More

    Kucyki, horse-ball, matura, debiutancki stres i marchewki dla Neo – Agata Serafin opisuje, jak pojechała swój pierwszy wyścig w życiu

    W niedzielę 26 maja w gonitwie uczniowskiej na Służewcu zadebiutowały w wyścigach dwie młode amazonki – Agata Serafin na Neo (siódme miejsce) i Ariana Sienkiewicz na Dyspensie (była dziewiąta). Pierwsza z nich to tegoroczna maturzystka (wyniki egzaminów ustnych znakomite, pozostaje czekać na wyniki pisemnych), która jest absolwentką jednego z najlepszych liceów w Warszawie – imienia Narcyzy Żmichowskiej. Agata, która jest niezwykle radosną, energiczną i elokwentną (“wygadaną”) dziewczyną, złożyła już wstępnie dokumenty na uczelnię medyczną na wydział fizjoterapii, ale rozważa też studia dziennikarskie i w przyszłości pracę w mediach. Zadebiutowała już w wyścigu na Neo, udzieliła pierwszego w życiu wywiadu w Equi TV, teraz więc czas na jej dziennikarski debiut w Traf News. Agata Serafin opisała dla nas swoją przygodę z końmi i wyścigami, a także przeżycia i emocje związane z debiutem na Służewcu w gonitwie uczniowskiej.   

    Agata Serafin (z lewej) przed debiutem na Neo z trenerem Maciejem Jodłowskim i Oliwią Szarłat. Fot. Stajnia Orarius

    Nazywam się Agata Serafin, to nie brzmi jeszcze jak Hollie Doyle i pewnie większości kibiców wyścigowych moje nazwisko na razie niewiele mówi, ale wszystko przede mną. Jestem jeźdźcem treningowym w stajni trenera Macieja Jodłowskiego, a w niedzielę 26 maja miałam okazję spełnić jedno ze swoich większych marzeń – zadebiutowałam na stajennym koniu Neo w wyścigu uczniowskim na Służewcu. Emocje i przeżycia, których doświadczyłam w tym wyjątkowym dla mnie dniu, są niesamowicie ciężkie do opisania. Ale od czego ta przygoda się zaczęła, a kto był dla mnie największym wsparciem, ile pracy mnie to kosztowało, postaram się wam opowiedzieć…

    Od kiedy pamiętam, kochałam zwierzęta, rodzice do tej pory wspominają jak nazywałam ręce “łapami”, albo jak pytałam przypadkowych ludzi na ulicy, czy mogłabym pogłaskać ich pieski. Pierwszy kontakt z końmi miałam już w wieku trzech lat, byłam zachwycona ich elegancją i klasą, nigdy nie czułam strachu przed tymi wielkimi stworzeniami. 

    Już po pierwszej “oprowadzance” wiedziałam, że to właśnie konie będą mi towarzyszyły w życiu. Zaczęłam jeździć w pobliskiej szkółce, cały czas chciałam robić postępy, a największą frajdę sprawiały mi “uparte” kucyki. Gdy skończyłam 11 lat, moja mama zaproponowała wyjazd za granicę, dokładnie do Francji. Wspólnie uznaliśmy, że będzie to idealna okazja, by nauczyć się języka i zdobyć nowe doświadczenie. 

    Zaaklimatyzowanie się w nowej szkole, bez znajomości języka angielskiego czy francuskiego, było ogromnie trudne. Nie rozumiałam nauczycieli, materiału szkolnego oraz rówieśników. Swoją oazę znalazłam w klubie jeździeckim Le Centre Equestre de Saultain, gdzie wszyscy bardzo mnie wspierali i to właśnie w tej stajni poznałam przyjaciół, nauczyłam się płynnie mówić po francusku i po prostu szczerze pokochałam ten sport. 

    Z Oliwią Szarłat nigdy nie jest nudno, potrafi rozładować emocje przed wyścigiem i… jest bardzo silna

    Zaczęłam rozwijać się w dyscyplinie skoków przez przeszkody, jeździłam na zawody, do momentu, gdy trener zaproponował mi dołączenie do drużyny w dyscyplinie zwanej horse-ball. To konkurencja jeździecka, z którą w Polsce nigdy się nie spotkałam. Gra w horse-ball przypomina grę w koszykówkę, ale na koniach – na placu są dwie drużyny, dwa wysoko zawieszone kosze i piłka. To właśnie wtedy poczułam, że adrenalina podczas podnoszenia piłki z ziemi w galopie, czy szybkie zagrania do kosza, sprawiają że czuję się szczęśliwa. 

    Po powrocie do Polski na nowo musiałam szukać swojego miejsca, poszłam do liceum, poznałam nowych ludzi, brakowało tylko koni. Trafiłam zupełnie przypadkowo do przydomowej stajni, gdzie właściciele od razu we mnie uwierzyli. Dali mi kilka koni do treningu, wspólnie jeździliśmy w różne miejsca, bym mogła dalej się rozwijać, mimo panującej pandemii i wstrzymanej organizacji zawodów jeździeckich. To właśnie właścicielka stajni, Marzena Tamul, zachęciła mnie do spróbowania wyścigów, ponieważ wiedziała, że pokocham tę prędkość. Nie myliła się… 

    Napisałam wiadomość do trenera Jodłowskiego, który ma świetną stronę na Facebooku i do tej pory śmiejemy się, że zrobiłam sobie niezłą reklamę, opisałam się bowiem w samych superlatywach, jakbym była już na starcie mistrzynią jeździectwa. Bardzo szybko złapałam dobry kontakt z trenerem i całą stajenną ekipą. Codziennie rano chodziłam na przejażdżki, mimo bardzo trudnej i wymagającej nauki w liceum Żmichowskiej, a  tym roku na dodatek zdawałam maturę. Wielokrotnie omijałam lekcje, bo chciałam się przejechać na ulubionym koniu lub spałam na szkolnej ławce, zmęczona po porannych przejażdżkach. 

    Ariana Sienkiewicz (z lewej) i Agata Serafin przed debiutem na Służewcu udzielają pierwszego wywiadu w życiu – dla Equi TV

    Na szczęście w większości nauczyciele byli dla mnie wyrozumiali. Pani od francuskiego wręcz zachęcała mnie do krótkiej drzemki, a moje bardzo dobre wyniki w nauce nie dawały jej powodów do zmartwień. I tak przez całe liceum jeździłam treningowo konie wyścigowe, zwiększając swoje umiejętności, pod okiem trenera, który nieustannie podwyższał mi poprzeczkę. 

    Największą chęć pojechania wyścigu wzbudził we mnie trener Andrzej Laskowski, do którego uwielbiam przyjść na dodatkowe przejażdżki. To właśnie on stwierdził, że z moimi gabarytami (ważę około 52 kg przy 160 cm wzrostu), wytrwałością i miłością do koni, powinnam spróbować swoich sił na zielonej bieżni. Po przemyśleniu słów trenera Laskowskiego oraz rozmowie z trenerem Jodłowskim, zapisałam się na egzamin, by uzyskać licencję na dosiadanie koni. Gdy już go zdałam, ustaliliśmy z trenerem, że po zakończeniu matur, pojadę swój pierwszy w życiu wyścig. Gdy wyszłam ze szkoły, po ustnej maturze z polskiego, spojrzałam na telefon, a tam… gratulacje z okazji pierwszego zapisu.

    Wyszła zapiska, moje nazwisko, tuż przy nim waga i imię konia, wszystko zaczynało się dziać naprawdę. Radość jaką poczułam, gdy trener zapisał mnie na Neo do wyścigu, była nie do opisania, muszę się przyznać, że nawet łezka zakręciła mi się w oku. Później dopadł mnie stres, trzeba było się przygotować, zorganizować sprzęt i okiełznać emocje. Każdej nocy przed snem oglądałam wyścigi, aby mentalnie przygotować się do debiutu. 

    Finiszowe metry Neo pod Agatą Serafin

    Mam wielkie szczęście, że tworzymy w stajni bardzo zgrany team. Ania Lis od razu zgłosiła się do prowadzenia Neo, a Oliwia Szarłat i Kinga Lewandowska do pomocy. Bez nich byłoby o wiele ciężej. Przed wyścigiem, mająca już spore doświadczenie w gonitwach Oliwka, pomogła mi się wyważyć oraz przekazała dużo spokoju i pozytywnej energii. 

    Dużo rozmawiałyśmy, żartowałyśmy i to sprawiło, że gdy wsiadałam na konia, nie czułam stresu, zamiast tego wielką ekscytację. Myśl, że na trybunie jest moja rodzina i przyjaciele, dodatkowo dodała mi pewności. Wszyscy bardzo mi kibicowali, zagadywali, moja najlepsza przyjaciółka nawet przygotowała mi baner z napisem “Aga Star”, a ja oddawałam im mój uśmiech.

    Było już coraz bliżej wyścigu. Gdy przejechałam forkenter, zaczęły mocno boleć mnie nogi, drżały mi łydki. Pomyślałam: “cholera, ja chyba już nie dam rady pojechać tego wyścigu”. Konie były pakowane do start maszyny, tego momentu obawiałam się najbardziej, a – o dziwo – właśnie wtedy poczułam luz i przestały mnie boleć nogi. Dłuższą chwilę to jednak wszystko trwało na starcie, przez problemy z załadowaniem jednego z koni. 

    Dzięki Neo i jego dobremu obyciu z maszyną, mogłam na spokojnie przygotować się psychicznie do startu. Adrenalina wzrastała, aż konie ruszyły. Ja i druga debiutantka, Ariana Sienkiewicz, trzymałyśmy się na końcu stawki, dopiero na prostej finiszowej z Neo „odpaliliśmy wrotki”, choć może nie do końca, pewnie mogło być lepiej. Wiem, że muszę jeszcze sporo popracować nad posyłem. Koń chętnie galopował, dzięki czemu na finiszu ładnie nam poszło, zajęliśmy siódme miejsce.

    Mój tata krzyknął do mnie po wyścigu: “jestem z Ciebie dumny”.

    Moment zejścia z toru był dla mnie najbardziej wyjątkowy. Usłyszałam tyle pozytywnych słów, okrzyków i gratulacji. To, co wtedy czułam, jest nie do opisania. Mój tata krzyknął do mnie: “jestem z Ciebie dumny”. Byłam bardzo wdzięczna trenerowi za szansę, którą mi dał. Mimo że nie zajęłam płatnego miejsca, jestem z siebie niesamowicie dumna.

    Pochwały od różnych trenerów i właścicieli sprawiły, że chcę jeszcze bardziej rozwijać się w stronę wyścigów i osiągać coraz lepsze wyniki. Jestem bardzo zawzięta w tym co robię, dążę do doskonałości, wiem jakie błędy popełniłam i nad czym mam pracować. Chcę cały czas piąć się w górę i mam nadzieję na kolejne dosiady.

    Uśmiech Agaty Serafin po debiutanckim wyścigu na Neo. To była najbardziej wyjątkowa niedziela w jej życiu.

    Jeszcze tego samego dnia wieczorem pobiegłam do stajni, aby podziękować Neo. Zabrałam go na spacer, aby poskubał sobie trawkę, karmiłam go marchewkami i czule przytulałam. Dwa dni później okazało się jednak, że… Neo opuszcza naszą stajnię. Gdy dochodziłam do stajni, zobaczyłam go w koniowozie, to było nasze pożegnanie, ponieważ wyjechał, by rozpocząć karierę w wyścigach płotowych.  

    To była najbardziej wyjątkowa niedziela w moim życiu, dwa wywiady, masa zdjęć, skrajne emocje, bliscy zebrani w jednym miejscu specjalnie dla mnie. Czułam się bardzo wyróżniona tego dnia, a  wspaniała atmosfera na Służewcu dopełniła szczęścia.  

    Agata Serafin

    Pamiątkowe zdjęcie po gonitwie uczniowskiej

    Na zdjęciu tytułowym Agata Serafin na Neo. Fot. Stajnia Orarius

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły