More

    Maciej Janikowski: Westminster Moon ma szansę stać się koniem lepszym od Va Banka

    W ostatnią niedzielę na Służewcu miała miejsce Gala Derby, najważniejszym wyścigiem dnia oczywiście były 121. polskie Derby. Gwiazdą okazał się trenowany przez Macieja Janikowskiego ogier Westminster Moon, który sprostał roli faworyta i wygrał wyścig o Błękitną Wstęgę łatwo, o cztery długości. Był to piąty sukces w tej klasycznej gonitwie trenera Janikowskiego, ale pierwszy stajni Westminster Race Horses oraz dżokeja Sanzhara Abaeva. Z tej okazji porozmawialiśmy z Maciejem Janikowskim, który w trakcie rozmowy odpoczywał już nad polskim morzem. 

    Z tego co wiem, to nie było Pana na aukcji, gdy firma Westminster kupowała Westminster Moona, więc jak to się stało, że trafił do Pańskiej stajni? Miało to związek, z tym, że cenił Pan Moonu po tym samym ojcu?

    Zgadza się, standardowo konia wybierał właściciel Marian Ziburske i agent Tomas Janda. Moonu mi tak zaimponowała, że faktycznie chciałem dostać do treningu kolejnego konia po Sea The Moonie… no i się udało. Historia powtórzyła się także, gdy Westminster Moon był w wieku dwóch lat. Jeszcze nie każdy był nim zachwycony, ale mnie tylko utwierdził w dobrym zdaniu o jego ojcu. Tym razem też wszystko potoczyło się szczęśliwie i obecnie trenuję już trzy konie z różnych roczników po tym reproduktorze, najmłodsza jest Lady Monia. 

    Moonu.

    Więc można śmiało powiedzieć, że ma Pan słabość do tego reproduktora.

    Tak i wcale się nią nie krępuję. Zaczęło się od Moonu, złapała mnie za serce, jeszcze gdy jeszcze nie miała tak wielkich sukcesów. Nawet jak nie szło jej najlepiej, ciągle wiedziałem, że jest bardzo dobrym koniem. Sympatia została i trochę na życzenie, trochę szczęśliwie, trafiły do mnie kolejne konie po Sea The Moonie. 

    Jak go Pan odbierał, gdy był jeszcze dwulatkiem? Według wielu, nie od razu wyglądał na czempiona…

    Był brzydki i miał tyle wad, że nawet kwota 15 tysięcy euro wydawała się zawyżona, mimo że odsadem kosztował trzy razy więcej. Na początku nawet w stajni niejedna osoba się z niego podśmiewywała. Miał przyjść brat Moonu, a tu coś takiego… Nie mogę powiedzieć, że od początku mi się podobał, bo nie lubię folblutów na krótkiej nodze. Wolę wyższe, bardziej szlachetne. Przy młodych koniach o budowie Westminster Moona jest pewne ryzyko. Mogą się one rozwinąć, a nogi z czasem im urosną, albo zostaną w takim typie, a to według mnie byłaby już spora wada. Zazwyczaj takie konie galopują na gorszej akcji, a nie każdy z nich umie wyciągać daleko nogi. Te wyższe częściej prezentują dłuższy, ładniejszy ruch.  

    Westminster Moon zaczął mi się podobać, gdy doszło do pierwszych galopów. Okazało się, że należy do nielicznej grupy koni, które mimo niewielkiego wzrostu i stosunkowo krótkich nóg, bardzo ładnie galopują. Miał świetny wykrok, a jeźdźcy już wtedy nie szczędzili mu pochwał. Nie porywał aparycją, ciągle był masywny i wyglądał na grubego. Był mocno łękowaty, a przez wygięcie kręgosłupa, miał brzuch znacznie niżej niż konie o poprawnej budowie. Zresztą prawdopodobnie, tylko dlatego udało się go kupić tak tanio. Poprzedni właściciele, tak samo jak potencjalni kupcy, pewnie zrazili się jego wyglądem. 

    Według wszelkich kanonów, koń pełnej krwi angielskiej nie powinien być tak “wygięty”. Gdyby to się z czasem nie zmieniło, to nie miałby szans osiągać dobrych wyników w wyścigach. Koniom, u których ta wada się utrzyma, jest bardzo ciężko, ponieważ ich kręgosłup jest wręcz wygięty w odwrotną stronę, niż powinien być do swobodnego galopu. Wtedy też szyja nie może się odpowiednio obniżyć, co skraca ruch, a także możliwości szybkościowe. 

    Westminster Moon na aukcji odsadów. Fot. Tattersalls

    Kiedy to się zmieniło, w którym momencie późniejszy derbista się “wyprostował”?

    W czasie rozwoju powoli dochodził do normy. Zaczął kentrować, w międzyczasie trochę rósł, niestety powoli, ale centymetr po centymetrze się poprawiał. Do tego wzmocniły mu się mięśnie, które utrzymują kręgosłup i jego wada zaczęła być coraz mniej widoczna. Jak był pod siodłem, nie było to aż tak zauważalne, tylko brzuch mu lekko wisiał, ale wcale nie był okropnie gruby. Po prostu przez wagę, zarys brzucha był bardziej łukowaty. Nie był pozytywnie oceniany przy okazji debiutanckiego startu, ale gdybyśmy go rozsiodłali, to dopiero wszyscy by się z niego śmieli. Podczas zimowej przerwy wszystko się zmieniło. Lekko podniósł się na nogach, a i praca zrobiła swoje. Dzięki treningowi się wzmocnił oraz zgubił zbędne kilogramy. Nabrał lepszej sylwetki i choć dalej nie ma idealnej postawy, to już nie mamy się czym przejmować. 

    Jak go Pan ocenił po zwycięstwie z debiutu i niepowodzeniu w Nagrodzie Hipokratesa?

    W debiucie dał mi pierwszy znak i potwierdzenie swojego dużego talentu do galopowania. Od początku, pomimo olbrzymiej masy, ruszał się lekko. W starcie pokazał, że niczego sobie nie wymyśliliśmy. W wyścigu “robił się mały”, wyciągał się jak koń o zupełnie innym typie budowy. Miałem jeszcze jednego takiego konia – Lucky Petera. Był malutki, a jak się wyciągał, wydawało się, że będzie szurał brzuchem po ziemi. 

    W Hipokratesa wcale mnie nie rozczarował. Shamadram łatwo wygrywał, ale Westminster Moon pod koniec zbliżał się do dwójki rywali z przodu. Nie udało się go wtedy dobrze przeprowadzić w dystansie. Wbrew pozorom on od początku ma problemy z rozpędzeniem się. W pierwszej swojej gonitwie cudem dogonił inne konie, a w Hipokratesa to się już nie udało, bo jeździec był za daleko od rywali przy wyjściu na prostą. Westminster Moon potrzebuje co najmniej kilkudziesięciu metrów, żeby stanąć na chód. On nie rusza sam z siebie, trochę trzeba się naprosić, żeby zaczął przyspieszać. Wcale nie poprawia w ręku, jak wielu osobom się wydaje. Owszem ma w sobie sporo szybkości, ale trzeba ją z niego wydobyć. W drugim starcie to się nie udało, ale wiedziałem, że wynik wcale nie oddawał jego możliwości. Porażka tamtego dnia nie miała nic wspólnego ze stanem toru. W mojej opinii, elastyczna bieżnia może mu tylko pomóc. Tym wyścigiem się ani trochę nie martwiłem, a nawet Westminster Moon mi się w nim podobał i byłem z niego zadowolony. 

    Westminster Moon wygrywa z debiutu.

    Czy już wtedy myślał Pan o potrzebie znacznego wydłużenia dystansu?

    Teraz wszyscy zachwycają się jego szybkością, ale on jest dość tępy, więc wiedziałem, że wydłużenie dystansu będzie mu odpowiadać. Oglądając powtórkę z Derby, można zobaczyć, jak mocno jeździec musiał go posyłać na pierwszych dwustu metrach. Powiedziałem Sanzharowi, że nie może dać się wyprzedzić wielu koniom przed wejściem w pierwszy zakręt i żeby utrzymać się w pierwszej szóstce musiał się trochę napocić. Szybkość pokazał dopiero, jak się rozgalopował.

    W ostatnim zakręcie szedł już mocno, a nawet trzeba powiedzieć, że teoretycznie nie powinno się tak wcześnie rozpędzać konia, bo ściganie się po zakręcie i mijanie koni najszerszym kołem to błąd. W każdym innym wyścigu jeździec pewnie by tego nie zrobił, ale Derby rządzą się swoimi prawami i nie tak łatwo o chłodną głowę. Największym plusem takiej jazdy było to, że udało mu się uniknąć jakichkolwiek kolizji. 

    W takim razie jakie zalecenia dostał od Pana Sanzhar Abaev przed samym startem?

    Przed wyścigiem wydałem następujące dyspozycje: Masz dobry numer, rusz jak należy. Bądź w pierwszej części stawki. Nie możesz być za daleko, bo wyścig nie będzie bardzo mocny. Lider nie wytrzyma szalonego tempa, więc na początku będzie szarpnięcie, a później tempo się uspokoi. Masz super konia, na takim nie ma co siedzieć z tyłu. Jak już w dystansie zajmiesz dobre miejsce, to myśl o tym, za kim jedziesz, nie utrzymuj pozycji za liderami, którzy później będą opadać z sił. Nie daj nikomu wpaść sobie pod nogi. Szukaj drogi, na której nikt Ci nie przeszkodzi. Możesz nawet jechać trzecim kołem, na prostej koń i tak sobie poradzi. 

    Wspólna radość Macieja Janikowskiego, Sanzhara Abaeva i Mariana Ziburske po zwycięstwie Derby 2023.

    Niezależnie od tego, że jako dwulatek pokazał się nieźle, to przez zimę musiał się sporo zmienić, bo jeszcze przed Nagrodą Irandy, czyli pierwszym startem w sezonie, był w stajni nazywany derbistą…

    Za bardzo dobrego konia wziąłem go po drugim starcie, teoretycznie najgorszym. Całą zimę dobrze pracował, a często galopował ze starszymi końmi. Na takie przezwisko zapracował właśnie postawą na treningach. Zawsze lekko szedł przy koniu, nigdy nie miał problemu z tempem. Niezależnie od tego, czy obok miał przeciętnego, czy bardzo dobrego partnera. Nigdy nie rwał się do poprawiania, jeśli nie dostał od jeźdźca jasnego sygnału. Od początku mówiłem, że mamy jednego konia na Derby, zawsze wierzyłem w jego możliwości.

    Z dystansem 2000 metrów w Nagrodzie Irandy poradził sobie świetnie, dwieście metrów dalej w Memoriale Jerzego Jednaszewskiego również, ale były to wyścigi najszybsze na końcówce. Czy obawiał się Pan o to, jak spisze się Westminster Moon w gonitwie mocnej od startu?

    Końcówki owszem miały szybkie, ale nie dlatego, że były w dystansie słabe, przecież ćwiartki po 31 sekund, nie są wcale takie wolne, szczególnie w przypadku trzyletnich folblutów, startujących po raz pierwszy w sezonie. W Nagrodzie Irandy wyścig był wręcz mocny, po prostu nasz koń pokazał, że jest klasowy i zrobił rewelacyjne ostatnie 500 metrów. W Jednaszewskiego było wolniej, ale przeciwnicy byli od niego zdecydowanie słabsi. Na dodatek nie było sensu robić mocnego wyścigu, a to ze względu na stan toru. Nie chciałem, żeby Mecenas zrobił mu za mocny wyścig na twardej bieżni. Westminster Moon jest ciężkim koniem i nie było potrzeby ryzykować jego zdrowiem. Wiedziałem, że jest ambitny i niezależnie od tego, jak szybko będzie w dystansie, to później przyspieszy na prostej. Wolałem, żeby zrobił mocne 500 niż 2200 metrów. Wielu osobom wydawało się, że poradzi sobie tylko w wolnym wyścigu, ale ja byłem pewny jego klasy. Popisałby się niezależnie od tego, jak szybko byłoby w dystansie. Stan nawierzchni też nie zrobiłby mu żadnej różnicy. Nie miałby problemów nawet w wyścigu po ciężkim torze, wtedy również pokazałby swoje przyspieszenie, które po prostu ma w genach. 

    Westminster Moon wygrywa Memoriał Jerzego Jednaszewskiego.

    To już Pana piąte zwycięstwo w Derby, więc doskonałych koni w Pana treningu nie brakowało. Jak na tle pozostałych, wcześniejszych świetnych koni wypada Westminster Moon?

    Z tych pięciu derbistów Westminster Moon jest w pierwszej trójce. Wszystkie z nich, Czerkies, Va Bank i Westminster Moon wygrały Derby w podobnym stylu, bardzo łatwo. To świadczy o jego sporej klasie. Chryston i Montbard zwyciężyły ledwo, po walce, a tak naprawdę to Montbard przegrał (Montbard minął celownik drugi, ale pierwsza Królowa Śniegu została przeniesiona za crossing – przyp.red.), przez to, że przemęczył się w Nagrodzie Iwna. 

    Czy w takim razie można porównywać Westminster Moona do Va Banka?

    Myślę, że tak. Va Bank był w trochę innym typie, ale Westminster Moon ma jeszcze szansę się rozwinąć i stać się nawet lepszym koniem od Va Banka. Według mnie on jeszcze nie wszystko umie. To był dopiero jego piąty wyścig w życiu, pierwszy z większą liczbą koni. Gdyby został normalnie przeprowadzony w dystansie, to spokojnie mógłby wygrać o 7 długości.

    To kolejny raz kiedy pokazuje Pan, że woli prowadzić konie do Derby boczną ścieżką, omijając Nagrodę Iwna… 

    Robię to wyłącznie dlatego, że odstęp pomiędzy Nagrodą Iwna, a Derby wynosi trzy tygodnie. Według mnie to za krótki czas na regenerację dla młodego folbluta. Te konie są wtedy w połowie swojego rozwoju i nie są gotowe na dwa bardzo ciężkie wyścigi, szczególnie po lekkich torach. Nie ma możliwości, żeby start w Iwna nie odbił się na koniu w Derby. To pokazuje historia Manwhatamana. Wygrał bardzo łatwo w Iwna, a tutaj wypadł dobrze, ale tak naprawdę nie zaistniał w wyścigu i pobiegł poniżej swoich możliwości. Start w Iwna wchodzi koniom w nogi. Tak to niestety jest, że Iwna wygrywa się łatwo, a później przegrywa się Derby. Wiem to od lat i dopóki nie doproszę się o wydłużenie przerwy pomiędzy tymi gonitwami, nie będę ryzykował startami swoich koni. 

    Udało się przywrócić Wielką Warszawską na pierwszą niedzielę października, czas na kolejną zmianę. Odstęp pomiędzy Nagrodami Rulera i Iwna jest dobry, według mnie należy go zachować, natomiast przydałaby się krótsza przerwa pomiędzy Strzegomia i Rulera, ona nie byłaby niczym strasznym. Pod kątem Derby ten wyścig jest praktycznie bez znaczenia. Przyszli derbiści absolutnie nie muszą w nim biegać. Nie trzeba zapisywać koni do Strzegomia, przed Rulera. Wystarczy odpowiednio przygotować swojego konia i zacząć sezon właśnie od pierwszego klasyku (2000 Gwinei, w Polsce Nagroda Rulera). Oczywiście najlepiej byłoby rozpocząć sezon tydzień wcześniej, wtedy wszyscy byliby zadowoleni.

    Va Bank był jednym z najlepszym koni w polskim treningu w XXI wieku.

    Omówiliśmy przeszłość, to przejdźmy teraz do planów na przyszłość. Gdzie będziemy mogli obejrzeć Westminster Moona? W St Leger, Wielkiej Warszawskiej, a może za granicą… 

    Właśnie leżę nad morzem, opalam się i przeglądam plany gonitw. Mam zagwozdkę, jak ułożyć młode i stare konie, które powoli zaczną się mieszać. Myślimy o wyjeździe za granicę, ale wszystko zależy od tego, czy znajdziemy dla niego odpowiedni wyścig. Chętnie zapisałbym go do Kozienic i Westminster Freundshaftpreis, to gonitwy dość bezpieczne, na 2000 metrów. Nie powinny go sporo kosztować. Później wystartowałby w Wielkiej Warszawskiej lub w Niemczech, czy we Francji. Chociaż to, że w październiku nie trzeba już szukać żadnego startu za granicą, bo można pobiec gonitwę rangi Listed na swoim podwórku, zdecydowanie kusi. 

    Takie jest moje spojrzenie na najbliższe miesiące, ale nie wykluczam wcześniejszego wyjazdu na Zachód, wszystko zależy od tego, jaki wyścig dla niego znajdziemy i co ustalimy z właścicielem, z którym nie mieliśmy jeszcze czasu dokładnie omówić planów na najbliższe miesiące. Nie wykluczam też odłożenia wyjazdów za granicę na przyszły rok, bo nasze konie trzyletnie zazwyczaj nie są na tyle dojrzałe, żeby biegać w wyścigach rangi G (G1, G2, czy G3). Tak postąpiliśmy z Va Bankiem, ponieważ zarówno ja, jak i dżokej uznaliśmy, że koń jeszcze nie był gotowy do ścigania na takim poziomie. Wszystkie wyścigi w Polsce wygrywał łatwo, przez co mu brakowało doświadczenia. Zanim się spróbuje walczyć o black type, trzeba nauczyć konia walczyć na finiszu.  

    Westminster Moon wygrał Derby 2023 jak chciał.

    A propos black type, ten status ma już inny z koni własności firmy Westminster, którego jeszcze rok temu Pan trenował. Czy porównywanie Westminster Moona do Lady Eweliny, która była siódma we francuskim Oaks, jest według Pana zasadne?

    Chyba tak. Na ten moment wydaje mi się, że do 2000 metrów lepsza jest Lady Ewelina, ale na dystansach powyżej dwóch kilometrów skłaniałbym się ku ogierowi. 

    Przyszłość Westminster Moona stoi jeszcze pod małym znakiem zapytania, a z przyszłością i zagadkami kojarzą się dwulatki. Jeśli dobrze pamiętam ma Pan ich jedenaście…

    Dziewięć, dziewięć… ledwie dziewięć, a dwa z nich nie wiadomo czy w ogóle wyjdą w tym roku do startu. 

    Czy w gronie tych dwulatków widzi Pan jakiegoś, który się choć trochę wyróżnia lub daje przesłanki o tym, że ma szansę być klasowym koniem, jak Westminster Moon?

    Identyczne pytanie co jakiś czas zadaje mi właściciel większości z nich, ale i dla niego i dla Pana mam taką samą odpowiedź. Nie można z przekonaniem mówić jeszcze o potencjale tych koni. Oprócz Ursusa żaden z nich nie robił nawet galopów. Na ten moment mogę powiedzieć, że wszystkie trzy klacze własności firmy Westminster mi się podobają. 

    Nasza rozmowa dotyczy głównie Westminster Moona, więc chciałem zapytać właśnie o jedną z tych trzech klaczy, córkę Sea The Moona.

    Ma identyczną sylwetkę jak derbista, są w tym samym typie. Gdybym ich nie znał, to powiedziałbym, że to jedna rodzina. O tyle dobrze, że ona nie ma wady kręgosłupa i jest nieco wyższa. Też jest mocna, potężna, z dużym zadem. Wygląda jak ogier, trochę jeszcze robi wrażenie grubej, też taka bomba, jak Westminster Moon. Z kolei Moonu jest do nich zupełnie niepodobna. 

    Lady Monia na aukcji roczniaków. Fot. Tattersalls

    Nic tylko liczyć, że będzie biegała jak Moonu oraz Westminster Moon. Dziękuję za rozmowę i życzę udanego wypoczynku. 

    Dziękuję, do zobaczenia na torze. 

    Rozmawiał Michał Celmer

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły