More

    Maciej Janikowski: Polskie wyścigi, mimo ogólnoświatowego kryzysu, wypadają naprawdę nieźle

    Maciej Janikowski to jeden z najbardziej zasłużonych trenerów w historii polskich wyścigów konnych. Jego stajnia od lat 70-tych odgrywa kluczową rolę w polskich wyścigach. Jednak sukcesy na naszych torach to nie wszystko – po ostatnich doskonałych latach, obfitych w zwycięstwa najwyższej próby w Polsce, przyszedł też czas na wygrane w Europie Zachodniej. W ostatnich miesiącach w Merano i w Mediolanie doskonale spisywała się jego podopieczna Moonu, która wygrała gonitwy Listed i G3. Postanowiliśmy skorzystać z tej okazji i porozmawiać o wyścigach polskich oraz włoskich od strony innej niż zwykle, nie o samych wynikach koni, a organizacji wyścigów. 

    Michał Celmer: Pomówmy o różnicach między wyścigami polskimi i włoskimi. Może zacznijmy od tego co przed wyścigiem. We Włoszech konie przychodzą na wyścig nieosiodłane. Czy uważa Pan, lub po prostu wie, że to reakcja na popularne we włoskich wyścigach nielegalne dopingowanie koni?

    Maciej Janikowski: Kiedyś było tak, że we Włoszech byli specjalnie przydzieleni pracownicy, którzy pilnowali koni, aby te nie dostały żadnej zabronionej substancji. Spędzali z końmi ostatnie długie godziny przed startem, a siodłanie przy padoku znacznie ułatwiało kontrolę. 

    Czy uważa Pan, że włoskie wyścigi dalej są w dużym stopniu skażone dopingiem?

    Kiedyś tak faktycznie było, ale teraz wydaje mi się, że jest w tej kwestii lepiej. Nie mogę odpowiedzieć jednak z pewnością, nie jestem do końca w temacie włoskich wyścigów. 

    A jak postrzega Pan obecnie włoskie wyścigi? Kiedyś były one na poziomie niemal najwyższym w Europie, porównywać je można było z wyścigami w Wielkiej Brytanii, czy we Francji, obecnie nie jest już tak kolorowo. 

    Włoskie wyścigi od lat przeżywają bardzo poważny kryzys i za jeden z dowodów zapaści uważają zwycięstwa Moonu. We włoskiej prasie ukazał się tekst, w którym autor zaznaczył: “jest tak źle, że już nawet polskie konie nas ogrywają”. Porażki z końmi z Niemiec nie są tam żadną nowością, raczej już codziennością, więc to na nich dużego wrażenia nie robi, jednak nie przywykli do przegrywania z Polakami. My jesteśmy traktowani tam jak trzeci świat. Z pewnością to się zmienia, bo nasze konie zaczynają naprawdę dobrze biegać. Taka krytyka jest normalna i u nas jest podobnie, jak tylko przyjedzie jeden koń z Czech czy Niemiec i wygra jakiś ważny wyścig. Wtedy chętnie ludzie narzekają na nasze “beznadziejne” konie. 

    Jak już jesteśmy przy porównaniu możliwości koni trenowanych w Polsce i we Włoszech, to chciałbym prosić Pana o ocenę stanu polskich wyścigów. Na łamach Traf News w ostatnim czasie pozytywnie o naszych wyścigach wypowiadał się Tomasz Mielnik (asystent Rolanda Dzubsza – niemieckiego czempiona trenerów) oraz Szczepan Mazur, czy Pan podziela ich opinie i można obecnie powiedzieć, że nasze wyścigi się rozwijają, w przeciwności do włoskich?

    Według mnie w tej chwili organizacja naszych wyścigów jest już znacznie lepsza niż we Włoszech. Z wyścigami niemieckimi nie możemy się jeszcze za bardzo porównywać, natomiast jest tak, że polskie wyścigi ciągle idą do przodu. Włosi przeżywają przykry kryzys i próbują ratować swoje wyścigi. Niemcy też nie mają powodów do zadowolenia, bo ich wyścigi są już ciutkę gorsze niż były w przeszłości, więc w obecnej sytuacji na świecie, kiedy niemal wszystkie państwa przechodzą kryzys, trzeba powiedzieć, że polskie wyścigi wypadają naprawdę nieźle. Obraz włoskiego świata wyścigowego jest naprawdę katastrofalny i aż ciężko było mi uwierzyć własnym oczom, jak źle wygląda ich sytuacja.

    Aż tak można było to odczuć podczas jednodniowego wyjazdu do Włoch?

    Tak, wyścigi nawet w Mediolanie, który jest jednym z najważniejszych punktów na wyścigowej mapie Włoch. Wszystko jest tam pozamykane na cztery spusty i opustoszałe. Setki boksów stoją niezagospodarowane. Tor popada w ruinę, aż przykro było patrzeć. Infrastruktura o wielkim potencjale jest całkowicie zaniedbana. Olbrzymi zadaszony tor w kształcie ringu obok stajni gościnnych, służący do treningów w ciężkich warunkach lub kłusowania, który w Polsce według wielu byłby wybawieniem, tam stoi nieużywany. Tam w ogóle nie ma koni. Oprócz kilku niemieckich i naszej Moonu ani żywego ducha, a przestrzeń na setki, jak nie tysiące koni. 

    Leonardo’s Horse – rzeźba przy głównej bramie hipodromu San Siro w Mediolanie. Fot. Wikipedia

    Rzucił mi się w oczy zapis do tej gonitwy, ponieważ na 11 koni tylko jeden był włoskiej hodowli, a niegdyś Włosi mogli szczycić się wybitnymi końmi w każdym roczniku, na każdym dystansie. Czy wie Pan może ile obecnie ściga się koni włoskiej hodowli?

    Niestety nie wiem, ale jestem świadom tego jak bardzo jest źle. Jeszcze nie tak dawno temu, już po złotym okresie włoskich wyścigów, stało tam ponad 2 tysiące koni, teraz ciężko wypatrzeć jednego. A przecież mają dwa tory robocze, jeden z nich został aż oddany pod trening kłusaków francuskich, które we Włoszech też się ścigają na dobrym poziomie. Natomiast wyścigi płaskie to jest istna katastrofa. My narzekamy, że u nas są zaniedbania, magazyn zbożowy źle wygląda, a u nich jest tak ze wszystkim. Nie ma ani jednej części przepełnionej końmi lub ludźmi, mimo tego, że obok torów jest wiele wolnych mieszkań, jednak to wszystko jest jakby uśpione i zamknięte. Wyścigi w Mediolanie są oddzielone murem, podobnym do warszawskiego, ale tamten się rozpada. U nas przynajmniej jest on zamieniany w swój rodzaj sztuki, a tam mur tylko odstrasza i jest to obraz stanu ich wyścigów. W środku pustkowie, rzdzewiejące, próchniejące pustkowie. Zamknięte, aby nikt nie dostał się do środka. Lata temu to miejsce podobno robiło świetne wrażenie na osobach z zewnątrz. Piękne boksy, nowoczesny ośrodek treningowy, spełniające wszystkie oczekiwania, masa mieszkań dla pracowników. Teraz za murem w Mediolanie nie ma nic.

    Jak Pan myśli, czym to jest spowodowane, że włoskie wyścigi wpadły w taki kryzys?

    Nie wiem. Ciężko mi na to pytanie pewnie odpowiedzieć. Kryzys ich wyścigów zaczął się na początku XXI wieku. Teraz próbują to ratować, ale publika nie dopisuje. Kiedyś jak w Mediolanie był taki dzień wyścigowy jak ten, na który pojechaliśmy w tym roku z Moonu, to trybuny były zasypane tłumem ludzi. Teraz można porównywać ich duży dzień do naszego drobnego, na którym nie ma wielu osób. Nie ma porównania frekwencji do naszych wielkich wydarzeń jak Wielka Warszawska, czy Derby. 

    A w jakim stanie była bieżnia wyścigowa? Gdy ja wybrałem się w maju tego roku do Mediolanu i odwiedziłem Hipodrom San Siro, to trawa wyglądała świetnie. Z kolei w irlandzkim Curragh trawa była tak wysoka, że z przechadzając się po torze, ciężko było dostrzec własnego buta. 

    Upał ciągnął się tygodniami, a nawet w miejscach opuszczonych rosła bardzo ładna zielona trawa, aż się zastanawiałem jak to możliwe, bo przecież w takich zakątkach nikt jej nie podlewał. Rano było trochę rosy, ale skąd ta wilgoć nie wiem. Tor był zielony, z pewnością podlewany i zadbany. Tor jest olbrzymi, prosta ma 800 metrów, a jest od niej też odnoga przedłużająca ją do aż 1400 metrów. Nawierzchnia wszędzie wyglądała dobrze. 

    Widok „z lotu ptaka” na Hipodrom San Siro. Fot. Pinterest @daniel118

    Chciałbym, żeby porównał Pan warunki panujące na naszym torze, do tych w Mediolanie. W maju tego roku według mnie włoski tor był w lepszej kondycji niż warszawski, jednak od naszego Derby nieco zmieniło się podejście do dbania o tor na Służewcu. Trawa jest teraz zdecydowanie dłuższa i wydaje mi się, że w kolejnym porównaniu, na przykład za rok w maju, wypadłby on teraz już trochę lepiej. Oczywiście późnym latem i wczesną jesienią w Polsce mamy więcej opadów, więc łatwiej też zadbać o dobrostan toru. 

    Byłem tam dość krótko przed wyścigiem. Dzień przed gonitwami nie wpuszczono mnie na bieżnię, więc nie mogłem zrobić dokładnego rozeznania. Rano w niedzielę podkaszali jeszcze trawę, co mnie zdziwiło. Jednak chyba wiedzą co robią, bo mimo suszy i upałów, nigdzie trawa nie zżółkła, wszędzie była żywej zielonej barwy. Miejscowi mówili o tym, że nie pamiętają takiego roku, aby jeszcze we wrześniu i październiku była jeszcze taka pogoda. O bieżnię na pewno dbają dużo lepiej niż o wszystko inne, ale nijak przekłada się to na zainteresowanie, to jest zdecydowanie dużo mniejsze niż u nas. Nasza bieżnia już się poprawiła, ale trzeba powiedzieć, że wiosna była ciężka, a przynajmniej ciężka dla koni, bo tor był ciągle lekki. Nie wiem z czego to wynikało, czy faktycznie brakowało wody w wyniku remontu fontanny i basenu, z którego wodę wykorzystuje się normalnie do podlewania warszawskiego toru wyścigowego i to było główną przyczyną. Czy zajmowała się tym osoba, która nie potrafiła sobie z tym zadaniem poradzić, ale na pewno było bardzo źle. Teraz faktycznie jest u nas dłuższa trawa i to na pewno plus. Do tego zaczęła pojawiać się poranna rosa, więc już bieżnia nie potrzebuje tyle wody, co w pierwszej części sezonu. 

    Czy według Pana, ze względu na stan toru na Służewcu, pojawiły się w Pańskiej stajni w tym sezonie kontuzje?

    Tak. Urazy w wyniku startu na takiej bieżni często wydają się na pierwszy rzut oka niegroźne i początkowo sprawiają, że wystarczy wydłużyć koniowi odpoczynek i trochę bardziej o niego zadbać. Nie były to od razu ciężkie urazy, a raczej można powiedzieć, że konie się trochę rozstrajały. Gorzej się robi, gdy koń kilka razy musi ścigać się na twardym torze. Te powtarzalne ogromne obciążenia przekładają się na kontuzje, szczególnie gdy koń nie ma poprawnej budowy. Starty na takich torach szybko pokazują słabości koni i głównie te z wadami postawy mogą na stałe wypaść z treningu. U koni w wyniku za dużych przeciążeń spowodowanych zbyt twardym, a co za tym idzie szybkim torem, pojawia się ból. Nie wytrzymują więzadła, już nie wspominając nawet o mięśniach. Konie zbudowane bardziej książkowo, lepiej znoszą wyścigi na takich torach, ale im też nie jest to obojętne. Wszystkie odczuwają efekty startów na takiej bieżni. Niektóre miały spore problemy, nie mówię, że się wykończyły, ale zrobiły sobie krzywdę. 

    Więc z pełną świadomością można powiedzieć, że koniom wiosenno-letnie starty na lekkich torach w Warszawie nie były obojętne?

    Na pewno. Wszystkie wyścigi, w których padają niesamowite czasy, nie są bez skazy. Niestety, często takie wyniki rekordzistom po jakimś czasie “wychodzą bokiem”.

    U wyścigowców jest jednak przekonanie, że kontuzje ścięgien rzadko pojawiają się w wyniku przeciążeń spowodowanych galopowaniem po twardej bieżni. W teorii, zazwyczaj tego typu urazy wynikają z galopowania po ciężkiej lub bardzo ciężkiej bieżni, a tory lekkie przekładają się raczej na urazy przeciążeniowe, bądź też pęknięcia i złamania. Czy Pan się z tym zgadza?

    Oczywiście, że urazy ścięgien na torach lekkich też są często spotykane. Uważam, że głównym powodem wszystkich urazów ścięgien są przeciążenia pojawiające się przy zbyt dużych prędkościach. Na takie prędkości przekłada się twardy tor. Do pewnego momentu ścięgna wytrzymują, ale kiedy obciążenie przekroczy jakąś granicę, to pojawia się uraz. Wystarczy, że uszkodzi się jedno włókienko, a później to już się pruje jak sweter. Powiedziałem “jakąś”, ponieważ każdy koń ma swoją granicę na innym poziomie. Tej granicy nikt nie zna, nawet sam koń nie zdaje sobie sprawy z tego gdzie się ona znajduje.

    Trybuny i długa prosta toru San Siro. Fot. The Vendry

    Czy da się stwierdzić, że jakieś kontuzje są wynikiem galopowania w wyścigu na bieżni w stanie nieodpowiednim i przekładającym się na zbyt duże obciążenia, czy ciężko jednoznacznie stwierdzić?

    Tak, ma to bezpośredni związek. Jak tor jest równy, nie ma dziur, a bieżnia jest wystarczająco elastyczna i trawa odpowiednio wysoka, to wtedy kontuzje zdarzają się zdecydowanie rzadziej. Jak jednak nawierzchnia nie jest odpowiednio przygotowana, to się ryzykuje. Można powiedzieć, że od razu nie jest to ogromne ryzyko, ale dzień po dniu, tydzień po tygodniu, tor pozostaje lekki i nagle robi się niebezpiecznie. Nie mówię oczywiście, że ktoś w Polsce robi to złośliwie, ale dbanie o tor to wcale nie jest łatwe zadanie, a bardzo odpowiedzialne. Trzeba myśleć o wielu rzeczach, jak na przykład przesuwanie kanatu, odpowiednia pielęgnacja trawy na wielkim obszarze, wyrównywanie terenu, poprzez zasypywanie dziur. Dobieranie odpowiednich specyfików i wyjątkowe podejście do każdego sektoru toru, bo inaczej trzeba zadbać o miejsca na bieżni finiszowej, inaczej przy zakręcie na 2200, a jeszcze inaczej na ostatnim zakręcie. Do tego dochodzi różne nasłonecznienie i pewnie jeszcze wiele innych czynników, od których nie jestem ekspertem. 

    Wracając do koni, szczególnie gdy tor jest twardy, a do tego okaże się, że jakaś z dziur jest niezasypana i trafi w nią koń, to jest szansa, że tego nie wytrzyma. Może wtedy złamać nogę, ale nie tylko, takie przypadki też kończą się uszkodzeniami ścięgien, zerwaniem więzadła i innymi uszkodzeniami, to nie jest tak, że suchy, szybki tor skutkuje tylko złamaniami. Mówimy jednak o teorii, na szczęście na naszych torach nie jest źle. Pewnie, że zdarzają się gorsze dni i powinno się to zmienić, ale nie chcę też narzekać, bo nie ma tragedii, a widzę też reakcję na to, że w niektóre dni bieżnia była gorzej przygotowana i poprawę w dbałości o tor. 

    Był Pan ostatnio we Włoszech i w Niemczech, wcześniej z końmi zwiedził pół, jeśli nie więcej europejskiego świata wyścigowego, myślę, że jest Pan odpowiednią osobą do wskazania, co powinno się w naszych wyścigach zmienić… Co by Pan wskazał?

    Jak byłem tym razem w Berlinie na torze Hoppegarten, to było nieźle z organizacją i stanem toru, jednak kilka moich ostatnich wizyt kończyło się niesmakiem. Hoppegarten na pewno wypadał dużo gorzej od Służewca. Z tego co wiem, podobnie jest też w Lipsku i na wielu innych torach na Zachodzie. Nie chcę jednak się wymądrzać i mówić, co powinno się zmienić. Każdy ma swoje spostrzeżenia i nie będę udawał mądrali, który pojechał do Włoch, wygrał tam dwa wyścigi, a teraz będzie wszystko u nas krytykował. Każdy ma inne potrzeby, jeźdźcy widzą problemy, czy niedociągnięcia w sprawach bezpośrednio ich dotykających, tak samo trenerzy, właściciele, hodowcy, sponsorzy i pracownicy toru. Nie mam przepisu na poprawę sytuacji naszych wyścigów, na szczęście, mimo różnych problemów, ostatecznie same się one bronią i w ogólnym rozrachunku wypadają dobrze. 

    Dziękuję za rozmowę.

    Dziękuję. 

    Rozmawiał Michał Celmer

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły