W Nagrodzie Westminster Rulera dublet zanotował trener Maciej Jodłowski. Tym razem Jolly Jumper nie był spóźniony jak w Nagrodzie Mokotowskiej i ograł o łeb Matt Machine, ale ten zrobił kolejny kapitalny wyścig na milę. Jolly Jumper zachowuje szanse na potrójną koronę, w Derby może mieć spore szanse, ale wygranie St. Leger na 2800 m to może być już zbyt trudne wyzwanie, zwłaszcza, gdyby biegł Night Tornado. W tym roczniku nie widać wybitnych koni, chyba, że okaże się takim zgłoszony do Nagrody Łuku Triumfalnego Le Destrier, który niedawno zwycięsko zadebiutował. Le Destriera zobaczymy 29 maja w świetnie obsadzonym (12 koni) Memoriale Jerzego Jednaszewskiego na 2200 m.
Wielkim faworytem Nagrody Westminster Rulera był zimowy faworyt na Derby (po wygraniu dwulatkiem Nagrody Mokotowskiej), zwycięzca Nagrody Strzegomia na milę w tym roku – potężnie zbudowany, szybki Matt Machine. Sobotni klasyk był rewanżem właśnie za Nagrodę Mokotowską, w której Jolly Jumper był odciągnięty w dystansie i można było odnieść wrażenie, że trochę zbyt późno finiszował, i przegrał o pół długości pod Dastanem Sabatbekovem do Matt Machine, dosiadanego wówczas przez Sanżara Abajewa.
Smaczku temu rewanżowi dodawał fakt, że oba konie trenuje, dla różnych właścicieli, Maciej Jodłowski. Takie rywalizacje wewnątrz stajni w prestiżowych wyścigach w przeszłości często zdarzały się w stajni trenera Andrzeja Walickiego, który miał dużo dobrych koni od czołowych właścicieli. Podobnie było na Zachodzie w stajniach Henry’ego Cecila, Andre Fabre’a, czy Johna Gosdena, którzy trenowali konie dla kilku potężnych właścicieli. W takich sytuacjach zdarzały się niesnaski pomiędzy właścicielami, a także przeciąganie liny przy menażowaniu koni, doborze jeźdźców, ustalaniu taktyki.
Wyścig o Nagrodę Rulera był też rewanżem za minimalną porażkę z Matt Machine w Nagrodzie Strzegomia dla Groszka (stracił wtedy pół długości) i Kanesyhi, który po finiszu w ostatniej chwili przybiegł o krótki łeb za podopiecznym Adama Wyrzyka. Matt Machine na ostatnich metrach tracił siły, co dodawało szans rywalom na skuteczny rewanż. Kluczowy jednak w tym wypadku był fakt w odwrotną stronę, że Matt Machine w Nagrodzie Strzegomia niósł 4 kg więcej od rywali, a teraz wagi były równe.
Ten fakt, oraz forma, sprawiły, że Kaneshya, a zwłaszcza Groszek, nie były w stanie nawiązać walki z Matt Machine. Był jednak w stanie to zrobić Jolly Jumper (w zapowiedzi gonitwy na Trafnews.pl sygnalizowałem, że może on pokonać duet stajni Westminster), który zaimponował stylem zwycięstwa w pierwszym dniu wyścigowym w Nagrodzie Generała Władysława Andresa. W ubiegłym roku ten wyścig wygrał Guitar Man, który następnie triumfował w Derby. Czyżby historia miała się powtórzyć?
W Nagrodzie Rulera nie powtórzyła się historia z Mokotowskiej. Matt Machine, tym razem dosiadany (jak w Nagrodzie Strzegomia) przez Sabatbekova, znów uciekał przed Jollym Jumperem (w siodle stajenny dżokej Kamil Grzybowski) i wydawało się, że może dociągnąć do celownika, ale na ostatnich stu metrach syn Free Eagle kapitalnie zareagował na posył i wygrał o łeb dla panów Gawryszewskiego, Sobolewskiego i Wiśniewskiego.
Kolejne konie były już w sporym odstępie – 3,5 długości i dalej. Czas gonitwy przeciętny, prawie taki sam jak wśród klaczy w Nagrodzie Wiosennej – 1 min 39,7 s (Jenny of Success przebiegła o 0,1 s wolniej od Jolly Jumpera). Wynikało to z faktu, że w trakcie weekendu bieżnia była – ze względu na brak opadów w ostatnich tygodniach w Warszawie i całej Polsce – obficie polewana wodą przez organizatorów i nie była zbyt szybka (obrazki nagrane przez jednego z trenerów, z twardą bieżnią, były dwa dni później ze środka obiektu, gdzie konie nie ścigają się).
Styl zwycięstwa, przyspieszenie na ostatnich metrach, sposób galopowania, oddawanie w posyle – to wszystko dobrze wróży Jolly Jumperowi w kontekście kolejnego startu, zapewne w Nagrodzie Iwna na 2200 m. Nie jest to koń o pochodzeniu długodystansowym, ale w polskich warunkach na 2200-2400 m, przy jego talencie, powinien sobie poradzić, zwłaszcza, że jego optimum dystansowe wydaje się większe od większości rywali, w tym Matt Machine.
Matt Machine w końcówkach wyścigów w Strzegomia i Rulera słabł na dystansie 1600 m i na 2200 m będzie mu trudniej, ale nie jest pozbawiony szans. To silny, twardy, szybki koń, przy odpowiedniej taktyce, przeprowadzeniu przez jeźdźca, może walczyć o zwycięstwo w Nagrodzie Iwna. Na dziś nie wygląda jednak na głównego faworyta Derby na 2400 m.
Na pewno ma jednak na to dużo większe szanse w dystansie niż Jenny of Success, zwyciężczyni Wiosennej, która ma stricte sprintersko-milerski rodowód, budowę i styl biegania. Warto byłoby tę klacz sprawdzić teraz – korzystając z jej wysokiej, być może życiowej, formy – w gonitwie Listed na Zachodzie na dystansie 1300-1400 m, gdzie może wygrać znacznie większe sumy niż w Polsce i zyskać status „black type”.
Prześledźmy rodowód Matt Machine i karierę jego przodków. Ojciec Matt Machine Outstrip (po świetnym sprinterze Exceed and Excel) był bardzo dobrym dwulatkiem (wygrał Breeders Cup Juvenile Turf G1 w USA, a w Anglii Champagne Stakes G2), a później milerem, choć jako trzylatek biegał już słabiej (choć był trzeci w St James’s Palace Stakes G1 w Ascot na 1600 m.
Outstrip (kryje po 4000 euro) dał do tej pory tylko dwa konie z ratingiem powyżej 100 funtów. W tym był Gold Trip (aż 119), który wygrał we Francji G2 na 2200 m i był z miejscami w G1 na 2400 m i to w jakich gonitwach – trzeci w Grand Prix de Paris i czwarty w Łuku. To daje pewne nadzieje Matt Machine na bieganie w dystansie, ale Gold Trip był z dystansowej rodziny żeńskiej. Większość koni po Oustrip biegała i wygrywała na krótszych dystansach.
Matka Matt Machine – Peace Fonic, mimo że była po szybkim Zafonicu (champion dwulatków w Europie, trzylatkiem zwycięzca angielskiego 2000 Guineas Stakes na 1600 m), to na 11 startów jedyny wyścig wygrała na 2500 m (rating 38), a na koniec kariery biegała w płotach. Trzy konie od niej wygrywały, w tym Peace of Oasis (po Oasis Dream) trzy wyścigi, w tym Listed na 2100 m we Francji.
Podsumowując, kariera i rodowody rodziców i rodzeństwa, budowa i styl biegania, wskazują, że dla Matt Machine mila może być optymalnym dystansem, ale w Polsce ze średnimi rywalami na 2200 m też sobie poradzi.
Porównajmy więc korzenie Matt Machine z pochodzeniem Jolly Jumpera. Wydaje się, że Jolly Jumper to koń bardziej na 1600-2000 m niż na 2400-2800, ale w polskich warunkach może walczyć o zwycięstwo w Derby. Jego ojciec Free Eagle (po High Chaparral) był typowym średniodystansowcem – wygrał Prince of Wales’s Stakes G1 na Royal Ascot i Enterprise Stakes G3 w Irlandii – oba biegi na 2000 m (wysoki rating 124). Stanówka nim spadała systematycznie od 20 tysięcy euro w 2016 roku do 5 tysięcy w 2022.
Tylko 5 koni po Free Eagle przekroczyło rating 100 funtów, ale wśród nich był jeden, który niesamowicie i niespodziewanie błysnął. Khalifa Sat (rating 112) po wygraniu LR w Goodwood na 2200 m, sensacyjnie zajął drugie miejsce w angielskim Derby za Serpentine, grany 50:1. Biegał tylko 5 razy i zszedł z toru z powodu kontuzji. Od tego roku kryje w Lacken Stud w Irlandii po 2 tysiące euro. W Polsce po tym ogierze nieźle biegały już Gabriella Essence (wygrała Novary, była piąta w Oaksie, ale w tym roku biega słabiej) i Javan Eagle (4 zwycięstwa w grupach).
Matka Jolly Jumpera Laura’s Oasis nie biegała, ale jest córką świetnego sprintera i reproduktora Oasis Dream. Babka All for Laura (urodziła świetną Misheer, która wygrała G2 i LR i była druga w G1 jako dwulatka w Cheveley Park Stakes) wygrała raz na 1000 m, jest córką sprintera Cadeaux Genereux, kolejna matka jest po milerze Warningu. Stąd wątpliwości, czy Jolly Jumper dobrze będzie czuł się w mocnych stawkach na 2200-2400 m.
Po Nagrodzie Strzegomia wydawało się, że w Rulera bardziej zaistnieje, większą progresją się wykaże – bardzo wydajnie 24 kwietnia finiszujący w końcówce Kaneshya (podobnie jak Matt Machine reprezentant stajni Westminster Race Horse), który był trzeci, krótko za Groszkiem i Matt Machine. Ciągle jednak mamy w pamięci, że obaj rywale mieli 4 kg ulgi wagi w stosunku do zwycięzcy.
– Kaneshyę uważam za bardzo dobrego konia, ale na pewno korzystniejszy byłby dla niego dłuższy dystans. Nie zdziwię się, jeśli powalczy, chociaż bardziej patrzymy w stronę przyszłych, dystansowych biegów – mówił przed występem w Nagrodzie Rulera trener Krzysztof Ziemiański.
Kaneshya walczył, ale efekt był trochę gorszy niż w Nagrodzie Strzegomia, jednak nie taki zły. Zajął czwarte miejsce, tracąc trzecie na rzecz El Corazone, z którym przegrał o nos, ale minięty wcześniej o pół długości, na ostatnich metrach znów zbliżał się do niego, co lepiej wróży mu w kontekście dystansu.
Wpływ na postawę Kaneshyi mogła mieć taktyka. W poprzednim wyścigu był prowadzony z tyłu i oddał długi, obiecujący finisz. Tym razem został przeprowadzony przez Stefano Murę znacznie bardziej ofensywnie (choć założenia przed wyścigiem były zdaje się inne), na drugim miejscu w dystansie, co raczej nie wyszło mu na dobre. W Nagrodzie Iwna trener Ziemiański zapewne wróci do wcześniejszej taktyki.
Kaneshyi nie można przekreślać w kontekście nagród Iwna i Derby, może mieć jeszcze rezerwy i poprawiać. Może też od niektórych rywali lepiej czuć się w dystansie. Kwestia, czy nie zabraknie mu klasy i szybkości.
Rodowód ma dobry, szczególnie ze strony matki. Matka Kaneshyi Thawraat jest z hodowli Al. Maktoumów. Choć została wyhodowana w Shadwell przez Hamdana al. Maktouma, to biegała dla jego brata szejka Mohammeda i stajni Godolphin. Startowała tylko cztery razy, nie wygrała wyścigu, jako dwulatka była druga na milę, jako trzylatka druga na 1400 m, rating dostała niski 70. Thawraat to córka wspaniałego Cape Cross, czyli ojca angielskich derbistów Sea The Stars i Golden Horna, ale więcej koni Cape Cross dał na krótsze dystanse. Babka Kaneshyi Raaya nie biegała, ale jest córką wielkiego Giants Causeway.
Jego ojciec Hunter’s Light, ze stadniny Darley, to syn Dubawiego, który kryje klacze po 250 tysięcy funtów, ale sam Hunter’s Light nie ma zbyt dobrych notowań jako reproduktor. Wygrał 3 gonitwy G1 (ale nie topowe, tylko dwie w kategorii Emiratów Arabskich oraz Premio Roma we Włoszech) na dystansach 1800-2000 m, był siódmy w Dubai World Cup, wygranym przez Animal Kingdom, zarobił 916 tysięcy funtów (rating 119). Kryje w Haras du Logis we Francji, stadninie szejka Mohammeda, po 3 tysiące euro (w promocji można było dostać stanówki na 3 lata).
Tylko jeden koń po nim miał dotąd w Racing Post rating powyżej 100 – klacz Irska (108), która wygrała trzy wyścigi, w tym G3 we Francji na 1600 m. W Polsce, oprócz Kaneshyi, przyzwoicie po Hunter’s Light (który ma inbred 4×3 na angielskiego derbistę i bardzo dobrego reproduktora Shirley Heightsa) biega sprinter Fear of the Dark (też w treningu Ziemiańskiego), który wygrał na 18 startów 5 wyścigów i 50 tysięcy złotych.
Bardzo dobrze w Nagrodzie Rulera zaprezentował się mało liczony El Corazone, który zabrał trzecie miejsce Kaneshyi. Syn Dandy Mana zaskoczył już w Memoriale Tomasza Dula, gdy po zaciętej walce przegrał tylko o krótki łeb z Magicem. Potwierdził wysoką formę na wiosnę stajni trenera Wiaczesława Szymczuka, której ukoronowaniem było zwycięstwo Jenny of Success w Wiosennej.
Ze względu na ojca El Corazone może mieć kłopoty na dystansach powyżej 2000 m, mila była dla niego raczej bardziej sprzyjającym dystansem. Jednak rodowód ze strony matki daje mu większe nadzieje na dobre występy w Iwna na 2200 m, czy ewentualnie w Derby na 2400 m, do którego ma zgłoszenie, ale ojciec może mu skutecznie przeszkodzić w odniesieniu sukcesów w dystansowych gonitwach.
Ojciec El Corazone – Dandy Man był typowym sprinterem, który wygrywał na dystansach 1000-1200 m i podobne uzdolnienia ma jego potomstwo. Dandy Man (po Mozarcie, synu Danehilla) biegał 30 razy, wygrał 6 wyścigów, w tym G3 i trzy LR, wszystkie gonitwy Pattern wygrywał na dystansie 1000 m. Bardzo trudno potomkom takiego ojca zwyciężać w poważnych gonitwach powyżej 2000 m.
Kilka koni po nim z powodzeniem biegało na Służewcu. Zdecydowanie najlepszy był Fiburn F, który wygrał Nagrodę Mokotowską, był drugi w Ministra Rolnictwa, Dakoty, Skarba i Dorpata. Trzylatkiem biegał we Francji, dwa razy był drugi i raz trzeci na 1600 m, w Listed w Cagnes był ósmy na 10 koni. Z koni po Dandy Man na Służewcu wygrywały też w grupach – Seamus Lavin, Gone Hill, Karlon, Vhagar i Groszek, który był drugi w Nagrodzie Strzegomia.
Matka El Corazone – Marigold jest po Marju, synu Last Tycoona. Marju był uniwersalny, bo wygrał na milę St. James’s Palace Stakes G1 podczas Royal Ascot, ale był też drugi na 2400 m w angielskim Derby. Marigold biegała solidnie w wyścigach płaskich w Irlandii 25 razy, wygrała 3 wyścigi handicapowe i 54 tysiące funtów (miała wysoki rating 109). Zwyciężyła dwa razy na 2400 m i raz na 2600 m, co przedłuża nadzieje El Corazone na dobre występy w Iwna i Derby, ale trzeba pamiętać o ojcu. Raz pobiegła w LR, ale była ósma daleko. Biegała też 6 razy w gonitwach płotowych, dwa razy była w nich druga.
Marigold urodziła El Corazone, gdy miała już 21 lat. Wcześniej urodziła 5 biegających koni, z których dwa wygrały wyścigi, jeden miał dobrą karierę. Urodzony w 2007 roku Art Scholar (po Pyrus) biegał aż 72 razy, wygrał 10 wyścigów (na dystansach 2000-2400 m) i 95 tysięcy funtów (rating 102 funty). Jaeger Train (po Captain Rio) wygrał jeden wyścig, rating 74 funty. Dwaj pełni bracia El Corazone – Dandiesque (rating 69) i Mr Weebee (rating ledwie 21) nie wygrali wyścigu, co nie jest dobrym prognostykiem.
Prawie dwie długości za Kaneshyą i El Corazone finiszował Syriusz, który był niepokonany jako dwulatek w dwóch startach, a w tym roku startował po raz pierwszy. Zaprezentował się przyzwoicie, może w drugim starcie poprawić, ale chyba brakuje mu trochę klasy do najlepszych koni w roczniku i nie wydaje się, by zyskiwał wraz z wydłużeniem dystansu.
Ojciec Syriusza El Kabeir (po piekielnie szybkim Scat Daddy, synu Johannesburga) biegał 20 razy w USA, wygrał 5 wyścigów i 946 tysięcy dolarów (rating 112 funtów). Jako dwulatek zwyciężył w KY Jockey Club Stakes G2 na 1700 m, jako trzyletni wygrał dwa wyścigi G3 – Gotham Stakes i Jerome Stakes, też na 1700 m, zajmował też 3 i 4 miejsca w gonitwach G1.
Od 2018 roku kryje w Irlandii w Yeomanstown Stud (a więc Syriusz jest z pierwszego rocznika koni po nim), początkowo po 8 tysięcy euro, a od 2021 roku po 6 tysięcy. Konie po nim udanie zadebiutowały, już cztery osiągnęły rating od 100 funtów wzwyż. Klacz Masekela (108) w treningu Andrew Baldinga na 6 startów wygrała dwa wyścigi, w tym jako dwulatka Listed w Newbury na 1400 m, w tym roku była już druga w LR w Newmarket na 1800 m.
Matka Syriusza – Silk Fairy (po Barathea, synu Sadler’s Wellsa) jest właśnie na tego championa reproduktorów Sadler’s Wellsa zinbredowana 2×4 oraz 3x3x5 na Northern Dancera. Biegała w Anglii cztery razy, ale bardzo słabo, wygrała ledwie 192 funty za jedno 4 miejsce (rating bardzo niski w Racing Post 52 za 9 miejsce w debiucie).
W 2018 roku urodziła Get Noticed (po Kodi Bear), który na 14 startów nie wygrał wyścigu, tylko raz był z miejscem, rating 71. Fast Demand (po Fast Company) z rocznika 2016 biegał tylko dwa razy, był ósmy we Francji i dziewiąty w Danii. Kariera rodzeństwa dobrze Syriuszowi nie wróży, ale on wydaje się być znacznie bardziej udany.
W połowie prostej pokazał się z dobrej strony jedyny w tym wyścigu reprezentant polskiej hodowli Akurat, który wypadł lepiej niż w Nagrodzie Strzegomia. W końcówce mu trochę zabrakło, ale nie stracił dużo do El Corazone, Kaneshyi i Syriusza. Bardziej odpowiadałby mu mocno elastyczny tor. Trener Łukasz Such zdradził, że nie planuje dla niego startu w Nagrodzie Iwna, poszuka mu teraz wyścigu z trochę mniej wymagającymi rywalami.
W porównaniu z Nagrodą Strzegomia dużo gorzej biegał w Rulera Groszek, który tym razem nie mógł mieć ulgi wagi. To dzielny i szybki koń, ale stawka była dla niego trochę za mocna. Podobnie jak El Corazone jest on synem sprintera Dandy Man, a na dodatek matkę ma po super sprinterze i reproduktorze Kodiacu, więc w trochę mniej wymagającym towarzystwie w sprintach i na milę powinien notować wartościowe rezultaty. Rozsądnie Groszek nie ma zapisu do Derby.
Ostatnie miejsce w Nagrodzie Rulera zajął trenowany przez Andrzeja Walickiego Tajfun, który do połowy prostej szedł bardzo opornie i miał sporą stratę. Na ostatnich stu metrach Tajfun zareagował jednak na posył, zaczął zbliżać się do koni, co daje właścicielom i trenerowi Walickiemu pewne nadzieje na lepsze występy syna Universala na dystansach powyżej 2000 metrów. Jak pokazał przykład tegorocznego derbisty z Kentucky – Rich Strike, nigdy nie można się za wcześnie poddawać, jeśli wierzy się w konia i ma on odpowiednie predyspozycje.
Trener Andrzej Walicki mówił przed występem Tajfuna w Nagrodzie Strzegomia:
– Tajfun jakoś słabo według mnie przeszedł w Strzegomia. Teoretycznie ma papier dystansowy i z każdym metrem powinien się poprawiać. Jest w grupie, ale biegamy duże wyścigi żeby się zorientować, jaki poziom naprawdę prezentuje. Wygląda na to, że są lepsze konie od tych moich, patrząc pod kątem Derby. On jest trudny do oceny, bo na treningach galopuje słabo, a w wyścigach lepiej. Tak samo sytuacja wyglądała rok temu. Liczyłem na zmianę po roku, ale wszystko zostało po staremu. Zastanawiałem się nad Nagrodą Irandy, ale nie chciałem puszczać dwóch swoich mocnych koni razem. Szukam dla niego drogi. Ważne dla mnie, żeby przyspieszył na finiszu, ostatnio jeździec świetnie go przeprowadził, a mimo to końcówką nie szedł. Biorąc to pod uwagę, szanse wydają się niewielkie, że włączy się do rozgrywki – ocenił trener Walicki.
Na średnich dystansach 1800-2200 m Tajfun na pewno powinien czuć się dobrze. Na 2400 m może być jednak Tajfunowi trochę trudniej, bo jego kolejne matki są po koniach na krótsze dystanse (Dream Ahead, One Cool Cat, Pleasant Tap), do tego czwarta matka po legendarnym Secretariacie.
Z kolei jednak ojciec Tajfuna Uniwersal (syn znakomitego Dubawiego) na 2400 m czuł się znakomicie – wygrał na tym dystansie dwa razy G2 (w tym słynną Prince of Wales’s Stakes w Ascot) i raz G3 (miał rating 117) i to daje nadzieje na polskie Derby. To w porównaniu do wielu konkurentów w roczniku, którzy mają rodowody sprinterskie i milerskie, jest jednak sporym atutem.
W sumie Universal na 19 startów wygrał 7 wyścigów i 256 tysięcy funtów. Od 2014 roku kryje w Anglii, głównie pod kątem gonitw płotowych i przeszkodowych, cena stanówki jest niska – 2 tysiące funtów. Tylko dwa konie po nim w wyścigach płaskich miały rating powyżej 100 funtów. Universal Order (113) na 13 startów wygrał 6 wyścigów (głównie na 2400 m, ale też na 2000 m i dwulatkiem na 1600 m) i 131 tysięcy funtów. Dwa razy wygrał Listed – w Dubaju i w Newmarket.
Matka Tajfuna Haley Bop (po Dream Ahead, synu Diktata) była przyzwoitym koniem wyścigowym w treningu renomowanego Marka Johnstona. Na 17 startów wygrała 4 gonitwy i 42 tysiące funtów (rating 100). Była sprinterką/milerką, wygrywała na dystansach od 1200 do 1600 m. Tajfun jest jej pierwszym biegającym przychówkiem.
Podsumowując klasyki, nie trudno zauważyć, że stajnia Westminster miała w miniony weekend fatum drugich miejsc. Moonu była druga w Wiosennej, Matt Machine w Rulera, a Westminster Night w niedzielę zajął drugie miejsce w Pradze w czeskim odpowiedniku 2000 Guineas (Szczepan Mazur na American Charlie finiszował w tym wyścigu siódmy).
Rzuca się w oczy, że w roczniku trzylatków, wśród 63 koni zgłoszonych do Derby, jest bardzo duża liczba koni o rodowodach sprinterskich i milerskich, co w wielu wypadkach potwierdza budowa konia, wyniki i sposób biegania. Trzeba bardzo rozsądnie planować karierę takich koni, spokojnie i mądrze rozważyć, czy są one w stanie sprostać dystansowym próbom, czy nie odbije się to na ich dalszej karierze.
Piszę to absolutnie w dobrej wierze, w trosce o dobrą karierę i zdrowie tych koni, a także o dobre rezultaty dla ich właścicieli i trenerów. W przeszłości wielokrotnie zdarzało się, że próby na zbyt długich dystansach narażały konie na zniechęcenie się do ścigania, problemy fizyczne i zdrowotne i słabsze wyniki niż przy dobrym menażowaniu.
Jednym z koni, o których sygnalizowałem – po ich dobrych występach w gonitwach na krótkich dystansach i na milę – że są sprinterami/milerami i nie powinny być próbowane w Iwna czy Derby na dystansach 2200-2400 m, był Modraszek, z czym nie zgadzał się wówczas jego właściciel. Dwa lata temu ten właściciel – Nikola Kovcin, podczas wizyty w studiu telewizyjnym, podszedł do mnie i powiedział: – Miał Pan rację z Modraszkiem, to był koń na krótkie dystanse, nie powinien biegać w Derby.
Modraszek, który wygrał nagrody Strzegomia i Rulera, w Iwna był piąty, a w Derby dziesiąty. W efekcie przeciążenia i biegania na zbyt długich dystansach, Modraszek przez półtora roku nie wygrał wyścigu, przegrywał z końmi, które wcześniej ogrywał, nie dał rady nawet w handicapie drugiej grupy. Menażowaniem zabrano mu wiele zwycięstw.
Odżył dopiero po dwóch latach od Derby, gdy wygrał na swoich dystansach 1400-1600 m nagrody Haracza i Jurjewicza. W ostatnich latach kariery zajmował już dalekie miejsca nawet na poziomie IV grupy. To był wysokiej miler/sprinter, który – gdyby nie eksperymenty w dystansie – mógł na Zachodzie wygrać wyścigi rangi Pattern na dystansach 1200-1400 m.
Ku przestrodze, i w trosce o zdrowie koni i kieszeń ich właścicieli, kariera Modraszka pod tym linkiem:
https://koniewyscigowe.pl/horse/1214-modraszek
Bardzo rozsądną, merytoryczną wypowiedź na ten temat zamieścił na Facebooku Trafnews.pl hodowca koni czystej krwi arabskiej i właściciel folblutów Robert Raznowiecki. Warto ją przytoczyć:
„Nagminny (przy tym bezpardonowy) jest proceder „łamania koni”, tj. regularnego przekraczania ich możliwości dystansowych. Tego dowodem jest pierwszy (rekordowy w historii naszego turfu) zapis do tegorocznych Derby, liczący 63 konie – w zdecydowanej większości z milerskimi (a wręcz sprinterskimi) rodowodami!
Pozostanę krytyczny wobec przedstawionego wyżej procederu. Otóż – wiedząc jak się sprawy mają w Polsce; jaka jest nasza rzeczywistość torowa – wystarczy nabywać konie z papierem dystansowym (zrazu tańsze od tych z błyskotliwymi rodowodami, jednak wymagające nieco więcej czasu i cierpliwości) i byłoby po problemie… Jednak rodzimi właściciele /trenerzy chcieliby i zjeść ciastko i mieć ciastko. Nabywają więc sprintery/flayery by były szybkie i wcześnie wychodziły im do startu, a jednocześnie (cynicznie) oczekują, że tymi samymi końmi będą też biegać (i zwyciężać) na dystansach powyżej 2000 m. Tymczasem albo albo, gdyż niemal każda taka próba ma prawo zakończyć się bardzo źle (przy tym głównie właśnie dla konia)…” – napisał Robert Raznowiecki.
Znam osobiście większość trenerów (tysiące godzin spędziłem w stajniach tak wybitnych trenerów jak Andrzej Walicki, Jerzy Jednaszewski, Stanisław Dzięcina i z nimi na torze treningowym) i mam przekonanie, że również większość tych młodszych czy mniej utytułowanych trenerów bardzo dobrze rozpoznaje predyspozycje dystansowe koni, a czasami tylko pogoń za pieniędzmi i sukcesami sprawia, że podejmowane jest ryzyko biegania w dystansie sprinterami i milerami.
Trenerzy, poza nielicznymi wyjątkami młodych debiutantów, doskonale wiedzą jakiego typu konie trenują i na jakie są dystanse. Ponieważ jednak na Facebooku Trafnews.pl pojawiają się wpisy niedoświadczonych internautów, pozujących na znawców koni, którzy nie posiadają elementarnej wiedzy (nawet gdy pracowali w stajni wyścigowej), mniej wtajemniczonym czytelnikom trzeba wyjaśnić – aby nie zostali przez owych laików wprowadzeni w błąd – że konie o predyspozycjach sprinterskich/milerskich są w zdecydowanej większości wypadków silnymi, masywnymi, muskularnymi końmi, o mocnej klatce piersiowej i zadzie (choć jak w każdej regule zdarzają się wyjątki), często końmi wysokimi i wyrośniętymi, choć tu nie ma reguły.
I w drugą stronę, konie długodystansowe w wielu przypadkach są trochę niższe od sprinterów, nie tak potężnie zbudowane, o trochę mniejszej masie mięśniowej, choć oczywiście nie jest to regułą, dobry koń dystansowy także musi być świetnie umięśniony, ale nie tak przerysowany muskulaturą jak sprinter, czy zwłaszcza konie w USA. Podobnie jest z resztą u lekkoatletów. Sprinterzy, biegający na setkę, to prawie zawsze muskularni gladiatorzy, a maratończycy to zazwyczaj niscy, drobni biegacze, najczęściej z krajów afrykańskich.
Wymiar konia 167-191 zazwyczaj wskazuje na to, że z dużym prawdopodobieństwem jest to sprinter, a nie koń długodystansowy, choć nie jest to regułą. Na pewno sprinterem jest Lucky Fate. Można to sprawdzić, wystawiając go powyżej 2200 m, z tym, że ryzykuje się zdrowie i dalszą karierę konia. Nie jest też prawdą stwierdzenie, że „w dużej części gonitw we Francji, dobry sprinter może wygrać na długim dystansie”. To zdecydowanie stoi na bakier z faktami.
Przypomnę też uwagę, którą napisałem kilka tygodni temu na Trafnews.pl:
„Oczywiście zdarza się, że konie, które nie są długodystansowcami, wygrywają – i to bardzo łatwo – Derby na Służewcu na 2400 m, a nawet St. Leger na 2800 m, jak to było w przypadku San Moritza, Va Banka i Bush Brave’a (nie miał wcale typowej budowy sprintera, to był nieduży, dość lekki koń, choć dobrze umięśniony, o fantastycznym ruchu i szybkości, jego optimum było w okolicach 1600-2000 m i na tych dystansach był w stanie wygrać gonitwę Pattern).
Tyle tylko, że były to konie wybitne, przewyższające rywali o kilka klas, poza tym ich rodowody nie były sprinterskie, a raczej średniodystansowe, z optimum około 1800-2000 m. Na dodatek starty na zbyt długich dystansach mogły się przyczynić do tego, że te wspaniałe trzy konie dość szybko odniosły kontuzje i nie w pełni wykorzystały swój olbrzymi potencjał. San Moritz i Bush Brave w wyniku bardzo poważnych kontuzji przedwcześnie zakończyły kariery.”.
Va Bank wygrywał na 2800 m, ale i na 4800 m też by na Służewcu wygrał wyścig i na 6800 również, bo był dużo lepszy od reszty dość przeciętnych w Polsce koni. Ale to nie znaczy, że był koniem na 4800 czy 6800 m. Jego optimum wynosiło 1800-2000 m, na takich dystansach mógł osiągać najlepsze wyniki wśród mocnych koni. Zdrowy Va Bank w życiowej formie z wieku trzech lat był w stanie na tych dystansach wygrać G1 na Zachodzie. To wielka szkoda, że tak późno wyruszył na Zachód, gdy nie był już w optymalnej formie i zdrowiu. Zdołał jednak wygrać G2 i być z miejscami w G1.
Podobnie jest ze sprinterem/milerem Lucky Fate – jak pobiegnie z półkrewkami, czy folblutami z najniższym handicapem, np. na dystanse 3600 m, to ten wyścig wygra i to łatwo. Ale to nie znaczy, że jest stayerem na 3600 m. Jest sprinterem/milerem, na tych dystansach może osiągać najbardziej wartościowe rezultaty, a każdy wyścig powyżej 1600 m będzie prawdopodobnie odbijał się na jego dalszej karierze i organizmie. Powiedzmy jeszcze 1800 m w polskich warunkach, w słabszych stawkach, może wytrzymać. Każdy doświadczony trener o tym wie i nie są mu potrzebni internauci-adwokaci.
W piątek zadzwoniła do mnie trenerka Lucky Fate – Claudia Pawlak. Odbyliśmy długą, przyjemną rozmowę. To uzdolniona młoda osoba, która zdobywała doświadczenie jeżdżąc w zagranicznych stajniach. Ma pod opieką kilka koni, którym stara się zapewnić jak najlepszą opiekę i warunki do treningu. Współpracuje z nią na treningach doświadczony dżokej Marek Brezina.
Razem bardzo dobrze przygotowali Lucky Fate’a do sezonu, ogier dwa razy z powodzeniem biegał, ostatnio walczył o zwycięstwo na 1800 m, przegrał minimalnie z Filibertem. Na 29 maja jest zgłoszony do wyścigu dla koni wyłącznie III grupy na dystansie 1600 m. Claudia Pawlak poinformowała, że skreśli Lucky Fate’a z zapisu do Derby, zdając sobie sprawę, że 2400 m to dla niego za długi dystans i klasa rywali jest bardzo wysoka.
Na koniec informacja na temat rodziny, która od dziesiątek lat należy do potentatów wśród hodowców i właścicieli koni – wywodzących się historycznie z Pakistanu Aga Khanów, ponieważ niektóre osoby na Facebooku – nieświadomie zapewne – wprowadzają w błąd naszych czytelników, sugerując jakoby ta rodzina pochodziła z Portugalii, czy Szwajcarii, bo takimi paszportami dysponuje obecny książę Aga Khan IV.
Aga Khan jest historycznie pakistańskim księciem i nic nie ma do tego fakt, że w ostatnich latach wyrobił sobie paszporty szwajcarskie, portugalskie, brytyjskie i francuskie. Hasan Ali Shah, czyli pierwszy Aga Khan, otrzymał w XIX wieku tytuł księcia od rządu Korony Brytyjskiej w Indiach, gdy mieszkał i zarządzał miastem Sindh (obecny Pakistan) i tytuł ten przechodził na kolejnych członków rodu.
Wbrew sugestiom, nie jest księciem perskim. Perski król Fath-Ali Shah Qajara przyznał mu jedynie tytuł Agi Khana, czyli imama, a nie księcia. Tytuł księcia Aga Khan dostał od Brytyjczyków w obecnym Pakistanie.
Sultan Mahommed Szah, czyli książę Aga Khan III (to on jako pierwszy w rodzie posiadał konie wyścigowe i jest dziadkiem obecnie zawiadującego hodowlą i końmi Aga Khana IV) był założycielem Ligi Muzułmańskiej i jednym z głównych twórców państwa Pakistan. Założył państwo Pakistan tam, gdzie jego dziadek dostał tytuł księcia od Brytyjczyków.
Dlatego Aga Khanowie na całym świecie określani są mianem pakistańskich książąt. Gdy byłem na wyścigach w Ascot, czy Epsom w Anglii, czy na paryskich torach Longchamp, Chantilly, Saint-Cloud, albo w Dubaju, większość osób w środowisku wyścigowym i hodowlanym określała Aga Khana mianem pakistańskiego księcia, nie żadnego perskiego, szwajcarskiego, czy portugalskiego.
Robert Zieliński, ekspert Służewiec iTV
Na zdjęciu tytułowym Jolly Jumper pokonuje o łeb Matt Machine w Nagrodzie Rulera 2022. Fot. Mateusz Błaszczak