More

    Andrzej Urbanowski: Konie i ich trenowanie to wyłącznie pasja

    Ostatnią gonitwę inauguracji sezonu na Służewcu wygrał czteroletni arab Onyks, pokonując m. in. faworyzowanego Al Jassima. Było to jednocześnie pierwsze zwycięstwo w roli trenera Andrzeja Urbanowskiego, który uzyskał licencję na trenowanie koni (swojej własności lub współwłasności) w drugiej połowie 2023 roku.

    Krzysztof Romaniuk: Wygrana Onyksa musiała Pana mocno ucieszyć.

    Andrzej Urbanowski: Wierzyłem w jego udany sezonowy debiut i, nie ukrywam, że szczególną radość sprawia mi, kiedy araby polskiej hodowli pokonują „francuzy”. Onyksa zgłosiłem do Derby, więc oczekiwałem od niego przekonującego występu. Zdaniem dżokeja Stefano Mury trochę jeszcze się bał koni i brakowało mu doświadczenia. To był dopiero jego drugi start w życiu.

    Dlaczego w wieku trzech lat pobiegł tylko raz?

    Kupiłem go od pana Kosickiego dopiero pod koniec sezonu, nie było do końca pewne, czy będzie startował. Czasu miałem niewiele, jednak udało się go przygotować do wyścigu. Lubię stawiać sobie takie wyzwania, gdzie trzeba się napracować, a potem zbiera się tego owoce. Choć może jeszcze nie był taki, jakbym tego oczekiwał, to zdecydowałem się go zapisać i spisał się naprawdę solidnie. Zajął czwarte miejsce, walcząc do końca o jak najlepszy wynik. Byłem z niego dumny, a jeździec powiedział mi, że zapowiada się na niezłego konia.

    Jak pracował w zimie i czy mocno odczuł pierwszy start w sezonie?

    Przez zimę nabrał masy mięśniowej i wzmocnił się. Dzięki temu świetnie czuje się po wyścigu, nie ma żadnych problemów z apetytem, czy przemęczeniem. Pobiegnie prawdopodobnie ponownie 12 maja.

    Onyks od zwycięstwa rozpoczął sezon 2024. Wkrótce z pewnością sprawdzi się na wyższym poziomie

    Proszę powiedzieć coś więcej o swoim ośrodku oraz metodach treningowych.

    Nie ma się nad czym rozwodzić, wykorzystuję dostępną infrastrukturę. Najpierw rozgrzewam konie na lonżowniku, a treningi prowadzę w lesie, gdzie jest dłuższa prosta, mająca około 1,5 km. Do każdego konia podchodzę indywidualnie i dostosowuję do niego obciążenia treningowe. Ważna jest obserwacja i znajomość konkretnych koni. Jestem zwolennikiem pracy długoterminowej i stopniowej, wdrażanej jak najwcześniej. Uważam, że z końmi należy pracować od małego, dzięki czemu lepiej się rozwijają i są lepiej przygotowane do znoszenia obciążeń treningowych, a także mniej podatne na kontuzje.

    Dużą zaletą jest to, że kiedy konie nie trenują, to mają dostępny wybieg. Tam spędzają czas na świeżym powietrzu, co jest dla nich zdrowe, a także korzystnie wpływa na ich psychikę. Mogą się zrelaksować, nie są zamknięte.

    Zamierza Pan rozwijać karierę trenerską i swój ośrodek?

    Nie, absolutnie. Konie to moja pasja, nie jestem profesjonalnym trenerem i nie planuję tego zmieniać. Robię to wyłącznie hobbystycznie, dla siebie i koni. To dla mnie forma odpoczynku, odskoczni, od prowadzonej przeze mnie firmy, czyli Domu Opieki.

    Zamierzam wyłącznie przygotowywać swoje araby, ale po 2-3 w roczniku. Poświęcam im sporo czasu i pracuję nad nimi dla siebie. Są bardzo ułożone i spokojne, nie ma możliwości, żeby były problemy z ich osiodłaniem albo wsiadaniem na nie. Jednocześnie, w razie gdyby okazało się, że któryś nie jest stworzony do biegania, to są idealnie przygotowane do pracy z dziećmi, czy jazd rekreacyjnych. Mają zapewniona przyszłość.

    Trenuję konie, bo je uwielbiam. Nie zależy mi na korzyściach finansowych, a na satysfakcji, że koń przygotowywany, a jeszcze lepiej wychowywany przeze mnie od małego, osiąga sukcesy na bieżni, potrafi się ścigać z końmi importowanymi. Takie są moje marzenia i cele.

    Ma Pan jakąś pomoc, czy wszystko robi Pan sam?

    W dużej mierze sam, ale mam tu jednego pomocnika, którego nauczyłem wszystkiego. Przeważnie sam dosiadam koni podczas treningów, chociaż kiedy pracę trzeba wykonać we dwójkę, jedziemy razem. Sam tez dbam o karmienie i doglądam wszystkiego. On wspiera mnie przede wszystkim przy siodłaniu i oporządzaniu koni. Zaufana osoba zawsze jest potrzebna.

    Piękny Lafadi Shah i jego zwycięstwo sprawiły, że państwo Urbanowscy mocniej „wciągnęli się” w wyścigi

    Jak w ogóle rozpoczęła się ta przygoda? Czy Pan lub Pańska rodzina jest jakoś zawodowo związana z końmi? Dlaczego padło na konie arabskie?

    Nie, nie jesteśmy w taki sposób związani z końmi. Ja po prostu uwielbiam te zwierzęta, podobnie jak mój ojciec. Konie są bardzo inteligentne i trzeba wiedzieć, jak to nich podchodzić. Zaczęło się od ras zimnokrwistych, które tutaj miałem. To było jakieś 30 sztuk. Jednak zawsze podobały mi się konie arabskie, jako rasa szlachetna i piękna. Czytałem wiele książek na ich temat, aż w końcu pojawiły się u mnie araby. Trzymałem je do bryczki, aż zdecydowałem się oddać najpierw jednego, potem drugiego konia do treningu wyścigowego. Współpracowałem z panem Kosickim, później Laskowskim, aż w końcu z Tomaszem Rucińskim. Przyjechaliśmy na wyścigi z żoną i… złapaliśmy bakcyla! Kiedy przyszło pierwsze zwycięstwo naszego araba, utwierdziłem się w przekonaniu, że daje to wielką satysfakcję i przyjemność. Zacząłem poszerzać swoją wiedzę, analizować rodowody i szukać swoich pomysłów na hodowlę.

    Właśnie widziałem, że do sezonu zgłosił Pan trzy araby swojej hodowli.

    Tak. Wkrótce na starcie zobaczymy Avonna po Vonie oraz Ealladynkę, oczywiście córkę Alladyna. Te dwa ogiery czołowe zrobiły na nas ogromne wrażenie, jeszcze kiedy biegały. Nie były duże, ale silne i ambitne. Świetnie sobie radziły na bieżni i chciałem trenować konie po nich. Fraoska jest klaczą o mniej wyścigowym pochodzeniu, w planach były jej start w gonitwach KOWR, ale zanosi się, że w tym roku ich nie będzie…

    Ma Pan też młodsze konie, na kolejne sezony? Jak wygląda Pańska stawka hodowlana?

    W kolejnym roku na bieżni zobaczymy jednego konia mojej hodowli i dwa zakupione. Są też kolejne roczniki, jednak do ich startu jeszcze minie sporo czasu. Ważne, żeby rozwijały się zdrowo i harmonijnie.

    Jeśli chodzi o hodowlę, to mam trzy klacze, które mają zapoczątkować trzy linie. Na stałe jest tu teraz także Von. Chciałbym zrealizować moje własne pomysły hodowlane, których nie chciałbym jeszcze zdradzać. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Jak wspominałem, moim marzeniem jest wyhodowanie i wychowanie koni, które z powodzeniem będą rywalizować z tymi, sprowadzanymi z Francji. Hodowla to jednak długotrwały proces. Od momentu zaźrebienia klaczy, do startu na torze jej potomka mijają ponad 4 lata…

    Maximus wygrywa Nagrodę Emaela. Ogier odniósł łącznie dwa zwycięstwa w wieku trzech lat

    To prawda, proces jest długi, ale mogę sobie wyobrazić, jaka jest satysfakcja, kiedy taki koń wygrywa. Wracając do samych wyścigów – jedną z rewelacji poprzedniego sezonu był Maximus, który wyrósł na czołowego trzylatka polskiej hodowli. Teraz ma cztery lata i na horyzoncie Derby. Jak ocenia Pan jego pierwszy w tym roku start i czy rzeczywiście celuje Pan z nim w Derby Arabskie?

    Jego występ oceniam pozytywnie. Nie skończyło się nadzwyczajnie dobrym miejscem, ale warunki tego dnia nie były dla niego, a konkurencję miał mocną. Spisał się poprawnie. To niewielki koń, do początku taki był. Bardzo mi się podobał, choć początkowo właścicielka nie chciała go sprzedać. Zmieniła zdanie niestety dopiero po kilku miesiącach, ale postanowiłem zaryzykować, chociaż wolałbym dłużej z nim popracować. Maximus ma sporo szybkości, więc tym bardziej łatwiej mu się pokazać na suchej bieżni. W Derby trzeba pokonać 3000 m, więc mam pewne obawy pod tym względem.

    Czego Panu można życzyć, oprócz wyhodowania czempiona toru?

    Żebym zawsze mógł robić to, co sprawia mi radość, i żeby czerpał z tego satysfakcję.

    Dziękuję serdecznie za rozmowę.

    Również dziękuję.


    Krzysztof Romaniuk

    Na zdjęciu tytułowym dekoracja Maximusa po zwycięstwie w gonitwie o Nagrodę Emaela (I gr.), rozgrywanej podczas Dnia Arabskiego. Z prawej strony Andrzej Urbanowski, w środku dżokej Konrad Mazur.

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły