More

    Angelika Burakiewicz: Chcąc rozwijać się pod względem wyścigowym, nie miałam wyjścia i musiałam uciec do Warszawy

    „Augustowskie noce. Nad brzegami drzemiące. Noce parne, gorące. Osłonięte przez mgłę. Augustowskie noce. Zatopione w jeziorach. Niepoznane do wczoraj. Odnalazły dziś mnie” – śpiewała Maria Koterbska. Angelika Burakiewicz porzuciła malownicze miasto i wszystkie jego uroki, by spełniać swoje marzenia. Na wyścigach, wśród koni. Pierwszy ze stu kroków w kierunku zrealizowania swojego pragnienia właśnie zrobiła.

    Pierwsza wygrana karierze i to na dodatek w gonitwie prestiżowego cyklu Women Power Series. Zaczynasz spełniać swoje marzenia.

    To niesamowite przeżycie i uczucie. Dla mnie to taki ważny moment w życiu. Myślę, że dla każdego wygranie pierwszej gonitwy jest szczególne i zostaje w pamięci na zawsze. To było dla mnie poruszające i wzruszające, bo długo czekałam na tę pierwszą wygraną.

    Aż się popłakałaś…

    Tak, to takie łzy szczęścia, okazujące same pozytywne emocje.

    Cinamoon to Twój ulubiony konik?

    Muszę przyznać, że dopiero gdy zobaczyłam zapis do wyścigu, to chciałam się na nim przejechać. Wcześniej nie miałam takiej okazji. I byłam lekko przestraszona, sceptycznie nastawiona, bo dochodziły mnie słuchy, że to jest trudny koń do jazdy. Ale gdy na niego wsiadłam, to po prostu zakochałam się w nim. Jakoś tak się zgraliśmy, dogadaliśmy i nagle stał się moim ulubionym koniem w stajni, oczywiście zaraz po Gadzie. A zwycięstwo, to już taka wisienka na torcie. Cinamoon do końca życia zostanie w moim sercu.

    Angelika Burakiewicz wygrywa pierwszy wyścig w karierze

    Czemu akurat wybrałaś Gada, to jeden ze słabszych arabów na wyścigach?

    Tak, ale nie kierowałam się w czasie tego wyboru umiejętnościami konia. To był koń, na którym zaczynałam jeździć na Służewcu u trenera Tomasza Pastuszki. Został mi przydzielony,  codziennie go dosiadałam i  zaiskrzyło w sercu. Był taki grzeczny, zawsze czegoś mnie nauczył i dzięki niemu się otworzyłam i odważyłam jeździć wyścigi. To zdecydowało o tym, że stał się mój i stwierdziłam, że to jest dobry moment, by mieć swojego konia. Pracuję w stajni wyścigowej, więc codziennie jestem u niego. Mogę go doglądać.

    Za konia w stajni wyścigowej trzeba jednak płacić.

    Byłam na to przygotowana i mogłam sobie teraz na to pozwolić. Jeżeli moja sytuacja życiowa nie zmieni się na gorszą, to chciałabym, żeby miał u mnie dożywocie, a po karierze wyścigowej będę go użytkować rekreacyjnie.

    Rozpoczynałaś przygodę na Służewcu, przeniosłaś się poza Warszawę, do trenera Adama Wyrzyka. Dlaczego?

    Podjęłam taką decyzję, bo wydaje mi się, że tam są bardziej komfortowe warunki pracy. Możliwość trenowania w lesie bardzo sprzyja psychice, daje większy komfort psychiczny, że tam jest tak swojsko. Mam tam swojego konia – Gada. I dla niego są tam dobre warunki, mam możliwość padokowania go i to też było dla mnie ważne. Jestem codziennie na przejażdżkach i odwiedzam Gada.

    Uciekłaś z rodzinnego Augustowa…

    Wcale nie chciałam wyjeżdżać z domu rodzinnego. Ale chcąc rozwijać się pod względem wyścigowym, nie miałam wyjścia i musiałam uciec do Warszawy.

    Augustów raczej wszystkim kojarzy się z jeziorami, pływaniem, łódkami, żaglami, ale raczej nie z końmi.

    Uczyłam się jeździć w małej stajni koni arabskich w Augustowie. Sporo wyjeżdżałam w teren i tam wszystkiego się nauczyłam. Później poznałam pana Pawła Wasilewskiego. To właściciel koni arabskich, który miał swoją stadninę w pobliżu Augustowa i tam w każdej wolnej chwili przyjeżdżałam na przejażdżki. To były pierwsze moje treningi wyścigowe i już wtedy pojawiła się u mnie myśl, że chciałabym zostać jeźdźcem wyścigowym, że chciałabym spróbować. Ale szczerze, wydawało mi się to nierealne, właśnie ze względu na to, że mieszkałam daleko od Warszawy, a na dodatek wtedy jeszcze się uczyłam. To gdzieś było głęboko w mojej głowie, ale nigdy nie sądziłam, że to może stać się faktem.

    Aż w końcu skończyłaś liceum, zdałaś maturę, i stwierdziłaś, że możesz sobie jechać.

    To była trudna decyzja, bo stałam przed dylematem, czy pójść na studia weterynaryjne, czy jednak poświęcić się pasji. Zdałam dobrze maturę. Wyniki były na tyle satysfakcjonujące, że pozwoliłoby mi się dostać na studia. Ale postanowiłam pójść za głosem serca. Dostałam propozycję pracy na Służewcu u trenera Tomasza Pastuszki. Stwierdziłam, że to jest ten moment, w którym muszę zaryzykować i spełnić się. Dlatego pojechałam do Warszawy. Początkowo na próbę. Myślałam, że po jakimś czasie stwierdzę, że jednak to nie jest dla mnie. Podjęłam ryzykowną decyzję i poświęciłam się jej w stu procentach. Myślałam, że może jakoś uda mi się pogodzić studia zaoczne i pracę przy koniach, ale później doszłam do wniosku, że jeśli już coś robię, to na 100 procent, albo wcale. I zdecydowałam, że jednak wybiorę konie. I jestem tu do dziś.

    Nowe miejsce, mieszkanie, praca, ogromna zmiana. To chyba rodzice dali Ci worek pieniędzy na start?

    Zawsze miałam wsparcie moich rodziców. Zawsze akceptowali moje decyzje. Oczywiście z nimi rozmawiałam, chciałam, żeby mi doradzili. Powiedzieli, Angela, po prostu rób to, co uważasz. My zawsze będziemy cię wspierać, niezależnie od tego, co postanowisz. Teraz mi kibicują, oglądają wszystkie transmisje z gonitw. Dużo z nimi rozmawiam i wspólnie celebrujemy sukcesy.

    Przecież jakoś musiałeś się utrzymać. Jak zaczynałaś w Warszawie?

    Mogłam liczyć na wsparcie rodziców. Miałam zagwarantowane komfortowe warunki pracy oraz mieszkanie. Bardziej miałam problem ze zmianą środowiska. Wyjechałam z domu rodzinnego jeszcze jako młoda, średnio doświadczona życiowo dziewczyna. To była duża zmiana dla mnie. Później pół roku spędziłam u trenera Macieja Jodłowskiego i też bardzo sobie cenię tę współpracę. To był taki duży krok naprzód. Bardzo dużo się tam nauczyłam. Miałam okazję jechać wyścig u niego w stajni. Rozstaliśmy się w przyjaznej atmosferze.

    Co zaważyło o przenosinach do ośrodka trenera Adama Wyrzyka, posiadanie własnego konia, czy lasy, jak w Augustowie?

    Chyba bardziej komfortowe warunki pracy. Wiedziałam, że trener Adam Wyrzyk daje dużo szans swoim uczniom i że tam będę miała możliwość być zauważona, bardziej się rozwijać. Trener daje mi dużo szans i często mam dosiady. Jestem bardzo zadowolona i mu wdzięczna.

    Marzysz, by mieć dużo dosiadów. A tam są: Asia, Kuma, Marsel. Ty jesteś daleko w kolejce.

    W całym środowisku jest bardzo trudno wybić się, zwłaszcza początkującym jeźdźcom. Ale daję z siebie wszystko, bardzo się staram. I myślę, że to przynosi efekty, że ktoś docenia moje starania, a ja będę miała możliwość odnieść sukces. U nas w stajni chyba nie ma jakiś takich zasad, kto, na którą rękę jeździ. Bardzo za to cenię trenera, że stara się każdemu dać szansę. Przynajmniej raz w tygodniu spotykamy się i oglądamy każdy wyścig koni z naszej stajni i omawiamy, co, który jeździec mógł zrobić lepiej, co zrobił źle. To podejście trenera jest bardzo zdrowe. Nie tylko wymagać, ale też nas nauczyć.

    W Derby wystąpi z Waszej stajni Rori Star. Jaka to klacz?

    Do jazdy jest bardzo przyjemna. Taka sympatyczna kobyłka. Tak szczerze, to nie sądzę, by miała jakieś szanse, ale oczywiście będę jej kibicować i jeżeli jednak uda się jej osiągnąć dobry wynik, będę bardzo szczęśliwa.

    Czy brakuje Ci jezior i rodzinnych stron?

    Brakuje, dlatego niedługo wybieram się na tygodniowy urlop. Właśnie w moje rodzinne strony. Nie mogę się doczekać, bo przyznam, że mam ogromny sentyment do Augustowa. Jest tam pięknie. Mój dom leży nad samym jeziorem, także jest sielankowo. Uwielbiam tam spędzać czas i spacerować w otoczeniu jezior oraz lasów.

    Angelika z nagrodami za wygranie gonitwy Women Power Series

    Wyjeżdżasz przed czy po Derby?

    Zabraknie mnie na torze, ale, oczywiście, będę oglądać transmisję i kibicować koniom z naszej stajni.

    Zostawiłaś tam chłopaka ze złamanym sercem?

    Nie. W tej kwestii mam czyste sumienie.

    A tu poznałaś kogoś, kto jest bliski Twojemu sercu?

    Tutaj też nie. Gdy są konie, nie ma czasu na chłopaków.

    Po części spełniłaś swoje marzenia. Do pełni szczęścia brakuje Ci 99 wygranych gonitw?

    Jeszcze tyle zostało. Chciałabym odnosić sukcesy, spełniać się, mieć satysfakcję z tego, co robię i staram się po prostu myśleć pozytywnie. Moim priorytetem jest to, żeby robić w życiu to, co się faktycznie kocha i nie zwracać uwagi na presję.

    Rozmawiał Maciej Rowiński

    Na zdjęciu głównym Angelika Burakiewicz na Cinamoonie roni łzy po zwycięstwie

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły