More

    Grzegorz Wróblewski: Mówią, że żywotnością dorównuję Mickowi Jaggerowi, czerpię tę energię od koni

    Jesień 2023 należy do Grzegorza Wróblewskiego. Jego konie odnoszą sukcesy na torach we Włoszech, Francji, w Polsce i w Czechach. Niedawno w najważniejszym wyścigu przeszkodowym w Italii – Gran Premio Merano G1 jego Ocean Life zajął drugie miejsce, a Her Him czwarte. Z kolei Burschi wygrał na tym hipodromie gonitwę G2. Wielkie sukcesy na wrocławskich Partynicach święci Her Him, którego Greg podarował na urodziny swojej partnerce życiowej Ivanie Porkatovej, jest ona jego oficjalną trenerką i właścicielką. Wspólnie przygotowali go do zwycięstw w prestiżowych wyścigach przeszkodowych – Wielkiej Wrocławskiej i w minioną niedzielę w Crystal Cup. Przedstawiamy poniżej rozmowę z Grzegorzem Wróblewskim, zamieszczoną na profilu „Świat wyścigów konnych” na Facebooku, którą przeprowadziła Zofia Skrok.

    ———————————————————————————————–

    Zofia Skrok: Gratuluję serdecznie. Mówi się, że konie to skarbonka bez dna ale Panu i Pana partnerce Ivanie Porkatovej udało się wygrać wczoraj nie tylko splendor i prestiż ale także spore nagrody. Jak Pan to widzi ze swojej perspektywy?

    Greg Wróblewski: Dziękuję bardzo. Kiedyś byliśmy takim tanim krajem, bo były ogromne różnice cenowe w krajach jeśli chodzi o konie. Teraz ujednolicone są. To tradycja zawsze była, że trening tani był w Polsce, tak zwany pretrening tańszy i konie właściciele dawali do Polski, bo były koszty niższe.

    Teraz ceny za trening nie korespondują z tym opłatami i codziennymi kosztami, właściciele na Zachodzie płacą więcej i absolutnie ekonomia trenerów tutaj robi się smutna. Właściciele koni – to bardzo wąska grupa ludzi, która sprosta wymaganiom ekonomicznym w stajni wyścigowej – czyli zapłacić może więcej za trening. Niskie nagrody można ominąć. Ja akurat staram się trenować takie konie i robić selekcję, aby jeździć ścigać się tam, gdzie za nagrody mogę mieć satysfakcję. Właściciel ma satysfakcję ekonomiczną. Zasada powinna być jedna, że jak kogoś stać na dziesięć koni, a ma jednego, to jest ok, a jak kogoś stać na jednego, a ma dziesięć, to coś nie tak jest.

    Najważniejsza nagroda w Crystal Cup – osiemdziesiąt tysięcy złotych, to pula brutto. Her Him to rodzinny koń, bo ja i moja partnerka razem go trenujemy. Ona uczestniczy jako jeździec, ja nadaję szkic treningowy i menażuję koniem i dzięki tej sytuacji płacimy z nagrody podatek, opłacamy jeźdźca i zapis do wyścigu, reszta zostaje, bo to jest nasz koń. Nie mamy dziesięć procent, tak jak trener, gdy tylko komuś trenuje konia. Jeśli trener jest właścicielem, to sytuacja jest wspaniała jeśli koń jest dobry. Jeśli jest słaby, to nie jest korzystna i staram się takich unikać. Mamy jednego własnego, a nie dziesięć i dzięki temu jest sytuacja dobra. W stajni mam dwadzieścia cztery konie różnych właścicieli.

    Her Him na trasie Crystal Cup

    Jest dwóch ludzi w Polsce dzięki którym ta dyscyplina istnieje nadal choć w okrojonej skali. Pierwszym był Maciek Wróblewski, kiedyś dyrektor toru we Wrocławiu i on zainicjował te przeszkody tam. Na szczęście tor tam miał rządzących z dużą pasją przeobrażoną w praktyczną stronę. Dzięki dyrektorowi Jerzemu Sawce tor stał się wizytówką. Wrocław respektowany jest jako wizytówka Polski przeszkodowej i w Czechach gdzie tradycje są ogromne i w innych krajach. W Polsce, niestety, paradoksalnie, żaden polski jeździec nie jechał wczoraj na żadnym koniu w Crystal Cup. Jest to smutna sprawa, bo nie ma jeźdźców w Polsce. Wynika to z tego, że w Warszawie gonitwy te są traktowane jako dla koni które do niczego się nie nadają, a to paradoks, bo Polska posiada osiągniecia w hodowli koni dystansowych, z dużymi sukcesami. Jednak filozofia podejścia władz wyścigowych powoduje, że te wyścigi są bez zainteresowania. Dzięki Jarkowi Zalewskiemu czy Jerzemu Sawce Wrocław jest ich ostoją i spełnia się w tym znakomicie. A we Wrocławiu oprawa wspaniała, frekwencja super. W Warszawie może niektórzy patrzą z marginalizowaniem, jednak w Czechach, na Słowacji, we Włoszech Wrocław jest to miejsce bardzo prestiżowe i mam nadzieję, że to tak będzie dalej.

    Ta wygrana jest prestiżowa, wspaniała, ale też wypłata nagród jest bardzo szybko i bez problemów w Polsce, co nie jest bardzo popularne, bo np. we Włoszech się czeka nawet do pięciu miesięcy.

    U nas sytuacja jest pogodna i stabilna, państwo wypłaca nagrody jako Totalizator Sportowy. W innych krajach większość nagród jest opłacana przez sponsorów, czy organizacje zajmujące się grą, a takich przywilejów jak w Polsce się nie spotyka.

    Her Him wygrywa Crystal Cup

    Zofia Skrok: Her Him przysporzył Panu trochę wrażeń i wyzwań przed startem. Widziałam, że odprowadzał go Pan na start. Jak to wyglądało z Pana perspektywy? Jaki to koń?

    Greg Wróblewski: Jest taka stara prawda o trenowaniu koniu. Trener jest spokojny jeśli ma inteligentnego właściciela i mniej inteligentego konia. Odwrotnie to sytuacja jest nieciekawa. Tu jest tak, że koń jest inteligentny. On zna ten tor, wie dokładnie, co się tam dzieje, co go czeka i stara się uniknąć tego krnąbrnością i stąd, aby zapobiec, aby postawił na swoim, trzeba go przypilnować, zmobilizować, aby uczestniczył w wyścigu. A ponieważ on często wygrywa i jest absolutnie zdrowy, nie ma problemów z niczym, to nie jest tak, że nakłanianie go do tego współzawodnictwa jest czymś złym. On jest stworzony do tego, aby biegać wyścigi. Nic mu się nie oferuje, czego on nie może. Jest to taki element, że on stara się, aby postawić na swoim, ale trzeba umiejętnie go nakłonić. Dzięki temu jest gwiazdą i wielkiej klasy koniem. Dzięki jego zwycięstwu np. w największej gonitwie w Szwecji mogłem uścisnąć dłoń króla, czyli uścisnąłem ją dzięki niemu. To jest koń bardzo wytrzymały i szybki. To nie ma związku z zachowaniem przed gonitwą. To że jest zdrowy, to najważniejszy czynnik w tej historii.

    Zofia Skrok: To zwycięstwo było „bardzo krótko” na celowniku? Jak Pan to widzi?

    Greg Wróblewski: On idzie zawsze oszczędzając siebie i to jest typowe dla niego. Spokojnie biegnie, galopuje z pełną świadomością tego i rejestracją tego co się dzieje wokół. Jeździec musi go mobilizować, aby podążał. Dopiero na koniec gonitwy on tego zmęczenia ma mniej i z komfortem, efektownie finiszuje, ale z pozycji tylnej, raczej z końca stawki. Nie jest możliwe, aby biegł z przodu, bo on nie da się zmusić do aktywnego galopu. Im jest krótsza prosta finiszowa, tym trudniej mu walczyć. Jakoś za każdym razem daje radę i udaje się. W Merano też z tyłu najefektywniej finiszował i zabrakło 20 metrów i byłyby trzeci, a tak był czwarty. To też była ogromnie ważna jego gonitwa.

    Zofia Skrok: Czyli ma charakter?

    Greg Wróblewski: Tak to bardzo inteligentny koń, strasznie. Ma pamięć wspaniałą, a do tego, co ważne, ma super jeźdźca – swoją panią. Współpraca jest dzięki temu efektywna, nie ma żadnych zakłóceń, bo jeździec treningowy jest jego przyjacielem. Gdyby trafił na bezdusznego jeźdźca, nie wygrywałby wyścigów.

    Zofia Skrok: Które Pana osiągnięcia uważa Pan za najważniejsze w tym sezonie?

    Greg Wróblewski: W lutym Burschi wygrał G2 w Pizie, potem G2 w Merano i we Francji ciekawy wyścig. Oprócz osiągnieć Her Hima, to drugie miejsce G1 we Włoszech Ocean Life. To był najmłodszy uczestnik, a był drugi. Pretty King we Francji wygrał wyścig. Sezon był udany, a szczególnie cieszy mnie fakt, że mam wspaniałe warunki treningowe. Nadal to Czechy, ale blisko Polski, bo od Raciborza piętnaście minut, bardzo blisko granicy polskiej. Trenujemy tu sami, a wokół przyroda, mamy bardzo dobre tory i wysokiej klasy stajnie. Ale nie chce trenować więcej koni niż jestem w stanie, niż mogę im zapewnić dobry trening. To zależy od personelu, jeśli go brakuje, nie można mieć dużo koni, bo wtedy część koni jest „oszukiwana”. Mam dwadzieścia cztery konie i to jest w tym składzie optymalna liczba, bo mam pięciu jeźdźców. Ten trening jest uczciwy, bo mogę poświęcić czas koniowi i przeprowadzać odpowiednią selekcję. Mogę mówić właścicielowi prawdę gdy koń nie spełnia oczekiwań. Największym właścicielem od lat u mnie jest Wiesław Jakub Kartus plus są pojedyncze osoby, jest angielski właściciel, niemiecki, szwedzki właściciel, ale najlepsze konie i największa stawka, to polski właściciel, właśnie pan Kartus.

    Burschi wygrał w Merano gonitwę rangi G2

    Zofia Skrok: Pamiętam Pana całe lata z wyścigów jeszcze nie jako dziennikarka i zawsze mi się Pan kojarzy jako wesoły człowiek, który żartuje, uśmiecha się, opowiada anegdoty. Z dużą pogodą ducha i radością. Czy to przy obcowaniu z końmi jest niezbędne?

    Greg Wróblewski: Absolutnie najlepsza rzecz jaka może się wydarzyć, to pogoda ducha. Zostawia się problemy swoje i przychodzi do konia. Dzięki temu konie czują się bezpieczne z takim człowiekiem, bo one to odczuwają i ta współpraca jest łatwiejsza. Ludzie muszą mieć radość z tego, że wstają rano, nawet gdy wieje wiatr i jest zimno. Staram się, abyśmy lubili z sobą być. Wesołość udziela się koniom. Nie toleruję zachowania w stosunku do koni z agresją. Jest ona oznaką słabości człowieka, bo nie umie sobie poradzić, bo jest prymitywny i staje się agresywny.

    Zofia Skrok: Wczoraj, podążając za Her Himem na start, nie denerwował się Pan?

    Greg Wróblewski: Kiedy podążałem za stawką koni, pilnując mojego pupila, żeby nie zrezygnował z tego startu, to nie ukrywam, to było sporo czasu i metrów. Spotkało się z komentarzem, że dorównuje Mickowi Jaggerowi. Mam satysfakcję, że jestem tak żywotny, że chłopaki siedzący na koniach to widzieli. Nie czuję tego upływu czasu, moja aktywność z końmi powoduje to, że czuje się dobrze. Konie mają cztery nogi, a ja będąc z nimi blisko, mam tą energię od nich, jestem bardzo żywotny i to mnie cieszy.

    Zofia Skrok: Zawsze pytam swoich rozmówców na koniec, czy chcą coś dodać o co nie zapytałam?

    Greg Wróblewski: Wyścigi konne są w miejscach które mają swój urok. Zachęcam, aby właściciele koni próbowali rywalizacji nie tylko w Polsce. Aby jako atrakcja i jako element poznawczy, startowali także poza Polską. To piękne po prostu jeździć, zwiedzać, poznawać tory.

    Dekoracja zwycięzców po Crystal Cup

    Zofia Skrok: Pan właśnie jest takim prekursorem startów w Europie. Pan od dawna tak jeździ z końmi z tego co pamiętam?

    Greg Wróblewski: Tak ale to przeznaczenie u mnie spowodowało. Kupiłem pierwszego konia Junga, który był rzekomo nie nadający się do treningu i ja go przygotowałem do wyścigów. Koń wtedy nie mógł startować zgodnie z ówczesnymi przepisami w Polsce, bo został wyeliminowany podczas hodowli w Polsce. Z tego powodu wyjechałem do Szwecji i tam wygrał pięć wyścigów płaskich. Ja głównie biegałem za granicą, a Polskę traktowałem jako przetarcie i rozpoznanie wartości konia. Celem były duże wyścig poza naszym krajem. Jestem dzięki temu obieżyświatem z wieloma przyjaciółmi i wrażeniami.

    Na nagranie umówiłam się z trenerem Gregiem Wróblewskim w jego ośrodku treningowym. Czekamy na pogodę.

    zdjęcia źródło: Tor Partynice, autorzy Agata Władyczka i Wiktor Rzeżuchowski

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły