33 lata temu, 14 grudnia 1980 roku, występem w Gran Premio International Carlos Pellegrini G1 na torze San Isidoro w Buenos Aires, karierę wyścigową zakończył najbardziej utytułowany polski koń wyścigowy po II Wojnie Światowej – ogier Pawiment (Mehari – Pytia po De Corte). W wyścigu, który przeszedł do historii jako wielkie starciu Regidora i Mountdrago, zajął szóste miejsce w stawce 22 koni. Wyhodowany w SK Iwno niewielkiego wzrostu ogier (157 cm w kłębie), „mały rycerz” polskich wyścigów konnych, dwa lata wcześniej rozpoczął swoją karierę poza granicami naszego kraju – w sezonach 1979 i 1980 reprezentował barwy zachodnioniemieckiej Stall Moritzberg.
W tym okresie polski wicederbista 1977 i zwycięzca Wielkiej Warszawskiej biegał 23 razy w RFN, USA, Argentynie oraz we Włoszech i Francji. Stawiano przed Pawimentem ogromne wymagania – zawsze ścigał się w najmocniejszych stawkach z najlepszymi końmi świata. 10-krotnie brał udział w gonitwach Grupy 1 (na wyższym poziomie biegać się już nie da). Tanio skóry nie sprzedał. Czterokrotnie zwyciężał – kolejno w Grosser Preis von Dortmund G3, Grosser Preis von Hessen oraz w dwóch najcenniejszych: Preis von Europa G1 i w Gran Premio del Jockey Club e Copa d’Oro G1 z przewagą aż ośmiu długości. W 1980 roku Pawiment był jednym z zaledwie dziewięciu koni w Europie, które wygrały dwa lub więcej wyścigów Grupy 1. Nieźle.
Historię Pawimenta, prawdziwą hodowlaną i wyścigową epopeję, przygotował dla Traf News Andrzej Fortuniak, do niedawna pracownik SK Iwno, którego ojciec – Grzegorz Fortuniak – był przed laty w Iwnie hodowcą i kierownikiem stadniny.
Pruski vs Deskur
Teoretycznie historia, którą chce Wam opowiedzieć, nie powinna się nigdy wydarzyć. Paradygmat, stojący u podstaw polskiej hodowli, jest bezwzględny i pozbawia wszelkich nadziei. Profesor Witold Pruski napisał:
” (…) Możność osiągania wysokich wyników w hodowli koni rozmaitego przeznaczenia w nierównej mierze uzależniona jest od warunków przyrodniczych, gospodarczych i kulturalnych występujących w różnych krajach. Dobre, a nawet doskonałe konie robocze i tzw. półkrwi, od których wymaga się ciężkiej całodziennej pracy, lecz w tempie umiarkowanym lub raczej powolnym, można z powodzeniem hodować w krajach zarówno nadmorskich, jak i o klimacie kontynentalnym i pozostaje otwartą kwestią, które z nich będą lepsze. Natomiast hodowla koni selekcjonowanych na dzielność na wyścigach, od których żąda się maksymalnego napięcia sił w przeciągu krótkiego czasu 1,5 — 3 minut i wyjątkowo szybkiej przemiany materii, o wiele bardziej uzależniona jest od specjalnych warunków przyrodniczych, gospodarczych i poziomu kultury hodowlanej. Szczególnie dużą rolę odgrywają tu warunki klimatyczne i związana z tym jakość pastwisk, długość okresu wegetacyjnego traw oraz liczba dni w roku, w ciągu których konie mogą przebywać na pastwiskach.
Najlepsze warunki przyrodnicze do hodowli koni pełnej krwi posiadają w Europie: południowa Anglia, Irlandia i Francja (Normandia); w ciągu ostatnich 200 lat panowały tam również i najlepsze warunki gospodarcze i kulturalne i z tej racji produkowano w tych krajach konie najwyższej dzielności na torach. Im dalej na wschód od kanału La Manche i dobroczynnych wpływów Golfstromu, tym warunki przyrodnicze, jak zresztą i inne, są gorsze i tym słabsza jest klasa wyścigowa koni hodowanych w środkowej, a tym bardziej wschodniej Europie (…)”.
Z tezami profesora Pruskiego polemizował w swoich publikacjach dr Stanisław Deskur. Podawał przykłady osiągającej bardzo dobre wyniki na torach USA i Europy Zachodniej hodowli kanadyjskiej (Northern Dancer, Nijinsky czy The Minstrel), gdzie klimat w wielu miejscach jest znacznie surowszy od naszego oraz hodowli węgierskiej, której reprezentanci osiągali w latach 60-tych i na początku lat 70-tych XX wieku duże sukcesy w RFN (Imperial, Nem Igaz, Isztopirin i Illetien), a wcześniej fenomenalna była klacz Kincsem, niepokonana w 54 wyścigach.

Wieloletni kierownik zakładu hodowli koni instytutu Zootechniki Akademii Rolniczej w Krakowie zwrócił również uwagę na kluczową w hodowli koni pełnej krwi angielskiej działalność wybitnych jednostek ludzkich (jako przykład podawał wieloletniego kierownika SK Golejewko Macieja Świdzińskiego), przypomniał też że wszystkie odważniejsze próby prezentowania naszych koni poza granicami kraju kończyły się do tej pory sukcesem (vide zwycięstwa Mości Księcia i Książę Pana w Wielkiej Nagrodzie Baden-Baden, III miejsce Doris Day w Wielkiej Nagrodzie Europy w Kolonii, bardzo dobry występ Bostelli w Robert Pferdmenges-Rennen).
Zwrócił też uwagę na to, że wcale nie musimy od razu wygrywać w Epsom Derby i Nagrodzie Łuku Triumfalnego, a już zwycięstwa lub miejsca w czołówce gonitw Pattern mają swoją wymowną wartość. Zadał też bardzo ważne pytanie – jak bardzo lansowane przez profesora Pruskiego tezy są usprawiedliwieniem dla braku ambicji polskich hodowców.
Deskura fajnie się czytało. Z jego zamieszczonych w latach 70-tych na łamach „Konia Polskiego” artykułach poświęconych hodowli koni w USA, Kanadzie i Europie Wschodniej, można się było wiele dowiedzieć. Wiele z nich ma charakter ponadczasowy i nawet po latach chętnie się do nich wraca.
Wiele osób pracujących zawodowo w stadninach koni, nie tylko na szczeblach dyrektorskich i kierowniczych, ale także szeregowi pracownicy, zdawało sobie oczywiście sprawę, że jakość hodowanych przez nas koni jest większa niż ich wyniki na torach Europy Zachodniej. Naszej hodowli brakowało jednak źródeł finansowania. Wujek, który zdobył majątek w Ameryce, jakoś nie kwapił się z wysyłaniem pieniędzy, a fikcyjne nagrody w gonitwach, uścisk dłoni prezesa za zwycięstwo w Derby, czy stówa włożona do kieszeni za opiekę nad koniem, to było zbyt mało, by zasponsorować polskim koniom zagraniczne wojaże…
Wenn Zeitelhack Kommt
Sytuacja zmieniła się radykalnie po tym, jak wyścigami i hodowlą koni w pełnej krwi angielskiej w Polsce, zainteresował się obywatel RFN Waldemar Zeitelhack (1978 rok).
Działający z dużym rozmachem, dysponujący ogromnymi środkami finansowymi handlarz stalą, kilka lat wcześniej zapisał się złotymi zgłoskami w historii zachodnioniemieckich i światowych wyścigów konnych – w 1975 roku stanowiący jego własność ogier Star Appeal zwyciężył w najpoważniejszym i najwyżej dotowanym w Europie wyścigu dla 3-letnich i starszych koni pełnej krwi angielskiej, Nagrodzie Łuku Triumfalnego. Zlekceważony przez bukmacherów (liczony 1097:10) i rywali syn og. Appiani II i kl. Sterna, wygrał łatwo o 3 długości przed urodzonym w USA og. On My Way.

Było to jego czwarte zwycięstwo w sezonie 1975. Wcześniej triumfował w Grosser Preis der Badischen Wirtschaft G2, Gran Premio di Milano G1 i Benson & Hedges Eclipse Stakes G1. W przeprowadzonym po raz pierwszy w 1975 roku plebiscycie na „Konia Roku” w Europie zajął drugie miejsce, a w niemieckim handikapie dostał kosmiczny GAG 110 kg (wyżej, o kilo, po II Wojnie Światowej był oceniony jedynie radziecki super-koń Anilin w 1967 roku).
Wyhodowany przez Gestüt Röttgen Star Appeal nie był oczywiście jedynym cennym koniem wyścigowym, stanowiącym własność Waldemara Zeitelhacka. Dla nas być może najważniejszym był czempion niemieckich dwulatków w 1974 roku, pochodzący z pobudzającej wyobraźnie każdego miłośnika koni pełnej krwi angielskiej rodziny 5-h, og. Kronenkranich (Stupendous – Kronprinzessin po Orsini). Zeitelhack nabył go między drugim dniem Świąt Bożego Narodzenia, a Sylwestrem 1974 roku.
W pierwszym momencie zarządzający Gestüt Zoppenbroich jedynie uśmiechnęli się pod nosem na jego propozycję. Chodziło przecież o potencjalnego przyszłego niemieckiego derbistę. Właściciel Stall Moritzberg złożył jednak propozycję nie odrzucenia – oferowaną przez siebie kwotą zakupu przebił całe, warte wówczas 400 tysięcy marek, rozgrywane na Hamburg-Horn niemieckie Derby. Zgodził się również, by koń pozostał nadal w treningu utytułowanego trenera Svena von Mitlaffa (siodłał czterech niemieckich derbistów) i był wciąż dosiadany przez Harro Remmerta.
Kronenkranich Derby nie wygrał. Stracił też wysoką pozycję w rankingu swojego rocznika. Z GAG 95,5 został sklasyfikowany na 24. miejscu w gronie koni trzyletnich i starszych biegających w RFN (10-tym najwyższym wśród koni trzyletnich). Okazał się jednak utalentowanym milerem – w 1975 roku wygrał Dr. Busch-Memorial (wtedy LR), niemiecki odpowiednik 2000 Gwinei – Henckel Rennen G2 i Otto-Schmidt Rennen. Do ścisłej niemieckiej czołówki powrócił w sezonie 1976, gdy przeszedł do treningu blisko związanego z Zeitelhackiem Theo Griepera.
Dosiadany wyłącznie przez naszego mistrza Jerzego Jednaszewskiego, zwyciężał, kolejno, w Hamburger Fliegerpreis, Preis der Dresdner Bank, Goldene Peitsche G3, Grosser Kaufhof-Preis G3 i był IV w Prix de la Foret G1. W 1976 roku został sklasyfikowany, z GAG 101,5 kg, na IV miejscu w niemieckim Handikapie Generalnym i uznany za najlepszego milera w swoim kraju. Wartościowe wyniki notował również w 1977 roku, kiedy zwyciężał w Premio Emilio Turati G1 i Grosser Preis der Badischen Wirtschaft G2 (V miejsce w klasyfikacji najlepszych koni 3-letnich i starszych w RFN – GAG 100,5 kg).
To właśnie do Jerzego Jednaszewszkiego (wygrał 757 gonitw na Służewcu w tym ośmiokrotnie w Wielkiej Warszawskiej i pięć razy w Derby; po zwycięstwie na Bostelli w Robert Pferdmenges-Rennen został zauważony w RFN, gdzie największe sukcesy odnosił na og. Windwurf – dwukrotnie triumfował na nim w Preis Von Europa) zgłosił się Waldemar Zeitelhack w 1978 roku z prośbą o polecenie mu konia z Polski, który ma szanse na osiąganie wartościowych wyników w starciach z zachodnioeuropejską czołówką. Jerzy Jednaszewski wskazał mu trenowanego przez siebie ogiera Pawiment (Mehari – Pytia po De Corte), Konia Roku 1978 w Polsce.

Co tak naprawdę zobaczył w Pawimencie Waldemar Zeitelhack nigdy się nie dowiemy. Niemiecka prasa pisała o nim, że nie ma żadnego pojęcia o rodowodach, a konie kupuje tylko dlatego że ładnie na niego spojrzą, mają błyszczący ogon lub w odpowiednim momencie parsknęły na jego powitanie…
Wg mnie już sam fakt, że potrafił swoje decyzję skonsultować z dobrze znającymi realia fachowcami (vide Jerzy Jednaszewski), bardzo dobrze o nim świadczy. Przede wszystkim bronił się jednak wynikami.
Pawiment – kariera wyścigowa w wieku dwóch lat
Pawiment przyszedł na świat 2 lutego 1974 roku w położonej 25 km od Poznania SK Iwno. Ogier o groteskowej nazwie (Pawiment – dawne określenie dekoracyjnej posadzki spotykanej we wnętrzach zamkowych, pałacowych lub kościelnych, wykonanej techniką intarsji albo jako mozaika, używane również w liczbie mnogiej), pierwszy raz wystartował na Służewcu 2 lipca 1976 roku w wieku dwóch lat w gonitwie dla debiutujących folblutów. Dosiadany przez praktykanta dżokejskiego Jerzego Ochockiego gniady ogier zajął w tym wyścigu II miejsce. Uległ w nim wyraźnie, o 6 długości, og. Swing. Czas miał pokazać, że zmagania koni dwuletnich z rocznika 1974 będą się rozgrywały właśnie pod dyktando tej pary. Z tą różnicą, że w kolejnych startach zawsze górą był wychowanek wielkopolskiej stadniny.
Po zwycięstwie w kolejnym starcie Pawiment biegał już wyłącznie w gonitwach pozagrupowych. Sierpień 1976 roku przyniósł mu dwa łatwe zwycięstwa w nagrodach Skarba i Stolicy (dzisiejsza Nagroda Dakoty). Bił w nich Swinga niemal równie wyraźnie jak ten w ich pierwszej konfrontacji. Wysłany na mityng KDL w Pradze zajął II miejsce (o 0,75 długości) za świetnym radzieckim og. Suzdal w Nagrodzie Pokoju, dopełniając tym samym sukcesu iwieńskich koni w tym wydarzeniu (Smużka wygrała w uznawanej za Oaks KDL Nagrodzie Pragi, a Ścibór w Derby Krajów Demokracji Ludowej, Nagrodzie Moskwy).
To samo miejsce, drugie, zajął w wyłaniającej „Zimowego faworyta na Derby” Nagrodzie Mokotowskiej. Minimalną porażkę głównego faworyta (Pawiment przegrał zaledwie o kr. łeb z og. Bajkonur), komentujący wyścigi konne na łamach „Konia Polskiego” Jerzy Budny, położył na karb zwykłego zmęczenia pomityngowego. Szerzej temat rozwinął podpisujący się pseudonimem „AEG” sprawozdawca wyścigowy tygodnika „Stolica”, który winą za porażkę Pawimenta obarczył dosiadającego go w tym wyścigu dżokeja Romana Maciejaka:
„(…) Nagroda Mokotowska przynosi zwycięzcy tradycyjnie zaszczytny tytuł zimowego faworyta Derby. W tym roku wzięło w niej udział sześć koni, miała niefortunny przebieg. Faworytem był Pawiment (Mehari – Pytia), który na torze warszawskim przegrał na cztery gonitwy tylko jedną w debiucie, pod pr. dż. Ochockim, do Swinga, a potem miał piękną serię trzech kolejnych zwycięstw pod dż. Mełnickim. Z tym samym dżokejem w siodle Pawiment był drugi w Nagrodzie Pokoju na dystansie 1400 m podczas mityngu krajów socjalistycznych w Pradze w Czechosłowacji.
W gonitwie Mokotowskiej źle ruszył z boksu. Dż. Maciejak, który go tym razem dosiadał, chciał zbyt nerwowo odrobić dystans i stracił sporo – prowadząc konia po największym kole, nie najlepiej też technicznie zaprezentował się w rozgrywce finiszowej. W rezultacie Pawiment przegrał do Bajkonura (Antiquarian – Barletta), który w dystansie galopował, pod k. dż. Krajewskim, na drugim miejscu, a na prostej przodował. Na początku prostej finiszowej spadł z Dersława (drugiego faworyta) dż. Goździk, na szczęście nie stało mu się nic złego. Dersław, zwycięzca w gonitwie Ministerstwa Rolnictwa (Produce), nie został zatem poddany najpoważniejszej próbie w wieku dwuletnim.
Tak więc Nagroda Mokotowska, zamiast ostatecznie ustalić sytuację i ustalić hierarchię najlepszych dwulatków, wprowadziła tylko zamęt. Wydaje nam się nadal, że w tym roczniku koni dwuletnich brak wybitnego szermierza toru, trzylatki w przyszłym roku będą nawet słabsze od obecnych (bardzo fajny rocznik 1973 z Irandą i Smużką na czele, który zdominował rywalizacje w Europie Wschodniej i z bardzo dobrej strony pokazał się, za sprawą Smużki, na torach zachodniej Europy – przyp. redaktor). Jeśli już mamy wiązać jakieś nadzieje z rozwojem talentów końskich w wieku trzyletnim, to raczej z Dersławem (Mehari – Debora) i częściowo z Pawimentem. Bajkonur będzie zapewne koniem szybkim, ale czy klasowym – to znak zapytania. Djanet (Negresco – Diana) zawiódł swych zwolenników. Nie pierwszy raz koń po Dianie, czy po Demonie nie spełnia nadziei.
Trzecie miejsce w Nagrodzie Mokotowskiej zajął Lexicon (Hadyk – Lacrima II), hodowli SK Balc, prowadzony przez dż. Paluskiewicza, niebezpiecznie zbliżając się na ostatnich metrach do przodującej i walczącej ze sobą pary Bajkonur – Pawiment (…)”
Pierwszy w swojej karierze sezon startów Pawiment zakończył występem w porównującej roczniki Nagrodzie Criterium. Był w niej sobą – wygrał pewnie o dwie długości, pokonując bardzo dobre konie starsze, derbistkę Irandę, Boemę i Indygo. Kompletnie nie poradzili sobie w tej gonitwie, niedawno II-gi w Austria Preis, og. Euro Star i wspomniany wcześniej Swing.
Trenowany przez Stanisława Głowackiego ogier został uznany zarówno przez redakcję „Konia Polskiego” jak i tygodnika „Stolica” za najlepszego polskiego dwulatka w 1976 roku. Tym co budziło wątpliwości co do jego dalszej kariery wyścigowej był nieciekawy, zdaniem redaktorów „Stolicy”, rodowód.
Rodowód ogiera Pawiment
Klasy ojca Pawimenta, sprowadzonego do Polski w 1967 roku og. Mehari, nikt oczywiście nie negował. Progresujący na torze wyścigowym wraz z wiekiem gniady ogier zwyciężył w czterech z trzynastu gonitw w których brał udział – zajął pierwsze miejsce m.in. w Prix Kergorlay G2 gdzie ograł bardzo dobrego og. Pardallo. Był też, blisko drugi, w najpoważniejszym sprawdzianie dla stayerów w Europie, Ascot Gold Cup G1 (krótki łeb za Parburym).
Urodzony w 1963 roku Mehari, półbrat zwycięzcy Nagrody Łuku Triumfalnego og. Oroso, zwycięzcy Prix Daru G2 og. Yoggi i pełny brat zwyciężczyni Lingfield Oaks Trial Stakes kl. Quita II (matka zwycięzcy July Cup G2 og. Realm) zadebiutował jako reproduktor w 1968 roku w SK Golejewko.

Już w pierwszym roczniku dał wybitne, jak na polskie warunki, konie wyścigowe – wśród 19 źrebiąt urodzonych po nim w 1969 roku znalazły się m.in. og. Araks (austriacki St Leger), kl. Doris Day (Wiosenna, Soliny, Driady – dziś SK Krasne, Austria Preis, II- ga w Norsk Oaks i III-cia w Preis Von Europa G1) czy og. Kajus (Mokotowska i Kozienic). W 1973 roku sięgnął po swój pierwszy tytuł czempiona reproduktorów w Polsce, detronizując z tronu samego Negresco (dzierżył ten tytuł nieprzerwanie w latach 1967-1972). Kolejne zdobywał w latach 1976-1978 i 1980-1981.
Jerzy Budny – w swojej pracy „Próba oceny najwartościowszych ogierów pełnej krwi angielskiej w hodowli krajowej w okresie powojennym.” – umieścił og. Mehari na swojej liście dwunastu najbardziej wyróżniających się w tym okresie reproduktorów czynnych w Polsce. Podał też dokładną statystykę jego kariery stadnej – syn francuskiego derbisty og. Lavandin pozostawił po sobie 238 potomków z których 19-tu zwyciężało w 37 gonitwach kategorii „A” w Polsce i 7 wyścigach o porównywalnym znaczeniu selekcyjnym poza granicami naszego kraju.
W gonitwach klasycznych konie po Meharim zwyciężały 12-krotnie – po 3 razy w Derby, Oaks i Wiosennej, 2 razy w St Leger i raz w Rulera (przy trzynastu triumfach potomstwa og. Dakota i także dwunastu ogierów Negresco i najbardziej utytułowanego ogiera polskiej hodowli w tym zestawieniu, widzowskiego Dixielanda).
Zdecydowanie niżej oceniano jednak matkę Pawimenta, klacz Pytia (De Corte – Putnia po Pink Pearl). Urodzona w 1965 roku klacz biegała przeciętnie na torze wyścigowym – w wieku dwóch i trzech lat wychodziła do startu 11 razy, odnosząc dwa zwycięstwa. Wcielona do iwieńskiego stada matek, poza Pawimentem, nie dała żadnego wyróżniającego się konia wyścigowego. Można było mieć wątpliwości.
Najbardziej z jej przychówku, poza urodzonym w 1974 roku synem og. Mehari, w pamięci miłośników koni zapadła o dwa lata starsza od lidera polskich dwulatków w sezonie 1976 Prymula. Córka znanego z dawania koni o wybitnym talencie sportowym og. Mintmaster (podobnie jak Mehari II-gi w Ascot Gold Cup) została odesłana ze Służewca z adnotacją o niezdatności do treningu wyścigowego.

Na wyścigach konnych świat się jednak nie kończy. Przeznaczona do treningu sportowego w klubie LKJ Abaria klacz okazała się prawdziwą znakomitością. Dosiadana pierwotnie przez Jerzego Kuźniewskiego, została zauważona przez selekcjonerów kadry narodowej w skokach przez przeszkody i przekazana w styczniu 1980 roku do treningu przedolimpijskiego naszemu najwspanialszemu zawodnikowi tej konkurencji, reprezentującemu barwy CWKS Legia Warszawa, Janowi Kowalczykowi (mistrz olimpijski z Moskwy, IV-ty zawodnik mistrzostw Europy, 17-krotny mistrz Polski, zwycięzca konkursu mistrzów na końskim Wimbledonie – zawodach w Akwizgranie). Prymula padła przedwcześnie w maju 1982 roku po odbyciu tournee po Europie z reprezentacją Polski.
Pytia wywodziła się z nielicznej linii żeńskiej, założonej w SK Iwno przez kl. Presja (Bobsleigh – Pretty Piece po Fairhaven; rodzina nr 13), która pozostawiła po sobie dwa źrebaki, z których do hodowli wcielona została urodzona w 1957 roku kl. Putnia.
Córka stanowiącego w Iwnie w latach 1954-1957 og. Pink Pearl (jednego z naszych najwybitniejszych koni wyścigowych po II Wojnie Światowej – zwyciężył w 9 z 11 gonitw, w których brał udział, m.in. w dwuletnim Produce, czechosłowackim Derby, polskim St. Leger i nagrodach Moskwy oraz Pucharze na mityngu KDL w Budapeszcie) – Putnia była niezłą klaczą wyścigową – wygrała w swojej karierze cztery wyścigi (solidarnie po dwa w wieku dwóch i trzech lat). Wcielona do hodowli pozostawiła po sobie trzech potomków z których najbardziej znanym, poza Pytią, był klasyczny zwycięzca ze Służewca – Polonez (po Aquino).

