Jest jedną z dwóch trenerek w Polsce, która wygrała Derby dla koni wszystkich trzech ras. Zawsze uśmiechnięta, miła i chętna do rozmowy. To najbardziej doświadczona trenerka koni wyścigowych w Polsce i baczna obserwatorka tego, co dzieje się na Służewcu. – Właściciela mogą przyciągnąć: albo prestiż, albo pieniądze, albo przyjemność. Skoro żadna z tych składowych nie jest na odpowiednim poziomie, to trudno się spodziewać jakiegoś naporu właścicieli i diametralnej zmiany sytuacji – mówi Małgorzata Łojek.
Jak się czuję Formuła?
Na razie wygląda, że bardzo dobrze. Odpoczęła po sezonie. Nie jest bardzo rosłym koniem rzucającym się w oczy, ale prezentuje się przyzwoicie. Nie wygląda na bardzo zmęczoną, mimo że miała trudny sezon. Po wyścigu o Nagrodę Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi wyglądało, że może to już być dla niej za dużo, ale jednak pokazała się później z dobrej strony w biegu o Nagrodę Efforty, więc jestem dobrej myśli. Aczkolwiek zdarza się, że bardzo dobry dwulatek nie musi być dobrym trzylatkiem. Jeśli o nią chodzi, na razie jestem optymistką.
Od czego zależy to, że koń bardzo dobrze biega w wieku dwóch lat?
Albo jest dobry, albo wcześniej dojrzewa. Sukcesy Formuły to nie tylko kwestia tego, że potrafi przebierać nogami i ma przerzutkę odziedziczoną prawdopodobnie po ojcu Va Banku, ale także to, że to wczesna klacz. Była dosyć szybko gotowa do biegania wtedy, kiedy jeszcze wiele innych dobrych koni „nie myślało” o starcie. Dzięki temu sporo zyskała.
Wygrała trzy rzędowe gonitwy, a później zaczęły się schody.
Weszła na taki poziom, na którym zaczęła rywalizować z czołówką zagranicznych koni. A one dochodziły do formy. Formuła nie biegała cały czas z tymi samymi rywalami, tylko dochodzili kolejni. I było jej już trudniej. Zobaczymy, czy ona tylko wcześnie dojrzała i dlatego odnosiła sukcesy, czy będzie mogła rywalizować na tym samym poziomie w wieku trzech lat.
Formuła to jest jedyny koń polskiej hodowli w dziesiątce handicapu rocznika. Czy to jest przypadek, że tak się zdarza raz na jakiś czas, czy po prostu udało się wyhodować świetnego polskiego konia?
Na pewno już można powiedzieć, że udało się wyhodować świetną dwulatkę. Na ogół zarzucamy polskiej hodowli, że konie są późne, bardziej dystansowe, pokazują możliwości w późniejszym wieku. A tu jednak się okazało, że potrafimy wyhodować konia wczesnego i szybkiego. Więc to, co już osiągnęła, jest dużym sukcesem. A czy będzie mogła to jeszcze przenieść na karierę trzyletnią, czas pokaże. Tego nie wymyślimy. Nie ma powodu przypuszczać, przynajmniej jeśli chodzi o pochodzenie, że tak nie może być, bo i Va Bank był koniem wszechstronnym, w każdym wieku wygrywał i matka Fortune Teller i ojciec matki Soldier of Fortune. Może tylko pradziadek Formuły w linii żeńskiej Verglas dawał konie na krótszy dystans. Jeśli chodzi o pochodzenie, to możemy zakładać, że ona sobie poradzi. Natomiast jako trzylatka musi się liczyć z coraz większą konkurencją, z coraz trudniejszymi rywalami.
Oczywiście cel na dziś, to Derby?
Na pewno zacznie od biegu o Nagrodę Wiosenną, bo za bardzo innej możliwości nie ma. I w tym miejscu trzeba podkreślić, że ważne będzie jej zdrowie. Bo polskim koniom przydarzało się, że nie wytrzymywały rywalizacji z czołówką pod względem zdrowotnym. To dotyczy wielu koni, które pokazały się z dobrej strony jako dwuletnie. A jako trzyletnie, nawet gdy były w stanie rywalizować w dużych nagrodach jak Iwna czy Derby, to kosztowało je tyle zdrowia, że karierę kończyły przedwcześnie lub później biegały na dużo niższym poziomie. Dlatego ważne są i geny, i możliwości, i zdrowie.

Większość koni, które Pani trenuje, została wyhodowana w Polsce. Jest Pani w nich zakochana, czy po prostu właściciele dają Pani je do treningu?
Raczej chyba to drugie. Łatwiej jest pozyskać ładnego polskiego konia. Stać mnie na to, żeby powalczyć o polskiego konia, który się wyróżnia. O zagranicznego jest trudniej. Na zagranicznych aukcjach podobało mi się wiele koni, na dodatek fajnych pod względem rodowodu, ale na nie nie stać ani mnie, ani właścicieli, z którymi współpracuję.
Czy ma Pani w stajni jeszcze jakąś gwiazdę oprócz Fortuny?
Liczę na poprawę wyników wszystkich koni, które będę trenować w tym roku, a szczególnie arabów pana Górskiego. Przede wszystkim Dragana powinna pójść bardzo do przodu. Zobaczymy, z jakiego poziomu zacznie Altin, bo waży się los dopingu Love Me de la Cere. Jeśli wygrałby ostatecznie Nagrodę Baska, to byłby poza grupami. Będzie szykowany do Derby. Dragana jest w lepszej sytuacji, bo będzie zaczynała nisko z grupy. Mam też klacz po Va Banku – Farsę. Z tego rocznika, co Formuła. Też ma spore możliwości, natomiast troszkę miała mniej szczęścia i mniej zdrowia. Jeżeli dojrzeje, a na to wygląda, że dobrze się rozwija, też powinna jeszcze błysnąć. Kilka koni jest ciekawych, jak: moszniańskie Belle Epoque i Foxtrot, które mogą jeszcze coś pokazać. Liczę na irlandzką Panią Olgę. Plasowała się na płatnych miejscach. To silna i mocna klacz. Mam nadzieję, że jeszcze uda mi się z niej coś wydobyć. Najtrudniej będzie Hugo de Bossowi, który w wieku dwóch lat długo chorował. Nie wiem, czy kłopoty zdrowotne nie zaważą na jego karierze, aczkolwiek na razie widać, że się rozwinął. Na razie nie chcę mówić o nielicznej stawce młodych koni, żeby nie zapeszać, ale i w tej grupie liczę na nową gwiazdę.
W ubiegłym roku miała Pani w treningu ponad 20 koni. Ile ma Pani w tym roku?
Kilkanaście. Skala mojej działalności cały czas się zawęża. Prawdę mówiąc, też nie zabiegałam bardzo o konie, bo żeby mieć taką stajnię liczną, to trzeba koło tego chodzić.
I mieć ludzi do pracy.
Właśnie. Ja już nie mam cierpliwości do tej logistyki. O ile praca z końmi, to jest przyjemność i dlatego ludzie trafiają na wyścigi, bo chcą pracować z końmi, o tyle prowadzenie działalności gospodarczej, już mnie zaczyna trochę męczyć. Nie mam już do tego nerwów.
Czy działalność gospodarcza wciąż przynosi zysk?
Dziś to bardzo nikła opłacalność. Nawet w tych większych stajniach, to jest cały czas taka walka o byt. Po prostu nagrody są zbyt niskie. Mimo wszystko mamy chętnych do uczestnictwa w tej zabawie. Nie udało się wyścigom przyciągnąć tych najbogatszych Polaków. Za mało ludzi złapało bakcyla wyścigowego. I tu tkwi problem, że opłacalność prowadzenia stajni jest żadna. Ale gdy się siedzi w tym 50, 40 lat, to już człowiek sobie za bardzo nie wyobraża tego, że może robić coś innego. Myśleliśmy sobie, że w którymś momencie zaczniemy działać jak w Europie Zachodniej, a okazuje się, że bardzo daleko nam do tego.
Gdy Pani zaczynała trenować konie, trenerki można było zliczyć na palcach jednej dłoni. Teraz pojawia się więcej nowych trenerek niż trenerów. To jakiś nowy trend?
Ja bym się nie zastanawiała tak bardzo nad płcią trenera, tylko nad tym, że jest ich coraz więcej. Kiedyś stajnie były znacznie liczniejsze, teraz niektóre trenerki mają po kilka koni. Poza tym dziś już bardzo często ten trener jest i jeźdźcem, i zaopatrzeniowcem, i kierowcą, i swoim księgowym, i w zasadzie pełni wszystkie funkcje, lub przy tym pomaga albo żona, albo partnerka, albo córka, albo krewni i znajomi królika. A to nie tak do końca powinno wyglądać. W profesjonalnej stajni powinni być: trener, asystent, koniuszy, dżokej, uczeń. Tak to kiedyś wyglądało, a teraz to już odchodzi w niepamięć.
Pani ma chociaż w stajni znakomitego koniuszego…
Bez niego w ogóle bym sobie nie poradziła. Gdyby nie Marek Zawada, z którym od wielu lat współpracuje i jest moim życiowym partnerem, już dawno bym zrezygnowała z prowadzenia stajni. To on trzyma wszystko, pod względem organizacyjnym, w garści.

Za Pani konie w większości są dobre wypłaty. Jeśli koń jest w bardzo dobrej formie i ma szansę wygrać, nikt ze stajni nie przekazuje tego do wiadomości krewnym i znajomym królika, czyli popularnie mówiąc, nie cynkuje. To taka taktyka?
Akurat mamy mniej kontaktów z graczami. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak jest. Nigdy tego nie traktowałam jako specjalną taktykę, choć może to tak z zewnątrz wygląda.
Wygrała Pani Derby dla koni wszystkich trzech ras. Czy ma Pani jeszcze ciśnienie na wygrywanie wielkich gonitw, czy już tylko trenuje Pani konie dla przyjemności?
To prawda, tylko Dorota Kałuba i ja wygrałyśmy Derby dla folblutów, arabów i półkrewków. Ale teraz już nie mam takiej determinacji, z którą trzeba zaczynać przygodę z trenowaniem koni. Młody człowiek bez tej determinacji, na pewno nie przeżyje. Oczywiście, że chciałabym wygrać jeszcze kilka dużych wyścigów. Tym człowiek żyje, to napędza i tylko dlatego chce się rano wstawać z łóżka. Natomiast też jestem realistką i wiem, jakie konie mam w stajni. Na pewno o te sukcesy nie będzie łatwo, ale każdy ma takie marzenia.
I nagrody nie rosną…
Niestety tak. Utrzymanie konia w treningu cały czas rośnie. My wcale na tym nie zarabiamy, mamy coraz mniej pieniędzy, a koszty pracy, mediów, pasz i słomy, w zasadzie wszystkiego, są coraz większe. Trudno pozyskać dobrej jakości siano i owies, których ceny są czasami z sufitu. Jeżeli nie będziemy próbować karmić koni tymi najlepszymi paszami, to nic z tego nie będzie, bo jeżeli się nie włoży w konia, to i się nie wyjmie. I nagrody od iluś lat są takie same. To jest ogromna bolączka i właściwie nie wiem, czy to ostatecznie wyścigów nie pogrąży. Właściciela mogą przyciągnąć: albo prestiż, albo pieniądze, albo przyjemność. Przyjemność? Oczywiście ci, którzy złapali bakcyla, próbują cały czas się trzymać na wyścigach, nawet kosztem mniejszej liczby koni. Ale nie odchodzą. Przychodzą na wyścigi, żeby się odstresować, zapomnieć o swoich problemach. A tu, zamiast się odprężyć, muszą znowu walczyć, żeby nagrody były większe, żeby mieć odpowiednie miejsca na trybunie i by z tych miejsc ich nie wyrzucano, gdy jest impreza dla ludzi, których wyścigi nie interesują. Właściciel na pewno nie czuje się tu doceniony. Pieniądze są żadne, bo nawet niezły koń nie pokrywa swoich kosztów treningu. Prestiż? Nie jest taki, jaki być powinien. Weźmy Anglię, gdzie niektórym wypada przychodzić na wyścigi, bo to jest obowiązek ich warstwy społecznej, pokazania się tam, gdzie jest królowa, czy wśród arystokracji. Skoro żadna z tych składowych nie jest na odpowiednim poziomie, to trudno się spodziewać jakiegoś naporu właścicieli i diametralnej zmiany sytuacji.
Rozmawiał Maciej Rowiński