Dziennikarka telewizyjna Zofia Skrok na profilu „Świat wyścigów konnych” na Facebooku przeprowadziła cykl ciekawych wywiadów z trenerami, jeźdźcami i właścicielami koni. Dziś w Traf News prezentujemy jej rozmowę z właścicielką koni wyścigowych Sylwią Borys.
Zofia Skrok: Jak to jest tworzyć syndykat i od razu mieć tak dobrego, genialnego konia, a raczej klacz, Jenny of Success?
Sylwia Borys: Stworzenie syndykatu zawdzięczamy Karolinie Kamińskiej, która zaproponowała mi dołączenie do grona właścicieli ogiera Makhalan w stajni Heca. I tak nasza przyjaźń przerodziła się we współpracę. Jenny of Success była kolejnym koniem, do którego Karolina szukała współdzierżawców, a klacz bardzo nam się spodobała już podczas aukcji, którą wspólnie z innymi członkami pierwszego syndykatu śledziliśmy w internecie (śmiech). To wielka radość dla nas, że Jenny odnosi sukcesy, a my jesteśmy ich częścią. Myślę że mieliśmy dużo szczęścia.
Zofia Skrok: A skąd był w ogóle pomysł na bycie właścicielką konia wyścigowego?
Sylwia Borys: Rzeczywiście w roli właściciela występuję od niedawna, ale z wyścigami na Służewcu jestem związana od lat 80-tych, kiedy to jako 14-latka brałam czynny udział w treningach koni w stajni Chojno u trenera Piotra Czarnieckiego, u którego też wtedy zaczynał swoją karierę jeździecką Wiaczesław Szymczuk. Kilka lat spędziłam na Służewcu, potem jednak obowiązki związane z założeniem rodziny i pracą na wiele lat uniemożliwiały mi uczestniczenie w treningach. Myślę, że powrót na wyścigi to była tylko kwestia czasu. Zawsze ciągnęło mnie do koni, a stare przyjaźnie „wyścigowe” pozwoliły mi tu wrócić i jestem za to bardzo wdzięczna.
Zofia Skrok: Teraz są już dwa konie, prawda?
Sylwia Borys: Zgadza się, aktualnie jesteśmy z mężem członkami innego, licznego syndykatu – młodego ogierka o imieniu Thunder Shot.
Zofia Skrok: A ten drugi Thunder Shot to jaki koń i jakie nadzieje są z nim związane?
Sylwia Borys: Thunder Shot to dwuipółletni kasztan hodowli francuskiej. Został również wypatrzony na aukcji przez Karolinę Kamińską. Ja ufam jej intuicji (śmiech) dlatego weszliśmy w to „w ciemno”. Chyba nie zdradzę żadnej tajemnicy, że z racji pochodzenia (Dariyan – Pragmatisme po Linngari) „Mały kasztanek” jest nadzieją stajni na długie dystanse.
Zofia Skrok: Coś kojarzę, że ładnie finiszował. A komu polecałabyś wyścigi konne i dlaczego?
Sylwia Borys: Polecam wyścigi konne ludziom, którzy lubią konie i wszelkie sporty z nimi związane. Dlatego, że obserwacja rywalizacji tych zwierząt dostarcza niesamowitych emocji, a uczestniczenie w wydarzeniach związanych z wyścigami pozwala poczuć ten specyficzny klimat.
Zofia Skrok: Czy trzeba dużo zainwestować, aby mieć konie wyścigowe ? Jak to wygląda z Twojego punktu widzenia?
Sylwia Borys: To zależy ile koni chcesz mieć (śmiech). A tak na poważnie, to ja inwestując w syndykacie czyli częściowo, dostaję w zamian tyle radości, że nie da się tego przeliczyć na zysk w złotówkach. Warto zainwestować, nie z myślą o zysku, ale chociażby po to, aby poczuć te emocje i tak jak w moim przypadku spełniać marzenia.
Zofia Skrok: Na co się przygotować, chcąc mieć konia wyścigowego?
Sylwia Borys: Na dużą radość, ale też na odpowiedzialność za utrzymanie zwierzęcia w dobrostanie. Na emocje, które mogą okazać się skrajne, np. kiedy zdarzy się coś złego, bo to jest wymagający sport i ryzyko kontuzji u konia jest, niestety, wysokie.
Zofia Skrok: Wyobrażasz sobie w ogóle życie bez wyścigów? Bo ja nie (śmiech).
Sylwia Borys: Wyobrażam sobie, że to byłoby smutne życie.
Zofia Skrok: A jakie plany są z Jenny i jak ona się czuje? Jak zimuje?
Sylwia Borys: Co do planów to trener zdecyduje, ale generalnie biegamy na krótko do 1400 m max. Jeśli nie będzie w Polsce odpowiednich dla niej gonitw, to pewnie jeszcze będzie wycieczka do Niemiec. Tutaj zdaje się całkowicie na Karolinę i trenera. Jenny czuje się świetnie, odpoczywała w Zalesiu u Karoliny. Aktualnie wróciła na Służewiec i wygląda jak pączek w maśle (śmiech) jest zrelaksowana i wypoczęta.
U Karoliny w Zalesiu, Jenny pokazała się nam jako bardzo opiekuńcza klacz dla małej Holly Dolly (Umberto Caro – Harley Wings) i zaskoczyła nas bardzo pozytywnie. Stały obok siebie w boksach. Nie można było zabrać małej z padoku bez Jenny. Mała chodziła na „małej kwaterce”, wydzielonej na dużym padoku, gdzie chodziła Jenny. Jenny bardzo się interesowała co się dzieje z małą. Była wyczulona na każde rżenie małej. Widać, że ją pokochała jak swoją. A od ponad tygodnia Jenny wróciła na Służewiec, a do Zalesia przyjechała matka Holly. Wspomniałam o tej historii, bo Jenny nas zaskoczyła swoim instynktem opiekuńczym. Bo ona nie jest taka przytulaśna. Ona jest bardzo chimeryczna. Jenny to indywidualistka, potrafi dosłownie tupnąć jak coś jej nie pasuje. I obawialiśmy się czy nadawałaby się na matkę kiedyś. A tu pokazała że tak. I mnie to bardzo cieszy. To oczywiście kwestia dalekiej przyszłości. Póki co, niech biega w zdrowiu. Ona to lubi i to jest najfajniejsze w tym wszystkim.
Zofia Skrok: Wiem, że to Twój pierwszy wywiad jako właścicielki koni o nich, ale przecież odbieraliście wielokrotnie jako właściciele Jenny mnóstwo pucharów. Nie ukrywam, że lubię obserwować te dekoracje, gdy właściciele koni „idą po puchary” i pozytywnie zazdroszczę. Nawet czasami sobie żartuję: „kiedyś pójdę po puchary” (śmiech). Opowiedz innym jak to jest podczas dekoracji?
Sylwia Borys: To ogromna radość. A najfajniejsze jest to, że mogę dzielić radość z przyjaciółmi, bo mam szczęście, że syndykaty, w których jestem, łączą super ludzi, z którymi się przyjaźnię. A łączy nas pasja (śmiech).
Zofia Skrok: A czy nie możesz doczekać się już wiosny i wyścigów, czy tak przyjemnie zimowo odpoczywasz od nich? U mnie takie zmienne nastroje (śmiech) i to nęci i to kusi.
Sylwia Borys: Nie da się całkiem odciąć od stajni, nawet jak zimno i mróz (śmiech).
Zdjęcia: Tor Służewiec i archiwum prywatne Sylwii Borys. Na zdjęciu tytułowym dekoracja po zwycięstwie Jenny of Success