Pochodzący z rocznika 1963 ogier Polonez triumfował w nagrodach Rulera, Skarba i Łeb w Łeb. Wcielony po karierze wyścigowej do hodowli w SK Nowielice, okazał się być może najlepszym ogierem pełnej krwi angielskiej użytym w hodowli koni półkrwi po II Wojnie Światowej. Pozostawił po sobie konie, które odnosiły sukcesy we wszystkich konkurencjach jeździeckich.
Najbardziej w tym gronie wyróżniły się IV-ta w mistrzostwach Europy w WKKW kl. Cyna, srebrny medalista drużynowo IO w Moskwie i złoty medalista mistrzostw Polski w skokach przez przeszkody wał. Szampan, należący do zaprzęgu Antoniego Musiała og. Gryps (dwa tytuły wicemistrza Europy i trzy brązowe medale mistrzostw świata w zaprzęgach czterokonnych w konkurencji drużynowej), brązowi medaliści mistrzostw Europy juniorów i młodych jeźdźców, złoci medaliści mistrzostw Polski w WKKW wałachy Optyk i Koper, czy osiągające duże sukcesy w zmaganiach krajowych konie tej klasy co Harmonia, Mytrop, Kadryl, Gwar, Stroik, Opawa, czy Fant, które zdobywały medale mistrzostw Polski (niejednokrotnie złote).
Pytia, w odróżnieniu od Poloneza, była córką urodzonego w 1951 roku og. De Corte (San II – Dossa Dossi po Spike Island). Matka og. De Corte, Dossa Dossi (Spike Island – Delleana po Clarissimus), została sprowadzona do Polski w 1946 roku. Wyhodowana przez najsławniejszą włoską stadninę Dormello Olgiata (zarządzał nią sam Federico Tesio – „Czarodziej z Dormello”; z założonej przez niego stadniny pochodzą zwycięzcy 99 gonitw klasycznych), na torze wyścigowym zwyciężała m.in. w Gran Criterium G1 oraz w klasycznych nagrodach Premio Regina Elena (włoskie 1000 Gwinei) i Oaks d’Italia. Półsiostra włoskiego derbisty i światowej sławy reproduktora og. Donatello (jeden z chef-de-race), zdolne konie wyścigowe dawała już we Włoszech (Dagherotipia, De Ferrrari czy De Nittis).
Ojciec og. De Corte, San II, pochodził z silnie ugruntowanego w Polsce rodu męskiego, który trzy pokolenia wcześniej założył og. Villars, urodzony w 1919 roku. Zwycięzca Prince of Wales Stakes pozostawił w naszym kraju konie tej klasy co Frajer (Rulera), Genova (Wielka Warszawska), Wisus („dwuletnie” Produce, Rulera i Derby), świetną Kitty Villars (Oaks i Wielka Warszawska), znakomitego og. Maciek (Nagroda Gubernatora Generalnego – Derby) czy wreszcie, wyhodowany przez A. Morstina, og. Łeb w Łeb, o którym mówiono, że był najlepszym koniem polskiej hodowli urodzonym w okresie międzywojennym.
Łeb w Łeb zwyciężał w 14 ze swoich 21 startów. Pięciokrotnie był II-gi. Gdy był w formie, nikt nie miał z nim szans. Nawet rywalizujący z nim trójkoronowany Mat (trochę tak jak Ruch z Turystą). W stadzie trzymał poziom swojego ojca – dwukrotnie, w latach 1950 i 1953, był czempionem reproduktorów w Polsce. Najbardziej na torze wyścigowym wyróżniły się: Sombrerro (Derby, Wielka Warszawska), Laryks (Derby i St. Leger), znakomite klacze Dewiza (Wiellka Warszawska) i Doriana (Oaks) czy wreszcie kontynuator rodu, 13-krotnie pierwszy w 17 startach San II.
Biegający w okresie II Wojny Światowej na torach we Lwowie i Lublinie ogier San II karierę stadną rozpoczął w 1946 roku w PZHK, a w latach 1950-1952 stanowił w SK Golejewko. Pozostawił po sobie 20 źrebaków, z których, oprócz og. De Corte, wyróżniły się bardzo ważne w historii naszej hodowli matki stadne – Afera, Awaria II, Ironia, Dziwożona, Jasiołda, Jagienka i Genua.
De Corte był niezwyciężonym w trzech startach dwulatkiem (wygrał m.in. odpowiednik dzisiejszej Nagrody Mokotowskiej). W wieku trzech lat zwyciężał w niemal wszystkich najważniejszych gonitwach na Służewcu – nagrodach Przychówku, Derby, St Leger i Wielkiej Warszawskiej. Jedynej porażki w Polsce doznał w Nagrodzie Iwna (2 lata później uzyskała rangę Produce) gdzie o 0,5 dł uległ og. Ormuzd.

Bardzo dobrze zaprezentował się też w konfrontacji międzynarodowej na mityngu KDL w Berlinie, w którym zajął II miejsca w dwóch najpoważniejszych gonitwach – nagrodach Moskwy i Pucharze. W wieku czterech lat biegał już słabiej. Nigdy nie schodził jednak ze swojego, bardzo wysokiego poziomu – w 5 startach wygrał w Nagrodzie Warszawy na mityngu KDL w Moskwie, był II-gi w nagrodach Prezesa Rady Ministrów i, ponownie, w „Pucharze” KDL oraz III-ci w nagrodach Widzowa i Wielkiej Warszawskiej.
Wcielony do hodowli De Corte, użyty w macierzystej stadninie, SK Iwno i SK Strzegom (został w niej zgładzony w 1971 roku) okazał się utalentowanym reproduktorem. Dwaj jego synowie, Humbug i Hubert, zwyciężali w Derby, a świetnymi były również San Thiago (Rulera, St Leger, Iwna, Dorpata, „Stolicy”, Widzowa i Golejewka) i Olimp (Iwna). W 1964 roku był czempionem reproduktorów w Polsce, a w latach 1962, 1963, 1965 i 1967 stał na podium tej klasyfikacji. Okazał się też zdolnym ojcem matek – jego córki Missouri, Jarnuta, Calizna, Gawra, Dorada, Syrakuza, czy Drama były cennymi klaczami stadnymi.
Z tego samego połączenia krwi co Pawiment (Mehari połączony z córką De Corta) pochodził również Dargin. Urodzony w 1970 roku ogier zwyciężał w nagrodach Derby, Wielkiej Warszawskiej i w dwóch najpoważniejszych gonitwach mityngu KDL, Nagrodzie Moskwy i w Pucharze (te dwa ostatnie zwycięstwa były mocno negowane – ze względu na epidemie grypy w mityngu nie wzięły udziału konie radzieckie; czy pokonałaby będącego w znakomitej formie Dargina nigdy się nie dowiemy). Kariera Dargina załamała się w wieku czterech lat – najprawdopodobniej został otruty przez wyścigowych oszustów.
Genetyka nie jest oczywiście matematyką i tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego, który koń będzie dobry na torze wyścigowym, a który nie – nawet pełne rodzeństwo ma ze sobą jedynie 25-75 procent cech wspólnych. Możemy podjąć oczywiście pewne założenia i zapewnić naszym koniom możliwie jak najlepsze warunki wychowu. Ostateczną odpowiedź da jednak dopiero celownik.
Pawiment – dalsza kariera wyścigowa
W wieku trzech lat Pawiment zadebiutował w Nagrodzie Strzegomia. Swoim błyskawicznym finiszem na ostatniej prostej rzucił na kolana wszystkich konkurentów. Łatwo, o 3 długości, pokonał Dersława. III i IV miejsce zajęły Orsk i Damilla. W Nagrodzie Rulera jego supremacja nad rywalami była jeszcze większa – zaatakował na początku prostej, jak jastrząb spadając na swoich przeciwników i odniósł pewne zwycięstwo. W pobitym polu znalazły się m.in. Orsk, Dersław i Belfast.
Pierwszy raz w sezonie 1977 wpadł w tarapaty w Nagrodzie Iwna. Nadspodziewanie dobrze w tym wyścigu dysponowany Swing postawił synowi og. Mehari wyjątkowo twarde warunki na prostej finiszowej. Ostatecznie to wychowanek SK Iwno wygrał o dwie długości. Po gonitwie dosiadający Swinga dż. Ryniak złożył protest twierdząc, że dosiadający Pawimenta dż. Mełnicki przeszkadzał mu na finiszu. Komisja techniczna ukarała dż. Mełnickiego karą 2 tysięcy złotych grzywny za nieostrożną jazdę, nie zmieniając jednak wyniku wyścigu. Cztery długości za walczącą o zwycięstwo parą wyścig ukończył Dersław.
W pierwszą niedzielę lipca Pawiment stanął jako główny faworyt do rozgrywki Derby, gdzie spotkał swoją nemezis, golejewską klaczą Konstelacja (Mehari – Kasjopea po Aquino), która wcześniej zwyciężała w nagrodach Wiosennej i Soliny. Barwny i ciekawy opis tego emocjonującego wyścigu, być może najsławniejszego Derby w historii, dostarcza nam tygodnik „Stolica”:
Stolica R.32, 1977 nr 28 (10 VII)

DERBY – KONSTELACJA
„Kurier Polski” przepowiedział zwycięstwo Konstelacji w Derby. Na torze było sporo znawców, którzy wieńczyli znakomitą klacz błękitną wstęgą także przed wyścigiem, a jeszcze więcej powołujących się na swoje trafne przepowiednie, ale po gonitwie. Nie należeliśmy ani do jednych ani do drugich, nie różniliśmy się w tym z trenerem Andrzejem Walickim. Wynik Derby był niewiadomy dla nas do wyjścia koni na prostą finiszową, kiedy Pawiment, pod dż. Mełnickim, skopiował swoje słynne przyspieszenie, lecz w wydaniu nieco słabszym. Teraz zaczęła się rysować możliwość porażki pierwszego faworyta.
Istotnie – idąca całą prostą w batach Konstelacja, pod dż. Mazurkiem zaczęła uzyskiwać przewagę nad przodującym Pawimentem – 200 m przed celownikiem ogier osłabł. Dramat rozpoczął się jednak dużo wcześniej, wówczas, kiedy dż. Mełnicki zmienił swoją poprzednią taktykę prowadzenia Pawimenta, utrzymując ogiera stale w przodzie tuż za Konstelacją, lub nawet forsując ją, zaatakował też przed zakrętem na ostatnią prostą. W dotychczasowych zwycięskich gonitwach Pawiment prowadzony był w rezerwie na rzut – długi finisz, gdzie decydującą rolę odgrywała jego szybkość. Tym razem dż. Mełnicki pojechał „na siłę”. Łatwiej nam teraz krytykować, rozważając całą rzecz na zimno, wydaje się jednak, że ofensywna jazda dż. Mełnickiego w pewnym stopniu ułatwiła zwycięstwo Konstelacji. Trener A. Walicki mówił nam po wyścigu, że jego plan taktyczny zakładał zmuszenie Pawimenta do walki w dystansie. Dyspozycja dla dż. Mazurka nakazywała wyjście przed Pawimenta i forsowanie tempa. Konstelacja wymaga bowiem długiej akcji, a szybkość Pawimenta była groźnym niebezpieczeństwem. Ofensywny styl jazdy dż. Mełnickiego taktykę trenera Walickiego uczynił skuteczniejszą.
Pawiment i Konstelacja galopowały całą prostą w zaciętej walce, przy wzmagającym się dopingu publiczności. Obaj dżokeje M. Mełnicki i B. Mazurek należą do jej ulubieńców, cieszą się zaufaniem. Ogromnej to wagi rzecz dla dżokeja – zyskać zaufanie. Tym razem dż. Mełnicki zbyt chyba wierzył w swego konia, dż. Mazurek natomiast podporządkował się dyscyplinie taktycznej i zaprezentował dobrą taktykę jazdy. Trener A.Walicki jest skromny, przypisując swój sukces głównie elementom taktyki, odegrała ona dużą rolę, lecz najważniejsze było przygotowanie konia. Przerwa kilku tygodni od Nagrody Soliny została w pełni wykorzystana przez trenera. Konstelacja, klacz o doskonałym pochodzeniu (Mehari – Kasjopea), uzyskała ów szczyt formy na swój najważniejszy start w sezonie wiosenno-letnim. Triumfowały barwy Stajni Żołędnica i zasłużonej Stadniny Koni Golejewko. Trener Pawimenta S. Głowacki przeżywa zapewne porażkę swego konia. Pawiment nie poniósł porażki, tylko przegrał, był znakomicie przygotowany, bojowy i w doskonałej kondycji. Zabrakło mu tej odrobiny klasy.
Wyścig Derby był interesujący. Prowadził ostrym początkowym tempem Ossolin pod dż. Ochockim (pierwsze 400 m – 26 sek. – następne 500 m – 30 sek., potem – 32 sek. Ostatnie 1000 m konie przebiegły w 1 minutę 6 sekund, w tym „ćwiartka” finiszowa stosunkowo wolna – 33). Do przodującej na prostej pary zbliżył się na finiszu o dwie długości Dersław, na czwarte miejsce (o 3/4 długości) finiszował Ile de Nord. Dalsza kolejność: Swing, Sak, Napajedla, Cynik, Spiletta, Orsk, Ossolin. Napajedla przeznaczona do liderowania źle wyszła do startu ze startu i k.dż. R. Sadowski słusznie nie forsował klaczy. Czas 2’34” po torze lekko elastycznym należy do przeciętnych. Taki sam wynik (lub zbliżony) uzyskiwano kilkakrotnie na torze służewieckim w Derby. (…)

Przegrana z Konstelacją ujmy Pawimentowi oczywiście nie przynosi. Świetna klacz swoją klasę potwierdziła w Yorkshire Oaks G1, gdzie – długo zamknięta na ostatniej prostej – zajęła V miejsce, tracąc jedynie 2 długości do trzeciej w tym wyścigu, wybitnej na torze wyścigowym klaczy wyhodowanej przez królową Elżbietę II – Dunfermline (wygrała Epsom Oaks i St Leger w Doncaster, bijąc dwukrotnego zwycięzcę Nagrody Łuku Triumfalnego og. Alleged – była to jego jedyna porażka w karierze). Wcielona do hodowli Konstelacja okazała się cenną matką stadną. Wśród jej potomstwa znajduje się trzech zwycięzców nagród klasycznych – og. Korab (Derby w Polsce i w Austrii, St Leger), og. Księżyc (St. Leger i Wielka Warszawska) i kl. Karina (Oaks). Niedosyt jednak pozostał…
Nawet dziś, blisko 50 lat po rozegraniu tej gonitwy, Derby 1977 budzą w Iwnie duże emocje. Głównie przez taktykę obraną w tym wyścigu przez dż. Mełnickiego. W przeszłości jego mistrzowska jazda na naszych koniach zapewniła nam wiele chwil radości (zwycięstwo na Sekwoi w Derby, czy na Ściborze w Nagrodzie Moskwy). Tym razem jednak przeszarżował…
Po Derby Pawiment dwukrotnie biegał poza granicami naszego kraju, w Great Voltigeur Stakes G2 na torze w Yorku i Grosser Kaufhof-Preis w Kolonii. W obu tych wyścigach wypadł jednak słabo, zajmując odległe lokaty. Trudno dziś, po latach, analizować przyczyny tych niepowodzeń.

Sezon 1977 Pawiment zakończył startem w Nagrodzie Criterium, gdzie odniósł pewne zwycięstwo. 2,5 długości za Pawimentem linię celownika minęły Lexicon i Czart, czwarty był dwuletni Christof.
Pozostawiony do dalszego treningu w wieku czterech lat Pawiment zmienił trenera – trenującego go w wieku 2-3 lat Stanisława Głowackiego, zastąpił Jerzy Jednaszewski. Znakomity dżokej po sezonie 1977 zakończył karierę jeździecką, którą ukoronował zwycięstwem w Wielkiej Warszawskiej na Dersławie.
Pierwszy raz do startu w sezonie 1978 Pawiment wyszedł dopiero 4 czerwca w Nagrodzie Widzowa (rozgrywanej wówczas na dystansie 2600 metrów). Ze względu na przebytą w zimie ciężką kontuzje biegł pod numerem „0” w totalizatorze. Dosiadany tym razem przez Andrzeja Tylickiego (w 1978 roku stał się jego stałym dżokejem) ogier zaatakował w połowie prostej. Po krótkiej walce stoczonej z Sycowem, który wziął na siebie ciężar prowadzenia gonitwy, wygrał wysyłany o długość. Kolejne miejsca zajęły Ossolin i Cynik.
W Nagrodzie Prezesa Rady Ministrów (dzisiejsza Nagroda Prezesa Totalizatora Sportowego) Pawiment zajął II miejsce, ulegając znakomicie finiszującemu na ostatnich 200 metrach Negrosowi. Wyhodowany w SK Golejewko ogier, jeden z kwartetu koni reprezentujących Polskę na mityngu w Yorku w 1977 roku (golejewskie Konstelacja i Negros i iwieńskie Pawiment oraz Smużka) od początku swojej kariery był uznawany za niezwykle utalentowanego konia wyścigowego – potrafił zwyciężać, zawsze jednak mu czegoś brakowało… tej przysłowiowej kropki nad i, zwycięstw w najpoważniejszych nagrodach. Tym razem zaprezentował się wspaniale. Trenujący Negrosa Andrzej Walicki kiedyś w krótkiej rozmowie ze mną uznał ten wyścig za najlepszy występ syna og. Mehari i kl. Nicea w karierze.
Jerzy Budny w swojej relacji w „Koniu Polskim” z tej gonitwy zwrócił uwagę, że dystans na którym rozgrywano wówczas Nagrodę Prezesa Rady Ministrów (3200 metrów), był poza granicami dystansowymi Pawimenta. Trochę tak było, niczego to jednak Negrosowi nie ujmuje.
Trzecim w sezonie startem Pawimenta była rozgrywana na dystansie 2600 metrów Nagroda Fils Du Vent, gdzie podopieczny J. Jednaszewskiego łatwo, o 3 długości, pobił zwycięzcę nagrody Golejewka og. Djanet.
Krótko po tym wyścigu, reprezentując barwy Polski na mityngu KDL rozgrywanym w Warszawie, Pawiment odniósł swoje najcenniejsze w dotychczasowej karierze zwycięstwo. W Nagrodzie Budapesztu, mając do pomocy dosiadanego przez M. Mełnickiego Jerota, pewnie zwyciężył, bijąc swoim sławnym błyskotliwym finiszem wspaniałego radzieckiego Adena. Dopiero 12 długości za tą parą wyścig ukończył węgierski Masetta.

Aden zrewanżował się Pawimentowi tydzień później w Wielkiej Nagrodzie Państw Socjalistycznych (Puchar), gdzie wygrał z miejsca do miejsca. II miejsce zajęła w tej gonitwie pełna siostra Konstelacji kl. Kosmogonia (także derbistka, z 1978 roku), a Pawiment ukończył czwarty. Miesiąc później, w październiku 1978 roku, Aden zwyciężył w Preis Von Europa G1, gdzie pobił o 0,5 długości zwycięzcę Gran Prix d’Evry G2 og. Tip Moss i o kolejne dwie znakomitą Trillion, tydzień wcześniej II-gą za og. Alleged w Nagrodzie Łuku Triumfalnego. W handikapie koni 3-letnich i starszych po sezonie 1978, biegających w Niemczech Zachodnich, z GAG 100 kg, Aden zajął I miejsce.
Ostatnim startem Pawimenta w polskim treningu była Wielka Warszawska. Spotkał się w niej z najlepszymi końmi 3-letnimi, derbistką Kosmogonią, wicederbistą Christofem i zwyciężczynią St Leger Vanessą.

Stolica R.30 1978 nr 40 (1 X) s. 10
WIELKA WARSZAWSKA
Po krótkim wypoczynku wracamy do obowiązku sprawozdawcy z toru wyścigowego i to bogatsi o wrażenia wyniesione z Wielkiej Warszawskiej. Gonitwa ta specyficznie polska, o rodzimych bogatych tradycjach, uwieńczyła laurem zwycięstwa szereg znakomitych koni. Wspomnijmy czasy powojenne – legendarnego już Turystę, który dwukrotnie zwyciężał w Wielkiej Warszawskiej, dwa lata z rzędu – w 1947 i w 1948 roku. Rucha (1949), Surmacza (1959), Donnę Aqui (1960), Mister Tory (1961), Jurysdykcję (1962), słynną Demonę, zwyciężczynię w latach 1964-1965 (pobiła, jako czterolatka nie mniej sławnego trzylatka Epikura), Crossa (1966), Erotyka (1968).
Nie przypominamy okresu niedawnego, bardziej bliskiego pamięci wszystkich. W większości wypadków wygrywały trzylatki. Konie starsze znajdują się na dystansie 2600 m (od 1948 roku) i przeważnie na torze elastycznym lub ciężkim (czemu sprzyja pora jesienna) w sytuacji gorszej, gdyż niosą wagę 63 kg (ogiery) i 61 kg (klacze), podczas gdy trzyletnie 57 i 55. W wielu krajach istnieją słuszniejsze przepisy -starsze konie idą tam pod wagą normalną, a trzylatki mają ulgę. Różnica wag jest taka sama, ale szanse bardziej wyrównane. Jak twierdzą „mądrzy w piśmie”, aby zmienić u nas prawidła wyścigowe, trzeba na to ustawy sejmowej, piszemy więc na ten temat krytycznie od wielu lat „sobie a muzom”.
Jedną zmianę udało się dzięki „Stolicy” wprowadzić. Termin Wielkiej Warszawskiej kolidował dawniej z Nagrodą Europy w Kolonii i to pozbawiało co roku tor warszawski najlepszych koni. W tym roku Wielką Warszawską rozgrywano wcześniej, ale nie mamy koni do zaprezentowania w Kolonii. Wcześniejszy termin wydaje się jednak korzystniejszy, wrzesień rokuje na ogół lepsze nadzieje na dobrą pogodę od października, zresztą w przyszłym roku mogą się pojawić talenty końskie, które zechcemy pokazać w Nagrodzie Europy.
Tym razem czteroletni Pawiment (Mehari – Pytia) pobił najlepsze trzylatki, przekreślając teoretyczne rozważania. Nie najlepiej to świadczy o trzylatkach, rocznik słaby, bez wybitnych indywidualności. Klacze Kosmogonia i Vanessa wykazały widoczne zmęczenie sezonem i wyczerpującymi gonitwami podczas mityngu międzynarodowego. Pawiment był dobrze przygotowany kondycyjnie przez trenera J. Jednaszewskiego, wytrzymał tempo i okazał się najszybszy, na najwolniejszej ostatniej ćwiartce. Szybszy – od Christofa, który przez moment wydawał się już niemal pewnym zwycięzcą. Pawiment został też dobrze przeprowadzony przez dż. Tylickiego, który ani przez chwilę nie uległ w dystansie pokusie przyspieszenia i zaatakował w połowie prostej, demonstrując doskonałą technicznie jazdę.
Prowadził Diuk (dż. Filipowski) tempem 8-32-32-33 potem na front wyszła Vanessa (dż. Rajewski), tempo spadło do 34, ostatnie 500 m zwycięski Pawiment przegalopował w 35 sekund. Kosmogonia, mimo wysiłków dż. Mazurka, nie zdołała przyspieszyć na finiszu. Norika (dż. Ryniak) przeszła zupełnie bezbarwnie (wyraźnie odczuwała trudy sezonu), źle też wypadł jej bardziej wypoczęty towarzysz stajenny Da Skat (dż. Mełnicki), mający z kolei chyba pewne zaległości treningowe. Orsk (dż. R. Sadowski) galopował dzielnie na 3-4 miejscu przez 3/4 dystansu, potem zgasł, jak było do przewidzenia, obecności Jurgo (dż. Ochocki) w wyścigu w ogóle nie zauważyliśmy. Kolejność na celowniku: 1) Pawiment, 2) Christof, 3) Kosmogonia, 4) Vanessa, w walce dł. 1/2 – 7- 4. Czas 2’54 (8-32-32-33-34-35). Hodowcą Pawimenta jest zasłużona SK Iwno.
Wyścig potwierdził, że Pawiment jest koniem klasowym – dysponuje zarówno szybkością jak i wytrzymałością. Te opinię podziela trener J. Jednaszewski, z którym rozmawialiśmy podczas „lampki wina”. Wierzył on w zwycięstwo swojego konia mimo niekorzystnej wagi, obawiał się najbardziej Christofa, co się sprawdziło. Trener Jednaszewski bardzo chwalił dż. Tylickiego, podkreślając jego zdolności jeździeckie i towarzyszącą temu skromność. Uważa, przeprowadził dż. Tylicki Pawimenta w Wielkiej Warszawskiej wzorowo. Cenimy zdolności dż. Tylickiego i wróżymy mu piękną przyszłość na torze wyścigowym, pod warunkiem, że równolegle do umiejętności technicznych i taktycznych kształtować będzie i rozwijać cechy charakteru”.
Andrzej Tylicki zrobił później wielką karierę w Niemczech. Czterokrotnie był czempionem dżokejów w tym kraju. Dwa razy wygrał niemieckie Derby – na Acatenango i jego synu Lando.

Po sezonie polscy sprawozdawcy wyścigowi przyznali Pawimentowi zaszczytny tytuł „Konia Roku”. Teoretycznie po osiągnięciu sukcesu w Wielkiej Warszawskiej kariera wyścigowa Pawimenta powinna się skończyć. Zrobił wszystko tak jak Pan Bóg przykazał – był najlepszym polskim dwulatkiem, najlepszym, obok Konstelacji, trzylatkiem i świetnym koniem starszym, „Koniem Roku” 1978. Miał na swoim koncie klasyczne zwycięstwo w Nagrodzie Rulera, wygrał w niezwykle prestiżowych nagrodach Iwna i Wielkiej Warszawskiej, na torze wyścigowym ograł najlepszego konia radzieckiego.
Wtedy zjawił się Zeitelhack.
Po trwających trzy miesiące pertraktacjach między Waldemarem Zeitelhackiem, a Zjednoczeniem Hodowli i Obrotu Zwierzętami oraz Stadniną Koni Iwno, podjęto następujące decyzje:
(…) og. Pawiment zostanie wypożyczony na 2 lata użytkowania wyścigowego, a całkowity koszt jego transportu, utrzymania, ewentualnego leczenia, ubezpieczenia, zapisów itp. ponosi w całości W. Zeitelhack. Zaznaczono również jako warunek, że koń musi być wszędzie zapisywany pod niezmienioną nazwą z podaniem, że właścicielem i hodowcą jest SK Iwno. Ponadto W. Zeitelhack, w zamian za wypożyczenie Pawimenta, dostarczy Polsce nieodpłatnie i na zawsze ogiera czołowego wybranego przez przedstawicieli polskiej hodowli, zaś po powrocie Pawimenta do Polski Zeitelhack będzie miał prawo wyboru na własność jednego konia z 4-latków wyhodowanych w Iwnie, z wyłączeniem ogierów i klaczy przeznaczonych do hodowli. (…)” – (podaję za opublikowanym na łamach „Konia Polskiego” artykułem hodowcy Pawimenta Henryka Helaka – „Pawiment czyli wykorzystana okazja”).
Pawiment został przekazany do treningu Theo Griepera. Trzymiesięczna przerwa w treningach spowodowana przedłużającymi się negocjacjami z pewnością nie pomogła w przygotowaniu go do sezonu.
Jednak gniady ogier, już w swoim drugim starcie w Niemczech zwyciężył – jako pierwszy polskiej hodowli koń w historii, w gonitwie Pattern – Grosser Preis von Dortmund G3. Uzyskując czas 2:26,7 na 2400 m, pobił o krótki łeb niosącego od niego o 7 kg mniej zwycięzcę tej gonitwy sprzed roku og. La Tour (zwyciężył również w niemieckim St Leger). Dalsze miejsca w tej gonitwie zajęły konie tej klasy co Lorimer (3m. Grosser Preis von Berlin G1 i Gerling Preis), niemiecki derbista Zauberer, zwycięzca St Leger Donat i świetny Ebano – zwycięzca Preis Von Europa 1977. Lepszej reklamy polskiej hodowli nie można sobie wyobrazić.

Po zwycięstwie w Wielkiej Nagrodzie Dortmundu Pawiment wziął udział, bez większego powodzenia, w Grosser Hansa-Preis G2, Grosser Preis von Berlin G1 i Grosser Preis von Baden G1. W rozgrywanym w połowie września Grosser Preis von Krefeld zajął III miejsce 1-1 dł. za parą Anglist – Revlon Boy. Po tym starcie został wysłany do Paryża na najważniejszy i najwyżej dotowany wyścig w Europie – Prix de l’Arc de Triomphe G1. W stawce 22 najlepszych koni w Europie zajął bardzo dobre IX miejsce.
14 października, tydzień po bardzo wymagającym starcie w Nagrodzie Łuku Triumfalnego, wystąpił w Preis Von Europa G1 na torze w Kolonii. Był to wówczas czwarty najwyżej dotowany wyścig w Europie. Czas miał pokazać, że jego rozgrywana w 1979 roku edycja, okazała się prawdziwym świętem polskiej hodowli koni.
Głównym faworytem tej gonitwy był znakomity Nebos – pochodzący z rodziny 4-r ogier, jeden z pierwszych przedstawicieli epoki „burzy i naporu” w niemieckich wyścigach. Przez współczesnych uważany za niemieckiego konia wszechczasów. Przeciwko niemu stanęli polscy „Zbójcy”. Na ich czele nie stał co prawda szlachetny Karol Moor, ale znaleźli się tam jednak Skunks (Doryant – Sekunda po Surmacz), Czubaryk (Erotyk – Czeczma po Deer Leap) i Pawiment.

Obdarzony fenomenalną przerzutką na finiszu Skunks wygrał w Polsce w 1979 niemal wszystko było do wygrania – nagrody Rulera, Iwna i Derby. Zajął również I miejsce w St Leger w Wiedniu. Zwycięstwa nie odniósł jedynie raz – w kuriozalnie rozegranej Nagrodzie St Leger, w której uległ swojemu leaderowi og. Akcept.
W cieniu Skunksa biegał w kraju Czubaryk – był II w nagrodach Strzegomia, Rulera, Derby i Wielkiej Warszawskiej, III w Nagrodzie Iwna i IV-ty w St Leger. Znacznie lepiej radził sobie poza granicami naszego kraju. Na rozgrywanym w Berlinie mityngu KDL biegał jak wściekły, wygrywając w dwóch najważniejszych gonitwach – Nagrodzie Moskwy i Wielkiej Nagrodzie Międzynarodowego Kongresu ds. Hodowli Koni, w której o 0,4 sekundy pobił rekord toru należący do tej pory do Anilina. Mówiono, że muskularnemu ogierowi, pozbawionemu błysku na finiszu, bardziej odpowiadały rozgrywane mocnym tempem zagraniczne gonitwy, a nie nasze, często rozgrywane dopiero na ostatniej prostej wyścigi.
Skunks i Czubaryk od początku wyścigu utrzymywały się w czołowej grupie. Znakomicie prowadzony przez dż. Sałagaja Czubaryk na ostatnim zakręcie znajdował się na III miejscu, a po wyjściu na finiszową prostą wyszedł na prowadzenie w wyścigu. Polem finiszował, idący w batach, Nebos. Przez niemal całą prostą walczył o zwycięstwo z kozienickim ogierem, którego ostatecznie pokonał o 0,5 długości.
Nie bez znaczenia dla końcowego wyniku wyścigu było zapewne to, że dż. Sałagajowi w ostatniej fazie gonitwy wytrącono bat z ręki. Dosiadający górującego nad Czubarykiem w startach krajowych og. Skunks dż. Mełnicki dał się zamknąć na finiszowej prostej i dopiero w ostatniej chwili, wykorzystując błyskotliwe przyspieszenie ogiera, przesunął się na IV-te miejsce, tracąc 2,5 długości do zwycięskiego Nebosa. V-te miejsce w Preis Von Europa 1979 zajął Pawiment. Trzeci był zwycięzca Grosser Preis von Baden G1 i Irish St Leger og. M-Lolshan.

Głównie dzięki sukcesom odnoszonym na Czubaryku poza granicami naszego kraju Stanisław Sałagaj został zakwalifikowany przez redakcję „Przeglądu Sportowego” do plebiscytu na najlepszego sportowca roku 1979 w Polsce. Ostatecznie sławny dżokej, a potem znakomity trener, zajął w nim XVI miejsce. Po wyścigu niemiecka prasa stwierdziła, że jeśli jakikolwiek koń biorący udział w Preis Von Europa, wówczas czwartej najwyżej dotowanej gonitwie w Europie, był w stanie pokonać Nebosa, był to polski derbista Skunks.
Pawiment więcej już do startu w sezonie 1979 nie wyszedł. Po sezonie, z GAG 96,5 kg., znalazł się na XVI miejscu w handikapie koni 4-letnich i starszych, biegających w RFN.
Pawiment jak wino – im starszy tym lepszy
W kolejnym sezonie Pawiment zmienił trenera. Theo Griepera zastąpił Charles Seiffert. Liczne starty w pierwszej części sezonu dały mu dwa IV-te miejsca, w Gerling-Preis i Grosser Preis von Dortmund G3. W połowie sezonu dano polskiemu ogierowi półtoramiesięczną przerwę.
24 sierpnia w Grosser Preis von Hessen, dotowanym niemal tak samo wysoko jak Wielka Nagroda Dortmundu (70, a 75 tys. DM), Pawiment przypomniał sobie jak się wygrywa. W rozegranym na dystansie 2100 metrów wyścigu o 1,5 długości pobił czołowego w warunkach zachodnioniemieckich konia – og. Esclavo 1976 (czempion 2-latków w RFN w 1978 roku). Na to aż osiągnie szczyt formy jego fani musieli jednak poczekać do października. Po dwóch słabszych występach w Grosser Preis von Baden G1 i Grosser Preis der Bayerischen Wirtschaft G2 po raz drugi w swojej karierze stanął do startu w Grosser Preis von Europa G1.
Dosiadany przez Otto Gervaia ogier, do startu w dotowanej kwotą 510 tys. DM Wielkiej Nagrody Europy, przystąpił jako zupełny outsider (liczony 1216:10). Powszechnym faworytem wyścigu był Nebos, który w wieku 4 lat miał piękną serię zwycięstw w najważniejszych w swoim kraju gonitwach, m.in. w Grosser Preis von Berlin G1 i Grosser Preis von Baden G1, a wysłany do Paryża na Nagrodę Łuku Triumafalnego zajął w niej V miejsce, tracąc do zwycięskiej Detroit jedynie 2 długości.
Bardzo dobrymi końmi były też z całą pewnością og. Marracci (włoskie Derby w 1979 i Gran Premio di Milano G1 w 1980 roku), og. Peloponnes (Premio Emilio Turati G1, Premio Ribot G2, Badener Meile G3), og. Strong Gale (Grosser Preis von Dortmund G3, Grand Prix Prince Rose, 2m. Prix d’Ispahan G1, Irish 2000 Guineas G1), og. Torus (2m. Irish St Leger G1), czołowe konie trzyletnie w RFN og. Wauthi (Aral-Pokal G1 gdzie pobił Nebosa, Henckel-Rennen G2 i Deutsches St. Leger G2; ogier pochodził z linii żeńskiej założonej w Niemczech przez naszą kl. Winnica), og. Arcosanti (II w Derby), og. Ataxerxes (III w Derby) oraz przybysze ze Wschodu – Goboj, Awat i Staur.
Wiary w swojego podopiecznego, mimo że był liczony najniżej z całej stawki, nigdy nie stracił trenujący go Charles Seiffert, który zasiadając w czasie wyścigu na jednej z trybun toru w Kolonii, bardzo emocjonalnie reagował na poczynania w wyścigu trenowanego przez siebie ogiera i dosiadającego go dżokeja. Pawiment na prostą finiszową wyszedł po zewnętrznym kole, a dwieście metrów przed celownikiem sensacyjnie znalazł się na prowadzeniu w wyścigu, którego nie oddał już do końca, wprawiając w osłupienie niemal wszystkich obecnych na torze. Koń wyhodowany w Polsce triumfował w Grosser Preis von Europa G1!
Dwie długości za Pawimentem celownik minął francuski 3-latek Dhausli (wcześniej zwyciężył w Grand Prix de Lyon LR i był II-gi w Grand Prix Prince Rose, ulegając w tym wyścigu jedynie znakomitemu Argumentowi, a bijąc m.in. og. Strong Gale i Königsstuhla) za którym trzeci, o szyję, był pierwszy faworyt Nebos.
Dżokej Gervai powiedział po wyścigu: „Byłem prawie przerażony, kiedy Pawiment lekko wyszedł na czoło, wydawało mi się to cudem. Celowo jechałem po zewnętrznym torze, szukając lżejszej bieżni”.

Dwa tygodnie po zwycięstwie w Grosser Preis Von Europa G1, Pawiment wziął udział w Gran Premio del Jockey Club e Copa d’Oro G1 na torze w Mediolanie, gdzie starł się z najlepszymi włoskimi końmi – derbistą og. Garrido, oaksistką kl. Marmolada i zwycięzca St. Leger og. Lotar. Spokojnie prowadzony w dystansie polski ogier zaatakował w swoim stylu na ostatniej prostej, rzucając na kolana włoską czołówkę – odległości 8-8-7,5 długości mówią same za siebie. Drugie miejsce w gonitwie zajął Lotar, trzecie Marmolada.
Nie był to ostatni wyścig Pawimenta w karierze. Wysłany do USA trzy tygodnie później wziął udział w Oak Tree International St. G1 na torze w Santa Anita. W stawce 11 koni, w wygranym przez sławnego wałacha John Henry („Koń Roku” w USA 1981 i 1984, czempion starszych ogierów 1981, czempion koni ścigających się w gonitwach na trawie w latach 1981, 1983 i 1984), zajął niezłe szóste miejsce.
Miesiąc później, startem w Gran Premio International Carlos Pellegrini G1 na torze San Isidoro w Buenos Aires, Pawiment zakończył karierę wyścigową. VI-te miejsce w stawce 22 najlepszych koni Ameryki Południowej z pewnością wstydu mu nie przyniosło.
W zachodnioniemieckim handikapie koni trzyletnich i starszych zajął, z GAG 102 kg, bardzo dobre IV miejsce (podaję za Gallop-sieger). Wyżej niemieccy selekcjonerzy cenili jedynie 4-letniego og. Nebos (GAG 106,5 kg), 3-letniego og. Wauthi (GAG 102,5 kg) i pochodzącego z tego samego rocznika co Nebos og. Königsstuhl (GAG 102 kg).
Polskie konie w RFN
Sukcesy Pawimenta zwróciły uwagę na polskie konie właścicieli zachodnioniemieckich stajni wyścigowych. W latach 80-tych i w pierwszej połowie lat 90-tych biegał w Niemczech cały szereg wyhodowanych w naszym kraju koni.
Największe sukcesy odnosiły: Czubaryk (Preis der Stadtsperkasse LR, 2m. Grosser Preis Von Europa G1, 3m. Premio Roma G1; GAG 98 kg), Omen (Preis der Spielbanken des Landes Nordrhein-Westfalen G3, Preis von Wallerstein LR, Mülheimer Frühjahrs-Steher-Preis; GAG 95,5 kg), Krezus (2m. Grosser Preis von Europa G1, 3m. Grosser Preis der Berliner Bank G1, 4m. Grosser Preis Von Baden G1, Aral-Pokal G1; GAG 94 kg) i Dongo (Milka Steher-Cup LR, Mühlheimer Frühjahrs-Steher-Preis LR; GAG 94,5 kg). Żaden z nich nie przebił jednak osiągnięć Pawimenta.

Pawiment – kariera stadna
W latach 1981-1995 Pawiment stanowił w SK Rzeczna, SK Widzów, SK Iwno, SK Krasne i u hodwców prywatnych. Skala jego wyścigowego talentu nie przełożyła się, niestety, na sukcesy potomstwa. Na torze wyścigowym wyróżniły się: rzeczniańskie Jarząb 1983 (Próbna, Syreny, Hoppegartener Meile w Berlinie, Bukaresztu na Mityngu w Moskwie) i Nepalka 1983 (Próbna, 2m. Efforty), iwieńskie Odrzutowiec 1988 (ZLATÝ POHÁR ZEMĚDĚLSKÝCH NOVIN CZ-G2, II m. VELKÁ CENA ČESKÉHO TURFU CZ-G1), Tymbark 1987 (4xI w Polsce, 2m. Rulera i Iwna; w sezonie 1991 IV-ty najlepszy koń przeszkodowy w Niemczech – GAG 92 kg) i Truskawka 1988 (9xI w 20 startach, 1m. Pawimenta, 2m. Służewca) oraz widzowska Monda 1985 (4xI w 10 startach – Wilanowska, Zamknięcia Sezonu).
W stadzie z córek Pawimenta najbardziej wyróżniły się Sobota 1985 (matka zwyciężczyni Nagrody Efforty kl. Sotnia i zwycięzcy Nagrody Pink Pearla og. Somerton), Padwa (matka zwycięzcy nagród Jaroszówki i Haracza og. Punkt), Ghaza (II matka zwycięzcy Nagrody Sac-a-Papier og. Ghorio) i Truskawka (jako III matka znakomitego og. Tunis).

SK Iwno w latach 70-tych
To, że Pawiment został wyhodowany w SK Iwno, z całą pewnością nie jest dziełem przypadku. Zarządzana przez Dyrektora Andrzeja Kiszkurno (pełnił te funkcję od 1960 roku do początku lat 90-tych) i pełniącego przez wiele lat funkcję wicedyrektora Henryka Helaka (w latach 1956-1994 pełnił funkcję hodowcy) stadnina była u szczytu swojego rozwoju. Odważna decyzja o użyciu w hodowli og. Tuny (sprowadzony do Polski w 1960 roku jako roczniak, nazwany na cześć Aleksandra Tuńskiego) w połączeniu z trafnymi decyzjami, dotyczącymi wysyłania iwieńskich klaczy do krycia stacjonującymi w innych stadninach ogierami (pochodziły z nich Pawiment, Smużka i Ścibór) doprowadziło Iwno w latach 70-tych niemal na sam szczyt polskiej hodowli pełnej krwi angielskiej – w latach 1974, 1975 i 1977 stadninna zajmowała II- gie miejsce w zestawieniu najlepszych hodowców w Polsce, tuż za Golejewkiem.
Szczególnie konie po og. Tuny (Zucchero – Marsyaka po Marsyas II), którego rodowodem na łamach „Konia Polskiego” zachwycał się sam Stanisław Schuch, utkwiły w pamięci kibiców wyścigów konnych. Wcześnie dojrzewające, obdarzone niezłomnymi charakterami, zawsze walczące o zwycięstwo „Tuńczyki”, były symbolem Iwna lat 70-tych.
Intensywnie rozwijał się też sport jeździecki. Od 1971 roku Sekcja jeździecka Abaria Iwno (w 1976 roku zyskała prawa klubu sportowego) zaczęła organizować odbywające się w maju każdego roku z okazji Dnia Zwycięstwa zawody jeździeckie, które z czasem zyskały rangę międzynarodowych.

Od 1973 wraz z sekcją sportową LZS Abaria” Iwno zaczęła funkcjonować też sekcja rekreacyjna klubu – tzw. „Architekci” (zrzeszała pracowników Powiatowego przedsiębiorstwa budownictwa rolniczego w Poznaniu). W lutym 1975 swoją premierę telewizyjną miał nakręcony głównie w Iwnie serial „Karino”, znany zapewne wszystkim miłośnikom koni.
Moje spotkanie z Pawimentem
Pierwszy raz o Pawimencie usłyszałem w styczniu 1995 roku. Mój tata (z wykształcenia mgr Administracji i inż. Zootechniki; w latach 1982-2007, kolejno, masztalerz, koniuszy i kierownik SK Iwno) chodził po domu jak ranny lew. Coś mówił do siebie, ale ciężko go było zrozumieć. Przez dwa dni powtarzał tylko w kółko: „Taki koń, taki koń…, a oni chcą go sprzedać. Na początku go nie rozpoznałem”.
Na miłość boską jaki koń. No dalej, wykrztuś to z siebie…

Koniem tym okazał się właśnie Pawiment. 21-letni już ogier przybył do Iwna kilka dni wcześniej. W pęczku, z kilkoma innymi końmi, miał zostać wkrótce sprzedany tak, by stadnina, której przyniósł sławę na całym świecie, zarobiła na nim raz jeszcze.
Wieczorem po Polsce rozdzwoniły się telefony. Szybka zbiórka pieniędzy po znajomych i rodzinie, krótkie przeliczenie własnych oszczędności… I pismo złożone do Dyrektora SK Iwno Jerzego Webera z prośbą o odkupienie go. Ostatecznie, po zapoznaniu się z karierą wyścigową Pawimenta, Jerzy Weber zgodził się, by Stadnina zapewniła mu godziwą emeryturę.
Pawiment padł rok później, chwilę po ostatnim w swoim życiu kryciu. Pochowany został w centralnym miejscu stadniny, pod dużych rozmiarów kamieniem, na którym wyryte jest jego imię oraz lata urodzenia i śmierci. Jego głowa jest skierowana w stronę dawnej płyty przeglądowej, tak by mógł obserwować swoich następców…

Nieopodal, między kamieniem Pawimenta, a dawną stajnią zarodową, spoczywa jego półsiostra, jedna z legend KJ Abaria Iwno, Prymula.
Andrzej Fortuniak
Na zdjęciu tytułowym Pawiment wygrywa Preis von Europa G1