Objawieniem wśród dwulatków na Służewcu w sezonie 2023 jest trenowany przez Małgorzatę Pilipczuk ogier Heaven Give Enough. Koń, który kosztował zaledwie 800 euro, jest kolejnym przykładem przemiany z brzydkiego kaczątka w pięknego łabędzia. W debiucie sensacyjnie zajął drugie miejsce, później w Memoriale Tomaszewskiego pokonał faworyzowanego Wirtouza, a w ostatnią niedzielę wskoczył do ścisłej czołówki rocznika, zajmując drugie miejsce w Nagrodzie Mokotowskiej, tylko za liderem wśród dwulatków w Polsce – Zen Spiritem. Prezentujemy poniżej wywiad z jego trenerką, przeprowadzony przez Zofię Skrok i zamieszczony na profilu „Świat wyścigów konnych” na Facebooku.
Zofia Skrok napisała: Pod koniec sezonu – i pewnie także po sezonie 2023 – postanowiłam pokazywać wyścigowe perły i rozmawiać z ich trenerami. A natchnął mnie do tego koń Heaven Give Enough, trenowany przez Małgorzatę Pilipczuk.
—————————————————————————————–
Zofia Skrok: Jak jest w stadninie kilkaset koni i trafia się perła, to jest naturalne. Duże prawdopodobieństwo perły jest także, gdy kupi się koni kilkanaście. Szczególnie za wysokie kwoty. Trafić na perłę – wyjątkowego konia, nawet z kilku koni kupionych, też można. I w takim przypadku okazać się może, że jeden będzie wybitny. Jednak historia Heavena jest zupełnie inna, prawda? Jak to było?
Małgorzata Pilipczuk: Tak. Z moją córką Marysią oglądałyśmy rok temu aukcję Goffs, zaznaczając obie w katalogu różne konie. Ja nawet nie patrzę na szczegółowe opisy, tylko na górę – na rodowód koni. Zerknęłam, patrzę – w katalogu „milion” koni, więc zaznaczyłam dwadzieścia pięć koni, z których chciałabym coś wybrać. Jak te konie zaczęły wychodzić na ring, to okazało się, że moje konie, zaznaczone, były po kilkadziesiąt tysięcy. Żaden nie był tańszy (śmiech). Przy dwudziestym koniu stwierdziłam, że mam super oko do koni, powinnam wybierać konie ludziom, ale zrezygnowałam z oglądania, bo pomyślałam, że żadnego nie kupię. Po prostu za drogie są te konie. Stwierdziłam, że mam wyczucie do koni, ale nie mam środków, aby takiego konia kupić. Generalnie uważam, że kupowanie konia po ponad dziesięć tysięcy euro na nasze warunki jest zbyt dużym ryzykiem. Po pierwsze warunki finansowe są u nas niskie, jeśli chodzi o nagrody, a koszty treningu wysokie. To jest fanaberia. W naszych warunkach nagrodowych nie ma szansy, aby ten koń się zwrócił. Trzeba to traktować jako hobby, miłość, pasję, a nie zysk, czy biznes w przyszłości, bo biznesu tutaj nie ma. Trenerzy, którzy mają konie w treningu, stosują dumpingowe ceny. Kwota za trening w Polsce jest sztucznie zaniżona, trenerzy idą na ilość i to utrzymuje im stajnie. Moim zdaniem trening konia powinien kosztować od trzech tysięcy w górę. To jest realna kwota za trening, gdzie trener nie musi liczyć, że coś mu wygrają konie i z tych procentów od wygranych będzie mógł dokładać do utrzymania stajni i pracowników. Trener powinien mieć pieniądze z treningu koni. Wystarczy spojrzeć na ranking, ile startów mają trenerzy. To jest nieprawdopodobne. To znaczy, że robią ilością wyniki, bo muszą. Inaczej jak te konie mają zarabiać? To już nie jest hobby, to przemysł. Hobby to mam ja. Mnie konie nie finansują. Ja finansuję te konie. Robię to dla przyjemności.

Zofia Skrok: Wracając do aukcji. Uzasadniłyśmy już, dlaczego zaprzestałaś oglądać aukcję. Ale opowiedz jak jednak kupiłaś perełkę – Heavena?
Małgorzata Pilipczuk: Weszłam wieczorem w listę na stronie aukcji Goffs i zobaczyłam, które konie się nie sprzedały. Obejrzałam je. I z tych koni wybrałam Royala najpierw.
Zofia Skrok: Tego konia, który zadebiutuje w weekend, tak?
Małgorzata Pilipczuk: Tak. Wysłałam do właściciela informację, że chcę kupić tego konia za 800 euro. Tam jest na stronie aukcji taka zakładka do kontaktu. Ten jeden mi się podobał. Marysia, moja córka, oglądała też niesprzedane konie, robiła notatki i zapisała Heavena. Napisała sobie: „fajny, ale dzieciak”, bo rzeczywiście był gruby i kudłaty. Na zapytanie, poprzez stronę aukcji, o Royala – nikt się nie odezwał. Zadzwoniłam więc do Kishore Mirpuriego (agent koni). Opowiedziałam mu o tym, że zapytałam o Royala na stronie. I nikt nie zareagował. Kishore powiedział, że pomoże i po godzince oddzwonił. Powiedział, że właściciel ma dwa konie i może sprzedać Royala za 800 euro, ale jak wezmę dwa konie. Właściciel chce, ale pod warunkiem, że dwa. Rozmowa wyglądała tak:
Pytam: A nogi ten drugi ma? (śmiech). A Kishore: Ma i myślę, że on ci na tego z czterema skarpetami zarobi. A jaką ma maść? Kary. – Dobra, to biorę. Nawet nie zapytałam, który to koń. I dopiero za godzinę zadzwoniłam i zapytałam, który to koń. I okazało się, że to ten co Marysia wcześniej go zaznaczyła. Krótki, mały, zwarty, napakowany z wielkim brzuchem, przypominał mi już konia Zawrata, którego kiedyś miałam. Piąty zmysł, intuicja. Nie wiem. Mam taki spokój, patrząc na nie. Radość, przyjemność. Nie miałam żadnej wątpliwości jak je kupowałam, takie dobre odczucia. Fajna sytuacja była, jak przyjechały. Czekałam na nie miesiąc. Nie załapałam się na transport i one przyjechały najpóźniej, bo były kupowane na ostatnią chwilę, po aukcji. Jak wyszły z samochodu, to wyglądały jak kupki nieszczęścia. Do aukcji to były jeszcze jakoś przygotowane, ale potem to… (śmiech). Oczywiście odchorowały. Heaven od razu, bo „Skarpeta’ nie, ale Heaven miał kurzajki. W ogóle tego się nie da opisać, jego wszystkie plagi dopadły. On miał 144 cm w kłębie tylko, ale zaczął rosnąć. Miał zapalenie ścięgien. Włącznie z tym, że po szczepieniu miał 40 stopni gorączki. Pewnie gdzieś indziej by go sprzedali, aby mieć spokój, nie mieć problemu, ale ja wierzyłam i walczyłam, aby wyszedł do startu. Jak zaczął pracować, to ja już widziałam, że jest to super koń. Cały czas jadł, wszystko, nawet słomę. Ponieważ tak robił, to miał zakładany kaganiec. To znalazł sobie nową zabawę w kagańcu, naciskał poidło i woda, jak przychodziłam po nocy, aż wylewała się ze stajni. Powiesiłam mu wiadro, a zakręciłam wodę. Siedziałam w stajni, dawałam mu siano, czekałam aż zje treściwe i zakładałam kaganiec, bo on jadł słomę zamiast siana. Musiałam go pilnować. Jak zaczął mocniej pracować, to przestał jeść słomę. Ja spędziłam z nim osiem miesięcy, aby jadł to, co ma jeść, a nie np. słomę czy trociny.

Tutaj chciałabym dodać specjalne podziękowania dla fizjoterapeutki Oli Molskiej, która nieprawdopodobnie przyłożyła się do zdrowia jego nóg. Ja oczywiście robiłam mu terapię polem elektromagnetycznym, bo mam taką derkę, która ma aktywne pole elektromagnetyczne, a Ola lasery. On w obydwu nogach miał młodzieńcze zapalenie ścięgien, ale ona doprowadziła go do takiego stanu, że problemy się skończyły. Zaangażowała się bardzo, po prostu z sercem do tego. Zawsze mogę liczyć na nią.
Zofia Skrok: Na wyścigach mówi się, że jak przychodzi klient na konia, to trzeba szanować. Znam wiele historii, że ktoś odmawiał sprzedaży konia, a potem już było tylko gorzej z karierą takich koni, po odmowie. Rozumiem, że w tym przypadku też tak było, kiedy pojawił się obecny współwłaściciel Heavena Kamil Miondlikowski?
Małgorzata Pilipczuk: Heaven zadebiutował w drugiej grupie. Nie był wskazywany w typach, choć ja wierzyłam, że będzie nie dalej niż drugi. Ja z wielką pewnością podeszłam do wyścigu. Pokazał przyspieszenie. My z Kamilem kumplujemy się, wtedy to było na takim etapie. Teraz może bardziej przyjaźnimy. Kamil bardzo się ucieszył. „Masz konia na Nagrodę Mokotowską” – krzyczał. Co ciekawe, ja wcześniej ułożyłam sobie ścieżkę dla niego, że najpierw pobiegnie na 1200 m, potem na 1400 m w Memoriale Tomaszewskiego i jeśli pokaże się z dobrej strony, to w Nagrodzie Mokotowskiej. Więc uśmiechnęłam się tylko wewnętrznie, gdy Kamil to krzyczał. I na tym się skończyło. Po tym wyścigu poszliśmy zjeść obiad z Antonem Turgaevem, który dosiadał Heavena i jego dziewczyną Joanną Turek oraz Marysią. Chcieliśmy uhonorować to drugie miejsce w debiucie. Wtedy przyszedł Kamil. Był załamany wtedy sytuacją ze swoimi końmi (nie wiem czy się nie obrazi na mnie, że to mówię). Jednak ja powiedziałam, że Heaven nie jest do sprzedania. On zresztą nie chciał odkupić Heavcia, zaproponował mi odkupienie udziałów i od razu zaznaczył, że koń jest mój, a on będzie dostosowywał się do decyzji. I nigdy nikomu nie sprzeda żadnych udziałów bez akceptacji.
Coś mnie w środku tknęło. Pomyślałam, że Kamil ma taki moment, że brakuje mu czegoś na wyścigach.

Zofia Skrok: Tlenu? (śmiech)
Małgorzata Pilipczuk: Tak! Trzeba mu zrobić sztuczne oddychanie, Pomyślałam, że może to mu jakoś pomoże. To jest człowiek radosny, ciepły. I czułam, że będzie dobrze. Zgodziłam się tylko z zastrzeżeniem, że nie jest potem ten koń do sprzedania, żeby miał taką świadomość. I przystał na to. Uważam, że to bardzo fajna decyzja była. Bo i Kamil „życia dostał”. Cieszę się, bo to jest bardzo pozytywny człowiek. On się cieszy, że miał dobre oko… kiedy wszyscy pukali się w czoło, po co mu ten koń, on zobaczył go w debiucie.
Zofia Skrok: Życie pokazało, że potem samo dobro się zadziało?
Małgorzata Pilipczuk: Tak, w drugim starcie Heaven wygrał w Memoriale Tomaszewskiego, gdzie ograł Wirtuoza, który był faworytem. Chociaż ja, mimo innego faworyta, myślałam, że ja wrócę ze wstęgą. Szłam z takim przeświadczeniem.
