Podczas Gali Zakończenia Sezonu Wyścigowego w Polsce ogłoszono, że Hodowcą Roku 2023 wśród koni pełnej krwi angielskiej zostało Gospodarstwo Rolne Joanna Zalewska, które było reprezentowane na torach m. in. przez zwycięzcę Wielkiej Służewieckiej Ministra Wojny oraz innego dobrego przeszkodowca – Et Tu Brute. Annamaria Sobierajska przeprowadziła wywiad z Jarosławem Zalewskim, który wspólnie z żoną Joanną od lat hoduje konie w stadninie Konary po Wrocławiem. Najlepsze konie własności lub hodowli państwa Zalewskich to: Temperament, Tycjan, Uczitelka Tanca, Inferna, Tkliwy Nihilista, Kapryśna, czy wspomniany Minister Wojny.
Wywiad został przeprowadzony dla Magazynu Wyścigowego “Kanat”, który ukazuje się razem z kwartalnikiem “Koń Polski” (nr 4/2023) i jest dostępny w sieci Empik
Annamaria Sobierajska: Co zainspirowało was do rozpoczęcia kariery hodowców koni wyścigowych? Czy możecie opowiedzieć jak po raz pierwszy zaangażowaliście się w wyścigi i hodowlę koni wyścigowych?
Jarosław Zalewski: Moja i mojej żony Joanny przygoda z wyścigami konnymi zaczęła się 25
lat temu. Na pierwszego konia namówiła nas Monika Słowik, ówczesna dyrektor toru we Wrocławiu. Z początku była to dzierżawa kilku koni, ale w 2000 roku zakupiłem na aukcji w Jaroszówce dwa folbluty, w tym Tycjana (Jape – Tempera). I właśnie on wywarł największy wpływ na nasze późniejsze decyzje właścicielskie i hodowlane. Tycjan, po dobrej karierze
dwulatkiem i zupełnie nieudanej w roku następnym, (dlaczego to temat na oddzielny artykuł), trafił do treningu Josefa Vani, czeskiego mistrza wyścigów skakanych. Wygrał 7 gonitw, głównie w Pardubicach i pokazał, że koń polskiej hodowli może rywalizować i zwyciężać w gonitwach skakanych za granicą. W ten sposób zaczęła się nasza fascynacja
gonitwami i końmi przeszkodowymi.
W 2002 roku zakupiliśmy pierwszą klacz do hodowli. Była to widzowskiej hodowli Manolita (Calderon – Mansarda), która w karierze odniosła dwa zwycięstwa, w tym jedno w gonitwie płotowej. Gdy w tym samym roku jej półbrat Masini (po Dixieland) został płotowym czempionem trzylatków w Czechach, a w kolejnych latach jednym z najbardziej utytułowanych koni polskiej hodowli, wydawało nam się, że wpadła nam w ręce hodowlana perełka. Jednak życie zweryfikowało nasze marzenia, żaden z jej pięciorga potomków nie odniósł zwycięstwa i zrezygnowaliśmy z jej dalszego krycia. Początkowo trzymaliśmy konie w pensjonacie u znajomego hodowcy, ale w 2008 roku zakupiliśmy zrujnowane popegeerowskie gospodarstwo,
znajdujące się w rozsądnej odległości od Wrocławia, gdzie wówczas mieszkaliśmy i pracowaliśmy. Kupiliśmy w Jaroszówce dwie klacze, w tym Tozzię, pełną siostrę Tycjana, a w następnym roku 5 kolejnych i na nich oparliśmy naszą hodowlę. W 2010 roku przeprowadziliśmy się do Konar i od tego czasu osobiście zajmujemy się naszymi końmi.
Czy możecie opisać waszą filozofię hodowlaną i zasady, którymi kierujecie
się przy podejmowaniu decyzji hodowlanych?
Po przeanalizowaniu różnych opcji zdecydowaliśmy się postawić na hodowlę koni z przeznaczeniem na płoty i przeszkody. Kibicując Tycjanowi nie sposób było nie zauważyć, jak wiele polskich koni przeszkodowych odnosiło w tamtych czasach sukcesy za granicą,
głównie w Czechach, ale nie tylko. Galileo (Jape – Goldika) zwyciężył w wyścigu płotowym rangi G1 w Anglii, cztery polskie konie wygrywały w Gran Premio Merano, największej gonitwie przeszkodowej we Włoszech, kiedyś z pulą nagród 500 000 euro, obecnie 250 000. Tiumen (Beaconsfield – Toskanella) trzykrotnie zwyciężył w Wielkiej Pardubickiej. Wspomniałem tu tylko o tych kilku, ale było ich znacznie więcej. Jak już wcześniej wspomniałem, naszą hodowlę oparliśmy na klaczach ze stadniny w Jaroszówce. Głównie ze względu na predyspozycje dystansowe i skokowe tamtejszych koni. I właśnie pod tym kątem dobieramy kolejne klacze oraz ogiery, którymi je kryjemy.
Czy istnieją konkretne cechy, które są według was priorytetem w programie hodowlanym, który stosujecie w swojej stadninie?
Podstawową cechą konia, którą staramy się otrzymać to wytrzymałość. Oczywiście, jak to w hodowli czasami bywa, życie potrafi zaskoczyć, gdy zamiast stayera dostajemy sprintera i tak właśnie los obdarzył nas Uczitelką Tanca (Cloword – Ukajali), doskonałą sprinterką, która najlepiej czuła się na dystansach 1200-1400 m, zwyciężając m.in. w Nagrodzie Jaroszówki oraz w handikapie II kategorii w Hoppegarten, i która do dzisiaj może pochwalić się najszybszą ćwiartką na Służewcu. Jednak, pomijając takie wyjątki, większość wyhodowanych przez nas koni najlepiej czuje się na dystansach 2400 m i więcej. Drugą właściwością, na którą zwracamy uwagę, to predyspozycje do pokonywania przeszkód i związane z tym atrybuty, takie jak wzrost, skoczność, elastyczność, wykrok itp.
W jaki sposób wybierasz ogiery i klacze do hodowli?
O klaczach już wspomnieliśmy, dodamy tylko, że oprócz wspomnianych wcześniej matek z Jaroszówki posiadamy także dwie z zagranicy, obie wybrane ze względu na predyspozycje do gonitw przeszkodowych. Na polskim rynku jest dostępnych sporo klaczy teoretycznie pasujących do naszego profilu hodowlanego, zarówno polskich, jak i importowanych, jednak pomimo tego, że widzimy ich potencjał, nie jesteśmy w stanie ich pozyskać, ze względu na ograniczenie wielkością posiadanych pastwisk i ogólnie możliwości hodowlanych.
Co zaś się tyczy ogierów, to działamy dwutorowo. Niektóre klacze wysyłamy pod wybranego, pasującego do nich ogiera w Polsce lub za granicą. Ale przede wszystkim staramy się pozyskać odpowiedniego ogiera, który mógłby stacjonować u nas w Konarach. Najlepiej oczywiście,
żeby to był koń z odpowiednią karierą i rodowodem. Tak trafił do nas na przykład Ruten (po El Prado), Fast and Furious (po Singspiel) i ostatnio Nagano Gold (po Sixties Icon).
Nie boimy się także zaryzykować i postawić na ogiera bez kariery, ale ze świetnym pochodzeniem. Takimi końmi były u nas Cloword (po Spininng World), Indy Champ (po AP Indy) i Sinop (po Sea the Stars). Pokrycie klaczy ogierem bez kariery niesie ze sobą ryzyko braku sprzedaży potencjalnego potomka, gdyż właściciele niechętnie inwestują w takie konie. Z drugiej strony dolewamy bardzo cennej krwi do rodowodu i w następnym pokoleniu mamy dużo większe szanse na dobre skojarzenie.
Czy możecie wyróżnić jakieś wyjątkowe konie, które zostały wyhodowane w waszej stadninie?
Przede wszystkim dumni jesteśmy z wyhodowania dwóch koni black type. Pierwszy z nich to klacz Inferna (Cloword – Infanteria), która wyśmienicie spisywała się zarówno w gonitwach płotowych, jak i przeszkodowych, odniosła w sumie 6 zwycięstw, z czego 4 za granicą, po
2 w Niemczech i w Czechach. Drugi zaś to Tkliwy Nihilista (Ruten – Tozzia), którego roczniakiem zakupił znany francuski trener Guillaume Macaire i który z powodzeniem biegał we Francji i we Włoszech, odniósł jedno zwycięstwo, wygrał w sumie ponad 80 000 euro i w 11 startach nigdy nie przyszedł poniżej 4 miejsca. Obecnie trenowany jest w Szwajcarii i w przyszłym sezonie wróci do startów po przerwie spowodowanej kontuzją.
Inne wyróżniające się konie, to w gonitwach skakanych Minister Wojny (Indy Champ – Miss Lotka), Tutejsza (Fast and Furious – Tozzia), Et Tu Brute (Ruten – Eklipsa), Modus Vivendi (Eagle Top – Morgenrote) i Trurl (Eagle Top – Twoteatoroomtwotwo). W gonitwach płaskich niewątpliwą gwiazdą była wspomniana już Uczitelka Tanca. Gwiazdą był także Temperament (Fast and Furious – Tozzia) dwukrotny zwycięzca w Nagrodzie Sac-a-Papier, wygrał także w
Nagrodzie Korabia i Aschabada. Po zakończeniu kariery płaskiej zwyciężał jeszcze w płotach i stiplu we Włoszech. Warto także wspomnieć o Kapryśnej (Fast and Furious – Kartinka), zwyciężczyni Nagrody Dżamajki i Novary.
Po kilku już latach doświadczeń w hodowli czy są jakieś konkretne lekcje, które odebraliście i to one ukształtowały wasze podejście do hodowli?
Nauczyliśmy się cierpliwości i pokory. Wyhodowanie konia to długotrwały proces, wieloletni, a nawet wielopokoleniowy, oczywiście mówimy tu o pokoleniach końskich. Dobierając ogiera do klaczy nie myślimy o bezpośrednim jej przychówku, to też jest oczywiście ważne, ale dużo ważniejsze jest to, czym pokryjemy w przyszłości jej córkę, oczywiście o ile się taka urodzi. Dla przykładu opowiemy historię Ministra Wojny, bardzo pożytecznego konia, który wygrał dla nas kilka gonitw. Jego matkę wydzierżawiliśmy na dwa sezony z tego powodu, że stacjonował u nas wówczas Indy Champ. Chcieliśmy uzyskać klacz, która będzie zinbredowana na jego ojca, legendarnego AP Indy. I właśnie skojarzenie Indy Champa z Miss Lotką dawało nam taki inbred, a dokładnie 2×4. Pokryliśmy ją dwukrotnie i dwukrotnie urodziły nam się ogierki. Potem Indy Champ został sprzedany do Libii i te plany hodowlane wzięły w łeb.
Jesteś w świecie wyścigowym znany z tego, że nie boisz się „ryzyka” i wyhodowane przez siebie konie dajesz do treningu początkującym trenerom, skąd takie decyzje?
Związane jest to poniekąd z moją pracą na wrocławskim torze. Mam możliwość obserwacji ich treningu, ich zaangażowania, w jaki sposób pracują z końmi, jak je traktują, ile czasu spędzają codziennie w stajni, jakich jeźdźców zatrudniają. I dzięki temu mogę wybrać tych, którym bez obaw mogę powierzyć nasze konie. Osobiście mam uprawnienia trenerskie od kilkunastu lat, mam też spory staż jako właściciel, tak więc mogę ich także wesprzeć swoją wiedzą i doświadczeniem. W zasadzie nie wtrącam się w bezpośredni trening, jestem za to bardzo aktywny w kwestii planowania startów. I jak dotąd nie żałuję swoich decyzji, zarówno Michał Borkowski, jak i Paweł Pałczyński udowodnili, że znają się na swojej robocie.
Jakie to uczucie otrzymać nagrodę Hodowcy Roku 2023 wśród koni pełnej krwi angielskiej i co to wyróżnienie oznacza dla was osobiście i zawodowo?
Duma. Jesteśmy szczęśliwi, że po dwudziestu latach pracy wyniki naszych koni pozwoliły nam uzyskać ten zaszczytny tytuł. Niestety, z tego względu, że w Polsce w zasadzie nie istnieje rynek koni wyścigowych pełnej krwi, zapewne nie przełoży się to w żaden sposób na wyniki
finansowe naszej stadniny.
Co według ciebie wyróżnia wasz program hodowlany i doprowadziło do tego prestiżowego wyróżnienia? I w jaki sposób uważasz, że wasz program hodowlany przyczynił się do rozwoju branży wyścigów konnych?
75 procent zwycięstw naszych koni miało miejsce w gonitwach skakanych, tak więc to właśnie one są naszą najmocniejszą stroną. Zresztą zgodnie z naszym założeniem hodowlanym. I bardzo chcielibyśmy powiedzieć, że ma to jakikolwiek wpływ na rozwój branży wyścigów konnych, ale tak niestety nie jest, ponieważ ta branża się nie rozwija, wręcz przeciwnie możemy zaobserwować stagnację, a w hodowli wręcz regres. Dzieje się tak pomimo licznych pozytywnych działań organizatorów gonitw. Liczba koni w treningu maleje z roku na rok, obroty w grze rosną wolniej niż inflacja, może z wyjątkiem Partynic, ale tam też tylko dzięki startowi z bardzo niskiego pułapu. Jedynym objawem dającym nadzieję na przyszłość jest zwiększająca się liczba widzów na torach, szczególnie w tzw. duże dni wyścigowe. Potrzebne są znaczne zmiany ustawowe, żeby zmienić ten stan rzeczy. To też temat na osobny artykuł.
Jakich rad udzieliłbyś osobom, które chcą odnieść sukces jako hodowcy koni wyścigowych? Czy są jakieś kluczowe zasady lub strategie, które Twoim zdaniem są niezbędne do osiągnięcia sukcesu w tej dziedzinie?
Najstarsza zasada to: „kojarz najlepsze z najlepszym”, ale to rada dla bogatych. Takim wariatom jak my, którzy porywają się z motyką na słońce, radzę, aby przejrzeli katalogi europejskich aukcji koni, zwłaszcza klaczy hodowlanych. Na tych aukcjach można niekiedy trafić na klacze pokryte bardzo dobrymi ogierami, które z różnych względów są niedrogo
sprzedawane przez dotychczasowych właścicieli. Następnie trzeba zapewnić tym klaczom i ich źrebakom możliwie najlepsze pastwiska, dobrą paszę i dużo ruchu. Do tego dołożyć należy odpowiednią dawkę pracy, konsekwencji, cierpliwości i pokory a efekty powinny się pojawić.
Rozmawiała Annamaria Sobierajska
Wywiad został przeprowadzony dla Magazynu Wyścigowego “Kanat”, który ukazuje się razem z kwartalnikiem “Koń Polski” (nr 4/2023) i jest dostępny w sieci Empik
Na zdjęciu tytułowym wyhodowany przez Zalewskich Minister Wojny wygrywa Wielką Służewiecką 2023