More

    Od przypadkowego spotkania do pasji – wywiad z Rafałem Płatkiem, właścicielem Oceana Al Maury i Zenhafa

    W wywiadzie z Rafałem Płatkiem dowiemy się, jak zaczęła się jego przygoda z końmi, jakie konie posiada, jakie są ich osiągnięcia i plany na przyszłość. Opowie o swoich doświadczeniach z trenerami, hodowlą i wyścigami, a także o tym, co jest dla niego najważniejsze w tej pasji.

    Michał Kurach: Proszę opowiedzieć jak to się stało, że zostałeś miłośnikiem koni czystej krwi arabskiej?

    Rafał Płatek: To był czysty przypadek. Jechałem klasycznym samochodem, który na stacji benzynowej przyciągnął uwagę Ryszarda Zielińskiego i to właśnie on namówił mnie na jazdę konną. Oczywiście sprzedał mi konia, pierwszego, którego kupiłem, Ghenta. Zacząłem na nim jeździć i Ryszard powiedział, że skoro mam konia, to muszę jechać na zawody. Zapytał, czy jeździłem konno. Odpowiedziałem, że nigdy. Powiedział, że za tydzień są zawody, w których muszę wystartować, ale żeby to zrobić, muszę mieć brązową odznakę. W sobotę był egzamin. To była środa, a ja miałem 3 dni na naukę jazdy konnej. Udało się. Pojechaliśmy zapisać się na egzamin. Wszyscy się śmiali.  Przystąpiłem do egzaminu i zdałem, nawet skoki. Miałem mądrego konia, który bardzo pomagał, zwłaszcza w ujeżdżeniu. Znał trasę na pamięć. Kazali mi jechać od litery do litery, a ja jeszcze nie do końca wiedziałem, o co chodzi. Powiedzieli, że mam zmieniać nogi u konia. Nie wiedziałem, czy moją, czy konia (śmiech), ale koń sam zmieniał, więc było okej. Taki był początek.

    Czy dalej jeździsz konno?

    Ryszard wiedział, że kocham samochody i sprzedał mi konia zupełnie innej klasy.  Amor Amora (bo tak się nazywał), który galopował o 10 km/h szybciej niż mój pierwszy koń, Ghent, i w ogóle się nie męczył. Miał dłuższy wykrok i niżej nosił głowę. To był koń stworzony do wyścigów. Wtedy w pełni zakochałem się w jeździe konnej, koniach arabskich i zrozumiałem, że właśnie takiego konia chciałem mieć od samego początku. Amor Amor był początkiem mojej drogi od rekreacji do amatorskiego sportu, czyli rajdów.

    Mówisz o Amor Amorze, czy to jego, bardzo udana kariera zachęciła do kupna koni wyścigowych?

    Tak, Amor Amor był na pewno jednym z sygnałów, który zachęcił mnie do kupna koni wyścigowych. Ryszard w pewnym sensie przekonał mnie, mówiąc: „Posiadanie konia to jedno, ale musisz mieć konia wyścigowego”. Zaczynałem od trenowania moich pierwszych koni wyścigowych u Justyny Domańskiej. Moim pierwszym koniem wyścigowym był Parada Mocy, a za nią Esid in Zamour i Nantes – to była moja pierwsza trójka trzylatków, która była w treningu u Justyny Domańskiej. 

    Niestety, Parada Mocy okazała się koniem o słabszej kondycji. Była bardzo mocna, ale miała problemy z nogami. Doznała kontuzji jeszcze przed oficjalnym startem w wyścigach, o czym dowiedziałem się po pewnym czasie.

    Czy nadal posiadasz, któregoś z tych pierwszych koni?

    Nie wszystkie, ale Amor Amor nadal jest ze mną i zostaje na dożywocie. Niestety, Ghent zmarł dwa lata temu. Co do Porady Mocy, to właśnie ją sprzedałem, ale przez kilka lat była u mnie klaczą stadną.

    Ocean Al Maury wygrywa Nagrodę Europy

    Co Cię skłoniło do tego, żeby wejść w hodowlę?

    Decyzja o wejściu w hodowlę była podyktowana pomysłem na użycie ogiera Al Mamun Monlau, który bardzo mi się spodobał, gdy zobaczyłem go na żywo. Patrząc na polskie warunki wyścigowe, wydawał się być trafnym wyborem. Jednakże, nie miałem odpowiedniej klaczy. To była próba sprawdzenia, co takie połączenie może dać. Przekonałem się, że w hodowli nie liczy się tylko ogier, którego użyjemy na początku, ponieważ choć ogier może wiele poprawić, to kluczowa jest matka. Obecnie widzę, że klacze, które posiadam, są na zupełnie innym poziomie – pochodzą z najlepszych światowych linii. Nawet kryte ogierami nie najwyższej klasy, dają doskonałe konie. Aktualnie uważam, że moje klacze są jednymi z najlepszych i najbardziej utytułowanych, które dały konie wygrywające wyścigi klasy G1.

    Masz w hodowli General Lady, którą sam zakupiłeś i która biegała, a jakie jeszcze posiadasz matki i jak to się stało, że rozwijasz tą część życia wyścigowego?

    Oprócz niej, mam również matki z francuskich linii wyścigowych, w tym potomkinie Amera oraz Munjiza. To interesujący mix, który w dużej mierze zawdzięczam Karin Van den Bos. Razem podjęliśmy decyzję o hodowli koni. Nie są to tylko moje konie; to współpraca, w której ona odgrywa kluczową rolę, pomagając mi w wyborze ogierów. Jej wkład w hodowlę jest nawet większy niż mój. 

    Kupiłeś kilka konie w Polsce i pięć za granicą. Czym się kierowałeś przy podejmowaniu decyzji i jakie wnioski wyciągnąłeś z tych transakcji?

    Decyzję o zakupie kilku koni w Polsce i pięciu za granicą podjąłem, kierując się pewnym ryzykiem i intuicją. Na przykład, w Polsce, konie takie jak Esid in Zamour zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Esid biegał dla mnie przez wiele lat i był wyjątkowo dobrym koniem, szczególnie na dystansie 1600 metrów. Patrząc na polską hodowlę, był w stanie konkurować nawet z końmi z hodowli francuskiej, nawiązując z nimi walkę. Pamiętam wyścigi z General Lady, gdzie Esid, będąc zapisanym jako lider, potrafił finiszować na piątym, płatnym miejscu. Był to koń o równym tempie, który potrafił biegać ćwiartki w czasie 32,5 sekundy, co na polskie warunki było naprawdę świetne.

    Następnie zakupiłem konie, które były przyzwoite – Najem du Soleil i w 3/4 siostra General Lady, Heredia. Potem zacząłem wyjeżdżać z końmi za granicę i choć z perspektywy Polski były bardzo dobre, przynajmniej General Lady, która potrafiła wygrywać gonitwy pozagrupowe, to we Francji nie poszło już tak gładko, delikatnie mówiąc, bo w pierwszych startach byłem daleko z tyłu. Potem przyszyło bardzo dobre, drugie miejsce w Prix Dragone G1 i zacząłem myśleć, że chciałbym mieć konie jeszcze lepsze, aby się ścigać z szansami w największych gonitwach. 

    Zatem wnioski, które wyciągnąłem z tych transakcji, są takie, że nie tylko talent czy osiągnięcia konia są ważne, ale również jego potencjał do dalszego rozwoju. Decyzje o zakupach kierowałem się głównie intuicją, miałem pomoc przy analizie genetycznej. Sumarycznie, te zakupy nauczyły mnie, że w hodowli koni wyścigowych kluczowa jest nie tylko jakość samego konia, ale również strategia i długofalowe planowanie kariery.

    Jeśli chodzi o wyjazdy zagraniczne, to szczególnie upodobałeś sobie Qatar Arabian World Cup G1, który odbywa się na Longchamp. Często widać z góry, że Twoje konie nie mają szans, ale mimo to decydujesz się na kolejne próby. Co stoi za tymi decyzjami?

    Zdecydowanie wolę porównywać się z najlepszymi niż z najgorszymi. Wygrywanie z najsłabszymi końmi nie byłoby dla mnie sukcesem. Qatar Arabian World Cup G1 na Longchamp to wyścig, który dostarcza niesamowitych emocji. Uczestnictwo w nim pozwala mi obserwować najlepsze konie i, jak powiedział Ryszard Zieliński, „zmieniać oko” w obserwacji koni, co później pomaga w wyborze lepszego konia. Dzięki startom w takich gonitwach, zauważyłem na aukcji takie konie jak Ocean Al Maury, czy Zenhaf, na które wcześniej bym nie zwrócił uwagi. Moje oko dostosowuje się do wzorców najlepszych koni. Uwielbiam sztukę i patrzę na konia jak na dzieło rzeźbiarskie, starając się zbudować mojego ulubionego konia.

    Bycie właścicielem konia w największym wyścigu na świecie to niesamowite doświadczenie. Pamiątki z takiego wydarzenia, jak plakietki z imieniem konia, są cudowne i zostają ze mną jako wspomnienie. W końcu, co nam w życiu pozostaje, jeśli nie wspomnienia?

    Bez sukcesów General Lady i bez tych pierwszych prób startów nie byłoby Zenhafa. Gdyby nie jego sukcesy, nie byłoby Oceana Al Maury. I tak, w tej chwili nie byłoby Power Bolta ani całej reszty koni. Te konie pojawiły się, ponieważ poprzednie sukcesy zbudowały moją markę. Dzięki temu nawiązałem kontakty z hodowcami we Francji oraz z organizatorami wyścigów. Nie jestem dla nich anonimowy. Uczestnicząc w zeszłym roku w spotkaniu dla osób ze świata wyścigów koni arabskich w Abu Zabi, miałem okazję poznać największych hodowców i właścicieli koni arabskich na świecie. 

    Jadę na te wyścigi, zawsze z nadzieją i marzeniami. Wiem, że z tak przygotowanymi końmi szanse na wygraną są niewielkie, ale człowiek wciąż marzy i stara się dokonać zmian. Mam nadzieję, że kiedyś w końcu coś się uda.

    Zenhaf

    Tak marzenia są ważne i choć te konie nie dały rady we Francji to potrafiły zdobyć serca polskich kibiców. Masz z tego satysfakcję? 

    Okazało się, że myśląc o wielkich rzeczach, kupiłem dwa konie, które w Polsce okazały się być wybitne. Zenhaf zadebiutował w wyścigach później i zdołał wygrać Central Europe Derby już w swoim drugim starcie, a także pobić rekord toru na dystansie 2000 metrów, który był uznawany za bardzo wymagający w polskich warunkach. Choć teraz stracił ten rekord, to ustanowił nowy na dystansie 2400 metrów. Ocean Al Maury, mimo że nie ustanowił żadnego rekordu, brał udział w najtrudniejszych wyścigach i pokonywał konie, które biegały bardzo dobrze, a co najważniejsze, zdobył Nagrodę Europy G3. Więc skłamałbym, mówiąc, że nie odczuwam satysfakcji. Jest ona duża, ale wciąż marzę.

    W pełni rozumiem. W zeszłym roku wygrałeś największą sumę wygranych ze wszystkich właścicieli koni arabskich ścigających się w Polsce. Proszę szczerze powiedzieć w jakim stopniu te przychody zachęcają Cię do kontynuacji tej przygody, a w jakim stopniu to pasja?

    Oczywiście przychody są bardzo ważne, żeby jak najlepiej bilansować wydatki, ale najważniejsza jest pasja. To jest siła napędowa, a nie wyłącznie perspektywa zarobku. W Polsce, niestety, wiele osób w branży wyścigowej – nie tylko właścicieli, ale i trenerów – traktuje to jako główne źródło dochodu, co uważam za błąd. Rozmawiałem z najlepszymi trenerami na świecie, takimi jak pracujący z końmi arabskimi Thomas Fourcy, którzy nigdy nie kierowali się wyłącznie perspektywą zarobku. Sukcesy i pieniądze przychodzą z czasem, ale najważniejsze jest umiejętne trenowanie koni z pasją i bez myślenia o pieniądzach. W Polsce brakuje takiego podejścia zarówno wśród trenerów, jak i dżokejów.

    Na Zachodzie widziałem, jak wielu ludzi pracujących z końmi robi to z pasji. Na przykład, dziewczyna, która opiekowała się klaczą Lady Princess, rozmawiała ze mną o charakterze i woli walki tego konia. Dla niej praca z koniem była pasją, niezależnie od jego sukcesów. Nie zmieniła swojego podejścia nawet, gdy koń zaczął wygrywać, nie oczekiwała więcej pieniędzy, cieszyła się samą pracą.

    To pokazuje, że sukcesy w wyścigach zależą od traktowania koni – są to żywe istoty, które potrzebują kontaktu z człowiekiem. Jeśli traktujemy je instrumentalnie, nigdy nie osiągniemy prawdziwej satysfakcji. Będziemy ciągle szukać więcej pieniędzy, ale nigdy nie będzie to wystarczające. Zawsze znajdzie się ktoś lepszy. Dlatego kluczowa jest pasja i odpowiednie podejście do tych wspaniałych zwierząt, a rezultaty na torze oraz wygrane będą tego wynikiem.

    W biuletynie można zauważyć, że poza dwoma gwiazdami stajni Oh! Wow jest zapisany do sezony ogier Akoya oraz cztery inne młode konie. Możesz opowiedzieć coś więcej o Akoyi i czy rzeczywiście będzie biegał w tym sezonie?

    Akoya obecnie jest ogierem w stadninie Janów Podlaski i stanowi część naszych planów wzmocnienia polskiej hodowli. Początkowo miał jechać do Włoch, ale udało mi się przekonać moją koleżankę, aby przysłała go do Polski. Michał Kurach, mój rozmówca i przyjaciel, namówił mnie do tego. Uważam, że to wspaniała decyzja, ponieważ zawsze chciałem, aby Polska miała możliwość wyhodowania dobrych koni. Akoya jest niesamowitym koniem na polskie warunki, przenosi wyjątkowe geny i ma świetną budowę, co widać po jego pierwszych źrebakach. Jest koniem, z którym wielokrotnie przegrywałem, podobnie jak konie trenowane przez Macieja Kacprzyka. Akoya jest z charakterem, jest doskonale zbudowany i musiał wykazać się maksimum swoich możliwości, aby wygrać gonitwę G1. Jest to koń o silnym temperamencie do walki i pomimo swojego wieku, jest w doskonałej kondycji fizycznej. Czy będzie biegał w tym sezonie? To zależy od jego stanu po powrocie z Janowa. Jeśli będzie w dobrej formie, planujemy go wystawić do wyścigów.

    Akoya

    Swoje najlepsze konie wyścigowe kupiłeś w bardzo atrakcyjnych cenach. Jak było tym razem? I jak się zapowiadają, bo maja fantastyczne rodowody?

    Obecnie jestem właścicielem i współwłaścicielem przynajmniej pięciu nowych koni, które pojawią się w treningu w Polsce. Wśród nich są: Chocolate Bliss trenowana w Holandii oraz konie w treningu Michała Borkowskiego: Power Bolt i Taoo oraz czteroletnia klacz Lightning Spirit i pięcioletni ogier Lightning Power.

    Jeśli chodzi o rodowody, są one imponujące. Konie spokrewnione z Akoya, takie jak Samima, która kiedyś biegała w Polsce, a także Lightning Bold, który był w stanie wygrywać gonitwy G1, świadczą o światowej klasy pochodzeniu. Oczywiście, te same matki dały również inne konie, które nie były tak dobre, ale potencjał tych nowych jest teoretycznie duży.

    Michał Borkowski, który ma je w treningu, mógłby powiedzieć więcej o tych koniach. Z tego, co wiem, Power Bolt, pomimo swojego niewielkiego wzrostu, jest bardzo dobrym koniem i może być przyszłością wyścigową w Polsce. Jego starszy pełny brat, pięcioletni ogier, który pojawi się w Polsce, jest zupełnie inny – jest dużym koniem o świetnych osiągach po Al Mourtajezie i może zmienić układ sił w polskich wyścigach i być poważnym rywalem dla innych koni, nawet dla Zenhafa i Oceana Al Maury. Te konie nie biegały wcześniej; były w treningu u Thomasa Fourcy’ego przed przybyciem do Polski, do Michała.

    Kiedy mogą wyjść do startu i czego po nich oczekujesz?

    Power Bolt to koń, który już jako trzylatek powinien pokazać swoje możliwości i ma szansę stać się jednym z najmocniejszych koni w swojej kategorii wiekowej. Jego budowa i niewielki wzrost, ale doskonale skomponowana sylwetka, świadczą o jego potencjale. Jest to koń o silnej łopatce i budowie, która odziedziczył po swojej matce, Oleyi Du Loup. Przykładem może być jej córka Samima, która wygrała kilka gonitw G1, mimo że miała tylko 147 cm wzrostu. Była maleńka, ale dumna i kiedy wychodziła na tor, unosiła głowę tak wysoko, że wydawała się równie wielka jak inne konie o wzroście prawie 160 cm. To pokazuje, że nie zawsze wielkość decyduje o sile i charakterze konia.

    Zapowiada się intrygująco. Za Tobą pierwszy wyścig tego sezonu, w którym Ocean Al Maury wypadł blado. Czy znane są przyczyny takie stanu rzeczy? Jakie są dalsze plany z nim związane?

    Ocean Al Maury nie był w pełni gotowy do startu, a ja byłem przeciwny jego występowi. Decyzja o starcie została podjęta przez trenera, mimo moich zastrzeżeń. Nie zgadzałem się również na dosiadanie tego konia przez Martina Srneca, ponieważ wydaje mi się, że nie ma on odpowiedniego porozumienia ani z koniem, ani z trenerem Maciejem Kacprzykiem. To było już widoczne w ubiegłorocznych startach. Szczerze mówiąc, preferuję, aby wszystko było robione dobrze.

    Ocean Al Maury to koń, który lepiej galopuje na dystansie, a momenty, kiedy był przytrzymywany, nie służyły mu, niezależnie od jego formy. Może to nie wpłynęło znacząco na wynik, ale być może pozwoliłoby to na zajęcie płatnego miejsca, zamiast ostatecznego szóstego.

    Co do dalszych planów związanych z tym koniem, są dwie możliwości. Pierwotnie planowano, że koń wyjedzie za granicę, ale zmiany w moim życiu prywatnym sprawiły, że pozostanie on w Polsce jeszcze przez chwilę. Najprawdopodobniej wyjedzie do Francji po następnej gonitwie. Jeśli jednak wypadnie dobrze w Nagrodzie Bandosa, istnieje szansa, że zostanie u trenera Kacprzyka.

    Dekoracja po wygraniu przez Oceana Nagrody Europy

    Na co liczysz w tej gonitwie?

    Na wygraną (śmiech).

    Rozumiem, że Zenhaf został w treningu Macieja Kacprzyka?

    Zostaje. Gdyby trener Maciej Kacprzyk chciał jeszcze trenować dla mnie jakieś konie, to pewnie by się pojawiły następne, ale na tą chwilę więcej koni będzie w tym roku u Michała Borkowskiego.

    Wydaje się, że oba konie są podobnej klasy, więc czemu taki podział?

    Podział między końmi nie wynika z ich klasy, ale z obaw o zdrowie jednego z nich. Zenhaf miał kontuzję w wieku trzech lat, i istnieje ryzyko, że intensywny trening we Francji, gdzie wyścigi kończą się sprintem na ostatnich 100-200 metrach z prędkością przekraczającą 60 km/h, może spowodować kolejną kontuzję. Zmiana metod treningowych na takie, które wymagają „rzutu”, czyli mocnego finiszu, może nie być dla niego korzystna. Przeszedłem już podobną sytuację z General Lady, która nie była przystosowana do francuskiego treningu i brakowało jej tego „rzutu”. Natomiast Ocean Al Maury wydaje się mieć większy potencjał do mocnego finiszu i powinien sobie poradzić z odpowiednio dostosowanymi metodami treningu, żywienia i przygotowania.

    W taki razie, kiedy zobaczymy rekordzistę toru w pierwszym starcie i jak jego dyspozycja? 

    Aby uzyskać więcej informacji, należałoby zapytać trenera Macieja Kacprzyka. Prawdopodobnie mógłby powiedzieć więcej, ale wydaje mi się, że treningi rozpoczęły się dosyć późno, więc wystartuje nie wcześniej niż pod koniec czerwca.

    W jakie wyścigi w Polsce, a może i za granicą celujecie z jego formą? Ponowna próba wygrania nim Nagrody Europy?

    Szczegółowe plany zna trener i na pewno miło byłoby wygrać ponownie gonitwę tej rangi w Polsce.

    Wracając do pieniędzy, dokładając do tego częste zmiany trenera, mam trochę niewygodne pytanie. Liczę, że odpowiesz. W środowisku krąży opinia o Tobie, że delikatnie mówiąc nie jesteś najlepszym płatnikiem. Co Ty na to?

    Zgadza się, cenię sobie płacenie za dobrze wykonaną pracę, a nie za półśrodki czy działania wykonywane tylko na pokaz. Doświadczyłem bardzo przykrych sytuacji podczas treningów koni na Służewcu. Posiadając wiele koni u jednego trenera, okazywało się, że połowa z nich w ogóle nie była wyprowadzana na treningi, a pojawiały się tylko w soboty, kiedy to właściciele przychodzili na tor, a wtedy przybywała również pani fotograf. Tak wygląda system działający od dłuższego czasu na Służewcu, który wielu właścicieli akceptuje, ponieważ ich konie są prezentowane w soboty, kiedy to robią sobie zdjęcia, a wszyscy trenerzy są obecni. Trener, który przez cały tydzień pracuje samotnie, nagle ma do dyspozycji czterech jeźdźców, ponieważ przychodzą cztery dziewczynki ze szkółki jeździeckiej, aby przejechać się na wyścigowych koniach. To, delikatnie mówiąc, jest nie tylko naciąganiem klientów, ale także działaniem na granicy uczciwości.

    Wracając jeszcze do trenerów. Jak z perspektywy czasu oceniasz współpracę z polskimi i zagranicznymi trenerami? 

    Muszę przyznać, że Jaroslav Myska wraz z trenerką Stepanką Myskovą byli dla mnie najlepsi. Warunki współpracy były wspaniałe, a jakość pracy, którą wykonywali, była niesamowita. Nie zabrałem od nich koni dlatego, że tak chciałem, ale Stepanka Myskova, nie miała odpowiednich warunków do trenowania koni arabskich, ponieważ w Czechach nie odbywały się takie wyścigi. Musieliby dojeżdżać do Polski za każdym razem, co przy wielkości ich stajni, gdzie pracowały zaledwie dwie lub trzy osoby, oznaczało porzucenie wszystkich koni na rzecz wyjazdów z tymi, które miały startować. Może chcieliby, aby Zenhaf stał się koniem, który we Francji zacznie wygrywać godzinę gonitwy G1, co byłoby opłacalne z finansowego punktu widzenia. Jednak startowanie tymi końmi w Polsce kompletnie się nie opłacało.

    Na koniec, czego oczekujesz od wyścigów w tym sezonie i w ogóle?

    Od koni oczekuję przede wszystkim zdrowia, aby mogły biegać i dostarczać mi satysfakcji. Co do samych wyścigów, to właściwie nie mam szczególnych oczekiwań. Chciałbym, aby właściciele byli traktowani z szacunkiem, podobnie jak we Francji, a nie jako petenci. Bez nich nie byłoby wyścigów. Właściciele są niedoceniani przez tor, Jockey Club oraz sponsorów. Obecne nagrody w wyścigach są niewspółmierne do kosztów ponoszonych przez właścicieli koni arabskich czy pełnej krwi. Nawet wygrane w wyższych kategoriach nie pokrywają kosztów utrzymania koni w Polsce. We Francji wyścigi z większymi nagrodami odbywają się co tydzień, co przyciąga więcej właścicieli i umożliwia organizację większej liczby wyścigów. Wygrana w wyścigu trzeciej kategorii nie pokrywa nawet dwumiesięcznych kosztów treningu konia, dlatego konie startują co dwa lub trzy tygodnie, a czasem nawet co tydzień, aby właściciele mogli nadrobić finansowe straty zimy.

    Próbując analizować statystyki francuskich koni arabskich, zauważyłam, że mimo dużej liczby koni w pre-treningu i na początku sezonu, zwrot z inwestycji nie jest lepszy niż w Polsce. Jednak różnica polega na tym, że najlepsze konie z dużej grupy mają dostęp do większej liczby prestiżowych wyścigów G3, G2, G1.

    Rynek francuski jest zdominowany przez właścicieli z Bliskiego Wschodu, a prywatni właściciele są rzadkością. Często po pierwszym wyścigu konie są sprzedawane, a ja wiem, że gdy któryś z moich koni wygra, otrzymam wiele ofert z Bliskiego Wschodu.

    Dużym plusem we Francji są dopłaty dla właścicieli, które są wyższe dla młodszych koni i niższych kategorii wyścigów, co pomaga w treningu, ale te dopłaty wynikają z umów podpisanych przez operatorów zakładów wzajemnych, którzy są zobowiązani do przekazywania części swoich obrotów, a te środki są rozdzielane przez odpowiednie Jockey Cluby. W Polsce nie mamy takiego systemu.

    Dziękuję za rozmowę.

    I ja dziękuję.

    Michał Kurach

    Na zdjęciu tytułowym Rafał Płatek podczas dekoracji po zwycięstwie ogiera Ocean Al Maury

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły