Konrad Mazur to obecnie jeden z najlepszych polskich jeźdźców wyścigowych. Mimo sukcesów starszego brata Szczepana, wbrew pozorom, wcale nie miał łatwiejszej drogi i latami sumiennie pracował na to, aby zostać dżokejem i dołączyć do czołówki polskich jeźdźców. Teraz cieszy się sporym zaufaniem wśród trenerów, a słynie z opanowania, rozwagi i łagodnej ręki. Jest prawą ręką trenerki Claudii Pawlak, prywatnie swojej partnerki i wspólnie z nią rozwija stajnię Wovon Macht Spricht. Ostatni weekend był dla Konrada bardzo udany. Wygrał Derby Arabskie, a także Nagrodę Figaro na nowej gwieździe swojej stajni.
Michał Celmer: Postać Szczepana Mazura i jego historię niemal wszyscy zainteresowani wyścigami dobrze znają. W Twoim przypadku wydaje mi się, że jest trochę inaczej. Powiedz jak to wszystko się zaczęło, czy brat Cię przyciągnął na wyścigi?
Konrad Mazur: Nie. Na początku jak Szczepan jeździł wyścigi, to nie interesowało mnie to za bardzo. Dopiero jakiś czas później wciągnąłem się bardziej w świat koni za sprawą stajni mojego ojca, który miał konie do rekreacji. Z moim kolegą Dawidem Tomiczkiem wyjeżdżaliśmy często w teren i ścigaliśmy się po łące niedaleko stajni. Mieliśmy tam długą prostą na ponad kilometr. Spodobało mi się to na tyle, że zacząłem myśleć o spróbowaniu wyścigów.

Więc od początku była smykałka do rywalizacji.
Tak. Dawid miał u nas w pensjonacie swojego konia Vikinga, a ja jeździłem na Apexie, którego dostałem od Szczepana. Apex kiedyś startował w treningu Adama Wyrzyka, ale złapał kontuzję. Później go wyleczyliśmy i mogłem zobaczyć, jak to jest ścigać się na byłym wyścigowcu. Na naszej prostej na Apexie mogłem ogrywać Dawida. Później Apex trafił jeszcze do treningu Tadeusza Dębowskiego i po niemal trzyletniej przerwie wystartowaliśmy razem we Wrocławiu, ale zajęliśmy siódme miejsce na dziesięć koni i tym samym Apex zakończył karierę.
Gdzie trafiłeś na początku swojej przygody, bo z tego co wiem zacząłeś od Wrocławia.
Na początku poszedłem do trenera Mioduszewskiego, znajomego taty.
Czyli tak samo jak wcześniej Szczepan.
Tak, dokładnie tak samo zacząłem. U niego byłem dwa czy trzy miesiące i później trafiłem do trenera Dębowskiego.
Ile czasu od tego momentu minęło?
To był rok 2014, miałem 17 lat, więc już dekada.
Jeśli dobrze pamiętam, to u Dębowskiego odniosłeś pierwsze zwycięstwo.
Tak, na Trimie.
Pamiętam jak kiedyś opowiadałeś mi o swoim ciekawym epizodzie związanym z gonitwami przeszkodowymi z początku kariery. Jak to się stało, że spróbowałeś także gonitw skakanych?
Przejechałem trochę gonitw płotowych, a nawet wziąłem udział w gonitwie przeszkodowej Crystal Cup w 2018 roku i zająłem w niej czwarte miejsce jeszcze jako starszy uczeń.
No właśnie i jak do tego doszło, że na początku kariery wylądowałeś na płatnym miejscu jednej z najbardziej prestiżowych i równocześnie jednej z najcięższych gonitw w Polsce?
To był przypadek. Akurat w ten dzień jeździłem same płaskie gonitwy. Pan Łabędzki miał konia zgłoszonego do Crystal Cup, ale w pierwszej lub drugiej gonitwie skakanej tego dnia jeździec, który miał jechać na jego koniu w Crystal Cup, spadł i doznał kontuzji. Po tym właściciel namawiał mnie, żebym pojechał za niego tylko, że ja dotąd skakałem tylko płoty i małe treningowe przeszkody. Na szczęście wiedziałem, że Nechius skoczy wszystko, co będę chciał, więc się zgodziłem. Powiedziałem tylko, żeby uzgodnił to z trenerem i mogę jechać. Nie znałem nawet trasy. Przed samym startem dowiedziałem się, że jedziemy 5,5 kilometra.

W takiej sytuacji chyba miałbym spodnie do wymiany. Ciężko było wytrzymać taki dystans?
Było tyle adrenaliny, że nawet nie czułem zmęczenia.
Nie dziwię się. To chyba dużo większy stres niż w gonitwach płaskich…
Dużo większy, zwłaszcza, że pierwszą przeszkodą był rów z wodą, a zaraz po nim skok trybunowy.
Zaczęło się z grubej rury. Co się stało, że ostatecznie zrezygnowałeś z kariery płotowej-przeszkodowej?
Chciałem skupić się na jednym, a ciężko było pogodzić rozwój w gonitwach płaskich i przeszkodowych.
Nie można być specjalistą od wszystkiego. Gdy pojawiły się pierwsze dosiady i sukcesy to od razu czułeś, że chcesz wiązać z tym przyszłość?
Nie. Na początku traktowałem to bardziej jak zabawę. Nie myślałem, że zostaną ze mną na stałe, ale im dłużej pracowałem, tym bardziej mi się to spodobało. Doszło do tego, że teraz nie wiem nawet, co innego miałbym robić w życiu.

Czy z początku ciężko było być bratem Szczepana Mazura, który szybko został okrzyknięty niesamowitym odkryciem, a później został najlepszym dżokejem w Polsce? A może dalej wiąże się z tym jakaś presja?
Akurat to mi nigdy nie przeszkadzało. Wszyscy myślą, że ciężko mi ze względu na bycie w cieniu Szczepana, ale zawsze to oddzielałem, jakby wcale ten cień na mnie nie padał. Szczepan tam sobie jeździ, a ja robię swoje i skupiam się na własnej jeździe. Nigdy nie uważałem, że muszę dogonić Szczepana. Zamiast tego wychodziłem z założenia, że będę jeździł, dopóki będzie mi to sprawiało przyjemność.
Od dwóch lat jesteś dżokejem, czy myślałeś już o dalszym rozwijaniu swojej kariery poza Polską?
Nie myślałem o tym. Na razie skupiam się na naszych wyścigach, tutaj prowadzimy stajnię i to jest mój priorytet.
Masz według mnie dobry sezon. Kilka niezłych zwycięstw, ustabilizowany poziom jazdy, 20 procent skuteczności, zwycięstwo w Derby Arabskim i w Nagrodzie Figaro przed tygodniem. Jak oceniasz te pierwsze kilka miesięcy w sezonie 2024?
Mimo tego, że w porównaniu do poprzednich sezonów nie mam tak wielu dosiadów, to w sumie mogę ocenić ten sezon jako bardzo dobry. Jestem bardziej skuteczny.
Za największy sukces jak dotąd uważasz zwycięstwo w Derby?
Tak, ale w zasadzie na równi stawiam to zwycięstwo w Figaro. Bardzo zależało nam na tym, żeby wygrać jakąś ważną gonitwę koniem z naszej stajni. Derby jednak wygrałem na koniu trenowanym przez Andrzeja Urbanowskiego.

To były wyjątkowe Derby Arabskie za sprawą stylu w jakim wygraliście. Skąd pomysł na taką taktykę? W wyścigu na 3000 metrów poszedłeś na front, narzucając tak zaskakująco ostre warunki, że komentator wziął Cię za lidera dla drugiego konia ze stajni Urbanowskiego…
No tak (śmiech). To był pomysł trenera. W sobotę rozmawialiśmy o strategii i zaproponował właśnie takie rozwiązanie taktyczne. Powiedział żebym obejrzał starty Onyksa i przemyślał, czy chcę tak rozegrać ten wyścig. Trochę czasu poświęciłem przygotowaniom, obejrzałem wyścigi, porozmawiałem ze Stefano Murą, który wcześniej na Onyksie jechał w Janowa i ostatecznie uznaliśmy, że to jest dobra taktyka. To ciągły koń, bez przyspieszenia. W dotychczasowych wyścigach nie tracił sił, tylko szedł do końca równo.
Wspólne ustalanie taktyki trenera i jeźdźca to w Polsce chyba niecodzienne podejście do startu, chyba zazwyczaj dyspozycje wydawane są od trenera i czasami nie ma tu pola do dyskusji.
Tak. Właśnie w przypadku trenera Urbanowskiego to jest fajne. Ma swoje pomysły, podpowiada, co powinniśmy robić, ale też pyta i jest otwarty na wspólne ustalenia.
Czy przed wyścigiem byłeś świadomy przewagi Onyksa nad Maximusem? Przyznaję, że mi nie było łatwo z tej pary wskazać wyraźnie lepszego, a w Derby Onyks nie pozostawił złudzeń.
Cieszyłem się w niedzielę rano, jak zobaczyłem, że trochę popadało i tor będzie bardziej elastyczny. Wiedziałem, że na mokrym torze Onyks będzie lepiej leciał od Maximusa, ale nie spodziewałem się takiej różnicy.
W wywiadzie na gorąco zaraz po zwycięstwie powiedziałeś, że nie byłeś przekonany, czy na pewno Onyks utrzyma to tempo.
Tak, dałem mu trochę odpocząć przed zakrętem, żeby później na ostatnim 1000 metrów mógł jeszcze poprawić, ale w pewnym momencie wyszedł mi z cugla i nie byłem pewny, czy coś w nim jeszcze jest. Odpowiedź dostałem jak tylko usłyszał zbliżające się konie i poszedł do przodu. Wtedy już wiedziałem, że to wygramy.

Czy wierzysz, że Onyks ma szansę walczyć z czołówką koni zagranicznej hodowli?
Wszystkie dystanse w gonitwach otwartych są krótsze, zbliżone do 2000 metrów. Przez to myślę, że może być mu ciężko.
Patrząc na charakterystykę tych koni wydaje się, że Maximus, który ma lepszą przerzutkę, w tego typu starciach może spisywać się dobrze lub nawet lepiej od Onyksa.
Wydaje mi się, że tak może być. Onyks jest bardziej wytrzymały, a Maximus ma trochę więcej szybkości.
Oczywiście zwycięstwo w Derby to coś czego można gratulować, ale chyba jeszcze ważniejszym wydarzeniem w ostatnim czasie było dla Ciebie coś innego. Coś co miało miejsce poza torem wyścigowym. Razem z Claudią Pawlak doczekaliście się dziecka. Tu należą się moje podwójne gratulacje, ale życie z dzieckiem nie jest usłane płatkami róż. Czy łatwo jest łączyć pracę jeźdźca z rolą ojca noworodka?
Zdecydowanie łatwe to nie jest, trzeba przyznać. Enola jest grzeczna, nie dokucza nam, daje pospać, ale jednak praca na wyścigach jest wymagająca. Trzeba zbijać wagę, rano być w stajni, w weekendy ścigać się na różnych torach i czasami jest mało czasu, żeby posiedzieć w domu z dzieckiem.

Teoretycznie oboje z Claudią powinniście od rana być w stajni, ale ktoś z was pewnie musi zostać z dzieckiem. czy teraz gdy trenerka jest świeżo upieczoną matką, a ty dżokejem stajennym, to masz więcej obowiązków w stajni?
Wygląda to tak, że ja jestem zawsze w stajni, a Claudia obecnie kieruje raczej z domu. Bardzo często przyjeżdża do pracy z dzieckiem. Czasami sama chce się przejechać i ja zostaje z małą, albo gdy możemy ją zostawić komuś innemu pod opieką, to nawet czasami razem idziemy na przejażdżkę, ale jednak najczęściej Claudia z domu dyryguje, a ja to wykonuję na miejscu.
Gdy trenerka jest na specyficznej pracy zdalnej, to pewnie masz sporo więcej obowiązków na miejscu.
Na pewno mam więcej pracy. Trzeba teraz wszystkiego bardziej pilnować, czym nie musiałem się wcześniej aż tak przejmować.
Łatwo Ci to przychodzi, czy już czekasz aż Claudia wróci do stajni na stałe?
Raczej o tym nie myślę (śmiech). Mam więcej obowiązków i się nimi zajmuję. Sprawdzam jak się konie czują, doglądam ich nogi. Wiadomo, że Claudia też się tym próbuje zajmować i sprawdza czy wszystko jest w porządku zazwyczaj co drugi dzień, więc dalej jest obecna.
Stałeś się asystentem trenerki, więc czuję się uprawniony do pytań o konie w stajni. Niedawno zadebiutował dwuletni Bucefal, który w drugim starcie wyglądał już trochę lepiej niż w pierwszym. Jak oceniasz jego i na jego tle pozostałe dwulatki w stajni?
Myśleliśmy, że Bucefal trochę więcej poprawi. Niestety chyba warunki fizyczne mu na to nie pozwalają, bo uważam, że do tego startu był naprawdę dobrze przygotowany. Mamy jedną kobyłką Tokalę, która jest teraz w zapisie, ale ostatecznie będzie wycofana. Jest trochę późniejsza, ale fajna. Według mnie może być dobra.
Tokala reprezentuje te same barwy co Don’t Cry. Ostatnio świetnie się pokazała, fantastycznie przyspieszyła na prostej i wygląda na to, że ciągle się rozwija. Może jeszcze pójść do przodu?
Pokazała, że ciągle się poprawia. Dystanse 1600 może 1800 metrów są dla niej optymalne i spodziewam się po niej dalszego progresu.

Do sezonu macie zgłoszoną też malutką klacz własności Oliwii Szarłat i Oskara Nowaka. Przy pomiarach miała 146 centymetrów. Jak ona się zapowiada?
Rozwija się dobrze. Jedyne czego jej brakuje to wzrostu. Jest ładnie zbudowana, szeroka, ze sporym zadem, klatą i wszystko jest na miejscu. Trochę też urosła.
A co sądzisz o Gran Shamal?
To siostra Grande Plaine, która dobrze biegała na Służewcu. To według mnie koń na trzylatka i później. Dobrze się zapowiada, ale jeszcze nie jest dojrzała.
Zostając przy młodzieży, czy z trzyletnich arabów najlepiej zapowiada się Lila des Vialettes, która ostatnio dobrze się pokazała?
Chyba faktycznie ona jest najlepszym z naszym tegorocznych trzylatków. To był jej dopiero drugi start w karierze. Potrzebuje jeszcze trochę doświadczenia i będzie mogła liczyć się na najwyższym poziomie.
Dochodzimy do nowej gwiazdy stajni – Sarieeh Alfalah. W Nagrodzie Figaro pewnie ograła Oceana Al Maury, co mnie lekko zaskoczyło. Czy następnym jej celem będzie Nagroda Europy?
Nad tym Claudia się jeszcze zastanawia. Pierwotnie był plan, żeby poleciała w Sabelliny, ale po zwycięstwie w Figaro zastanawiamy się nad Nagrodą Europy. Ograła Oceana, więc tak naprawdę z najlepszych koni zostaje już tylko Storm. Oba rozwiązania dalej wchodzą w grę.
A myśleliście o jakichś startach zagranicznych?
Tak. Właśnie właściciel Sarieeh i Shandharh Alfalah myślał o takich próbach, ale uważamy, że to jeszcze za wcześnie dla tych kobył. Proponował wyjazd w połowie sezonu, ale według nas potrzebują jeszcze trochę doświadczenia. Poprawiają ze startu na start i może po sezonie pojadą za granicę, chyba, że nie będą miały już odpowiednich gonitw w Polsce.

Dotąd największe sukcesy odnosiłeś na koniach czystej krwi arabskiej, co pewnie wynikało z tego, że długo pracowałeś w stajni Macieja Kacprzyka i później właśnie u Claudii Pawlak, a obie te stajnie kojarzą się głównie właśnie z końmi arabskimi. Czy faktycznie lepiej czujesz się na koniach czystej krwi?
Przez to, że głównie pracowałem w stajniach gdzie dominowały araby, to do nich mi odrobinę bliżej. Jakoś łatwiej mi je dobrze wyczuć.
Kiedyś na Bliskim Wschodzie Szczepana nazywano specjalistą od arabów, może za takiego Ty będziesz uchodził w Polsce. Na koniec powiedz proszę, jakie masz, macie razem z Claudią, cele na ten sezon?
Staramy się jak najwięcej wygrywać, żeby zdobyć więcej właścicieli i rozwinąć naszą stajnię.
Claudia dopiero od kilku lat prowadzi stajnię, ale rozwija się ona dynamicznie. Wielu właścicieli się do was obecnie zgłasza?
Już w tym momencie zaczynają się zgłaszać pewni nowi właściciele. Dość często wygrywamy i przekłada się to na większe zainteresowanie naszym treningiem.
Super. Życzę Wam dalszego rozwoju stajni i dalszych sukcesów. Dziękuję za rozmowę.
Dzięki.
