszystkie wyścigi, bo trudno mówić na podstawie jednej gonitwy Derby, to zdecydowanie najlepszym koniem był Va Bank. On miał na tyle dużo klasy, że mógł się ścigać w całej Europie. Myślę, że żaden z moich derbistów, nie miałby szans. No może tylko Westminster Moon, bo biega jeszcze zagranicą. Ale on do Va Banka nie ma porównania. To był klasowy koń z sercem do biegania. Miał też swoje problemy, dolegliwości, humory. On taki całkiem zdrowy nie był, bo blokowały mu się kolana, rzepki. To mu przeszkadzało. W końcu miał zabiegi, operację. Dopóki był jeszcze młody, a koń trzyletni czy czteroletni to jest młody, dawał radę. Ale później, z wiekiem, miał coraz większe z tym problemy. Nawet przy kryciu. Na szczęście udało się go wyleczyć.

    Maciej Janikowski ze wspaniałym Va Bankiem

    Pan ruszał na podbój Zachodu z Va Bankiem, Moonu startowała w Niemczech i Włoszech. Dlaczego polscy trenerzy tak rzadko startują poza Polską?

    Podstawa to mieć konia. Z drugiej strony, żeby przekonać się, czy można rywalizować z szansami zagranicą, trzeba tam pojechać i się sprawdzić. Dopóki ścigamy się tylko sami ze sobą, nasza ocena jest subiektywna. Warto kilka razy pojechać i zobaczyć, jaka jest różnica. Pamiętajmy, że konia trzeba nauczyć podróżowania, szczególnie, że my mamy wszędzie daleko. Nie wszystkie konie się nadają do takich eskapad, niektóre źle znoszą podróż albo długo muszą się uczyć. Żeby konkurować z zachodnimi końmi, musimy mieć lepszego konia, bo mamy dodatkowe utrudnienia.

    Czesi jeżdżą do Francji, konie biegają w słabszych wyścigach i zarabiają.

    To też zależy, z jakimi końmi jeździmy. U nas wysyłamy zagranicę konie najlepsze albo bardzo dobre, a Czesi niekoniecznie. Jeżdżą na wyścigi niższej kategorii przeciętnymi końmi i zarabiają, bo we Francji są gonitwy wysoko dotowane, nawet tych niższych kategorii. Jeśli są to konie hodowli francuskiej, dostają premie. Niemcy też jeżdżą do Francji. Co sprytniejsi, mają ostatnimi czasami stadniny niedaleko granicy. Wywożą matki, źrebaki rodzą się we Francji i wspólnie wracają. Wszystko chowa się w Niemczech. Ale koń jest zarejestrowany we Francji i startując tam, zgarnia premię hodowlaną. Nagrody są wysokie, jest duża różnica, dlatego Czesi tam jeżdżą. Oni mają dużo bliżej niż my, więc to też ma znaczenie. Dla nas to jednak do takiej Francji, to wyprawa. Na dodatek koń od nas może pojechać tak dwa, maksymalnie trzy razy w sezonie. Natomiast gdy się ma blisko, no to można jeździć tam co miesiąc.

    A jak się wynajduje konia do Derby?

    Droga do Derby jest dosyć skomplikowana. Zaczynamy od kupienia konia. Zależy czy kupuje sam właściciel, czy z kimś pomocnym. Ja, na przykład, wiele koni kupowałem razem z właścicielami. Niektórzy wybierają z katalogu, upatrują sobie konia z jakimś pochodzeniem, które go interesuje. Według mnie kupowanie konia tylko na podstawie papieru, albo na podstawie wideo, jest najczęściej mylne. Chyba, że ma się znajomego, zaufanego agenta, który ma o tym pojęcie. Najważniejsze jest obejrzenie konia na żywo, pomacanie go po nogach, sprawdzenie, czy jest w porządku. Na przykład pan Zienkiewicz, który miał ileś tam koni, już jakieś pojęcie na ten temat ma. To jest bardzo ważne, bo często konie mają wady, więc doświadczenie w tej kwestii jest bardzo istotne. To są przecież pieniądze. Bardzo mało jest takich właścicieli, którzy na tyle się znają i orientują, żeby zauważyć jakieś wady czy braki młodego konia, szczególnie, że często nie jest to takie łatwe do wychwycenia. Poza tym młode się później zmieniają. Mając nawet czasami jakieś nieduże wady, wyrastają z nich. Ktoś, kto się zna, jest w stanie to wychwycić i przewidzieć. No i na końcu jest jeszcze trochę szczęścia, żeby ten koń prawidłowo się rozwijał, był zdrowy i podczas treningu żadne wady nie wyszły. Druga rzecz, to budżet. My kupujemy raczej tańsze konie. Na aukcjach jest bardzo dużo koni, nie setki, a tysiące. I ile przeznaczyć gotówki, by koń w Polsce mógł być dobry? Żeby trafić, to oprócz wiedzy, też potrzebne jest szczęście.

    Trójkoronowany Czerkies w 1974 roku wygrał dla Macieja Janikowskiego pierwsze Derby w karierze trenerskiej. Fot. M. Iringh

    Do Polski kupuje się głównie konie po dobrych ojcach, ale od słabych, lub niebiegających matek.

    Większość zwraca uwagę tylko na ogiera, który kryje. Ale te konie są droższe. Bo albo po dobrym albo po modnym ojcu. Często zdarza się jednak, że taki dobry ogier nie daje dobrych koni. Ale to trzeba przewidzieć. I wówczas cena za nie spada. Kilka razy ryzykowaliśmy, bo kupowaliśmy konie po debiutantach, dobrych ogierach, które dopiero zaczynały kryć. I wówczas te konie są dużo tańsze. Trzeba mieć jednak nos do tego, żeby wyczuć, czy nabytek będzie dobry. Tak było z Va Bankiem. Archipenko dopiero zaczynał karierę hodowlaną. Nie dość, że był to pierwszy rocznik po nim, to jeszcze matka nie biegała. W kolejnych latach nie byłoby nas stać, by kupić takiego konia.

    Przychodzi młody koń do stajni. Zajeżdża się go. Czy po pierwszych galopach widać, że ma zadatki na derbistę?

    Cała droga do Derby trwa dwa lata. Trzeba czekać. Koń przychodzi, ma półtora roku. A Derby biega, gdy skończy trzy lata.

    Ale widać, że ma zadatki na derbistę?

    A skąd! Kto tak twierdzi, to albo opowiada bajki, albo jest wielkim optymistą. To jest długi proces. Najpierw trzeba popracować z młodymi końmi. Większość z nich biega w wieku dwóch lat i czasami można wysnuć jakieś przypuszczenia. Te, które nie biegają, raczej trudno się spodziewać, by wygrały Derby. Na pewno mają mniejsze szanse. Czas do Derby jest krótki. Od kwietnia do lipca. Czasami jest to dopiero początek biegania konia i kariery, trzeci czy czwarty wyścig. Więc jeśli nie biegał jako dwulatek, to ma jeszcze większe utrudnienie. A te, które biegały w wieku dwóch lat, zależy co pokazały, jakie mają pochodzenie, czy to jest koń wcześnie dojrzewający, jak prezentuje się w pracy. Z treningu można wyciągnąć jakieś wnioski, szczególnie po pracy zimą. Czy ten koń jest na dwulatka, czy na trzylatka. Na niektóre konie trzeba czekać nawet do momentu, gdy skończy cztery lata. Często te konie nie są na tyle dorosłe i rozwinięte, by biegać w Derby. Ale najczęściej, czy koń ma szansę w Derby, okazuje się dopiero, gdy zaczyna biegać jako trzylatek. Możemy sprawdzić, na jakich dystansach biega. Na ogół konia, prowadząc do Derby, zapisuje się na coraz dłuższe dystanse, bo wówczas mamy potwierdzenie, czy trzyma dystans. Do tego dochodzą wnioski z pochodzenia, analiza startów jego rodziców czy dziadków, babć, które, teoretycznie, dają nam ogląd, czy ten koń powinien dobrze biegać na dłuższych dystansach, czy krótszych. Ale to też nie zawsze się sprawdza. Czasami wydaje się, że, że rodzice są średniodystansowcami czy sprinterami, a ich potomstwo trzyma dystans. I odwrotnie. To wszystko trzeba sprawdzić w praktyce. A wszystkie przedderbowe próby są po to, by to sprawdzić. Niektóre konie pokazują się w wieku dwóch lat i też można już coś więcej o nich wiedzieć. Wnioski można wyciągnąć również z pracy zimowej, gdy koń dojrzewa z dwulatka na trzylatka. To też trzeba obserwować, jak się ten koń rozwija, jak szybko to idzie. Kolejny krokiem jest dobór odpowiednich wyścigów przed Derby. Nie wszystkie konie muszą biegać w pozagrupowych wyścigach, w nagrodach. To nie jest tak, że będzie wygrywał Strzegomia, Rulera, to musi wygrać Derby. Są konie, które są prowadzone bocznymi drogami do Derby.

    Westminster Moon wygrał w zeszłym roku Derby

    Takim przykładem był Pana derbista Westminster Moon, a teraz Mister Ursus.

    Czasami konie są prowadzone pod kątem aktualnego rozwoju, aktualnych możliwości i proponuje się nim inne wyścigi, niż klasyczną drogę do Derby, jak na przykład Memoriał Jerzego Jednaszewskiego, czy Nagroda Irandy, które są rozgrywane na dłuższych dystansach. W tych gonitwach, dość wcześnie rozgrywanych, można ocenić, czy koń trzyma dystans. To są pierwsze wyścigi trzyletnich koni, w których można sprawdzić, które rokują nadzieję, że będą w dystansie biegać dobrze.

    Mister Ursus jest prowadzony tak, jak Westminster Moon.

    Prowadziłem go podobnie. Tak akurat wyszło, że one są podobne pod względem rozwoju, pochodzenia. Oba dawały nadzieję, że mogą dobrze biegać w dystansie. Ponieważ nasz derbista Westminster Moon dobrze prezentował się w pierwszogrupowych próbach dystansowych, później nawet wygrał Derby, dlatego postanowiłem tak samo pokierować karierą Mister Ursusa. Pod względem rozwojowym Mister Ursus jest podobny. W wieku dwóch lat było widać, że nie jest dojrzały. Biegał dużo, bo cztery razy, ale chciał się ścigać, tyle że jeszcze mu to nie wychodziło. Jeszcze nie był na tyle dorosły, żeby wygrywać. Każdy wyścig był dla niego przełomowy. W tym wszystkim najważniejsze jest to, żeby dużo patrzeć, dużo zauważać i wyciągać prawidłowe wnioski. Ale gwarancji nie ma nigdy. Ważne natomiast, by popełniać jak najmniej błędów, by koń był w miarę na tyle przygotowany, żeby myśleć o tym, żeby mieć szansę rozgrywać najważniejsze swoje gonitwy. A później już tylko patrzeć, czy wygra. Ale na to wpływ ma bardzo dużo czynników. Pamiętajmy o tym, że Derby jest to bardzo trudny wyścig, ze względu na to, że to są ciągle jeszcze młode konie, które zwykle pierwszy raz startują na 2400 metrów. Do tego dochodzą jeszcze inne czynniki, jak dżokej, jak jazda, tor, bo niektóre nie mają szybkości, to wolą grząsko, inne preferują szybką i suchą bieżnię, jak wyjdą na prostą, czy przy kanacie, czy polem, tempo, ułożenie wyścigu, ewentualne kolizje. To są rzeczy, które składają się na to, że wygrywa często koń, jak to się mówi, szczęśliwy. Ale to są kwestie nieprzewidywalne.

    mister_ursus
    Mister Ursus jest jednym z kandydatów do wygrania w tym roku Derby

    Czy Mister Ursus jest w optymalnej formie, taki jaką Pan sobie wymarzył?

    Tak mi się wydaje, że w tej chwili, według mnie, jest dobrze. Ale pamiętajmy, że pracowałem z nim przez dwa lata i mam subiektywne do tego podejście. W stawce mamy osiemnastu rywali. I porównywanie ich jest trudne. Przyjeżdżają konie z zagranicy, których nie widziałem, niektóre nasze nie są do końca sprawdzone, niektóre były oszczędzane. Trudno to oceniać. Ja mogę najwięcej powiedzieć na temat mojego konia, w jakiej dyspozycji, co by było dla niego dobre, co zrobić, żeby miał jak  największą szansę zwycięstwa. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o trening i przygotowanie, to jest dobrze. Mister Ursus jest zdrowy, całą swoją mocną robotę zrobił. Teraz odpoczywa, żeby być świeży i czeka na wyścig. W siodle będzie miał dobrego dżokeja, który mu z pewnością pomoże. Za to jednak trzeba zapłacić. Dosiad, przeloty, hotel, posiłki. To nie jest tanie, gdy ściąga się do Polski dobrego jeźdźca. A chcemy Salvatore Sulasowi zagwarantować pobyt na najwyższym poziomie. Pamiętajmy jednak, że jeszcze nie jeździł na naszym torze, choć ma doświadczenie, bo brał udział w gonitwach na wielu hipodromach w Europie. Do tego dochodzi, czy tor będzie polewany, czy nie. I to są te wszystkie niewiadome, które powodują, że ten wyścig jest tak bardzo ciekawy i każdy ma swoje nadzieje, potrzeby, szanse. Kwestia, który będzie miał szczęście, komu się wszystko złoży.

    Po wygraniu gonitwy o Nagrodę Wiosenną, drugi koń wystawiany przez Pana w Derby, Magnezja, nie biegała. Sporo koni ma bardzo długą przerwę przed Derby. To atut czy minus?

    Ja bym nie dramatyzował. Było wiele koni, które nie biegały w długodystansowych gonitwach, a wygrały Derby. Pierwszym z brzegu przykładem jest Va Bank.

    Magnezja wygrała bieg o Nagrodę Wiosenną

    Ale Pan musiał wiedzieć, że trzyma dystans.

    A skąd miałem wiedzieć? Wygrał Rulera, a później nie biegał w Iwna. Nawet nie dlatego, że nie chcieliśmy, tylko miał kłopoty zdrowotne. I nie było problemów z przygotowaniem go do Derby, które wygrał bardzo łatwo. Ja nawet nie wiedziałem, czy on trzyma dystans. To wszystko zależy od możliwości konia.

    A Magnezia takie ma?

    Biegała dobrze jako dwulatka, dobrze jako trzylatka, bo dwa razy wygrała: i Dżamajki i Wiosenną. To jest nieduża klaczka, bardzo zgrabna, prawidłowo zbudowana, nie jest trudna do przygotowania. Przerwa między Nagrodą Wiosenną, a Derby w niczym nie przeszkodziła, by ją prawidłowo przysposobić, by na pierwszą niedzielę lipca była w bardzo dobrej formie. Ona jest łatwa do przygotowania. Jest zdrowa, pracuje normalnie. Wiem, co jej potrzeba, by potrafiła dobrze przebiec 2400 m. Kluczem było tylko, by podtrzymać jej formę. Mam nadzieję, że dystans będzie jej odpowiadał. Z doświadczenia wiem, że było dużo koni, które wygrały Nagrodę Iwna, a później, za trzy tygodnie, przyszedł dystans o 200 metrów dłuższy i, niestety, nie dawały rady. Odpowiedź na wszystkie pytania, daje dopiero wyścig Derby.  

    Triale przedderbowe były w tym oku zaburzone. Kandydaci do Błękitnej Wstęgi mieli o pół tygodnia krótszy odpoczynek. Da im się to we znaki?

    Dla tych koni, które w niedzielę nie biegały, dużo mniejszym problemem jest to, że startowały trzy dni później, niż miałyby biegać po twardym torze w niedzielę. Startując w terminie prawidłowym, zrobiłyby sobie dużo większą krzywdę. Ale, ogólnie, termin trzytygodniowy przed Derby jest kontrowersyjny. Dla trzylatków jest to zbyt krótka przerwa. Ale nikt tego nie chce zrozumieć i zmienić od lat.

    A czy Naughty Peter po dwóch tygodniach od wygrania Derby w Czechach jest w stanie powalczyć o Błękitną Wstęgę w Warszawie?

    To pytanie jest akurat nie do mnie, raczej do trenera, który ma tego konia w treningu. Skoro potrafił wygrać Derby, sam go tam do tego wyścigu przygotował, to na pewno jest w stanie ocenić, czy ten koń ma szanse, żeby biegać po dwóch tygodniach. Ja tego konia nie znam, więc nie będę się wypowiadał.

    W Derby wystartuje pięć koni stajni Westminster. Czy któryś z nich będzie liderem?

    Chyba nawet nikt z tego nikt nie robi specjalnie jakiejś wielkiej tajemnicy. Najsłabszy wydaje się być Colonius i to on zapewne poprowadzi wyścig. Co nie znaczy, że tak się stanie. W stawce jest 20 koni, więc może być wielu chętnych do liderowania. Chociaż ja nawet nie wiem, czy Mister Ursus wymaga takiej pomocy. Większym problemem od tempa jest liczba koni. Tego się najbardziej boję.

    Z ust trenera przemawia wielka wiara powtórki z ubiegłego roku.

    Wierzę. Trudno, żeby trener wystawiał konia w jakikolwiek wyścigu i w niego nie wierzył. To jest normalne. Jak w sporcie. Zawodnicy startują, bo wierzą że wygrają, ich trenerzy także, widzowie mają swoich faworytów i w nich wierzą. Szykowałem go na ten wyścig nie tygodniami, a miesiącami, to jest dla niego najważniejszy bieg, więc trudno wyobrazić sobie, żebym nie wierzył w wykonaną pracę, serce, które włożyłem w przygotowanie jego do zwycięstwa. Przecież to trochę magiczny wyścig, jeden w życiu dla konia. Po to każdy biega, żeby jak najlepiej w nim wypaść i każdy wierzy w swojego pupila, czasami ponad stan, co jest wspierane marzeniami. To będzie zdrowa rywalizacja. Trzeba wierzyć w swojego konia.

    Rozmawiał Maciej Rowiński

    Na zdjęciu tytułowym Maciej Janikowski i właściciel Mister Ursusa Marian Ziburske. Czy ten duet powtórzy ubiegłoroczny sukces?

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły