Stajnia „Nova”, prowadzona przez trenera Janusza Kozłowskiego, charakteryzuje się wysoką skutecznością i wszechstronnością. Były czołowy dżokej już od kilku lat zaznacza swoją obecność w czołówce polskich trenerów i z roku na rok notuje coraz lepsze wyniki. Oprócz świetnych rezultatów koni startujących w gonitwach skakanych – Noble Eagle został okrzyknięty najlepszym koniem płotowym w Polsce w sezonie 2022 – bardzo dobrze spisują się przygotowywane przez trenera Kozłowskiego konie czystej krwi arabskiej z Rasmym Al Khalediahem na czele. Jednak najczęściej o swoich możliwościach przypominają folbluty, specjalizujące się w gonitwach płaskich. W ubiegłym roku trener Janusz Kozłowski zdołał wygrać najważniejsze nagrody dla koni dwuletnich – Mokotowską (Senlis) oraz Efforty (Migliore Speranza), a możliwe, że to tylko przedsmak ich możliwości.
Kto wie, może rok 2023 będzie dla trenera Janusza Kozłowskiego tym wyjątkowym i uda mu spełnić się jego największe wyścigowe marzenie: „Derby są najważniejszym wyścigiem i każdy marzy o tym, żeby je wygrać. Nie chodzi o pieniądze, to jak duża będzie pula nagród nie ma znaczenia. Derby to jednak Derby.” – mówi w tym wywiadzie.
Zacznijmy od podsumowania sezonu 2022 – wydaje mi się, że był on co najmniej dobry dla Pana stajni. Najwyższa skuteczność wśród trenerów z pierwszej dziesiątki czempionatu i dominacja w gonitwach skakanych. Czy Pan też go pozytywnie ocenia?
Sezon wyszedł bardzo dobrze. Udało nam się wygrać dwuletnimi końmi nagrodę Mokotowską i Efforty, a więc najważniejszą gonitwę dla koni dwuletnich i najważniejszą dla samych dwuletnich klaczy. Ochoczo patrzymy na zbliżający się sezon 2023. Konie płotowe sprawiły nam sporo radości. Jak wiadomo, Noble Eagle wygrał największy wyścig płotowy we Wrocławiu – Wielką Partynicką. Okazał się najlepszym koniem płotowym w Polsce. Konie czystej krwi arabskiej też dobrze biegały. Ogólnie uważam sezon 2022 za bardzo udany. Mogło być lepiej, ale zawsze może być lepiej.

Ile koni obecnie przygotowuje Pan do sezonu 2023?
O, to tu teraz jest roszada, konie przychodzą, odchodzą i są jeszcze te w handlu. Na dzisiaj mam 46 koni w stajni, dojdą jeszcze trzy, które się rehabilitują po kontuzjach.
To sporo, nawet więcej niż w poprzednich latach.
W biuletynie zawsze było około 40. Z tej czterdziestki jakieś konie nie przyjeżdżały, inne się wykruszały, a czasami jakiś właściciel się rozmyślał i konie odchodziły. W tym roku wydaje się, że stajnia będzie kompletna, nie tylko w biuletynie.
A jak wygląda ta rotacja? Jakieś kluczowe konie dla Pana odeszły ze stajni?
Nie, akurat wszystkie te kluczowe zostały. Ogromna szkoda, że Leading Lion nabawił się kontuzji, która praktycznie eliminuje go z wyścigów. Stało się to przy okazji ostatniego wyścigu płotowego we Wrocławiu i niestety było to spowodowane złym stanem toru. Z powodu obfitych opadów deszczu, a nie z powodu zaniedbań organizatora, bo jeśli chodzi o przygotowanie bieżni, to organizatorzy z Partynic stają na wysokości zadania, co chciałbym podkreślić. Tego dnia było bardzo grząsko i ślisko, a to ma szczególnie znaczenie przy wyścigach płotowych, na pogodę niestety nie mamy wpływu.
Czy uważa Pan, że jakość toru we Wrocławiu jest lepsza niż w Warszawie?
Lepsza? Porównywalna. Na pewno jest tam lepsza trawa. Ona jest zadbana – wyższa, bardziej gęsta, zakorzeniona. Pod kątem dbałości o nawierzchnię Partynice są lepsze od Warszawy. Z pewnością zadbać o lepszą jakość trawy jest łatwiej przy mniejszej ilości dni wyścigowych, więc pod tym względem Partynice na pewno mają ułatwione zadanie, jednak nie tylko z tego się to bierze. U nas (na Służewcu) trawę na torze przycina się zdecydowanie za krótko. My – trenerzy mówimy od wielu lat, że trawa na torze jest źle koszona, że tor jest źle podlewany, przez co w pewnych miejscach jest błoto, a w innych jest aż za sucho. Woda nie jest równomiernie rozmieszczona po całym torze.
A czy według Pana jakość nawierzchni na Służewcu uległa poprawie odkąd wykorzystywany jest nowy system nawodnienia?
Wydaje mi się, że jest lepiej, ale niewystarczająco lepiej. Trzeba poprawić jakość trawy. Musi mieć ona 8-12 cm długości – minimum, wtedy będzie gwarantować naturalną amortyzację. Nawet przy lekkich torach.
Czy myśli Pan, że u nas (w Warszawie) jest to możliwe przy takiej ilości gonitw? Często słyszy się, że kanat powinien być częściej przesuwany, zgadza się Pan z tym stwierdzeniem?
Wysokość ścinania trawy nie ma nic wspólnego z przesuwaniem kanatu. Należy po prostu przycinać i zostawiać dłuższą trawę. Nie ścinać krótko, ponieważ jak się krótko zetnie trawę, to liście nie zatrzymują w sobie odpowiedniej ilości wody potrzebnej do przetrwania i nie ukorzeniają się dostatecznie dobrze, a to przy upałach w letnich miesiącach takich jak czerwiec, lipiec, czy sierpień przy takiej naprawdę pogodowej lampie, trawa po prostu wysycha.
Wcześniej powiedział Pan dwa słowa o koniach czystej krwi arabskiej. Ostatnimi czasy gwiazdą Pana stajni był Rasmy Al Khalediah, ale ostatnio miał przerwę od startów, z czego ona wynikała?
Nabawił się kontuzji po wyjeździe do Szwecji i długo chorował na „chorobę transportową” (wysoka gorączka, kaszel, katar i ogólne osłabienie organizmu).

Wrócił już do treningów i będzie dalej biegał?
Tak, Rasmy wrócił do treningu. Jest już wszystko w porządku, także jesteśmy w dobrej myśli. A oprócz tego są w mojej stajni też inne niezłe araby, które także robią dobre wyniki.
Ile obecnie przygotowuje Pan koni czystej krwi arabskiej, czy dużo mniej niż koni pełnej krwi angielskiej?
Trochę mniej. Z takich znaczących, widocznych arabów, na pewno jest jeszcze Wasmy Al Khalediah, który też miał kontuzję. Tylko trzy razy biegał, dwa razy wygrał i „poszedł do naprawy.” Z nim także jest już wszystko w porządku. Wrócił do normalnej pracy i mam nadzieję, że znowu będzie biegał na dobrym poziomie.
A Erwan?
Erwan został sprzedany. To była taka moja cicha nadzieja na polskie Derby. Teraz musi go zastąpić Ghala Al-Khalediah, która zresztą – nota bene – była już od niego lepsza. Biegała razem z nim, w tym samym wyścigu i go ograła. Także myślę, że ma szansę być za niego godnym zastępstwem.
Ghala Al Khalediah to, potocznie mówiąc, jedyny koń po Kazbeku, który leci…
Właśnie, konie po Kazbeku nie biegają dobrze, a ona jakoś się wyróżnia. Na początku chyba nikt się tego nie spodziewał, a ona biegała jak szalona.
A jak ona się rozwija przez zimę?
Bardzo dobrze. Zrobiła się wielka, wyścigowa, dojrzała. Dodatkowo zdecydowanie się uspokoiła i wyciszyła, imponuje mi. Myślę, że w tym roku będzie jeszcze lepsza, niż w poprzednim.
Szkoda trochę talentu Erwana, zapowiadał się na bardzo ciekawego konia.
Całkiem nie wyjechał – został sprzedany. Po prostu jest teraz u trenera Laskowskiego.

Jak teraz wygląda stawka Pana starszych koni arabskich? Czy w treningu został Oficer, któremu trochę brakowało szczęścia w zeszłym sezonie?
Oj, ja myślę, że brakowało mu szczęścia do jeźdźców. W ten sposób to ujmę. Popełniali wiele błędów w dystansie i na finiszu, w efekcie koń po spóźnionym finiszu minimalnie przegrywał. W pamiętnym wyścigu pierwszej grupy został dwa razy ewidentnie sfaulowany, ale jednak nie brak szczęścia, tylko nieumiejętność wygrania wyścigu, odbierała mu szanse na zwycięstwa. W ostatnim wyścigu niestety miał już trochę dosyć. Był zmęczony całym sezonem i… trafił na super konie.
A jak dużo ma Pan obecnie młodych arabów w treningu?
Mam dziesiątkę młodych arabów. Jedną kobyłę francuską i dziewięć polskich, więc spora przewaga koni hodowli krajowej. Kobyła francuska bardzo mi się podoba, jest wyrośnięta. Gołym okiem widać, że to typowo wyścigowa klacz, a do tego dochodzi dobre pochodzenie. Z optymizmem czekam na jej starty.
Te młode konie polskiej hodowli, to wychowankowie stadniny Al Khalediah, tak jak Ghala?
Dwa konie są własności AKF, jeden Pana J.Głowackiego, dwa własności SK Lutetia, dwie klaczki własności i hodowli S.Wiśniewskiego, jeden hodowli K.Goździalskiego i klaczka Pana Sęczka.
To spora ilościowa przewaga koni polskiej krwi.
Przy folblutach taka dysproporcja na korzyść polskich koni mogłaby przełożyć się na wyniki stajni, ale z arabami jednak nie do końca tak jest. Nasza hodowla koni czystej krwi wypada całkiem dobrze na tle tej zagranicznej.
Czy myśli Pan, że to będzie się zmieniać i konie naszej hodowli będą zbliżać się poziomem do tych hodowanych w Europie Zachodniej?
U nas jest taki problem, że kraje Europy Zachodniej mają inny klimat, zdecydowanie lepszy pod hodowlę koni. Jest tam dużo więcej trawy, która rośnie praktycznie cały rok. U nas tego brakuje. Natomiast chęci do hodowania bardzo dobrych koni ze strony naszych właścicieli są ogromne. I tu trzeba ich pochwalić – Pana Górskiego, czy innych hodowców koni arabskich, którzy doganiają Zachód.
To prawda, ale jednak hodowcy koni czystej krwi mają o tyle łatwiej niż hodowcy folblutów, że mogą sprowadzać zamrożone nasienie w celu inseminacji…
Tak, to prawda. Pod tym względem jest im zdecydowanie dużo łatwiej, bo mogą kupić samo nasienie. Nie trzeba wydawać 350 tysięcy funtów, żeby móc pojechać z klaczą pod Dubawiego. Można ściągnąć nasienie czołowego reproduktora nie za 300 tysięcy euro, a za sto razy mniejszą kwotę.
A co Pan sądzi o poziomie polskich koni, ale pełnej krwi angielskiej? Świetnie biegał Neverland, ale nie tylko konie starsze na długich dystansach się pokazują. Polskie dwulatki coraz częściej ogrywają konie importowane z Zachodu. Ma Pan w treningu kilka młodych koni polskiej hodowli, może klacz od Rain And Sun będzie walczyć z importami na równym poziomie?
Tu trzeba wspomnieć jeszcze Noble Eagle’a, który jest polskiej hodowli i bez przerwy jest widoczny. Wygrywa ważne wyścigi i dumnie reprezentuje polską hodowlę. Widać światełko w tunelu dla naszej hodowli koni pełnej krwi. Dobrze biegają też konie ze Stadniny Koni Krasne ale także widać progres po wynikach koni hodowców prywatnych. Zaczynają one poprawiać i być widoczne. Poziom idzie w górę.

Jak już zestawiamy folbluty z arabami, to czy trening koni czystej krwi arabskiej znacznie różni od treningu koni pełnej krwi, czy może pracują one tak samo?
Niezależnie od rasy, każdy koń potrzebuje innego treningu. Jeżeli obserwujemy konia, to zobaczymy, że koń sam pokaże nam, czego potrzebuje. Jeśli koń jest bardziej ostry, to trenuje w pojedynkę. Są konie, które potrzebują galopować pierwsze, inne muszą mieć innego konia przed sobą. To sprawy indywidualne. Jednak na pewno inaczej trenuje się konie angielskie niż arabskie i to od młodego wieku. Folbluty zaczynają karierę jako dwuletnie, więc rok wcześniej od arabów. Do tego mają zupełnie inne wyścigi, rozgrywane na innych dystansach. Pierwszy rok startu folblutów to jest taki okres przygotowawczy do kariery w wieku trzech lat. Rok startowy. Konie czystej krwi arabskiej w momencie debiutu są rok starsze, więc na pewno są silniejsze. Ich dystanse idą od 1600 metrów w górę. Praktycznie od razu przestawia się je na dłuższe dystanse, ponieważ porównawczy wyścig mają na 2400 metrów, pod koniec sezonu.
A jak wygląda przestawianie w treningu?
Po prostu dokłada się im dystansu. Mają bardziej objętościową pracę, ale trzeba robić to stopniowo i z rozwagą, żeby nie zniechęcić konia do pracy i nie narazić go na kontuzję.
A kto będzie dla Pana jeździł w sezonie 2023, czy Anton Turgaev został na kolejny rok?
Tak, został na kolejny sezon. Będzie jeździł na pierwszą rękę.
A oprócz niego kto będzie dla Pana jeździł?
U nas, niestety, w ogóle jest ciężka sprawa z jeźdźcami, mamy ich spory niedobór, do tego jeszcze dotarła do nas informacja, że Szczepan Mazur nie wraca do Polski. W przypadku, gdy będą biegały z naszej stajni dwa konie, to na drugą rękę umówiony jestem z Bolotem Kalysbekiem – załóżmy w Derby, Bolot dostanie Senlisa. Pracuje u mnie też inny Kirgiz – Ulan Kozhomkulov i on również otrzyma szansę udziału w wyścigach.
Zimowy faworyt dla jeźdźca na drugą rękę… Anton w takim razie kogo dostanie?
Dla Antona przewidziana jest kobyłka, chyba, że się sytuacja zmieni, ale na dzisiaj tak jesteśmy umówieni.
Migliore Speranza?
Tak.

Jak ta dwójka zimuje?
Senlis bardzo wyraźnie się rozwinął, zmężniał. Zrobił się z niego prawdziwy koń wyścigowy. Jest bardzo ładny, naprawdę super wygląda. Kobyła mniej się zmieniła, ale to chyba i lepiej, bo jakby była za duża, to też nie byłoby dobrze. Obydwa konie całą zimę regularnie pracują na torze.
Senlis wydaje się być koniem, który szybko dojrzewał. Można pomyśleć, że ma predyspozycje krótko lub średniodystansowe. Czy myśli Pan, że może się on tak rozwinąć, jak Migliore Speranza pod kątem długich dystansów, czy raczej niekoniecznie?
Ja myślę, że on wcale nie jest na krótko, a nawet jestem przekonany, że poleci w dystansie. Nie będzie się bał długich wyścigów.
Migliore Speranza numerem jeden stajni Nova na Derby, a więc nie unika Pan biegania klaczami w Derby, tak jak trenerzy na Zachodzie i w Ameryce…
Na Zachodzie trenerzy nie mają wyjścia i muszą biegać klaczami w Oaksie lub Derby, bo te wyścigi są rozgrywane w tym samym terminie. U nas nie ma tego problemu, więc jeżeli mam dobrego konia, to uważam, że trzeba wykorzystać wszystko, co jest możliwe i nie mam problemu z zapisywaniem klaczy do Derby. U nas jest tak, że klacz, która wygrywa Derby, może biegać i w Oaksie, bo spokojnie wyrabiamy się terminowo. Jest to spora swoboda i duży plus dla właścicieli klaczy.
W przypadku takim, jak w tym roku – mam dwa dobre konie pod kątem Derby, to nie będę jednemu z nich odbierał szansy na tak ważny start – Derby są w końcu tylko raz w życiu. Do tego jednak jeszcze trochę czasu, zobaczymy co konie nam pokażą. Nieraz jest tak, że z wiosny trzeba poczekać na klacze, ponieważ dla nich jest to trudniejszy okres do ścigania.
Dla wielu trenerów Derby to wyścig marzeń i nic dla nich nie jest ważniejsze od wygrania błękitnej wstęgi – nawet nie zważając na pulę nagród. Czy Pan też zalicza się do tego grona?
Tak. Derby są najważniejszym wyścigiem i każdy marzy o tym, żeby je wygrać. Nie chodzi o pieniądze, to jak duża będzie pula nagród nie ma znaczenia. Derby to jednak Derby.
Mówi Pan, że marzeniem są Derby, czy w takim razie myśli Pan o tym już podczas wybierania koni na aukcjach? Czy wybiera Pan konie specjalnie pod wyścigi długodystansowe, a może jednak stara się Pan zachować równowagę koni na krótkie i długie dystanse, żeby mieć bardziej wszechstronną stajnię?
Po prostu kupujemy konie. Rodowody nie są najważniejsze. Nie zawsze jesteśmy w stanie kupić konia, o którym nam się marzy, ze względu na budżet i w większości przypadków, tak jest, że po prostu kupujemy konia, którego oglądaliśmy wcześniej i nam się spodobał, bez względu na to, czy on jest na krótko, czy na długo. Musi nam przypaść do gustu, być prosty i muszą zaakceptować go potencjalni właściciele.
A jeśli jest Pan na aukcji, a właścicieli nie ma, to sam musi Pan wybierać konie. Jak ten proces wygląda?
Jedziemy zawsze na dzień lub dwa wcześniej – przed aukcją. Przed wyjazdem zaznaczamy sobie konie ciekawe rodowodowo, które by nam odpowiadały. Na miejscu idziemy je oglądać i po prostu, jak któryś z nich jest dobry, to stawiamy na kartce w katalogu aukcyjnym przy nim plusa i zapisujemy co najbardziej nam się w nim podobało. Jak nam się nie podoba, to stawiamy minusa i tych po prostu nie licytujemy. Wiadomo też, że jak my pozytywnie oceniamy konia, to i ktoś inny postawi przy nim swojego plusa, bo jeżeli nam się podoba, to raczej będzie podobać się także innym i wtedy wszystko zależy już budżetu. To wszystko musi idealnie pasować i zgrać się z naszymi zasobami finansowymi.
Wydaje mi się, że polscy właściciele jednak często muszą iść na aukcjach na kompromisy. Ze względu na ograniczone budżety, nie mogą sobie wybrać konia idealnego. Zdarzają się jakieś pojedyncze przypadki co roku, że do Polski trafiają konie kosztujące 40, czy 50 tysięcy euro. Jednak to jest rzadkość, większość kosztuje kilka lub kilkanaście razy mniej. Czy według Pana jest tak, że trzeba przymknąć oko na jakąś wadę postawy lub na gorszy rodowód, żeby dostać do Polski konia, który może się rozwinąć?
Bardzo często jest tak, że kupujemy konie z dobrym pochodzeniem, z dobrym wyglądem, mające jakieś usterki, które uważamy, że nie będą przeszkadzały w rozwoju i karierze. Tak jak kupiliśmy właśnie tę Zuzię.
Ona gdzieś musiała się uderzyć, bo miała lekko rozerwaną skórę i zauważalnie jaśniejszy włos.

Chyba na lewym zadzie, zgadza się?
Głównie na lewym przodzie. Zadu też to dotyczy, ale ten lewy przód jest jednak widoczny z daleka. Także ci, którzy ją oglądali przed aukcją, odrzucali ją ze względu właśnie na to. My zaryzykowaliśmy i ją kupiliśmy. Nie wiem, czy będzie leciała na miarę rodowodu, ale dzięki temu ryzyku udało nam się kupić konia z super pochodzeniem za małe pieniądze. Podobna sytuacja miała miejsce z Bellą Antonellą.
Ona jest bardzo ładnie rozwinięta. Miała wadę kopyta – dziurę, która już jej zeszła. Kopyto jak paznokieć, odrasta i nie ma śladu po takiej dziurze. To jednak odstraszyło innych kupujących i udało się ją kupić za trzy tysiące. Nie wiadomo, jak te klacze będą spisywały się na torze, takie prognozowania są pisaniem palcem na wodzie, ale to przykłady takiego aukcyjnego szukania okazji. Nieraz można kupić konia właśnie takim szczęściem. Dokładnie tak nabyto też Va Banka, czy Bush Brave’a. Były kupione za nieduże pieniądze, a jednak okazały się być bardzo dobrymi końmi.
Więc zostańmy chwilę przy młodych koniach, tych zagranicznych w stajni jest dziesiątka, a polskiej hodowli ile?
Szóstka.
To sporo. Szestnastka młodych koni to już duża stajnia. Pańskie dwulatki, z resztą nie tylko, od kilku lat utrzymują wysoki poziom i skutkuje to pozyskiwaniem nowych właścicieli.
Po tym sezonie mam kilku nowych właścicieli. Zaufali mi i dali swoje konie do treningu, to zawsze cieszy. Zobaczymy, co sezon przyniesie.
Gdzie Pan woli kupować konie? W tym roku wszystkie kupił Pan na aukcji Sportsman Goffs. Wcześniej kupował Pan konie we Francji. Ma to dla Pana znaczenie, jakieś preferencje dotyczące miejsca wyhodowania koni?
Nie, nie, nie. W tym roku mieliśmy w planie nawet jechać do Francji, ale nie pojechaliśmy, bo obkupiliśmy się już w Irlandii. Kupiliśmy co chcieliśmy, wyczerpaliśmy budżety. Ale nie mam czegoś takiego, że preferuje konie urodzone w Irlandii, czy na odwrót, na korzyść Francji.
Jak już jesteśmy przy nowych koniach, to zapytam o nowe, ale nie w stajni, tylko w treningu płotowym. Ma Pan jakieś nowe nadzieje na wyścigi skakane?
Na płoty mamy kilka koni. Na pewno Noble Eagle i Palm Club – już wiemy, że one biegają płoty i innej drogi dla nich nie widzę, ale nie wykluczam jednak sporadycznych startów w gonitwach płaskich. Do nich dojdzie Don Kasters, Luaithrion i Rock Me Amadeus, ale czy one będą prezentować dobry poziom, to się okaże. Na razie jeszcze nie skakały, ale plan jest taki, że mają się uczyć. Szkoda tylko, że gonitwy płotowe są jeszcze niżej dotowane niż w zeszłym roku, bo jednak to jest dużo większe ryzyko, a przy tej inflacji, którą mamy jeszcze zmniejszyć nagrody… Teraz to praktycznie się nie opłaca.
(Łączna pula nagród w gonitwach płotowych na Służewcu będzie w tym sezonie większa niż w 2022 roku. Mniejsze o 2 tys. zł będą nagrody w kilku zwykłych gonitwach płotowych w sezonie 2023, natomiast pula nagród w Wielkiej Służewieckiej została podwyższona o ponad 400 procent, do 78 750 zł, do tego dojdą premie dla najlepszych koni w łącznej klasyfikacji Wielkiej Służewieckiej i Wielkiej Partynickiej – przyp. red.).
I przez to, że mamy mało wyścigów płotowych, to nie opłaca się ukierunkowywać całej stajni właśnie pod gonitwy skakane. Jeśli warszawski trener miałby 20 koni skokowych, to musiałby się liczyć z tym, że co tydzień powinien jeździć do Wrocławia i wydawać 1500 zł na transport (plus inne koszty), a taka wizja jest ciężka do zrealizowania. Najgorsze są takie powroty dyscypliny, która została wykreślona z programu – na Służewcu zabrano nam wyścigi płotowe na lat 10, pokończyli nam się jeźdźcy, specjaliści od przygotowywania koni do skoków i teraz jest naprawdę bardzo ciężko nauczyć oraz wytrenować konia do takiego startu. Tym bardziej, że wypaczono nam warunki gonitw płotowych. U nas nie wiem dlaczego, dla 3-letnich koni w pierwszym wyścigu są wagi dla debiutów na plus 4 kilo, a dla koni, które wygrały plus 14. To jest pomyłka. Nie wiadomo skąd się to wzięło, ale te zasady są po prostu chore. Takie warunki gonitw eliminują dobre konie i zmuszają nas do biegania pod bardzo wysokimi wagami. To nie jest dobre dla koni i może powodować kontuzje. To nie do pomyślenia, żeby początkujący koń płotowy musiał nieść 70 kg w gonitwie.

Czy wyjazdy do Wrocławia, to duże wyzwanie logistyczne?
Ciężko jest gdy wyścigi na Partynicach pokrywają się z tymi na Służewcu. Do tej pory było to bardzo źle skonfigurowane. Dwa tygodnie po Wielkiej Partynickiej i Wrocławskiej były wyścigi płotowe w Warszawie. Część koni, która pojechała na Partynice ścigać się podczas tego dużego dnia, nie mogła startować po dwóch tygodniach w Warszawie. Takie działanie to jak zarżnięcie konia. To była pomyłka. Sama organizacja wyjazdu jest bezproblemowa, a zajmuje się tym moja żona. Niestety, pojawiają się dodatkowe koszty i to one stanowią kłopot. Im więcej koni jedzie tym samym samochodem, tym niższe są koszty, bo się one rozkładają, ale ogólnie gdy jedzie się do Wrocławia koniem średnim, to to trzeba zająć pierwsze lub drugie miejsce, żeby nie być stratnym. To będzie coraz trudniejsze, bo ceny idą w górę i nie wiem, jak to się skończy. Wiem za to, że to wszystko idzie w złą stronę.
Jeśli ilość gonitw skakanych na Służewcu nie ulegnie zmianie, a we Wrocławiu będzie ich coraz więcej, to jednak trzeba będzie myśleć o tych gonitwach.
Nie ma innego wyjścia. Jak się chce biegać, to trzeba będzie wyjeżdżać. I my jesteśmy postawieni pod murem. Chcesz biegać? Jedź do Wrocławia. Nie chcesz jechać? Nie będziesz biegał w ogóle.
A co z wyjazdami na gonitwy zagraniczne?
Noble Eagle’a chcemy ponownie spróbować za granicą. Może nawet uda się pojechać z nim do Francji, ale najpierw planujemy Włochy. Takie są plany, ale to nic pewnego. On musi być zdrowy i wszystko musi się odpowiednio ułożyć. Musi być w formie, a my musimy znaleźć dobry wyścig i odpowiedni transport.
Kiedy można się takiego wyjazdu spodziewać?
To jest wybitnie koń wiosenno-letni. Dobrze biega do wczesnej jesieni. Najlepiej spisuje się od czerwca do września. Tu nie mamy żadnego wyścigu do czerwca, więc będzie dość ciężko go przygotować. Może znajdziemy coś we Wrocławiu, ale tam znowu nadwagi są ogromne. Ciężko będzie pojechać za granicę koniem, który jest nierozbiegany. Takim, który nie ma przetarcia, a przetarcie, to niestety udział w wyścigach.
A z kolei przetarcie we Francji to jednak kosztowna sprawa.
Pojechać do Francji i wydać dużo pieniędzy tylko po to, żeby przetrzeć konia, to głupota.
Tak źle i tak niedobrze. Co Pan wybierze, wyścig z niekorzystnymi warunkami we Wrocławiu, czy kosztowne przetarcie zagranicą?
Nie wiem, będziemy się zastanawiać z właścicielami, mamy jeszcze na to czas.
A ma Pan już jakieś plany związane z innymi końmi o możliwościach europejskich? Rasmy ścigał się z sukcesami w Szwecji. Dojdą do niego inne konie, może Don Kasters pójdzie w ślady Noble Eagle’a?
Nie wiem, chyba na to trochę za wcześnie. Ciężko przewidzieć, co pokażą konie, które nie miały jeszcze okazji startować w gonitwach skakanych. Nie wiadomo jaki talent do skoków będzie miał Don Kasters, czy w ogóle będzie miał taki talent. Niezależnie jednak od jego talentu, w pierwszym roku przygody z płotami, wolałbym zostać u siebie. Chciałbym żeby konie nabierały rutyny, doświadczenia i dopiero koniem, który już zna się na skakaniu, próbować rywalizacji za granicą. W płotach to szczególnie ważne. Oczywiście płoty to jest zupełnie inna para kaloszy, w płaskim wyścigu koń galopuje i już. W gonitwach skakanych jest inaczej – każdy tor ma inne przeszkody, ustawione w inną stronę. Są jakieś ósemki, wolty. Także bardzo ciężko wszystko dopasować. Taki koń, który startuje po raz pierwszy, po prostu musi zapłacić frycowe, tak jak zapłacił Noble Eagle w Merano. Był czwarty, z bardzo dobrymi końmi – miały one sukcesy w gonitwach rangi G1, G2. Bardzo dobrze przebiegł, ale jednak kończył wyraźnie za nimi. Na pewno by się chciało, żeby był tam chociaż drugi, lub pierwszy, ale tamten wyścig paradoksalnie właśnie pomógł mu tutaj. Dzięki nabranemu tam doświadczeniu i przetkaniu mógł wygrać Wielką Partynicką. Był w takim sztosie, że zrobił sobie we Wrocławiu defiladę.

A co Pan sądzi o wyjazdach zagranicznych koni trzyletnich, są one bez sensu, czy raczej nie powinniśmy się ich bać?
Nie, na pewno nie uważam, że są bez sensu. Dlaczego miałyby być? Jeżeli koni prezentuje wysoki poziom i wiążemy z nim duże nadzieje, to nie jestem przeciwny. A nawet jestem za.
Niektórzy kibice uważają, że z każdym koniem można pojechać za granicę w dowolnym wieku, i nie powinno się z tym spieszyć. Czy Pan się z tym zgadza? Mi na przykład wydaje się, że to sprawa indywidualna. Część koni będzie u szczytu możliwości zdecydowanie wcześniej – trzylatkami, a może nawet już w pierwszym roku startów, a inne pokażą pełnię swoich możliwości dopiero w wieku pięciu lat.
Może tak być i to bierze się z wielu przyczyn, nawet z takiej podstawowej, jak forma konia. Jednak jeśli koń jest w bardzo dobrej dyspozycji i za bardzo dostanie w kość, to zacznie siadać. Trzeba obserwować konia i się odpowiednio wstrzelić. Mamy konia, który prezentuje duże możliwości i jest w super formie, to próbujemy. Jeżeli jednak miał ciężkie wyścigi, to już nie ma sensu go przemęczać. Takie wyścigi zagraniczne sporo kosztują, zarówno właścicieli jak i konie. Nasze konie nie są przyzwyczajone do takich ciężkich, długich podróży. Podróż, wyścig, podróż i trzeba pamiętać, że konia takie zamieszanie dużo kosztuje, a później długo się on regeneruje.
Chyba szczególnie klacze…
Nie powiedziałbym tak. Ja myślę, że często klacze są bardziej twarde od ogierów.
A czy są jakieś plany wyjazdu Rasmy’ego lub Wasmy’ego Al Khalediah za granicę?
One już doszły do siebie, także jeżeli będzie wszystko w porządku, to Rasmy na pewno pojedzie do Szwecji po raz trzeci. Może się uda trzeci raz z rzędu wygrać ten sam wyścig. Nie miałbym nic przeciwko.
Ok, a jeszcze wrócimy do dwuletnich koni. Dwulatki w Pana treningu kojarzą się z tym, że są dość wcześnie gotowe i co roku osiągają bardzo dobre wyniki. Z czego to się bierze? Zaczyna Pan z nimi wcześniej pracować?
Nie, po prostu koń musi być wcześniedojrzewający. Musi dobrze wyglądać, a przede wszystkim być skostniały i dobrze pracować. Pierwsze badanie skostnienia robimy na początku maja i wtedy już grupujemy konie. Jeżeli koń jest skostniały, to zaczyna normalną pracę – to oczywiście dotyczy koni normalnie i poprawnie zbudowanych, inaczej jest w przypadku jakiegoś chucherka. Wszystko zależy tylko od koni. To nie jest tak, że ja sobie zaplanuję trening i tak ma być. Konie same nam mówią, czy są już gotowe do mocniejszego treningu oraz czy są gotowe do biegania. Jeśli nie, to trzeba czekać. Nie można przygotowywać koni na siłę. Bardzo różnie to bywa. Ja się z końmi nie spieszę, nie gonię tych niegotowych ani tych, o których wiem, że nie wyjdą do startu dwulatkami. Tak było z Rain And Sun – nie biegała dwulatką. Trzylatką wyszła do startu i wygrała pięć wyścigów, w tym nagrody Krasne i Wielką Warszawską. Z tym, że nie spieszyłem się z nią również do Derby, bo wiedziałem, że nie zdążę jej przygotować do tej gonitwy na 100% bez uszczerbku na jej psychice.

Dlatego, że mógł ją ten wyścig sporo kosztować?
Mógł. I jeżeli o Derby chodzi, to musiałbym przyspieszyć jej starty z dobrymi koni. Ona by się musiała oswoić w mocnych wyścigach, a ja po prostu chciałem zwiększać jej poziom trudności z wyścigu na wyścig, żeby sprawiać jej przyjemność wygrywania, jak najmniejszym kosztem.
Czyli nawet nie chodzi o to, żeby nie gonić konia dwulatkiem, ale całą karierę trenować go tak, jak on tego potrzebuje, a nie tak, jak my byśmy chcieli?
Tak, dokładnie.
Jest jeszcze jeden temat, który wywołuje spore kontrowersje w środowisku wyścigowym i nie byłbym sobą, gdybym go także z Panem nie poruszył… Jak Panu się podobają zmiany w planie gonitw na sezon 2023?
Plan w zasadzie jest taki jak był w poprzednim roku. Jeśli chodzi o zmiany dotyczące nagród, to nie jestem z nich zadowolony. Jestem takiego zdania, że dobry koń zawsze na siebie zarobi. Ja bym był za tym, żeby w górę podnieść nagrody gonitw w niższych grupach. Gonitw dla koni, które utrzymują wyścigi. Bez tych koni nie byłoby żadnych wyścigów. To właśnie przede wszystkim właściciele tych koni powinni zostać jakoś dofinansowani. Aktualnie nagrody w gonitwach grupowych są za niskie, jak na te czasy.
Oczywiście cieszę się ze zwiększenia puli nagród w Wielkiej Warszawskiej i z tego, że dostała rangę Listed, ale uważam, że stało się to trochę na wyrost, zbyt wcześnie. Aktualnie mamy do czynienia ze złą kolejnością dotowania. Zwiększanie pul nagród powinno zacząć się od podstaw, a później dopiero organizatorzy powinni myśleć o tych najlepszych. Żeby po prostu ludzie chcieli mieć konie, bo nie o to chodzi, żeby zrobić wielką galę i zachwycać się, że na tej gali my jesteśmy królami. W każdym następnym dniu jesteśmy daleko za krajami rozwiniętymi wyścigowo.
W ten sposób organizator praktycznie oddaje pieniądze koniom zagranicznej hodowli. Jeżeli nie będzie się wspierać właścicieli, to będą oni mieli mniejsze możliwości zakupienia dobrych koni za granicą. Takie działanie podcina właścicielom skrzydła. Jeśli właściciel kupuje kolejne konie, a one niestety nie mogą na siebie zarobić, to taki właściciel traci chęci. Nie ma z tego należytej przyjemności. Brak podniesienia rangi grupowych wyścigów wpływa zniechęcająco dla właścicieli.
My z tego żyjemy. Niestety życie jest coraz droższe, a tu nam nikt nie pomaga. Tak naprawdę, żeby koń się utrzymał teraz w treningu, to musi wygrać ze trzy lub nawet cztery wyścigi. Zaledwie kilka procent wychodzi na zero, a do reszty niestety trzeba dokładać.
Uważa Pan, że tegoroczne zmiany organizatora mogą dać dobry efekt w przyszłości?
My potrzebujemy reakcji już teraz! Problemy nie pojawią się za kilka lat, tylko są z nami od dawna, a obecnie się pogłębiają. Należy podnosić nagrody w gonitwach niższych grup, zachęcać właścicieli. Trzeba to zrobić już teraz, żeby właściciele nie odchodzili z wyścigów konnych, bo nie oszukujmy się, co roku jakaś część właścicieli rezygnuje, tak samo jak nasi hodowcy. Niedużo ich obecnie jest, ale nawet ci, którzy jeszcze walczą, to starają się redukować swoje grono klaczy hodowlanych. Ciężko sprawić, żeby koń wyszedł na zero, nawet gdy biega przyzwoicie, a kupi się go za niewielkie pieniądze roczniakiem. Jeśli chcemy wyhodować konia samemu, to koszty często są dużo większe. Do tego w hodowli trzeba myśleć często nawet na 5 lat do przodu, a żeby to mogło sensownie funkcjonować, konieczne są też plany wsparcia, dotacji, tak jak jest we Francji.
Jeśli chciałbym wyhodować konia, to nie wyślę swojej klaczy pod ogiera, który kryje za 10 tysięcy euro, jeśli nie wiem, czy za 5 lat będą większe nagrody, czy zostaną zaplanowane premie dla koni polskiej hodowli. To wszystko trzeba umieć dopasować jak w zegarku. Pod tym względem do Francji nam daleko i raczej nigdy ich nie dogonimy.
Myśli Pan, że zbliżamy się do Europy Zachodniej, czy raczej ona nam ucieka?
Pojedyncze konie zaczynają notować naprawdę dobre wyniki, patrząc na nie można powiedzieć, że się zbliżamy, ale trzeba dodać, że są to konie zakupione bardzo szczęśliwie. Ogólnie w wyścigach w Polsce jest dużo szczęścia, a nawet przypadku. Wracając do pytania – myślę, że na razie nie doganiamy i szybko nie dogonimy.
Czego Panu brakuje w dorobku trenera, oprócz Derby, o których już mówiliśmy. Czy marzy Pan o jakimś wielkim wyścigu za granicą?
Nie, nawet o tym nie myślałem. Po prostu chciałbym wygrać Derby. Do tego chciałbym żeby zdrowie dopisywało i żeby organizator pomagał nam w wyścigach i nie utrudniał startów naszych koni, właśnie takimi warunkami gonitw, jak w tym roku mają płotowe wyścigi.
Polski Klub Wyścigów Konnych i Totalizator Sportowy nie biorą pod uwagę opinii ludzi ze środowiska wyścigowego, którzy znają się na tym, co robią. Zamiast tego działają sami, podejmują decyzje na własną rękę, często niekoniecznie mądre i trafne.
A jaki jest Pana cel na ten sezon?
Cele są, tylko do ich realizacji wszystko musi się dopasować, jeszcze raz powiem, musi być jak w zegarku. Wszystko musi się dobrze ułożyć, a konie muszą być zdrowe. Nie powiem jednak co to są za cele, wolę zachować odrobinę tajemnicy. Trener (i dotyczy to każdego sportu) nie powinien być zbytnio wylewny odnośnie zdradzania planów, taktyki, czy celów. Starsi doświadczeni trenerzy mówili „ciszej jedziesz, dalej zajdziesz”. Chciałbym na zakończenie bardzo podziękować kibicom za wybranie mnie dwa razy z rzędu w plebiscycie organizowanym przez Tor Służewiec „trenerem miesiąca”. To było bardzo miłe, dodało skrzydeł i wiary, że moja praca ma sens.

Rozmawiał Michał Celmer
Zdjęcie tytułowe przedstawia dekorację po zwycięstwie Senlisa w Nagrodzie Mokotowskiej.