Zofia Skrok: Też miałam takie przeświadczenie (śmiech), bo konie lubią takie historie. Ostatnio rozmawiałam sporo ze Szczepanem Mazurem. On przy realizacji reportażu „Dżokej z Polski”(emisja 5.11, godzina 19.05, „Głębia Ostrości” TVP Info) opowiadał mi o hodowcach, właścicielach koni, trenerach, dżokejach, ich pracy i podejściu. Powiedział, że wszystko jest ważne bardzo, ale koń musi mieć talent do biegania.
Małgorzata Pilipczuk: Tak to prawda. To koń robi trenera.
Ja wierzę w Heavena bardzo. Nie mam jakiejś buty, że pokonam wszystkich, ale dla mnie ten koń to radość, sama przyjemność. To jest koń, który łazi za mną, zagląda co robię. Samo przebywanie z nim to niebagatelna radość. Tutaj w środowisku raczej nikt nie wierzył w tego konia. Myślę też, że nie jestem doceniana, że mało kto wierzy, że ja wiem co robię. Choć w zeszłym roku pokazałam już to, wygrywając wyścigi Fuerro.

Zofia Skrok: Drugi koń kupiony w pakiecie po aukcji, to Royal White Socks, czyli Królewskie Białe Skarpety?
Małgorzta Pilipczuk: Tak, bo postanowiłam zostawić to w imieniu, bo jego mama jest Lily White Socks. To go identyfikuje i pasuje do niego. A Royal, bo jest królewski, przepiękny i wygląda jak milion dolarów. A Heaven Give Enough wymyśliła Marysia.
Zofia Skrok: I się imię sprawdziło. Nie chcę zapeszać (śmiech), bo całe te wyścigi naszpikowane wręcz są od zabobonów i często spotykam się z tym, że trener czy właściciel mówi: pogadamy po wyścigu, lepiej nie gadać, nie zapeszać… Ale chyba kilka informacji możesz przekazać przed debiutem tego królewskiego konia „Skarpety”?
Małgorzata Pilipczuk: On jest zupełnie inny niż Heaven. Jest późny. Od razu widać, że na dłuższy dystans. W długich liniach. Urósł od chwili kiedy przyjechał 15 cm, ma 165 cm. Całkowicie inny koń fizycznie i psychicznie. Start traktuję tak, aby zobaczył o co chodzi, przebiegł się dwulatkiem. On jest oczywiście przygotowany fizycznie, natomiast psychicznie on jest inny od Heavena. Nie zamierzam go cisnąć, moje dyspozycje będą takie, że ma pobiec i zobaczyć, jak wygląda wyścig. Żadnych oczekiwań i wymagań. Chcę, aby zdrowo przebiegł po doświadczenie i tyle. Zresztą do pierwszego startu i drugiego Heavena też miałam takie podejście. Dżokej miał bat, ale miał zakaz używania tego bata podczas wyścigu.

Zofia Skrok: Super.
Małgorzata Pilipczuk: Koń walczył sam z siebie. Tu będzie to samo. Jeśli ma coś do pokazania, to ma pokazać to sam z siebie.
Zofia Skrok: Na początku trenowałaś pod Warszawą. Przeniosłaś się i trenujesz kilka koni na Służewcu. Dlaczego? Przewrotnie zapytam: masz tu lepsze warunki?
Małgorzata Pilipczuk: (śmiech) Obecnie mam trzy konie, na początku sezonu miałam cztery konie.
Warunki są lepsze, jeśli chodzi o logistykę. Jak trenowałam na wsi, to musiałam przyjeżdżać, bo warunki ogólnie mam tam lepsze i na głowę mi nie kapie ani koniom w stajni. Tor mam dużo mniejszy w domu, konie chodzą na padoki, ale na galopy i na cięższą robotę musiałam jeździć na Służewiec. W domu nie mogę zrobić szybkiej pracy, przy dużej prędkości. Dlatego też postanowiłam się przenieść. Mam gorsze warunki, konie nie chodzą na padoki, stajnię mam średniowieczną, ale mogę zrobić galopy na torze roboczym, szybszą pracę, która daje mi pewność, że koń będzie wydolnościowo dobrze przygotowany. W domu konie zawsze też chodzą pojedynczo, a tu mam szansę zabrać się z innym trenerem i koń może pracować z innymi końmi. Trener Wiaczesław Szymczuk bardzo mi pomaga. Moje konie z jego końmi pracowały i to Wiesiek sam zaproponował, za co jestem wdzięczna.
Zofia Skrok: Byłaś jednym z nielicznych trenerów na konferencji dotyczącej przyszłości wyścigów konnych, zorganizowanej we Wrocławiu w tym roku. Jak odbierasz tamto spotkanie?
Małgorzata Pilipczuk: Uważam, że było bardzo potrzebne i jest mi niezmiernie przykro, że trenerów nie było prawie wcale. Głównym moim założeniem, jak jechałam tam, było wysłuchanie jak wygląda sytuacja w Skandynawii. Interesuje mnie to, że konie biegają tam bez bata. Jestem przeciwniczką używania bata. Mógłby być w wyścigu bat, ale chciałabym, aby go nie używać. Jaki jest sens używać bata, aby cokolwiek koń „ugrał”? Jako wsparcie, tyknięcie po łopatce, jestem za, ale łomotanie batem sześć czy osiem razy jest nieludzkie. Nie uzurpujmy sobie prawa do tego, by mieć władzę w postaci bata, tylko po to, aby coś osiągnąć.

Zofia Skrok: Czy uważasz po tej konferencji, gdzie wypowiadali się eksperci ze świata, że odejście od bata jest nieuchronne?
Małgorzata Pilipczuk: Tak uważam. Pierwszym krokiem, który powinniśmy wykonać, aby pokazać, że jesteśmy cywilizowanym krajem, powinny być zmiany. Mamy przepiękny tor, to może byśmy do tego dołożyli przepiękne zachowania? Dobrą opcją byłoby zmniejszenie ilości pobudzeń do trzech. Wiadomo, że my mamy dwa tory, bo Sopot to wakacyjny tor. Natomiast Wrocław i Warszawa są super zorganizowane wydaje mi się, porównując do innych krajów. Mamy dwa naprawdę dobrze funkcjonujące tory i moim zdaniem, aby pokazać, że jesteśmy w tej czołówce, powinniśmy pójść za światem i pokazać empatię, ducha postępu, podążać za światem wyścigowym. To byłby sygnał, że nie jesteśmy ograniczeni, że jesteśmy mentalnie w czołówce. Dobrostan konia leży nam na sercu.
Ważnym tematem jest też to, że obowiązkiem właściciela jest znaleźć po karierze koniowi wyścigowemu dom.
Zofia Skrok: Czyli, że „jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”?
Małgorzata Pilipczuk: Dokładnie tak. Możesz go nawet komuś oddać za darmo, nie możesz go oddać do rzeźni ani wypuścić na ulicę. Podkreślam, że każdy koń wyścigowy ma wpisane w paszport, że jest nie do spożycia. I dobrze laikom, ludziom nie związanym z wyścigami, to uświadamiać.
Zofia Skrok: A jednak opinia publiczna jest bezwzględna często, oceniając wyścigi konne. O tym także była mowa na konferencji.
Małgorzata Pilipczuk: Tak, opinia ludzi w mediach, social mediach, bierze się z braku doinformowania. Ostatnio nawet pikieta była taka, że wyścigi są tragiczne, konie są męczone. To nie jest tak. To my musimy pokazać, że konie są zadbane, dobrze karmione, zaopiekowane. Konie w rekreacji często mają gorzej, chodzą po kilka godzin pod siodłem. Ktoś postanowił natomiast krzyczeć, że konie wyścigowe są męczone. A konie są naprawdę zadbane. To, że urodziły się szybkie i są selekcjonowane pod względem szybkości, można powiedzieć, że fanaberia, ale co mają chodzić przy wozie? Albo wolno po lesie? Są inne czasy. Jedni kochają rekreację, inni wkkw, inni ujeżdżenie, a jeszcze inni wyścigi i nie odbierajmy nikomu tego co kto kocha.
Zofia Skrok: A jakie masz plany na przyszłość?
Małgorzata Pilipczuk: Dziś zaczyna się aukcja Goffs. Będzie Kishore Mirpuri dla mnie coś wybierał, bo ja nie chciałam jechać i zostawiać tutaj Royala w tygodniu przed debiutem. Służą pomocą mi razem z Panem Mariuszem Olesińskim. Tradycyjnie czekam, co się nie sprzeda (śmiech) i pewnie z tego coś wybiorę. Nie zamierzam wydawać nie wiadomo jak dużych pieniędzy na konia. One potem u mnie zostają w rekreacji. Zostają ze mną. Góra dwa konie przyjadą.
Trenuję tylko swoje konie. Zrezygnowałam z koni innych właścicieli, bo mają duże oczekiwania. Nie dziwię się im z jednej strony. Dziś, będąc trenerem, rozumiem to z innej perspektywy. Jeśli koń nie ma talentu, to Secretariata z niego nie zrobisz. Trenując swoje konie jest mi to łatwiej sobie wytłumaczyć.
Zofia Skrok: Nie boisz się, że wygrasz Derby?
Małgorzata Pilipczuk: Nie boję się, bo nie sądzę, że będę biegała w Derby. A jeżeli będę czuła, że mam konia na Derby, to na pewno nie będę się bała.
Zofia Skrok: Czyli odpowiedź jak zwykle na wyścigach, bez zapeszania (śmiech).
Małgorzata Pilipczuk: Dokładnie tak (śmiech). Wielkie rzeczy dzieją się w ciszy.

——————————————————————————————–
Od razu po opublikowaniu wywiadu odezwał się do mnie współwłaściciel konia – Kamil Miondlikowski. Powiedział że wywiad: „nic dodać nic ująć”, ale jednak postanowiłam go zapytać, jak to wygląda z jego strony. Aby powiedział mi także on coś o tym koniu.
Kamil Miondlikowski: Nigdy nie chciałem odkupić od Gosi Heavcia. Kiedy zaproponowałem jej odkupienie udziałów, to od razu zaznaczyłem, że koń jest jej, a ja będę dostosowywał się do jej decyzji. To ona decyduje o startach, dosiadach. I że nigdy nikomu nie sprzedam żadnych udziałów bez jej akceptacji. To jest jej koń, a ja po prostu cieszę się, że miałem dobre oko… kiedy wszyscy pukali się w czoło – po co mi ten koń (śmiech). Jak zobaczyłem go w debiucie, kiedy nawet nie potrafił zmienić nogi i miotał się od lewej do prawej, to byłem przekonany, że jest to koń ponadprzeciętny. Teraz mogę tylko powiedzieć, że ma jedną bardzo wyjątkową cechę. Jest niesamowicie inteligentny i dlatego tak wspaniale znosi wysiłek w wyścigu, bo on zawsze daje się z siebie tylko ile jest konieczne, nigdy więcej.
Niesamowite konisko. Uważam , że jego „nie da się wyjechać we wsio”, żeby nie wyjadł przez dwa dni, czy motał się po boksie. On jest ponad tym. Mam swoje konie od ośmiu lat, w stajni jestem kilka razy w tygodniu, żyję wszystkimi startami koni ze stajni trenera Kozłowskiego, więc było ich już naprawdę sporo, ale z takim przypadkiem spotykam się po raz pierwszy. Po prostu podziwiam tego konia, tak zwyczajnie jako niesamowitego sportowca. …i może nawet jeśli nie będzie w top piątce przyszłego sezonu, to wiem, że on się świetnie bawi wyścigiem. A to ogromny plus.
Zofia Skrok: Będzie. Już jest, przecież był drugi w Nagrodzie Mokotowskiej. Ja wierzę.
Foto: archiwum Małgorzaty Pilipczuk i Toru Służewiec