Derbowy mityng w Epsom tradycyjnie przyniósł masę emocji, sporo niespodzianek i kolejne statuetki dla Aidana O’Brien’a. Irlandzki trener znowu wymierzył rywalom kilka celnych i bolesnych ciosów.
Runda 1: Coronation Cup. Błąd Barzalony
Wielkim faworytem był Calandagan, który jednak w dużych biegach zawodził, zajmując trzykrotnie drugie miejsca. Niestety, trenowany we Francji koń i tym razem zawiódł, znowu plasując się tuż za zwycięzcą. Gonitwę poprowadził Continuous, często używany jako lider dla stajni O’Brien’a. Tym razem dla Jana Brueghela, którego dżokej Ryan Moore ustawił
w dystansie wysoko, na trzecim miejscu. Dosiadający Calandagana Mickael Barzalona popełnił błąd taktyczny (kolejny raz w tym sezonie!), długo utrzymując się na ostatnim miejscu i pilnując największego rywala. Kiedy na 650 metrów przed celownikiem Jan Brueghel ostro zaatakował, francuski wałach ruszył za nim, mając jakieś 2 długości straty. Po dramatycznym pościgu na 200 metrów przed słupem konie zaczęły iść łeb w łeb, jednak nie przyzwyczajony do tak długiego finiszu Calandagan nie potrafił wysunąć się przed rywala. Wtedy Moore zorientował się, że jego koń lepiej reaguje na bat niż na posył, i zadając mu ostatnie uderzenie na 50 metrów przed celownikiem, rozstrzygnął starcie na swoją korzyść!
Francuski dżokej w kluczowym momencie posyłał jedną ręką, a że jest po prostu słabszy w tym elemencie od Anglika, musiał uznać się za pokonanego.
Jan Brueghel przegrał tylko jeden bieg w karierze, wiosną tego roku w Irlandii, czego nie mógł odżałować O’Brien. – Nadal byłby niepobity, gdybym nie wystawił go w Curragh. To trochę nie fair, ale on potrzebował startu – wyjaśnił trener. – To bardzo utalentowany i nieskomplikowany w prowadzeniu koń. Jestem pewien, że wkrótce wygra kolejny duży bieg
– dodał skromnie Moore.
Dla Calandagana kolejnym logicznym celem powinien być rozgrywany w ostatnią niedzielę czerwca Grand Prix de Saint-Cloud. Może tam się wreszcie uda…
Runda 2: Oaks. Minnie Hauk zaczyna się spłacać
Klasyk dla klaczy wyglądał dokładnie tak, jak prawie wszystkie duże biegi z udziałem koni O’Brien’a. Natychmiast po starcie na front wyszła Whirl, która miała za zadanie poprowadzić mocno dla Minnie Hauk, która w dystansie uplasowała się na drugim miejscu. Dosiadający tej pierwszej Wayne Lordan spisał się tak doskonale, że na finiszu to właśnie te dwie klacze stoczyły pasjonujący pojedynek o zwycięstwo. Reszta rywalek nie dała po prostu rady włączyć się do zabawy. Przez moment wydawało się nawet, że Whirl może wygrać to starcie, bo koleżanka stajenna zmieniła krok i nieco wyłamała. Od czego jednak w siodle jest Ryan Moore…
Zwycięska klacz kosztowała prawie 2 miliony euro, jednak powoli zaczyna się spłacać. Zdaniem jej trenera to kandydatka do zwycięstw w najważniejszych biegach. – Jestem nią zachwycony! Ryan powiedział mi, że tempo mogłoby być jeszcze mocniejsze, co oznacza, że powinna biegać z końmi starszymi – wyjaśnił O’Brien.
Dziennikarze od razu przytomnie zapytali o jej szanse w… Prix de L’Arc de Triomphe!
– Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ją tam zobaczycie. Wciąż brakuje jej doświadczenia, ale jej poprawa od ostatniego startu jest po prostu nienormalna. Sądzę, że potrafi pobiec dużo szybciej – dodał szkoleniowiec, dla którego była to już 11 wygrana w tej gonitwie.
Faworyzowana zwyciężczyni 1000 Guineas Desert Flower była trzecia, ale mam wrażenie, że stajnia nie będzie upierać się przy jej startach na dłuższych dystansach. Sądzę, że wkrótce zobaczymy ją w gonitwach na milę.
Runda 3: Derby. Wygrana „niesamowitego faceta”
Wyścig o „błękitną wstęgę” miał zaskakujący przebieg i jeszcze bardziej nieoczekiwane zakończenie. Jeszcze przed gonitwą, z powodu zbyt miękkiej bieżni, wycofany został mocno liczony przedstawiciel Godolphin Ruling Court, triumfator klasycznego 2000 Guineas.
Początek biegu nie zapowiadał niespodzianki, bo idący po froncie Lambourn wydawał się być liderem dla Delacroix, który… zajmował jednak daleką pozycję. Kolejne metry wspinaczki na wzgórze niczego nie zmieniły: Lambourn wciąż szedł mocnym tempem, a mimo to rywale wciąż nie traktowali go zbyt poważnie. Po minięciu Tattenham Corner, dosiadany przez Wayne’a Lordana ogier jeszcze poprawił i po raz pierwszy w tym biegu zapachniało niespodzianką. 400 metrów przed celownikiem irlandzki dżokej użył bata i Lambourn jeszcze zwiększył przewagę! Do mety nic się zmieniło, może tylko to, że pupil O’Brien’a jeszcze „dołożył” rywalom, notując na kresce prawie 4 długości nad drugim Lazy Griff (niemieckiego ogiera dosiadał Christophe Soumillon).
Nie pamiętam, żeby jakiś koń wygrał Derby idąc „z miejsca do miejsca”, mając na finiszu tyle energii. Taktyka zaskakująca, ale dobrze dobrana w wyścigu. – Byłem niecierpliwy, bo wiedziałem, że wytrzyma takie tempo. Szybko złapał dobry rytm – wyjaśnił Lordan.
Niewiele brakowało, aby nigdy nie doszło do tego sukcesu. Dwa lata temu Wayne uległ fatalnemu wypadkowi podczas Irish Derby, dosiadając San Antonio. Złamane obydwie nogi oraz ręka w łokciu postawiły jego dalszą karierę pod znakiem zapytania. – To był trudny czas. Leczenie trwało aż 8 miesięcy. Dopiero pod koniec stycznia lekarz pozwolił mi na powrót w siodło. Gdyby zdecydował inaczej, nie byłoby tej radości dzisiaj – dodał Lordan.
Można powiedzieć, że to kapitalne zwycięstwo było także formą podziękowania dla całej ekipy. – Miałem wsparcie Aidana i wszystkich w Coolmore. Kiedy wracasz po czymś takim, twoja motywacja jest silniejsza – zakończył dżokej.
Fatalnie wypadł za to Delacroix, który nie był tego dnia sobą. Galopował źle i nie odegrał żadnej roli, co mocno rozczarowało trenera. – Ryan powiedział mi, że szybko się skończył i odpadł na koniec grupy. Co się wydarzyło w drugiej części wyścigu, widzieliśmy wszyscy – powiedział O’Brien. Odpowiadając zaś na podziękowania Lordana za wsparcie go po wypadku, odparł z uśmiechem: – Wayne jest ważną częścią naszego zespołu. To dla nas zaszczyt mieć takiego człowieka. Jest bezpośredni i grzeczny, ale stanowczy, kiedy trzeba. To niesamowity facet – chwalił rodaka Aidan.
Francuska nadzieja na wygranie klasyka, Midak, zawiódł i choć był widoczny na prostej, ostatecznie zajął 10 lokatę. Na moje oko dystans półtorej mili to dla niego zbyt wiele. Dobrze za to spisali się inni bohaterowie, znani fanom wyścigów nad Sekwaną. Christophe Soumillon był drugi na Lazy Griff (50:1!), a młody Alexis Pouchin czwarty na New Ground, notowanym podobnie.
Singspiel
Zdjęcie – Equidia.fr