More

    Maciej Kacprzyk: Marzę o tym, by wyprowadzić się ze Służewca i trenować konie w prywatnym ośrodku

    Chciałbym trenować konie w innych warunkach – w prywatnym ośrodku na wsi. Po pierwsze, na Służewcu obecnie warunki są fatalne. Stajnie i zaplecze są w opłakanym stanie i nadzieje, że się to zmieni w najbliższym czasie są nikłe. Nie jestem aż tak cierpliwy. Poza tym ewentualne remonty i przywrócenie stajni do stanu sprzed wojny nie poprawi jakości moich usług i komfortu pracy. Te budynki są zwyczajnie kiepskie, brakuje pomieszczeń socjalnych, technicznych. Poddasza użytkowe nie mogą pełnić swojej roli, bo są przystosowane do innego rozmiaru belek słomy i siana. Nie mamy żadnych innych powierzchni magazynowych. Zawsze mnie to zastanawia, jaka jest historia ich powstania, przy całym rozmachu i wizjonerstwie przedwojennego Służewca, projekty stajni wyglądają dosyć blado i ubogo. Remont trybuny środkowej jest doskonałym przykładem, że przywrócenie tego typu budynku użytkowego do zabytkowego kształtu nie idzie w parze z poprawą jego funkcjonalności. Na dodatek czuję się tu jakbym pracował na ruchliwym osiedlu.  Mieszkańcy tego terenu już dawno zapomnieli, że to jest przede wszystkim ośrodek treningu koni. W nowym miejscu bardzo chciałbym też mieć możliwość galopowania pod górkę, to bardzo ważny element treningu koni, którego tutaj nie można stosować. Oczywiście to nie jest must have, ale jak już rozmawiamy trochę o marzeniach. to jest to jedna z rzeczy, które chciałbym mieć – mówi w drugiej części wywiadu dla Traf News czołowy polski trener koni wyścigowych Maciej Kacprzyk. 


    Cofnijmy się na dosłownie chwilę do ubiegłego roku, jak by podsumował Pan sezon 2022 w wykonaniu trenowanych przez Pana koni?

    Generalnie był to dobry sezon. Statystyki nie były oszałamiające, ale bierze się to z tego, że często w jednym wyścigu startuje kilka koni w moim treningu. Nawet jeśli jeden wygra, to dwa inne będą na dalszych pozycjach. Z tego względu nie przykładam wielkiej wagi do statystyk, a bardziej wierzę w ocenianie przez pryzmat wygrywania dużych wyścigów. Oceniając pod tym względem, nie było źle – wygraliśmy trzy kategorie A. Do tego trzecie miejsca Amwaj Al Khalediah w Mediolanie w G2 i Pizie w gonitwie Listed. 

    Zacznijmy od ogólnych rzeczy – ile koni ma Pan teraz w stajni?

    Liczba koni zmienia się cały czas. Część koni, które teraz mam – odejdzie, ponieważ jest wystawiona na sprzedaż. Kolejna zasili stajnię w trakcie sezonu. Mnie te zmiany akurat bardziej dotyczą niż innych trenerów. Szczególnie jeśli chodzi o konie z Francji. Te, które tam gorzej biegają, przychodzą do mnie. Na dziś mam fizycznie w stajni 36 koni. Nie wszystkie są w treningu, część jest po kontuzjach lub właśnie jest na sprzedaż, ale też jeszcze mam kilka koni, które odpoczywają na wsi u Bartka Głowackiego. Tam trzymam konie, które nie są w tym momencie w treningu, ale będą biegać w sezonie. Do tego mam jeszcze konie we Francji w pre-trainingu, które niedługo powinny do mnie przyjechać. Reasumując liczba koni w treningu na sezon 2023 będzie wahać się około 40. Niestety trochę ograniczają mnie możliwości lokalowe – na Służewcu są wolne stajnie, ale nie za bardzo Totalizator Sportowy chce je wynajmować. Ostatnio w odpowiedzi na podanie o wynajęcie stajni otrzymałem odmowę w związku z opracowywaniem planu remontów. Opracowują go już od 15 lat, więc raczej widzę małe szanse na to, żebym mógł w najbliższym czasie mieć więcej koni.

    Czy jest dużo więcej arabów niż folblutów?

    Tak. Młodych folblutów, niestety, mam bardzo mało, tylko trzy dwulatki. To najmniej w mojej karierze. Był nawet moment, w którym nie byłem pewny, czy w ogóle będę miał folbluty, czy skupić się na tylko na arabach, ale chyba odcięcie się od koni pełnej krwi angielskiej, to nie byłaby mądra decyzja. Zawsze miałem tych folblutów więcej niż w tym roku, zwłaszcza właśnie dwuletnich. W tej trójce dwulatków jest tylko jeden hodowli zagranicznej. Do tego mam bardzo dużo młodych arabów, co najmniej 15, a jeszcze dojdą kolejne, więc myślę, że ostatecznie może być ich tak około 20. 

    To rzeczywiście sporo w porównaniu do tych trzech folblutów, ale może zostaniemy przy nich na chwilę, może powie Pan o nich ze dwa słowa?

    Dwa polskie, to konie hodowli Państwa Engelów. Tebivero i Target to pełni bracia Thetis i Tytanidy, które w zeszłym roku wygrywały jako dwuletnie. Zagraniczny ogierek to siwy (jak zwykle) zakup mojej żony. Ogier po Camacho o wczesnym rodowodzie. Myślę, że raczej do mili. Bardzo ładny koń. Obecnie ma 160 cm w kłębie. Ogólnie cała trójka wydaje się być dość wczesna,  jak wszystko pójdzie dobrze, to chciałbym żeby już jako dwulatki dobrze się pokazały. Ze starszych koni najlepszy jest Delos, który przezimował świetnie. Wygląda i czuje się bardzo dobrze. Dla niego opcją są gonitwy skakane. W związku z tym, że moim koniuszym jest Zdzisław Lica, to aż nie wypada nie wykorzystać jego wiedzy i doświadczenia. Dlatego planujemy się w tym roku pojawić również na wewnętrznej bieżni. Fajnie wygląda także Domindar, mam też dwie interesujące klacze irlandzkiej hodowli, które jeszcze nie zadebiutowały: Juliet Whisky po Ribchesterze oraz Izzy Bizzy po Gutaifanie. Obie dają nadzieję na dobre wyniki. Ogólnie folblutów jest mało, ale mam nadzieję, że pokażą się z dobrej strony.

    Ogier po Camacho to jedyny dwulatek zagranicznej hodowli w treningu Macieja Kacprzyka.

    W Polsce sporo koni jest przygotowywanych spokojnie, przez co konkurencja wśród trzylatków jest dużo większa niż u koni dwuletnich…

    W przypadku folblutów jest tak, że nawet ponad 50 procent potencjału konia bierze się z jego genotypu, reszta to warunki środowiskowe. Nawet jeśli wszystko od treningu, po zdrowie i szczęście złoży się dobrze, to i tak połowa jest zależna od samego rodowodu. Tego się nie przeskoczy. Z dwulatkami w Polsce jest tak, że dużo trenerów się z nimi nie spieszy. Mam wrażenie że sukcesy koni dwuletnich są u nas niedoceniane, wręcz deprecjonowane. Osobiście jeśli widzę, że koń jest dojrzały, energiczny i ma trochę szybkości, to nie lubię czekać, tylko staram się wykorzystać jego potencjał jak najszybciej. Generalnie zawsze mówię, że utrzymanie młodego konia i starszego kosztuje tyle samo, więc wolę zamiast średnich grupowych koni mieć na ich miejsce nowe młode, bo one dają szansę i nadzieję na ewentualne sukcesy w dużych gonitwach. Każdy dwulatek to nowa szansa na spełnienie marzeń.

    Jak w tym roku wygląda trenowanie w przerwie, zima jest dość lekka, czy Pańskie konie trenują całą zimę, czy może mają jakiś czas wolny od pracy?

    To zależy od konia. Te które miały za sobą wyczerpujący sezon dostały chwilę przerwy i chodziły tylko w karuzeli. Tak jak mówiłem wcześniej, część koni spędzała zimę u Bartka Głowackiego, gdzie mogły się zrelaksować także na padokach. Generalnie młode konie pracują nieustannie, jak tylko pogoda na to pozwala. W ich przypadku nie planuję żadnych przerw, bo wiem, że i tak pogoda je wymusi. Obecnie najbardziej zimą dokuczają nam deszcze. Tor roboczy na Służewcu jest bardzo wrażliwy na duże opady, często jest zalany i przez to niezbyt odpowiedni do normalnej pracy. Taki sam problem mamy z karuzelami, nie są one zadaszone. Pod względem infrastruktury jesteśmy totalnie nieprzygotowani na takie warunki atmosferyczne. Można trenować, ale jest to obarczone dużym ryzykiem wypadków. 

    Na jakim etapie przygotowań są obecnie (luty) młode konie w Pana treningu?

    Araby mam już bardzo zaawansowane, ponieważ część z nich była bardzo wcześnie zajeżdżona – już latem zeszłego roku. Później miały przerwę, a jesienią wróciły do regularnej pracy. Folbluty z kolei straciły grudzień ze względu na pogodę, ale nie będzie problemu z przygotowaniem ich na czerwiec. Generalnie z młodymi arabami nie planuję się spieszyć, mimo że stawka wygląda na świetną, to założenia są takie, że nie będą dużo biegać jako trzylatki. Mam też kilka niebieganych czterolatków i pewnie one będą wychodzić do startu wcześniej.

    Jakie konie będą w sezonie 2023 świadczyć o sile Pańskiej stajni?

    Największe nadzieje wiążę z transferem, a więc końmi własności Pana Płatka – Zenhafem, oraz najlepszym trzylatkiem zeszłego sezonu w Polsce, ogierem Ocean Al Maury. Z koni, które już w poprzednim sezonie biegały dla mojej stajni, najwyżej oceniałem Alghaabrę, ale ona wyjechała do Zjednoczonych Emiratów Arabskich – chociaż tyle, że tam biega dobrze. Ze starszych koni zostanie tylko Athal Bint Gifara, która w 2022 roku nie wygrała wyścigu, ale wbrew pozorom miała dobry sezon. 

    Nie wspomniał Pan o znakomitej Amwaj Al Khalediah, jakie są wobec niej dalsze plany?

    Zakończyła karierę i będzie matką stadną. 

    We Francji?

    Nie, została w stadninie Polska AKF.

    Orientuje się Pan może jakim ogierem będzie kryta?

    Nie, ale w związku z tym, że jest wnuczką Amera, to przypuszczam, że żadnym z jego synów. Może No Risk Al Maury albo Al Mamun Monlau.

    Amwaj Al Khalediah wygrywa Nagrodę Europy 2021.

    To czekamy na źrebaki od Amwaj, a tymczasem wracamy do aktywnych wyścigowców. Z ogierem Ocean Al Maury o miano najlepszego konia wśród trzylatków 2022 walczył Salsabil II, czy on także odszedł z Pańskiej stajni?

    Salsabil II został, tak samo Salsabel i Shaher Al Khalediah. Bardzo też wierzę w konia po Mared Al Sahra – Mawhoub’a własności szejka Al Faisala. Mam też część koni, które nie wyszły do startu w wieku trzech lat, a mogą okazać się niezłe. Generalnie stajnia jest bardzo młoda, o tych młodych na ten moment mogę powiedzieć, że są bardzo ładne. Mam dużo koni po AF Albaharze – jednym z najlepszych synów Amera. Jednak mimo wszystko najbardziej wierzę w Oceana. 

    Właśnie, a Ocean Al Maury, mimo że do Pańskiego treningu trafił po zakończeniu sezonu w Polsce, to już zaliczył start na Pana konto – we Włoszech…

    Tak, był to mały wyścig, nie pattern. (4.12.2012, 1750 m – Piza, Ocean Al Maury był drugi, a do zwycięzcy stracił 3 długości – przyp. red.). Jako trzylatek startował nie tylko w Polsce, bo ścigał się także w Saint-Cloud. Biegał tam z czołówką koni trzyletnich we Francji, a mimo wszystko pokazał się z niezłej strony. Według mnie na dziś jest to jeden z najlepszych koni w Polsce, tak samo jak Zenhaf. 

    Planuje Pan dla nich jakieś wyjazdy zagraniczne w najbliższym czasie?

    Raczej nie. Oba zaczną sezon w Polsce, ale jeśli chodzi o Oceana, to już teraz spoglądamy w kierunku francuskiego Derby. Start Darego i Mayara pokazał, że można zająć tam dobre, płatne miejsca. Priorytetem na pierwszą część sezonu będzie wyścig w Warszawie – Central European Arabian Derby. 

    Zenhaf też najprawdopodobniej na początku będzie biegał w Polsce. Zawsze mówili mi bardziej doświadczeni trenerzy, że zaczynać sezon za granicą jest bardzo ciężko i przekonałem się o tym na własnej skórze. Nie mówię, że tego nigdy już nie zrobię – na pewno zrobię. Ale z racji tego, że Zenhaf miał ciężki ubiegły sezon, to zaczniemy w Warszawie, a później będziemy myśleć o wyjazdach za granicę – teraz myślę o starcie w czerwcu we Włoszech w G2. W tym roku Amwaj była tam w celowniku pierwsza, ale skończyło się niefortunnie i została przesunięta na trzecią lokatę. Byłby to jej i mój największy sukces w karierze. Nie przeczę – mogła zostać przesunięta. To nie była niesprawiedliwa decyzja, ale tak samo mogła nie zostać przesunięta. W tym samym roku w Baden Baden podczas President Cup zwycięski koń też nie trzymał linii prostej na finiszu i nie został przesunięty, w bardzo podobnej sytuacji. Na pewno długo będzie ten wyścig we mnie siedzieć, tak samo jak zeszłoroczna Nagroda Europy.

    Wspomniał Pan o błędzie w Nagrodzie Europy – muszę zapytać, czy uważa Pan posadzenie Tadhga O’Shea na Amwaj Al Khalediah za dobrą decyzję, czy to zaważyło na jej wyniku w Nagrodzie Europy?

    Nigdy się nie przekonamy. Na pewno oceniam, że Amwaj nie była w tak dobrej formie, jak w Nagrodach Michałowa i Porównawczej. Nagroda Porównawcza 2022 według mnie była pięknym wyścigiem. Trenerzy wprost przyznawali, że poświęcili swoje konie, żeby utrudnić Amwaj zadanie. Zaowocowało to bardzo mocnym wyścigiem, a ona mimo wszystko pokazała wielką klasę i pewnie wygrała. Przechodząc jednak do Nagrody Europy, trzeba powiedzieć, że rzeczywiście Han Rastaban wygrał łatwo. Mam nadzieję, że teraz pokaże się z dobrej strony we Francji, będzie to najlepsza reklama dla Polski. Wracając do Nagrody Europy, to patrząc na rozkład ćwiartek uważam, że można było lepiej rozegrać ten wyścig, ale nie wiem, czy to miałoby wpływ na końcowy wynik.

    Historia tego zapisu jest taka, że na początku Amwaj Al Khalediah dosiadać miał Szczepan Mazur, a Konrad Mazur – po fantastycznym zwycięstwie w Nagrodzie Ofira – miał jechać na Salamie. Specjalnie szykowaliśmy Salama na inną taktykę w Nagrodzie Europy, żeby mógł biegać razem z Amwaj. Klacz w swoim stylu miała prowadzić, a Salam podobnie jak w wygranej Nagrodzie Ofira, galopować w koniach. Ostatecznie Salam nie pobiegł ze względu na kontuzję, która zakończyła jego karierę. W ostatniej chwili dowiedzieliśmy się, że Szczepan zmienił decyzję i ostatecznie pojedzie na Han Rastabanie, a nie na Amwaj Al Khalediah. Zastanawialiśmy się, czy Konrad Mazur ma jechać na Amwaj, czy ściągamy dżokeja z zagranicy. Można się zastanawiać co by było gdyby, ale to już bez znaczenia. Podjęliśmy decyzję, że jak sprowadzać dżokeja, to co najmniej klasy Szczepana. Padło na Tadhga O’Shea, wielokrotnego czempiona w ZEA. Jest to bardzo doświadczony jeździec, jeżdżący także bardzo dużo na koniach czystej krwi arabskiej, mogliśmy wierzyć, że spełni nasze oczekiwania.

    Nagrodę Europy 2022 wygrał Han Rastaban pod Szczepanem Mazurem, Amwaj pod Tadhgiem O’Shea była trzecia.

    Jesteśmy już przy jeźdźcach zagranicznych, więc może powie Pan ile kosztuje sprowadzenie dżokeja z takim nazwiskiem na wyścig do Polski?

    Jest to kwestia pokrycia kosztów – dojazdu, samolotu, hotelu, wynagrodzenie za sam dosiad i ustalenia success fee, a więc coś ekstra ponad standardowe 5 procent od wygranej. Nie mogę zdradzać, jaka dokładnie była to kwota. 

    Mówimy o kilku tysiącach euro?

    Tak, na pewno trzeba na to przeznaczyć więcej niż tysiąc euro. 

    Dwa lata temu rozmawialiśmy prywatnie i mówił Pan, że nie przywiązuje się do żadnego jeźdźca na stałe – na pierwszą rękę. Na najlepszych koniach, ze względu na swoje umiejętności jeździł Szczepan Mazur, a przydzielanie pozostałych dosiadów było zależne już od konkretnej gonitwy. Jak będzie w tym roku?

    Dwa lata temu Szczepan miał też umowę z Al Khalediah, a najlepsze moje konie wtedy należały właśnie do Polska AKF. W zeszłym roku już na pierwszą rękę jeździł Konrad, a jego brat dosiadał moich koni już bardziej okazjonalnie. Na początku sezonu dużo dla mnie jeździł Bolot Kalysbek, ponieważ Konrad wracał po kontuzji. Później Bolot odszedł i na pierwszą rękę do końca jeździł Konrad, z którym niedawno zakończyliśmy współpracę.

    W tym roku będzie u mnie pracować Ireneusz Wójcik, którego bardzo lubię i cenię. Na pewno dostanie swoje szanse, podobnie jak w zeszłym sezonie, musi tylko uporać się z problemami z wagą. Jestem też umówiony z Temurem Kumarbekiem Uulu, który w tym roku pracuje u Adama Wyrzyka, że będzie jeździł u mnie na koniach arabskich, jak będzie wolny w swojej stajni, w której tych koni jest niewiele. Jestem przekonany, że ta współpraca wypali. Adam wychował już dwóch czempionów i myślę, że znów może to powtórzyć.

    Obecnie często słyszymy w środowisku wyścigowym, że nie jest łatwo trenować konie w naszym kraju. Jak ocenia Pan swoją sytuację jako trenera w Polsce?

    Jest to stresujący zawód i ten komfort zawsze jest poniekąd ograniczony, ale aktualnie jestem w nienajgorszej sytuacji. To marne pocieszenie, ale wiem, że inni mają gorzej i nie wypada mi za bardzo narzekać. Co istotne, nie obawiam się, że jednego dnia stracę 15 koni. Mam teraz wielu właścicieli, więc nawet jeśli z którymś zakończę współpracę, to nie muszę martwić się, że ucierpi na tym cała stajnia. Mam taki komfort, że mógłbym mieć więcej koni, ale nie muszę. Jak na nasze warunki daje mi to dosyć stabilną sytuację pod względem finansowym. Nie muszę się martwić, co będzie za tydzień, czy miesiąc. Na pewno jednak ogranicza mnie infrastruktura Służewca. Nie jestem optymistą pod tym względem i ciężko mi sobie wyobrazić, żeby to ograniczenie zniknęło, więc marzę o tym, żeby się ze Służewca wyprowadzić.

    Mówimy o wyprowadzce za granicę?

    Niekoniecznie. Po prostu chciałbym trenować konie w innych warunkach – w prywatnym ośrodku na wsi. Po pierwsze, na Służewcu obecnie warunki są fatalne. Stajnie i zaplecze są w opłakanym stanie i nadzieje, że się to zmieni w najbliższym czasie są nikłe. Nie jestem aż tak cierpliwy. Poza tym ewentualne remonty i przywrócenie stajni do stanu sprzed wojny nie poprawi jakości moich usług i komfortu pracy. Te budynki są zwyczajnie kiepskie, brakuje pomieszczeń socjalnych, technicznych. Poddasza użytkowe nie mogą pełnić swojej roli bo są przystosowane do innego rozmiaru belek słomy i siana. Nie mamy żadnych innych powierzchni magazynowych. Zawsze mnie to zastanawia jaka jest historia ich powstania, przy całym rozmachu i wizjonerstwie przedwojennego Służewca projekty stajni wyglądają dosyć blado i ubogo. Remont trybuny środkowej jest doskonałym przykładem, że przywrócenie tego typu budynku użytkowego do zabytkowego kształtu nie idzie w parze z poprawą jego funkcjonalności. Na dodatek czuje się tu jakbym pracował na ruchliwym osiedlu. Mieszkańcy tego terenu już dawno zapomnieli, że to jest przede wszystkim ośrodek treningu koni. W nowym miejscu bardzo chciałbym też mieć możliwość galopowania pod górkę, to bardzo ważny element treningu koni, którego tutaj nie można stosować. Oczywiście to nie jest must have, ale jak już rozmawiamy trochę o marzeniach to jest to jedna z rzeczy, które chciałbym mieć.

    Wejdźmy może w szczegóły, czego dokładnie Panu brakuje?

    Zacznę od stajni, chciałbym żeby były przyjaźniejsze dla koni, ale także dla ludzi z nimi pracujących. Myjka z ciepła wodą i solarium to też w dzisiejszych czasach nie jest fanaberia tylko coś zupełnie standardowego. Na pewno bardzo brakuje nam miejsca, gdzie zimą moglibyśmy bezpiecznie pracować z młodymi końmi – zadaszonego mini toru tzw. kółka, ewentualnie krytej hali. W naszym klimacie tak naprawdę zimą nie da się pracować bez zadaszonego miejsca. Również karuzele muszą być z dachem. Oprócz tego chciałbym też mieć opcje padokowania koni. 

    Poglądowe zdjęcie solarium dla koni. Fot. Horsey Hooves.

    Ale takie padokowanie koni chyba wiąże się z pewnym ryzykiem…

    Tak, ale warto to ryzyko podjąć. Nieduże, bezpieczne padoki, na których konie mogą się choć trochę zrelaksować to naprawdę ważna rzecz. W zeszłym roku Salam Al Khalediah wracał po kontuzji i mogę się założyć, że gdyby nie wychodził na padok, nie wróciłby już do ścigania na najwyższym poziomie, a to się nam udało i w pięknym stylu wygrał Nagrodę Ofira.

    Naprawdę nie mówię o żadnych złotych klamkach, czy marmurach na ścianach, to są takie podstawowe rzeczy, o których tu na Służewcu można tylko pomarzyć. Lubię mieć wpływ na swoje życie, więc zdaję sobie z tego sprawę, że jeśli chcę coś zmienić, to muszę liczyć na siebie. Oczywiście najważniejsze w tym wszystkim jest to, że koszty treningu w takim miejscu będą wyższe, ale wierzę, że będę współpracować z właścicielami, którzy docenią lepsze warunki. Jeśli to się nie uda w naszym kraju, to pewnie będę próbował szczęścia gdzie indziej.

    Polskim wyścigom potrzebne są zmiany, wiem o Pana udziale w zespole opracowującym nowy regulamin wyścigów konnych. Nad czym obecnie ten zespół pracuje?

    Wspólnie m.in. z Jakubem Kasprzakiem i Jarosławem Zalewskim pracowaliśmy nad zmianami w polskich przepisach wyścigowych. Generalnie za funkcjonowanie wyścigów w naszym kraju odpowiadają dwa akty prawne: Ustawa o wyścigach konnych oraz Rozporządzenie Ministra i Rozwoju Wsi w sprawie Regulaminu wyścigów konnych. Oba wymagają zmian, poprawek i aktualizacji. Wiele kwestii w naszych przepisach wymaga doprecyzowania. Obecnie zmiany w Ustawie o wyścigach konnych mają być wprowadzone przy okazji ustawy o gospodarowaniu nieruchomościami rolnymi Skarbu Państwa. Szczegóły można znaleźć na stronach rządowych, ale dodam, że ani nasz zespół ani tym bardziej Rada PKWK nie była zaangażowana w przygotowywanie tego projektu. Zmiany proponowane przez nasz zespół niestety wylądowały w ministerialnej zamrażarce i ciężko przewidywać kiedy można liczyć na dalsze prace związane z ich wprowadzeniem. Szkoda bo wiele nowych rozwiązań według mnie pozytywnie wpłynęłoby na kwestie organizacyjne w polskich wyścigach.

    W pracach zespołu przypadła mi w udziale głównie działka dotycząca dopingu i praktyk zakazanych. Przygotowując się do pracy nad zmianami w Regulaminie studiowałem przepisy antydopingowe Zjednoczonych Emiratów Arabskich oraz Szwecji, a także generalnie temat dopingu w wyścigach konnych. Wiele do myślenia dał mi również start Salama Al Khalediah w czasie Saudi Cup – wszystko w tym temacie było szczegółowo określone i bardzo restrykcyjne. Tam nawet zasady użycia lodu do chłodzenia końskich nóg były konkretnie zdefiniowane.

    Co według Pana powinno się zmienić w polskich przepisach antydopingowych?

    Zacznę od tego, że uważam, że Polska skażona dopingiem nie jest, z bardzo prostego powodu: u nas nie ma wielkich nagród, więc ryzyko się nie opłaca. Zdecydowana większość wpadek dopingowych dotyczy substancji terapeutycznych i nie przestrzegania czasu karencji, ale były też przypadki dziwnych środków, a nawet anabolików. Generalnie polskie przepisy w kwestii antydopingu są przestarzałe i nieprecyzyjne.

    Jak to wygląda na świecie? 

    Są dwa bieguny, na jednym są Stany Zjednoczone z bardzo liberalnym podejściem, stosowaniem fenylbutazonu i Lasixu, a na drugim Europa, w szczególności Francja, z restrykcyjnymi przepisami. 

    W Polsce przede wszystkim brakuje testowania koni w treningu oraz książek leczenia, w których odnotowuje się podawanie leków i stosowane terapie. Nie ma żadnego katalogu zakazanych praktyk, a także zdefiniowanych ram czasowych dla poszczególnych zabiegów.

    Kolejnym problemem jest to, że u nas wykonuje się testy antydopingowe tylko po wyścigu. Krew nie jest pobierana przed startem, w dodatku generalnie krew do próby dopingowej w Polsce pobiera się rzadko. Zazwyczaj ogranicza się tylko do moczu. A jednym z najpopularniejszych sposobów dopingowania koni jest tzw. milkshaking. Wodorowęglan sodu, który podaje się dożołądkowo przed wyścigiem przez sondę, jest buforem dla kwasu mlekowego i bezpośrednio wpływa na możliwości wysiłkowe konia. Ten rodzaj dopingu najskuteczniej wykrywa się przez szybki test krwi przed samym wyścigiem. To tylko jeden z przykładów tego typu trudno wykrywalnych praktyk. Są również inne substancje, których wykrycie wymaga testów nie tylko pół godziny po wyścigu. 

    Milkshaking to jeden z najpopularniejszych sposobów dopingowania koni – przy obecnych przepisach w Polsce jest on praktycznie niewykrywalny. Fot. Turf Talk.

    Więc można pomyśleć, że należy testować konia w przerwie pomiędzy sezonami, dzień przed wyścigiem, godzinę przed nim, ale także zaraz po nim. Wydaje się to niemożliwe.

    Nie trzeba wykonywać wszystkich testów za każdym razem. Czasem wystarczy świadomość, że można zostać poddanym takiej próbie. Wystarczy wyrywkowo testować konie. Wiele kwestii wymaga również zwyczajnego uporządkowania. Co można i kiedy, a co jest bezwzględnie zakazane. Na dziś wystarczy, że koń jest „czysty” na badaniu po wyścigu, a tak poza tym to hulaj dusza piekła nie ma. Jednym z wyzwań przyszłości dla wyścigów konnych będzie przede wszystkim kwestia dobrostanu biorących w nich udziału zwierząt. Nie sprowadza się to tylko do najbardziej medialnej kwestii używania bata, ale także do rozwiązań z zakresu przepisów antydopingowych.

    Rozmawiał Michał Celmer

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły