More

    Wygrywanie to kwintesencja wyścigów – Adam Wyrzyk ocenia przedderbową część sezonu

    Po latach absolutnej dominacji i paśmie tytułów czempiona trenerów, Adam Wyrzyk, w obecnym sezonie zajmuje pozycję wicelidera rankingu. Mimo to, początek roku może zaliczyć do niezwykle udanych – dziesięć zwycięstw, dziesięć drugich miejsc i blisko 19% skuteczności to bilans, który budzi respekt. Spotykamy się w połowie czerwca, by w oparciu o nasze przedsezonowe rozmowy, podsumować dotychczasowe starty, przeanalizować sukcesy i porażki oraz zajrzeć za kulisy filozofii treningowej, która przynosi tak stabilne wyniki.

    Michał Kurach: Panie Trenerze, za nami pierwsza, intensywna część sezonu. Drugie miejsce w czempionacie, dziesięć wygranych na koncie. Jak ocenia Pan te wyniki? Czy odzwierciedlają one Pana przedsezonowe oczekiwania?

    Adam Wyrzyk: Szczerze mówiąc, jestem bardzo zadowolony. Nie spodziewałem się aż tak dobrej formy stajni od samej wiosny. Zmieniłem nieco cykl treningu zimowego i cieszę się, że to zadziałało niemal od razu. Staram się ciągle wyciągać wnioski i nie być trenerem, który trzyma się metod sprzed dekady. Zmieniają się konie, ich preferencje i wymagania, trzeba się do tego na bieżąco dostosowywać. Początek sezonu jest naprawdę udany. Oczywiście, ambicja zawsze jest. Jadąc na wyścigi, planuję wygrać kilka razy, ale czasem nie udaje się ani razu. Cieszę się, gdy konie dobrze biegają i są poprawnie przeprowadzone przez dżokejów, to jest budujące. Niemniej, ten biznes opiera się na wygrywaniu. Zwycięstwo daje potężnego kopa motywacyjnego dżokejowi, trenerowi, właścicielowi i całej stajni. Wygrywanie to kwintesencja tego sportu.

    W naszej przedsezonowej rozmowie podkreślał Pan, że procent zwycięstw w dużej stajni bywa niższy z uwagi na wystawianie kilku koni w gonitwie. W tym sezonie wskaźnik ten wynosi niemal 19%. Jest Pan zadowolony z takiej skuteczności?

    Skuteczność w okolicach 20% to wynik, którego życzyłby sobie chyba każdy trener. Słabo jest, gdy spada do 10-12%. Wynika to ze specyfiki pracy. Mniejsze stajnie mogą czekać z koniem, aż będzie gotowy na sto procent i celować w zwycięstwo. Duże ośrodki, takie jak nasz, muszą regularnie wprowadzać konie w sezon. Moje, nawet te starsze, często nie są przygotowane na maksimum w pierwszym starcie, a mimo to potrafią wygrywać, co cieszy podwójnie. To pokazuje, że kolejne występy będą jeszcze lepsze. Taka jest moja strategia, szczególnie przy młodych koniach – one mają się uczyć i rozkręcać z każdym biegiem. Myślę o ich karierze w perspektywie roku czy dwóch, a nie tylko jednego wyścigu.

    Niestety, w maju temperament wałacha Adahlena doprowadził do kontuzji Pana stajennego dżokeja, Stefano Mury. Jak jego nieobecność wpłynęła na pracę stajni i logistykę?

    Na pewno go brakuje, przede wszystkim do spokojnego prowadzenia koni. Dorywcza praca dżokejów z zewnątrz powoduje, że czasem wykorzystują potencjał konia w 110%, co przy mojej filozofii nie jest wskazane. Ja myślę o najważniejszych wyścigach za dwa, trzy starty, a jednorazowy dżokej myśli o tym, co tu i teraz. Nawet doświadczeni jeźdźcy, nie znając konia, nie zawsze pojadą na nim poprawnie. Każdy koń ma swoją specyfikę. Gdy dżokej zna konia, to jest zupełnie inna bajka. Jest trudno, to loteria, który dżokej jest akurat wolny. Na szczęście większość z nich u mnie pracowała, więc znam ich i wiem, czego się spodziewać. Staram się dobierać ich tak, by rozumieli taktykę, którą ustalamy.

    Wiadomo, kiedy Stefano wróci do siodła?

    Niestety, wciąż nie wiadomo. Czeka go kontrola lekarska w połowie czerwca i dopiero wtedy będziemy wiedzieć więcej. Mam nadzieję, że pojedzie coś w dniu Derby na początku lipca. Chodzi na rehabilitację, nie chcę go pośpieszać. Lepiej, żeby w pełni wyleczył kontuzję.

    Skoro mowa o dżokejach, to nie sposób nie zapytać o Pana byłego pracownika, Szczepana Mazura, który w tym sezonie imponuje formą i skutecznością. Jako człowiek, który wprowadzał go na najwyższy poziom, jak ocenia Pan jego obecny rozwój?

    Zawsze na niego patrzę i mam takie spostrzeżenie, że ten sezon traktuje bardzo profesjonalnie. Jest już innym dżokejem – dojrzałym, mądrzejszym, z dużym doświadczeniem. Dobrze mi się z nim rozmawia i nigdy nie mam do niego zastrzeżeń. Nawet jak nie wygrywa, to wiem, że to czasem kwestia złego ułożenia się gonitwy. Dobrze jest mieć trenera, który rozumie swojego jeźdźca, bo to daje dżokejowi oparcie. Wydaje mi się, że potrafię wyłapać pewne mankamenty, ale też dobre momenty, i powiedzieć mu o tym bez urazy. Chodzi o to, żeby cały czas iść do przodu i to jest najważniejsze.

    Przejdźmy do koni, zaczynając od nowej gwiazdy stajni arabskiej. Fragnar miał być Pana nadzieją po odejściu Wielkiego Dakrisa. Sezon zaczął od niezwykle zaciętej walki i drugiego miejsca w Nagrodzie Cometa, by potem pewnie wygrać Nagrodę Bandosa. Czy jest gotów na rywalizację z najlepszymi końmi francuskimi w Nagrodzie Europy?

    To koń, który po prostu dojrzał. Jako czterolatek nie był jeszcze fizycznie gotowy na największe obciążenia, dlatego go oszczędzaliśmy. Ciekawostką jest, że po gonitwach o Nagrodę Janowa czy Derby widać było, że je przeżywa – nie dojadał swojej porcji, a żłób jest najlepszym wskaźnikiem. W tym roku jest inaczej. Jest po wyścigach zrelaksowany, wyjada wszystko, jest wesoły. Te dwa starty nie zrobiły na nim żadnego wrażenia, a drugi był wyraźnie lepszy od pierwszego. W zeszłym roku zdarzały mu się też błędy w jeździe, co wpływało na wahania formy. Teraz, jak powiedział Szczepan Mazur, miał wszystko pod kontrolą. Następnym celem jest Nagroda Ofira. Myślę, że wciąż ma potencjał do rozwoju.

    Fragnar wygrywa Nagrodę Bandosa (kat. B, 2200 m)

    Czy zaskoczył Pana tak dobrą postawą już na 2000 metrów w starciu z tak szybkim koniem jak Rasmy Al Khalediah?

    Gdyby to był jego drugi start w sezonie, po przetarciu, to myślę, że Rasmy’emu byłoby jeszcze ciężej go pokonać, a może nawet by wygrał. Nasze konie wchodzą w sezon bez mocnych galopów, więc w pierwszym starcie zawsze trochę im brakuje.

    W Nagrodzie Haracza zobaczyliśmy z kolei fenomenalny finisz Invincible Angel, która pokonała bardziej utytułowaną koleżankę stajenną, Black Angel. Przed sezonem mówił Pan, że jako dwulatka „biegała tragicznie”. Spodziewał się Pan tak gwałtownego progresu?

    W przeciwieństwie do Fragnara, którego rozwój był przewidywalny, Invincible Angel za każdym razem mnie zaskakuje. Biega z wyścigu na wyścig coraz lepiej, a Nagroda Haracza była tego apogeum. Szczerze? Dawno nie widziałem takiego finiszu, nawet na torach europejskich rzadko się to zdarza. Analizowaliśmy tę gonitwę i jazda na niej była daleka od ideału – na zakręcie miała z 15 długości straty. Żaden koń nie powinien tego odrobić. Szczepan na Black Angel pojechał taktycznie perfekcyjnie, ale nikt nie spodziewał się takiego zrywu Invincible Angel. Ona jest mała i drobna, ale ma fenomenalny ruch i potrafi się niesamowicie rozciągnąć. To jest cecha rasowych, zachodnich sprinterów.

    Invincible Angel wygrywa Nagrodę Haracza (kat. B, 1400 m)

    A co z Black Angel? Dwa drugie miejsca w ważnych sprintach – Nagrodzie Jaroszówki i Haracza. Martwią Pana te drugie lokaty, czy to po prostu dowód na niesamowitą siłę Pańskich klaczy?

    Nie, nie martwią mnie. Black Angel biega na swoim, bardzo wysokim poziomie. Pamiętajmy, że w Nagrodzie Criterium była czwarta, najlepsza z polskich koni. Być może nie sprzyjają jej ciężkie, grząskie warunki, jakie mieliśmy w tym roku. Myślę, że lepiej biega po lżejszej bieżni. Drugie miejsca w gonitwach pozagrupowych to satysfakcjonujący wynik. Jej czas jeszcze przyjdzie. Ona już zapracowała na swoją wartość hodowlaną i prawdopodobnie to jej ostatni sezon. Czekamy spokojnie na szybszą bieżnię i jej wygraną.

    Black Angel druga w Nagrodzie Przedświta za Heaven Give Enough w 2024 roku

    Kolejnym koniem, który zaskakuje, jest Polish Warrior. Miał być płotowcem, a notuje świetne wyniki na płaskim, wygrywając wyścig II grupy i zajmując płatne miejsca w gonitwach kategorii B. Czy te wyniki zmieniają plany wobec niego?

    Kariera płotowa jest odłożona na jesień. Nie spodziewałem się, że wejdzie na tak wysoki poziom. Po wygranej w przeciętnej stawce postanowiłem go przetestować w Nagrodzie Golejewka i się udało, był drugi. Jednak bardziej niż to drugie miejsce, cieszy mnie czwarte w Nagrodzie Widzowa. Trochę się pogubił na prostej, bo brak mu doświadczenia na 2400 m, ale końcem pięknie finiszował. To pokazało, że wynik z Golejewka nie był przypadkiem i że dorównał rywalom. Cieszy mnie ta stabilizacja formy na wysokim poziomie.

    Polish Warrior

    Przed sezonem opisywał Pan The Clasha jako konia, który „za dużo widzi i słyszy”. Ostatnio odniósł zwycięstwo. Czy to oznaka, że w końcu dojrzewa i stabilizuje formę?

    The Clash, gdyby miał zdrowy i twardy organizm, już dawno pokazałby pełnię możliwości. Praktycznie żadnego sezonu nie przebiegł od początku do końca z powodu drobnych problemów ze ścięgnami. Jest szansa, że z wiekiem z tego wyrośnie. Jeśli tak się stanie i zdrowie pozwoli budować formę, to jest to koń z olbrzymim potencjałem. Ma piękną akcję, jest duży, z dobrym rodowodem. W tym roku jego głowa chyba pracuje lepiej niż wcześniej. Miejmy nadzieję, że nie będzie już robił niczego nieprzewidywalnego.

    Przed sezonem wskazał Pan Jerasha jako konia, który może pozytywnie zaskoczyć. I faktycznie, wygrał Memoriał Stanisława Sałagaja w świetnym stylu. Niedawno dotarła do mnie informacja o jego sprzedaży. Czy oddanie konia, który właśnie zaczął pokazywać pełnię potencjału, jest rozczarowujące?

    Jako trzylatek biegał dużo i ostatnim startem go trochę przeciągnąłem. Ale to go nie zabiło, a wzmocniło, bo na wiosnę wyglądał fantastycznie. Niestety, to prawda, został sprzedany. Oczywiście, każdy trener jest niezadowolony, gdy ze stajni odchodzi koń z szansami na wygranie Derby. To zabrana szansa na walkę w tym najważniejszym wyścigu. Ale taki jest rynek, właściciel ma prawo robić z koniem, co chce, i to zamyka temat. Na pewno jest mi bardzo szkoda.

    W tej sytuacji jedyną nadzieją derbową wśród arabów pozostaje Harry Blue, który najpierw sprawił niespodziankę, wygrywając z faworyzowanym Elnizo, by w rewanżu wyraźnie mu ulec. Jakie ma Pan plany wobec niego?

    Dostosowujemy się do planów właścicielki, pani Anety Chrząstek-Szyc. Na pewno warto nim pobiec w Derby i postaramy się go do tego przygotować. W tym wygranym wyścigu miał świetnie rozegraną taktykę. W drugim starcie celowo postanowiliśmy pojechać inaczej, żeby sprawdzić, jak zachowuje się w grupie koni. To koń, który biegał dopiero czwarty raz w życiu, brakuje mu doświadczenia. Droga do Derby wiedzie przez naukę. Na pewno pobiegnie w Nagrodzie Janowa. Jego największym mankamentem jest właśnie małe doświadczenie, ale z drugiej strony ostatni derbiści, Lex i Onyx, też nie mieli go zbyt wiele. Zobaczymy.

    Pozostając w roczniku klasycznym, przed sezonem wskazywał Pan na Flagertę jako główną nadzieję na Oaks. Jak ocenia Pan jej dotychczasową pracę i czy podtrzymuje Pan tę nadzieję?

    Flagerta miała słabszy pierwszy start pod uczennicą, bo to klacz, która potrzebuje trochę mocniejszej ręki. Za to w drugim starcie pobiegła rewelacyjnie, to był zupełnie inny koń. Ma swoje „arabskie mankamenty” – jednego dnia coś lubi, drugiego nie – ale powoli ją rozgryzamy. Miała też w zimie dłuższą przerwę, więc tym bardziej cieszy, że tak dobrze weszła w sezon. Będziemy ją prowadzić w taki sposób, by optymalnie przygotować ją do Oaks. I może to zabrzmi śmiesznie, ale jednym ze startów przygotowawczych będzie Nagroda Janowa. Chcę, żeby przetrenowała sobie dystans w niezłym tempie, ale bez jazdy na maksimum. Myślę, że to klacz, która może być widoczna w Oaks i jeśli wszystko pójdzie dobrze, będzie dalej mocno progresować.

    A jak wyglądają szanse w roczniku derbowym folblutów? Największe nadzieje wiązał Pan z Montenegrinem.

    Patrząc na to, jak biegał Bolt, to na dzień dzisiejszy mój Montenegrin nie byłby w stanie nawet powąchać mu ogona. Ale forma w wyścigach jest zmienna. Montenegrin rozkręca się wolniej, niż bym chciał. Po ostatnim starcie trochę go „zatkało”, więc zmodyfikowaliśmy mu trening; wygląda na to, że musi ciężej pracować. Może być tak, że nie zdążymy z formą na Derby. To może być koń, który odpali dopiero jako czterolatek. Nie chcę go teraz przyciskać na siłę, bo mogę go zniszczyć. Mam taką zasadę: lepiej nie wygrać Derby, a mieć dobrego konia, niż wygrać je przez przypadek i później nie mieć nic.

    W stajni ma Pan bardzo liczną stawkę dwulatków. Czy któryś jest już na tyle zaawansowany, by myśleć o szybkim debiucie?

    Jest zdecydowanie za wcześnie. Mam głównie konie późne, kupowane za nieduże pieniądze, które potrzebują czasu na rozwój. Może dwa, trzy konie nadawałyby się do wcześniejszego startu, ale na razie żadnego nie zapisałem. Czekam spokojnie. Może jeden zadebiutuje przed przerwą wakacyjną, a reszta to konie na przyszłość.

    Jak ocenia Pan młode araby? Kiedy możemy spodziewać się ich startów i czy jest Pan zadowolony z debiutu Happy Blue?

    Mam niewiele młodych arabów, tylko trzy sztuki. Happy Blue bardzo pozytywnie mnie zaskoczył w swoim debiucie. Może nie widać tego po miejscu, ale styl, w jakim pobiegł, bardzo mnie satysfakcjonuje. Było widać, że go trochę „zatkało”, ale to dobrze prognozuje na przyszłość. Zgodnie z planem, nie eksploatujemy go, spokojnie go prowadzimy, żeby się zregenerował i odpoczął. Teraz do zapisu poszła Felicita MS. Na zielonej bieżni na początku sobie nie radziła, ale ostatnio było już lepiej, więc musi się docierać w wyścigach. W pierwszym starcie pewnie będzie jej ciężko, ale w drugim, trzecim powinna już coś pokazać.

    Na koniec zapytam przewrotnie – jaki jest Pana najważniejszy cel na drugą część sezonu? Czy jest to konkretna gonitwa?

    To nie jest pytanie do mnie. Ja bym chciał wygrać wszystkie gonitwy, gdybym tylko miał czym. Plany modyfikuję na bieżąco. Nikt nie spodziewał się, że Invincible Angel tak eksploduje formą, więc teraz muszę celować nią w najwyższe kategorie. Jeśli inne konie pokażą progres, będziemy celować w duże wyścigi. Nigdy nie jestem zbyt pewny siebie w stosunku do koni, które trenuję. Tylko raz, przy Caccinim przed Derby, byłem pewien, że wygram. I powiem panu ciekawą historię, która oddaje moją filozofię. Caccini był wybitnym dwulatkiem. W dniu Nagrody Mokotowskiej, zamiast zapisać go do tej prestiżowej gonitwy, którą prawdopodobnie by wygrał, zapisałem go do zwykłego wyścigu II grupy. Zrobiłem to celowo. Gdyby wygrał Mokotowską, na wiosnę jako trzylatek musiałby od razu biegać w Nagrodzie Rulera. A ja, omijając ten start, mogłem spokojnie poprowadzić go przez gonitwy na 2000 m i 2200 m, by optymalnie przygotować go do Derby na 2400 m, bo wiedziałem, że to dystansowiec. Który trener poświęciłby wygraną w Mokotowskiej, myśląc o tym, co będzie za rok? Rzadko który. A ja tak myślę. Nie o tym, żeby tu i teraz zrobić dobrze właścicielowi, ale żeby przewidzieć, co będzie z koniem w przyszłości. Moja zachowawcza natura lepiej się z tym czuje.

    Dziękuję za rozmowę

    I ja dziękuję.

    Michał Kurach

    Na zdjęciu tytułowym trener Adam Wyrzyk i Temur Kumarbek Uulu podczas dekoracji po Nagrodzie Haracza

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły