More

    Krótka historia Guitar Mana, czyli jak to się wszystko zaczęło

    Zaczęło się, jak to zwykle bywa, telefonem od przyjaciela. Jakoś pod koniec października 2020 roku zadzwonił do mnie Adam Wyrzyk, mówiąc: ー Szukam konia w treningu. Takiego prospekta, który w Irlandii mógłby biegać na poziomie listed, a u nas wygrywać duże wyścigi. Znasz tamtejszy rynek, mógłbyś popytać? ー Jasne, zakręcę się – powiedziałem. 

    Moment na takie poszukiwania był dobry, ponieważ właśnie jesienią trenerzy i właściciele dokonują roszad w swoich stajniach. Pomyślałem, że zacznę poszukiwania z grubej rury, czyli od samej góry. Niejednokrotnie dochodziły do mnie słuchy, że w przypadku Coolmore większe znaczenie ma element wzajemnego zaufania, niż kasa. Oni po prostu pieniędzy mają tyle, że mogą sobie pozwolić na komfort selekcji klienta. Rzecz w tym, że Coolmore nie chce być widziane w roli sprzedającego „odrzuty”. Konie, które od nich wychodzą, powinny wygrywać gonitwy zadowalające nowych nabywców, przynosząc równocześnie splendor ich byłym właścicielom, lub – tak jak w przypadku Guitar Mana – także ich hodowcom. Okazało się szybko, że tak szlachetnie zarysowane priorytety wcale nie ułatwiają mi dotarcia do źródła. 

    Pomimo tego, że kiedyś pracowałem dla Coolmore, zdecydowałem się najpierw poprosić o referencje moich innych byłych pracodawców oraz kolegów z branży, którzy mają z nimi dobry kontakt. Jednak najbardziej skuteczne okazało się wsparcie championa trenerów w Australii. Ciaron Maher, mój ówczesny kolega ze stajni stiplowej Jima Dreapera, przysłał mi krótkiego maila, mniej więcej takiej treści: To ma sens. Kupiłem od Coolmore Sir Dragonet dla wieloosobowego syndykatu. Właśnie wygrał Cox Plate (G1 nagroda za pierwsze miejsce 3 200 000 dolarów) i wygląda na to, że będzie dalej wygrywał. Nawijaj śmiało z Coolmore, już wiedzą, że Adam Wyrzyk jest ok. 

    Po kilku dniach dostałem pierwszą ofertę na trzyletniego Order of Australia (po Australia od kapitalnej matki Senta’s Dream po Danehill). Ewentualny kupujący, dla którego miał być ten koń, niestety, nie był nim zainteresowany. Po dwóch tygodniach Order Of Australia wygrał w Keenland Breeders Cup Mile za – bagatela – 1 077 000 dolarów. Można się domyślać, że po tak spektakularnym sukcesie, koń nie był już do sprzedania, a nawet gdyby był, to jego cena pozostałaby poza zasięgiem kupującego. Następną ofertą było pięć dwulatków z bajecznym pochodzeniem. Spośród tych, przeważnie później dojrzewających koni, wybraliśmy Guitar Mana ze względu na jego start w Dundalk na dystansie jednej mili. Guitar Man robił wrażenie kompletnie zielonego, ale nieźle ruszającego się konia, który będzie potrzebował trochę czasu oraz cierpliwości przyszłego nabywcy. Muszę zaznaczyć, że słowo decydujące w wyborze konia miał Adam Wyrzyk, który – z niewątpliwą pomocą Patryka Gorczycy – zaczął budować przyszły syndykat właścicielski. Do mnie należały już tylko negocjacje i dopięcie zakupu Guitar Mana z Coolmore. Trzeba przyznać, że nie było to łatwe zadanie, jednak dzięki dobrej woli obu stron transakcja stała się faktem. Done deal! Pozostało tylko rzetelne sprawdzenie konia pod kątem weterynaryjnym. 

    Guitar Man wyprzeda w końcówce Nanię/Tor Służewiec

    Bardzo szczęśliwie, zainteresowanie zakupem udziałów dwulatka, wyraziła wyśmienita doktor weterynarii Karolina Radwańska. Mając za sobą lata przepracowane w klinice pod Cheltenham, Karolina bez trudu zorganizowała kompleksowe badania konia przez niezależnego eksperta. Coolmore bez oporów przystało na naszą propozycję przesłania swojego weterynarza, stwierdzając, że to dobry pomysł, zabezpieczający obie strony na przyszłość. Przeskanowany, przebadany na wszystkie możliwe sposoby, koń dostał zielone światło. Od tego momentu poszło już gładko – wystarczyło przelać ustaloną kwotę i zorganizować transport. Dzięki wysiłkom Adama, Patryka i Karoliny syndykat Invincible Racing Group został w pełni ukształtowany. Dołączyli do niego Wioletta Pawelus, Marcin Biały, Łukasz Radwański oraz moja skromna osoba.

    W okolicach grudnia koń znalazł się w stajni Rosłońce i wszystko spoczęło w rękach Adama. Koń z takim papierem, a do tego w rękach championa wśród trenerów od 5 lat! Wydawało się, że jest naprawdę dobrze, a przynajmniej dwie części, składające się na ewentualny sukces, zostały spełnione.

    Nasz syndykat, na chwilę obecną, to jakby dream team, dlatego że przyjęliśmy zasadę niewtrącania się w trening, zapisy, dobór dżokeja etc. Adam od samego początku ma carte blanche. Kiedyś, dawno temu, jako aspirant trenerski Sławomira Walotka usłyszałem od niego słowa, które zapadły mi w pamięć: prawie każdy nowy właściciel konia zaczyna mniej więcej po pół roku poprawiać trenera i wtedy zaczyna się problem. Jak prawdziwe są to słowa, przekonałem się potem wielokrotnie. Moim zdaniem bardzo często wygórowane ambicje, wybujałe ego, czy chęć dominacji właścicieli sprawiają, że możliwości ich własnych koni nie są optymalnie wykorzystane. To trener pracuje z koniem codziennie i tym samym zna go najlepiej. Na sukces konia w wyścigu składa się bardzo wiele czynników, ale to właśnie trener jest tym, który te puzzle powinien spinać w całość. Tak właśnie dzieje się w przypadku tegorocznego derbisty. Chyba wszyscy miłośnicy wyścigów konnych, znają karierę Guitar Mana. Od początku było o nim głośno ze względu na jego pochodzenie. Dało się słyszeć mniej lub bardziej zabawne opinie „fachowców”, że odziedziczył po Galileo tylko dwie nogi, że to jest miler, że to irlandzki odrzut. Nawet po wygraniu przez Guitar Mana Derby, pan Porębski (Passa) raczył napisać, że Guitar Man to nieudany syn Galileo… Cóż, każdy ma prawo do swojego zdania, a o tym, jak jest naprawdę, i tak zdecyduje drewniany słup, weryfikując wszelkie dywagacje.

    Mnie jednak zastanawiał kompletny brak entuzjazmu ze strony ekspertów. Nie dotarły do nas żadne słowa wsparcia od polskiego środowiska wyścigowego. Nikt nie dostrzegał, że to może być naprawdę wielka sprawa, gdyby Gitara zaistniał w największych wyścigach, mając tym samym szansę przekazania genów Galileo polskiej hodowli. Tak czy siak, robimy swoje. Adam trenuje, ustala taktykę i wszystko, co dotyczy startów. My się nie wtrącamy. Aśka (Szczepan też) wygrywa. 

    Wręczenie pamiątkowych pater dla właścicieli/Tor Służewiec

    To bardzo prosta recepta na sukces. Nie mogę pominąć tutaj Joanny Wyrzyk. Nie chodzi o jej fantastyczną jazdę w Derby. Chodzi o to, że jako pierwsza kobieta wygrała ten trudny bieg i postawiła mało znane polskie wyścigi na mapie świata wyścigów przez wielkie W. Reakcja fachowych periodyków poza granicami Polski była co najmniej miło zaskakująca. Guitar Man będzie kontynuował karierę wyścigową na Służewcu. Konkretnych planów zdradzić nie wypada, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, to kto wie… Mamy wrażenie, że to koń, który jeszcze się rozwija, zostawiając cały czas miejsce na więcej. Zamierzamy kontynuować współpracę z Coolmore, bo atmosfera jest bardzo dobra, a wzajemne zaufanie nabrało solidnych kształtów. Damy znać o konkretach, kiedy się wyklarują. Tymczasem – dawaj Guitar Man!!! 

    Tomasz Szumski

    P.S. Analizując ostatni wyścig Guitar Mana, razem z przedstawicielami Coolmore, nagle usłyszeliśmy uradowany okrzyk: that’s incredible! I rode in the Derby there many years ago as a kid! Okazało się, że to Jamie Moriarty, obecny racing manager. Jechał on w Derby na koniu Charmander trenowanym przez Adama Wyrzyka na początku jego kariery w 2007 roku. Świat wyścigów konnych it’s a small world! 

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły