Na pierwszą rękę w sezonie 2023 będzie jeździł u mnie Temur Kumarbek Uulu. Kolejnym jeźdźcem będzie Marcel Zholchubekov. Dołączył do nas także Ravshanbek Mannanbek Uulu, a do tej nowej trójki dochodzi jeszcze Magdalena Kierzkowska. Moja córka Joanna prawdopodobnie nie będzie w ogóle jeździć w wyścigach. Szanuję jej decyzję i nie chcę wywierać na niej presji – mówi w drugiej części wywiadu dla Traf News trener Adam Wyrzyk.
Sezon 2022 był zdecydowanie dla nas zły. Inni trenerzy zostali na tym samym poziomie, a my spuściliśmy z tonu. Było to m.in. spowodowane tym, że mieliśmy mało trzylatków. Do tego były one raczej słabsze i późne. Doszedł jeszcze zawód w postaci Guitar Mana. Mieliśmy dużo koni starszych, ale zabrakło nam tych z wysokiej półki. Nieustannie pracujemy i dokładamy wszelkich starań, żeby sezon 2023 był dla nas lepszy. Prawdopodobnie do Derby zgłoszę dużo koni, a później w trakcie sezonu będę podejmował decyzje, które z nich wycofać. Gdybym miał ograniczyć listę, to zostałbym przy piątce – Gloria Gentis, Stellarmasterpiece, Kalindan oraz The Clash, a żeby zapewnić im solidny wyścig, dopisałbym Mercurego – dodaje trener Wyrzyk.
Zacznijmy od jeźdźców, w końcu to właśnie współpraca z nimi przekłada się na sukcesy na torze. Czy dalej będzie Pan współpracował ze Szczepanem Mazurem po jego powrocie z Kataru?
Szczepan już w zeszłym roku pracował jako wolny strzelec. Z informacji jakie teraz mamy wynika, że będzie pracował w Niemczech. Od kilku lat go namawiałem na taki ruch i jestem zadowolony, że chłopak, który w Polsce zaczynał swoją karierę, robi kolejne kroki naprzód.
Kto w takim razie na stałe będzie jeździł wyścigi na koniach z Pana stajni?
Jak wiadomo, wolę pracować z młodymi jeźdźcami i patrzeć na ich rozwój. Moja załoga na sezon 2023 jest na to dobrym dowodem. Na pierwszą rękę będzie jeździł u mnie Temur Kumarbek Uulu. To młody, obiecujący i ciągle rozwijający się jeździec, z którym współpracowałem także w minionym sezonie i już wtedy przynosiło to bardzo dobre efekty. Temur dostawał u mnie szanse nie tylko w gonitwach IV grupy, czy w handikapach, gdzie jego ulga wagi, wynikająca z kategorii jeździeckiej, była bardzo korzystna, ale także w bardziej poważnych wyścigach. Byłem zadowolony z jego jazdy, a on z zaufania jakim go obdarzyłem, więc w tym roku będzie moim numerem jeden.
Kolejnym jeźdźcem będzie Marcel Zholchubekov, któremu już w ubiegłym roku udało się wygrać jedną gonitwę i trzy razy wywalczyć drugie miejsce, a miał tylko czternaście dosiadów. Marcel także dostał ode mnie kilka szans i widzę w nim potencjał. Oprócz tej dwójki dołączył do nas także Ravshanbek Mannanbek Uulu, a do tej nowej trójki dochodzi jeszcze Magdalena Kierzkowska, z którą współpracuję od lat. Minusem pracy z młodymi jeźdźcami jest ich brak doświadczenia, ale przy tak licznej stajni jak moja, będą mieli sporo okazji do nauki i szybko nabiorą obycia.
Oprócz Temura i Szczepana od lat zapisywał Pan do wyścigów także swoją córkę, ale w ostatnim sezonie Joannę Wyrzyk mogliśmy oglądać na torze dużo rzadziej. Czy to się zmieni w 2023 roku?
Prawdopodobnie nie będzie w ogóle jeździć. Już w zeszłym roku Aśka nie chciała przyjmować dosiadów i to z wielu powodów. Jednym z nich jest fakt, że komisja techniczna nie reagowała na niebezpieczne sytuacje. Obecnie na polskich torach panuje przyzwolenie na chamską i nieetyczną jazdę, więc przestało ją to bawić i wcale mnie to nie dziwi. Szanuję jej decyzję i nie chcę wywierać na niej presji.
(Wywiad z Joanną Wyrzyk już wkrótce na Traf News).
Jeźdźców omówiliśmy, więc przejdźmy do koni. Rok temu z Pana stajni zgłoszonych do sezonu było 51 koni pełnej krwi angielskiej oraz 8 czystej krwi arabskiej, jak jest razem?
W tym roku jest podobnie, stajnia minimalnie się powiększyła.
Różnica pojawia się przy młodych koniach pełnej krwi, w tym roku jest ich mniej, prawda?
Tak, rok temu miałem ich siedemnaście, a teraz trenuje dwunastkę – 5 klaczy i 7 ogierów. Ile z nich to konie Pana hodowli?
Zero. W tym roku nie mam żadnego dwuletniego folbluta polskiej hodowli.
O jakich koniach myśli Pan pod kątem Derby?
Prawdopodobnie do Derby zgłoszę dużo koni, a później w trakcie sezonu będę podejmował decyzje, które z nich wycofać przy skreśleniach. Gdybym miał jednak ograniczyć listę, to zostałbym przy piątce – Gloria Gentis, Stellarmasterpiece, Kalindan oraz The Clash, a żeby zapewnić im solidny wyścig, dopisałbym Mercurego, ponieważ lubię jak moje konie mają wsparcie w postaci lidera.
Czy na ogół stara się Pan unikać zapisywania klaczy do Derby?
Polskie Derby są rozgrywane na Służewcu, a ten tor jest bardzo łatwy, nośny i płaski. Nie ma na nim praktycznie żadnych górek. Z tego powodu klacze często liczą się w polskim Derby, tak samo z resztą jest w Wielkiej Warszawskiej. Specyfika służewieckiej bieżni jest dla nich korzystna, ponieważ nie wymaga ogromnej siły. W tym roku mam dobre klacze trzyletnie, ale nie wiem jeszcze, czy prowadzenie ich przez Derby uznam za najlepszą opcję. Dużo zależy od tego, jak przezimują. Do podjęcia ostatecznej decyzji mam jeszcze trochę czasu.
Czy już teraz trening koni, wobec których ma Pan plany związane z zapisem do Derby, różni się od sposobu przygotowywania pozostałych trzylatków?
Każdy koń ma u nas inną ścieżką treningową. Wbrew pozorom, wystarczy raz, czy dwa razy w tygodniu zrobić korektę pod konkretnego konia i nagle diametralnie zmienia się jego cały cykl treningowy. Raczej nie trenuję w zimę pod Derby, tylko pod konkretne konie. Pomagam im się rozwinąć i nadrobić braki, które zauważyliśmy u nich w wieku dwuletnim. Jeśli koń jest wielki, gruby i ciężki lub nie można było go pogonić dwulatkiem, to w zimę nadrabiamy to treningiem kondycyjnym, a przy okazji wzmacniamy jego predyspozycje dystansowe. W tym czasie pozostałe konie trenują dość lekko.
Za nami już ponad połowa przerwy pomiędzy sezonami, Pana konie też mają przerwę, czy nie są odstawiane od treningu?
U nas praca nigdy nie ma końca. Zmniejszam moim koniom poziom trudności pracy oraz jej intensywność, ale nie odstawiamy ich od treningu. Grudzień to taki miesiąc na wyluzowanie, staramy się zejść do poziomu lekkiej pracy, żeby konie mogły odpocząć przy delikatnym obciążeniu. W styczniu zaczynamy myśleć, o tym jak pomóc ciężkim koniom w złapaniu wyścigowej kondycji.
Pańska stajnia nie jest w żaden bezpośredni sposób zależna od hipodromów i dostępnych na miejscu torów treningowych. Trenuje Pan konie w pobliskim lesie, czy dzięki temu może Pan trenować zawsze, niezależnie od panujących warunków?
Każdy trener w naszej strefie klimatycznej boryka się z problemami związanymi z podłożem do treningu. Można mieć plan treningowy na konia, ale warunki klimatyczne nie pozwolą go zrealizować, z resztą tak samo jak kontuzje. Nie można książkowo przygotować każdego konia, ponieważ prawie zawsze są jakieś przygody – urazy, infekcje, przerwy w treningu. Często budowanie formy zależy od przypadkowych zdarzeń i tak naprawdę ciężko ustalić program dla danego konia, który będzie realizowany bez żadnych odstępstw. To może być teoria, ale w praktyce taki plan trzeba na bieżąco trzeba korygować. Wbrew pozorom, czasami takie przerwy nawet pomagają koniom w dojściu do dobrej dyspozycji, ale nie można zapomnieć, że jednak to wyjątki od reguły. Trening w ciągu zimy, wygląda w zasadzie każdego dnia tak samo, są tylko pomniejsze różnice. Bardziej znaczące korekty, zmienianie tras, obciążeń, objętości i różne inne zabiegi treningowe, mają miejsce na wiosnę albo nawet już w trakcie sezonu. Zima ma być spokojna i bezpieczna. Trzeba ją przepracować bez kontuzji. W tym momencie głównie operujemy zmianami dystansów. Dwa, czy trzy razy w tygodniu niektóre konie mają wydłużoną pracę, co pozwala przybliżyć im się do dobrej formy.
Czy w tym lesie jest wiele tras, które są wykorzystywane w zależności od potrzeb?
Tak i daje to pewien komfort. Zdarza się tak, że mamy zalany lub zamarznięty pewien odcinek trasy, a jest ona zazwyczaj długo zamarznięta na wiosnę, ponieważ las zachowuje się jak termos, który dłużej utrzymuje temperaturę i przez to drogi nam wolniej odmarzają. Oczywiście, zawsze chciałbym trenować na swojej stałej trasie pod górkę, ale w razie czego mamy inną – bardziej płaską. Tam konie dużo mniej się męczą i są weselsze. Żeby móc je przygotować, konieczne jest zwiększenie obciążeń lub po prostu szybsza praca, a tego staram się unikać. Lekka zima, taka jak w grudniu 2022 roku, jest dla nas idealna. Temperatura utrzymuje się na plusie. Pada i jest mokro, ale potrafimy sobie z tym radzić. Możemy zmęczyć konie nawet wolnym tempem przy pracy na naszym stałym odcinku trasy.
Jak to jest z kontuzjami w zimę, czy przy lżejszej pracy stajnia jest od nich wolna?
Nieważne jak bardzo byśmy uważali, każdy okres w treningu wiąże się z kontuzjami. Wszystkie pory roku mają swoją specyfikę. Aktualnie częstsze są podbicia (skutkują ropą w kopytach), czy zerwania podkowy, ponieważ jest grząsko i nierówno. Z kolei w sezonie kontuzje biorą się głównie z pracy szybkościowej. Zimowe urazy są zazwyczaj niegroźne. W dodatku zimą na drobne kontuzje można spojrzeć z większym spokojem. Na przykład ropa w kopycie – pojawia się, ale nie stanowi problemu w ogólnym cyklu przygotowania konia do sezonu. Taki koń jest na tydzień, czy dwa odstawiony od pracy, ale przerwa nie jest na tyle długa, żeby mogła wpłynąć negatywnie na jego możliwości. W sezonie taka sytuacja najczęściej wiąże się z większymi problemami – trzeba konia wycofać z wyścigu i zmienić cały plan startów.
Po sezonie, często następuje w stajniach znaczna rotacja, czy z Pana stajni także dużo koni odeszło?
Raczej nie. Generalnie moja stajnia już słynie z tego, że mamy bardzo dużo koni starszych. W tym roku mam mało dwulatków, a młodzież w stajni to podstawa. Ten fundament u mnie w tym sezonie nie wygląda idealnie, a największa selekcja jest właśnie wśród dwulatków, część koni odchodzi, gdy nie rokują odpowiednio. Starsze konie są już wyselekcjonowane, więc w ich przypadku pozostaje tylko kwestia rentowności.
Mówi Pan o selekcji dwulatków, ale stajnia Rosłońce nie kojarzy się z naciskiem na wyniki już w pierwszym roku startów. Część koni nie debiutuje w wieku dwóch lat, ale jednak zostają w treningu. W takich przypadkach konie przeszły selekcję pomimo braku startu?
To zależy od sytuacji. Przykładem konia, który nie przeszedł pozytywnie mojej selekcji, jest Imperator Antonius. Powinien być wczesny i od początku spisywać się dobrze, ale było inaczej i go odsunęliśmy. Nie było sensu dalej rozbudzać sobie nadziei i generować właścicielowi dalszych kosztów. Takiego konia lepiej sprzedać, a w jego miejsce kupić nowego. W przygotowaniu młodych koni najważniejsze jest dla mnie ich zdrowie. Wynik nie jest priorytetem, jeśli nie może iść on w parze z dbałością o dobro konia. To są jeszcze dzieci. Jedne z nich szybciej dojrzewają i są gotowe do większych obciążeń, kiedy inne potrzebują jeszcze czasu. Trzeba być cierpliwym, żeby nie zrobić takiemu młodemu koniowi krzywdy. U mnie zawsze koń jest najważniejszy. Rodowód jest ważny, ale koniec końców to koń sam pokazuje nam, kiedy jest gotowy. Na aukcji mam zasadę, że nie kupię konia o fantastycznym rodowodzie, jeśli nie będzie mi się podobał na żywo. Super strona z katalogu nie zawsze idzie w parze z fantastycznym eksterierem. Tak samo jest w treningu. Koń może mieć szybki rodowód i teoretycznie powinien bardzo dobrze biegać już w czerwcu, ale jeśli widzę, że jest on niegotowy, to nie będę przygotowywał go na siłę, mimo że na taką powinność wskazuje rodowód.
Gdy dobiera Pan konie do stajni, to ma z tyłu głowy, żeby zachować równowagę między końmi na różne dystanse oraz różne pod względem płci?
Staram się kupować ich po równo, żeby mieć zbalansowaną stajnie. Pół na pół klaczy i ogierów, tak samo o predyspozycjach na długie i krótkie dystanse. Robi się źle, gdy wszyscy właściciele w stajni chcą mieć konia w dystans – całe szczęście u nas takiej sytuacji nie ma. Dwa sezony temu mieliśmy praktycznie tylko młode konie na długo, a wiąże się z tym to, że były późne. Przełożyło się to wtedy na gorsze wyniki dwulatków. W poprzednim sezonie było już lepiej. Nasza stawka młodych koni była bardziej zrównoważona. Część z koni szybciej dojrzewających pokazała się dobrze i wiążemy już z nimi jakieś nadzieje. Głównie właśnie, że będą dobre na krótkich dystansach. Nie będzie raczej sensu biegać nimi długich dystansów. Przykładem takich koni są klacze – Black Angel (po Harry Angel) i Queen Cappella (po Cappella Sansavero), to raczej konie na krótko. Natomiast Gloria Gentis (po Harzand) i Stellarmasterpiece (Cloth Of Stars) to klacze o predyspozycjach długodystansowych. Przy ogierach mamy to jednak mniej podzielone – większość jest na dłuższe dystanse. Imperator był takim rodzynkiem na krótko, ale niestety nie odpalił. Na wiosenne pojedynki milerskie ciężko będzie kogoś wybrać. Będziemy kombinować i próbować otworzyć sezon z mili, ale oczywiście nic na siłę. Gdyby w tym momencie miał zapisać konie na pierwszy dzień wyścigowy, to okazałoby się, że wszystkim trzylatkom z mojej stajni pasuje Nagroda Generała Andersa (gonitwa dla 3-letnich koni III grupy – 1800 m), ale przecież nie będę tam biegał sześcioma końmi.
Planuje Pan już zapisy do wyścigów na Służewcu, a czy są już jakieś myśli o startach zagranicznych?
Nie jesteśmy jeszcze w odpowiednim momencie, żeby o tym myśleć, ale ogólnie nie mam teraz koni, z którymi mógłbym się porywać na wyścigi zagraniczne. Poziom koni w polskim treningu trochę się podniósł i aktualnie wystarczy mieć konia, który wygrywa z innymi w Warszawie o długość, czy nawet o szyję. Kiedyś, żeby myśleć o jakichkolwiek wyjazdach, trzeba było mieć konia lepszego od reszty o pół prostej. Jednak ciągle, aby móc coś zarobić na wyścigach w Niemczech, czy Francji, to nasz koń musi się choć trochę wyróżniać. W minionym sezonie sporo za granicą biegała Wedding Ring. To jest przykład klaczy, która jakby trafiła na odpowiedni wyścig, to mogłaby wywalczyć naprawdę dobre miejsce. Brakowało jej trochę szczęścia, ale ogólnie jej wyniki dobrze świadczą o koniach na Służewcu, ponieważ ona tutaj się nie wyróżniała, a mimo tego, tam potrafiła złapać się blisko bardzo dobrych koni. W Polsce radzi sobie gorzej, ale ja ją bardzo lubię. Wydaje mi się, że pasuje jej bardziej elastyczny i głębszy tor. Może to wynika z jej stylu biegania. Ona potrzebuje mocnego tempa od startu, brakuje jej trochę przyspieszenia, ale biega sercem i walczy do końca.
Poziomem wyróżnia się też arab Wielki Dakris, może on wyjedzie powalczyć na Zachodzie?
Wielki Dakris dość długo nie biegał. Było to spowodowane delikatnym urazem, którego nabawił się na jesieni. Jest już wyleczony i w tym sezonie na pewno zobaczymy go w akcji, ale raczej na polskich torach. Według mnie to bardzo ciekawy koń na reproduktora.
Ogierów na Derby Arabskie Pan nie ma, ale sytuacja z klaczami wygląda znacznie lepiej, czy od początku sezonu będą one przygotowywane pod kątem Oaksu?
Ciężko jeszcze powiedzieć, jak będziemy nimi biegać. Może się okazać, że łatwiej będzie przygotować klacz, idąc ścieżką przez Nagrody Janowa i Derby, niż ścigając się w gonitwach grupowych z końmi zagranicznej hodowli.
A więc łatwiej ścigać się z najlepszymi polskimi końmi niż przeciętnymi zagranicznej hodowli? Co Pan sądzi o zamykaniu gonitw wyłącznie dla koni hodowli krajowej?
Od dawna mówię, że takie zamykanie gonitw nie ma sensu. Jedynym sposobem na rozwój hodowli i zrobienie progresu naszych koni, jest całkowite otwarcie się na walkę z końmi zagranicznej hodowli. Dotyczy to zarówno koni czystej krwi arabskiej jak i folblutów. Przez ostatnie sezony najlepsze konie naszej hodowli były bardzo dobre. Derbiści Dragon, Wielki Dakris i Han Rastaban potrafili skutecznie rywalizować z najlepszymi arabami zagranicznej hodowli, które notują niezłe wyniki w ważnych wyścigach europejskich. To świadczy o tym, że nasze konie czystej krwi reprezentują już wysoki poziom.
Zamykając wyścigi dla koni naszej hodowli, wytwarza się sztuczny obraz pokazujący, że nawet słabsze polskie konie są tak samo dobre, jak te zagraniczne. Tylko prawdziwa, otwarta rywalizacja może spowodować rozwój hodowli. Wyhodowanie dobrego konia czystej krwi arabskiej w naszych warunkach jest dużo łatwiejsze, niż konia pełnej krwi angielskiej. Wynika to z tego, że nasienie najlepszych ogierów czystej krwi można kupić za stosunkowo nieduże pieniądze. W hodowli folblutów nie można tak robić, więc jesteśmy zależni od ogierów kryjących w Polsce, a prezentują oni przeciętny poziom. Tak naprawdę cała hodowla opiera się na ogierach, przez co ciężko naszym folblutom dogonić Europę czy świat. Wysłanie klaczy pod super reproduktora stacjonującego na Zachodzie, wiąże się z ogromnym wydatkiem. Gdyby u nas kryły konie chociaż z drugiej półki europejskiej, to można by było myśleć o hodowli na poważnie. To jest niestety niemożliwe. U nas jest dwieście klaczy hodowlanych, więc sprowadzanie ogiera do krycia za wielkie pieniądze nie ma żadnego sensu. Taka inwestycja w Polsce nie ma szans się opłacić. Każdy może sprawdzić, za jakie pieniądze kryją ogiery i zobaczyć, że w Polsce, ten biznes nie daje praktycznie żadnego zwrotu. Tutaj hodowla folblutów to hobby, a nie sposób na życie i przemysł jak w Anglii, Irlandii, czy Francji. Wyhodowanie własnego konia w polskich warunkach jest często droższe niż kupienie roczniaka na zagranicznej aukcji.
Co Pan sądzi o nowym cyklu gonitw zaproponowanym przez Polski Klub Wyścigów Konnych we współpracy z Krajowym Ośrodkiem Wsparcia Rolnictwa?
Chronienie dużo słabszych koni polskiej hodowli przed rywalizacją z najlepszymi, na zasadzie zaproponowanej przez KOWR, mi nie przeszkadza. Według mnie te gonitwy nikomu nie szkodzą. Jest na to przeznaczona dodatkowa kwota, więc te wyścigi nie uszczuplają puli nagród na cały sezon. Porównywanie zamykania gonitw w Polsce do sytuacji Turcji, czy Maroka nie ma sensu, ponieważ te kraje są daleko z tyłu jeśli chodzi o hodowlę koni czystej krwi arabskiej. Przez taką politykę wyścigowo-hodowlaną nie mogą się rozwijać i do Francji, czy krajom z Zatoki Perskiej brakuje im bardzo dużo. Tylko wykorzystywanie najlepszych ogierów i mieszanie ich linii może spowodować wyścigowy progres.
Bezsensem jest ściganie się koni pokazowych z wyścigowymi. Na Zachodzie już od dawna rozdzielone są linie pokazowe, rajdowe i wyścigowe. Obecnie ciężko jest utrzymać formułę konia o czystopolskiej krwi. Nawet w hodowli pokazowej największymi wybuchami były konie ściągane z zagranicy, które robiły tu furorę, a później umożliwiały nam postęp hodowlany. Tak samo jest z wyścigami. Cykl gonitw dla koni eksterierowych zaproponowany przez KOWR jest według mnie niezła inicjatywą, ale będą to wyścigi raczej w typie pokazowym, które nie będą miały dużo wspólnego z prawdziwą selekcją.
Widziałem, że powstały także nowe wyścigi dla trzyletnich koni pełnej krwi angielskiej wyłącznie polskiej hodowli. O jakiej selekcji można mówić w przypadku takich gonitw? Mają chyba tylko na celu złagodzenie pretensji kilku niezadowolonych osób, których konie nie radzą sobie w otwartych wyścigach.
Jakie widzi Pan rozwiązanie dla problemu zamykania gonitw w Polsce?
Tworzenie gonitw tylko dla koni polskiej hodowli to utopia rodem z PRL-u. Wydaje mi się, że trzeba myśleć o wspieraniu hodowców w inny sposób. Według mnie najlepszym modelem dofinansowań na świecie jest ten francuski. Byłbym zwolennikiem wspierania polskiej hodowli premiami za starty, czy za nagrody. Myślę, że premie za starty nawet byłyby lepsze. Zapewnienie takich premii za prawidłowe starty w gonitwach, w wysokości załóżmy pięciu tysięcy złotych niezależnie od tego, które miejsce koń zajmie w wyścigu, sprawiłoby, że wartość każdego konia polskiej hodowli podniosłoby się o 5, czy nawet 10 tysięcy złotych. To z kolei byłby bodziec, który spowodowałby chętniejsze sięganie po lepszy materiał genetyczny.
Jak już jesteśmy przy hodowli, to czy derbista 2021 Guitar Man (świetny rodowodowo syn Galileo) wróci na tor i będzie jeszcze biegał, czy są już wobec niego inne plany?
Na razie odłożyliśmy plany hodowlane na bok. Chcemy dać mu jeszcze szansę. Jest zdrowy i nic mu nie dolega. Ja się trochę na niego zawziąłem. Chcę go poznać, zbadać jego charakter. Cały czas trenuje i myślę, że jego możliwości sportowe nie są problemem. Jest nim jakaś bariera w głowie, którą chcę przezwyciężyć. Od wiosny mocniej go przyciśniemy na treningach, jeśli odpali, to będziemy się cieszyć, a jeśli nie, to w życie wejdą plany hodowlane. Tak czy siak, mieliśmy go zostawić w hodowli ze względu na świetny papier z crossem Galileo na Danehill. Może być on ciekawym ogierem stadnym. Nie jest duży, a nawet dość drobny i mały, ale wbrew pozorom taki koń by się u nas dobrze sprawdził na rosłych klaczach. Hodowla to nie tylko dobierania do siebie odpowiednich rodowodów, ale także łączenie koni pod względem eksterierowym.
Po sześciu latach jako czempion, zajął Pan drugie miejsce, ale to chyba też nie był zły sezon…
Był. To zdecydowanie był zły sezon. Inni trenerzy zostali na tym samym poziomie, a my spuściliśmy z tonu. Nasza stajnia obniżyła loty, a jest to między innymi spowodowane tym, że mieliśmy mało trzylatków. Do tego były one raczej słabsze i późne. Część z nich zawiodła, a kariery pozostałych wyhamowały kontuzje. Strata Night Thundera, który biegał wcześniej na wysokim poziomie, także była bardzo bolesna. Do tego doszedł jeszcze zawód w postaci Guitar Mana. Na koniec trzeba dodać, że mieliśmy dużo koni starszych, ale zabrakło nam tych z wysokiej półki. Nieustannie pracujemy i dokładamy wszelkich starań, żeby sezon 2023 był dla nas lepszy.
Rozmawiał Michał Celmer
Na zdjęciu tytułowym Guitar Man pod Joanną Wyrzyk wygrywa w walce z Nanią polskie Derby 2021