More

    Maciej Janikowski z rekordowo liczną grupą koni dwuletnich. Stawka jaką trener może sobie wymarzyć

    Maciej Janikowski, jeden z najbardziej zasłużonych trenerów w historii polskich wyścigów konnych, prowadzi swoją stajnię od 1969 roku, a dalej bije własne rekordy. W sezonie 2023 został wybrany Trenerem Roku, przygotowywany przez niego Westminster Moon wygrał ubiegłoroczne Derby, a teraz szkoli rekordowo liczną stawkę dwulatków. W pierwszej części wywiadu rozmawialiśmy z trenerem Janikowskim o koniach trzyletnich i starszych, tym razem skupimy się na młodzieży i jednym rodzynku czystej krwi arabskiej. Maciej Janikowski ma zasłużenie opinię trenera, którego dwuletnie konie biegają od początku kariery na wysokim poziomie, a w ostatnich latach było to nad wyraz widoczne. Czy to samo przyniesie sezon 2024?

    Pierwszą część wywiadu można znaleźć pod poniższym linkiem:

    Michał Celmer: Skończyły nam się trzylatki do omówienia, więc przejdźmy do rozmowy o najszerszej grupie w pańskiej stajni, o młodzieży, dwulatkach pełnej krwi angielskiej, które zawsze są wielkimi nadziejami i ogromnymi niewiadomymi…

    Maciej Janikowski: Tegoroczna stawka koni dwuletnich w mojej stajni jest bardzo wyrównana i właśnie taka, jaką jako trener można sobie wymarzyć. Nie ma koni za bardzo odbiegających wzrostem lub wielkością w popręgu od kanonów i wszystkie z nich mają potencjał na co najmniej niezłe bieganie. Jeden jest mniejszy, za to trochę mocniejszy. Mówię o tym po ogierze Magna Grecia (Sant’Abrogio – przyp.red.) Ostatnio trochę nie chce rosnąć, ale jeszcze ma czas, dla równowagi się wzmacnia. Z drugiej strony jest kilka nieco wyróżniających się koni, nawet wymiarami.

    No tak, ale pamiętam, że rok temu też był u Pana w stajni mniejszy dwulatek, który mimo wszystko wpadł Panu w oko i biegał dobrze, mówię oczywiście o Magnezji. 

    Jak przyszła to ciężko było powiedzieć, że wpadła w oko, bo wyglądała na dziecko, ale w sumie dosyć silne. Później bardzo ładnie się rozwijała i było widać w niej już trochę konia. W tym roczniku mam wiele lepiej rozwiniętych dwulatków, chociaż są też i takie, przy których od razu widać, że nie można liczyć na bieganie w wieku dwóch lat na wysokim poziomie, a trzeba nastawić się na rozpoczęcie ich karier późną jesienią tego roku lub w ogóle w wieku trzech lat. 

    Które to konie?

    Przykładem jest Agata (Lady Agata – przyp. red.), która urodziła się 26 maja. Rośnie bardzo ładnie, jak na drożdżach, ale nie da się powiedzieć, że jest wczesna. Gdy do nas przyszła, wyglądała jak osadek. Teraz jest już nieźle. Pracuje z pozostałymi młodymi końmi i jak na jej datę urodzin, to bardzo ładnie się rusza i rozwija. Robi się fajnym koniem, mam nadzieję, że uda się ją doprowadzić do wyścigu w wieku dwóch lat, ale trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że jeśli raz, czy dwa razy przebiega w tym sezonie lat to już będzie osiągnięcie. Ta po Golden Hornie (Lady Charlotte – przyp. red) może jest silna, mocniejsza fizycznie od Agaty, ale to już całkowity dzieciak. Szyjki w ogóle nie ma. Puma też była w tym stylu, ale jednak Pumakatzi kosztowała 30 tysięcy euro i przekładało się to na lepszą budowę niż w przypadku tej młodej. 

    Dotąd nie biegał w Polsce żaden dwulatek po Saxon Warriorze. Jednego co prawda miał w treningu Janusz Kozłowski, ale nie wyszedł do startu, a jako trzylatek z debiutu super pokazał się Battle On od Macieja Jodłowskiego. Teraz ma Pan w treningu aż trzy konie po tym ogierze, który trzeba powiedzieć, że zyskuje popularność na w Europie Zachodniej. Jak je Pan ocenia?

    Ten ogierek po Saxon Warriorze miał teraz słabszy okres. Jak przyszedł od razu wyglądał bardzo fajnie, ale ostatnie dwa miesiące nic się nie zmieniał, notuje przestój. Pracuje i wygląda niby normalnie, bo nie przyszedł do nas mały, ale jednak można było oczekiwać progresu. Teraz zmienia włos, mam nadzieję, że za jakiś miesiąc powinien znowu ruszyć. Niby nic mu nie brakuje, ale jak przyszedł to bardziej mi się podobał niż teraz, szczególnie na tle innych koni, bo reszta się dynamicznie zmienia, a on nie robi postępu. Trzeba pamiętać, że niektóre konie przychodzą do stajni treningowej bardziej rozwinięte niż pozostałe i później mniej się zmieniają, a te późniejsze je doganiają. Później, jak urosną, trzeba dać im czasu trochę na nabranie masy, zmężnienie. To są stałe etapy, ale u każdego konia wyglądają jednak nieco inaczej i przypadają oczywiście na inny okres. Obecnie mam sześć ogierów, które są bardziej rozwinięte i porządnie pracują, za nimi jest kilka tych nieco słabszych. 

    A jak ma się ogier po Sea The Moonie?

    Przyszedł bardzo malutki. Wygląda na to, że dlatego był taki tani. Nikt mu nie zaufał ze względu na rozmiar. Nie widzimy u niego żadnych wad, rozwija się super. Urósł najwięcej ze wszystkich koni. Robi się z niego porządny ogier i to w typie Sea The Moona, bardzo podobny jest też do derbisty Westminster Moona, tylko dużo ładniejszy, bo tamten to jednak była trochę pokraka w wieku dwóch lat (śmiech). Nie dość, że miał krzywą nogę, która mu ciągle uciekała, to jeszcze był przecież tak wygięty, że wyglądał jakby był źrebny. Ten jest poprawny, prosty, ładny.

    Ogier po Sea The Moonie zakupiony za 1000 funtów. Fot. Tattersalls

    Jak wypada na treningach?

    Właśnie nieźle, robi na mnie bardzo dobre wrażenie. Od razu był zgrabny, tyle że mały, nie był szczupły, raczej dość mocny, jak na swój wzrost. To wszystko zostało, zachował odpowiednie proporcje, tylko urósł. Chyba firma Westminster ma ogromną ilość szczęścia, bo co można kupić za takie grosze… a on teraz i wygląda bardzo dobrze i ma super pochodzenie. Póki co żadna poważniejsza wada mu nie wychodzi. Cieszymy się i liczymy na to, że tak już zostanie.

    Bardzo ciekawi mnie jeszcze jeden koń, syn Cracksmana o sporym wzroście. 

    Według mnie to bardzo ciekawy koń. Jak wysiadał z samochodu, to myślałem, że Westminster kupiło trzyletniego konia. Jest wielki jak na młodziaka, a do tego wszystko ma na miejscu. Dobrze się rusza, tylko jest wielki jak cholera. Póki co trenuje z resztą ogierów, bo nie wiadomo jak twarde ma nogi. Silniejszym koniom w kwietniu zrobię rentgeny i będzie jasne, czy można je trochę bardziej gonić, w tym jego. Szczególnie takie wysokie konie strach szybko przygotowywać, bo czasami wyrośnięte są tylko na zewnątrz, a kości mają jeszcze słabe. W środku może być galareta. Jeśli okaże się zamknięty, to pewnie zaczniemy go trochę inaczej trenować. Jeśli będzie dawał radę, organizm wytrzyma pracę, to może będzie nawet pracował z trzylatkami. Wydaje się być wczesny i dobry. 

    Jak Pan postrzega dwa konie nowego właściciela w stajni, Pana Roberta Gorczycy?

    Obydwa są bardzo fajne. Każdy trochę w innym typie. Foxik (Acclaim The Fox – przyp.red.) bardzo się ostatnio zmienił. Na początku był dużo drobniejszy od Corretto, a teraz to się odwraca. Na początku tamten był mocny, a teraz Fox chyba go przegonił. Rośnie jak szalony, robi się wyścigowym, pięknym koniem. Corretto od początku był silny i mocny. Sprawia wrażenie późniejszego, ale może będzie biegał nieźle w dystansie, natomiast Fox ma obustronnie mocno sprinterskie pochodzenie. Z rodziny matki wszystko biegało na 1400 najdalej, a ojciec jednak lubił milę. Z budowy natomiast nie za bardzo to pokazuje. Nie jest mięśniakiem, ale może to się zmieni i nabierze więcej masy, póki co nie wygląda na sprintera, jest raczej szlachetny. Z nich jestem bardzo zadowolony, oba są nie za duże, takie akurat. 

    Acclaim The Fox kupiony za 8 tysięcy euro. Fot. Arqana

    Przeoczyłem jeszcze dwulatka po ogierze Reliable Man ze stajni Westminster. 

    To duże konisko. Jako pierwszy przyjechał z Francji, wydawał się ogromny, a później przyjechał Westminster Pilot i ten był jeszcze większy (śmiech). Siwy od razu był mocny, na szczęście już nie urósł. To koń na trzylatka, na sto procent. Jest jeszcze za duży, za ciężki. On jest solidny, ale długi. Ten po Cracksmanie jest w innym typie, bardziej związany, a ten po Reliable Manie jest taki wyciągnięty. Póki co, razem pracują, ale wątpię, żeby on szybko się rozwinął i wcześnie mógł się ścigać na wysokim poziomie. Najważniejsze, że to są porządne konie i można nimi solidnie pracować. Zasuwają cały luty, marzec, coraz weselej teraz biegają po dwa, czasem po trzy obok siebie. Nie pamiętam kiedy miałem taką stawkę dwulatków i jeszcze mamy świetne warunki do pracy, ważne, że to idzie w parze.

    Ma Pan w treningu też trzy konie prywatnej hodowli Westminster. 

    Kasztanka po Wirelessie z Irlandii nie ma jeszcze imienia. Nie wiem nawet, ile czasu ona była w Krasnem, bo jednak urodziła się za granicą. Jest ciekawą klaczą, ładną, ale strachliwą. Jest tchórzliwa. Trzeba na nią uważać, bo jest strasznie bystra, wszystko widzi. Jest dość duża, a wczesna i raczej szybko wyjdzie do startu. Druga, Chantilly, jest szczuplejsza, ale też wysoka. Obie galopują nieźle. Pochodzenia mają raczej średnie, bo to matki, które Westminster kupiło na początku przygody i biegały przeważnie słabo. Nie były też kryte rewelacyjnymi ogierami. Trudno więc oczekiwać od nich wielkiej klasy, ale mogą przyzwoicie biegać. Rozwijają się dobrze i nie mam do nich żadnych zastrzeżeń. Wojtek (Dzielny Wojtek – przyp. red.) podobnie. Tylko ten to jest strasznie dziki. Dawno takiego ancymona nie miałem. Dopiero od trzech tygodni galopuje po torze, bo był z niego straszny nerwus. Nie dawał sobie głowy dotykać, do dzisiaj ciężko się z nim dogadać. Z wędzidłem nie ma problemu, ale na uszy nie da nic sobie założyć. Mamy już na niego sposoby, odpowiednio go ubieramy i muszę powiedzieć, że na torze okazał się fajny. 

    On ma najlepszego ojca z tej trójki. Przekłada się to na efekty treningów?

    Może mieć więcej do zaoferowania od klaczy, tylko ma coś z głową (śmiech), ale to standard u synów Motivatora. On dawał sporo nerwowych, a nawet szurniętych koni. Wojtek nie jest żadnym potworem, to raczej szlachetny koń i da się go ułożyć. Wymiary ma akurat, w sam raz. Jako koń bardzo mi się podoba, tylko trzeba go inaczej traktować. Trzeba bardzo ostrożnie się z nim obchodzić, żadne amatorki nie mają szans na nim jeździć, potrzebuje doświadczonego jeźdźca, jeśli pod takiego trafi, to się układa. 

    Z polskich koni ma Pan jeszcze dwa wyhodowane przez Stadninę Koni Krasne konie po trójkoronowanym Va Banku, którego Pan trenował.

    Właśnie ten ogier odbiega trochę od normy, jest strasznie cienki. Nie widać tego po nim, ale wymiary w biuletynie rzucają się w oczy, ma tylko 171 cm w popręgu. Wzrostu jest odpowiedniego, może trochę jeszcze zmężnieje. Nikt nie powiedział, że z powodu sylwetki będzie beznadziejny. Nikt nie powiedział też, że przez to musi mieć słabe płuca. Pracuje całkiem nieźle. Jest jeszcze dziecinny, żadna to rewelacja, ale też żadna tragedia, raczej jest średniakiem. Według mnie może się sporo zmienić w najbliższych miesiącach, ale niestety w niczym nie przypomina tatusia. Za to klaczka jest ekstra. W ciemno można mówić, że jest po Va Banku. Gniada, z dobrymi wymiarami, a nawet odmianę na głowie ma jak ojciec. Galopuje na razie nie najlepiej, ale jest młoda, urodziła się 2 maja. Jeszcze ma czas. Jest na szczęścia silna, zdecydowanie potężniejsza od ogiera. Porządnie dojrzewa i robi się z niej ładna klacz, na trzylatkę będzie piękna kobyła. Trudno ocenić mi jej potencjał. Stadnina Koni Krasne zaprosiła mnie do układu właścicielskiego, więc w 50 procentach jestem właścicielem obu tych koni. Normalnie mógłbym odmówić, ale tu ze względu na tatusia musiałem się przecież zgodzić na zostanie ich współwłaścicielem, na szczęście klaczka mi się bardzo podoba. W dodatku nie ma czysto polskiego pochodzenia. Ona i ogier mają matki po Belenusie, ale jej babka to klacz francuskiej hodowli. 

    A jak te konie moszniańskie?

    Oba pozytywnie oceniam. Jednego dostałem od razu, szybko wiedziałem, że do mnie przyjdzie, ten Dream On, od mojej Dreamline. Przyznam, że początkowo nie chciałem żadnych koni z Mosznej po ogierach innych niż Fulbright. Z jego synem zrobiliśmy konsorcjum i weszliśmy w spółkę z dawnymi właścicielami Magica ze stajni Vet Power. Dołączyła do nas też Pani Ewa Laskowska, która miała wcześniej Skycat po Va Banku, ale ona nie nadawała się do wyścigów, więc dołączyła do załogi Dream On. Mamy teraz fajny syndykat z ośmioma właścicielami. Koń też jest fajny, ma 157 centymetrów wzrostu i aż 188 centymetrów w popręgu, zobaczymy jak się będzie rozwijał z biegiem czasu. 

    Fulbright początkowo był reproduktorem w stadnine Darley, obecnie kryje w Mosznej.

    Ostatni ogierek to koń po Bush Bravie – Straight Forward. 

    To koń od Staight Away i jak tylko się o nim dowiedziałem, to miałem nadzieję, że trafi do mojej stajni. Właśnie ze względu na matkę, ale został sprzedany i szybko pojechał na Służewiec, do innej stajni. Zameldował się u Pani Claudii Pawlak, a później trochę przypadkowo znalazł się u mnie. Jeszcze w sezonie zgłosili się do mnie jacyś ludzie, którzy później okazali się właśnie właścicielami tego ogierka i zapytali, czy nie jestem zainteresowany wzięciem go do treningu. Ucieszyłem się, bo obecnie napływ właścicieli wcale nie jest taki oczywisty, a ja mam mało koni innych właścicieli niż Westminster. Nie żebym na nie narzekał, ale dodatkowe twarze są mile widziane. Miałem wcześniej dwa konie po Bushu i oba pracowały super, były wręcz piękne, ale niestety później po pierwszych galopach posypały się im trzeszczki. To mógł być pech, jednak teraz dmucham z nim na zimne. Zanim do mnie przyszedł, miał dosyć poważną kontuzję, uderzył się w kość rysikową. Ta kostka pękła i musiał mieć operację. Niby to żaden wielki zabieg, bo to nie jest kluczowa kość, ale jednak była to spora ingerencja. Niestety, okazało się, że kawałek kości nie został wyjęty i trzeba było podejść do kolejnej operacji. Na szczęście zagoiło się to już jakiś czas temu, została mu na pamiątkę mała gula, chociaż to wada już tylko kosmetyczna i nie powinna mu w niczym przeszkadzać. Poza tym to ładny koń, rozwija się pięknie, drugi Bush. Jest bardzo chętny do pracy, będzie trochę późniejszy, ale nie ma z nim żadnych problemów.

    Na sam koniec został nam jedyny koń czystej krwi arabskiej w Pańskiej stajni – Sharm El Sheikh. 

    Sharm zrobił się jeszcze potężniejszy niż wcześniej. Trochę musiałem go teraz pogonić, bo się aż za bardzo rozluźnił. Miał kurację regeneracyjną stawów, przez co daliśmy mu trochę odpocząć od treningów i wyraźnie nabrał ciała. Wygląda teraz jak pączek w maśle. Ciężko jednoznacznie ocenić, czy będzie w stanie rywalizować na najwyższym poziomie, ale na ten moment nie widzę żadnych przeciwskazań. Normalnie, porządnie zasuwa. Ma odpowiedni wyścig na start sezonu w drugim tygodniu sezonu i tam go pewnie zobaczymy.

    Mam jeszcze pewne może nieco nietypowe pytanie, z kim i jak pracuje Sharm, skoro jest jedynym arabem w stajni?

    To dobre pytanie. Póki co pracuje sam (śmiech), od czasu do czasu wcześniej prowadził silniejsze dwulatki, ruszał z nimi i galopował całe koło ich tempem, żeby się rozgrzać, a później leciał prawie całe kolejne koło w ramach swojego treningu. Jest chętny do treningów, więc wstępną pracę robi sam, nie mamy z nim problemów. To w końcu stary koń, jest doświadczony. Tak jak chcemy, żeby pracował, tak pracuje, nie utrudnia nam życia. Na warszawskie wyścigi przyjechał już Sergey Vasyutov, ma stajnię obok mnie – bo u Krzyśka Ziemiańskiego – i wstępnie się umówiliśmy, że Sharm El Sheikh będzie pracował razem z jego derbistą Lexem.  

    Tym akcentem zamykamy omówienie koni w Pańskiej stajni, a jeśli nie ma mnie Pan jeszcze dość, to powie Pan czy w stajni Czerkies brakuje rąk do pracy i kto będzie jeździł dla Pana wyścigi w sezonie 2024?

    Nie brakuje mi pracowników, a na pierwszą rękę będzie jeździł Temur Kumarbek. Na kilkanaście koni starszych koni jeden zawodowy jeździec mi wystarczy. Temur super się sprawuje, a do zwykłej pracy treningowej mam kilku dobrych jeźdźców, ale to żadna nowość, to nasza stała załoga. Przyszła do nas jeszcze amazonka, Magda Kierzkowska, która wcześniej pracowała u Adama Wyrzyka. Studiuje i nie ma wiele czasu, ale ile może, tyle z siebie daje i przychodzi na przejażdżki, często nawet przed swoimi zajęciami. Jeśli uda jej się odpowiednio przygotować, to może zacznie sezon na Gold Lily w początkowej gonitwie uczniowskiej. Ogólnie rzecz biorąc nie mogę narzekać na pracowników, ludzi mam i to super. Na przejażdżkach u nas jest zawsze pięć lub sześć osób i zazwyczaj o 11 jesteśmy już po pracy. O 6.15 najpóźniej wyjeżdżamy na pierwszą przejażdżkę, a dzięki super sprawnej załodze i trzem pracownikom na ziemi, którzy pomagają z końmi między przejażdżkami, wszystko przebiega bardzo sprawnie i szybko uwijamy się z zadaniami. 

    W takim razie życzę, aby konie ciągle były zdrowe, a praca dalej przebiegała tak sprawnie jak teraz i dziękuję za rozmowę. 

    Ja również dziękuję. 

    Konie ze stajni Czerkies w drodze na poranną przejażdżkę. Fot. Stajnia Czerkies

    Rozmawiał Michał Celmer

    Na zdjęciu tytułowym Maciej Janikowski

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły