More

    Wyścigi, Irlandia, jeździectwo, konie, klub praktykantów, Oskar i… bubble tea – całe życie Oliwii Szarłat

    Jest jedną z najbardziej utalentowanych amazonek ostatnich lat. Mimo gigantycznych problemów zdrowotnych, które trapiły ją przez całe życie, wygrała czempionat uczniowski i Women Power Series. – Zawsze stawiam cele i o tym głośno mówię, żeby każdy wiedział czego chcę – zdradza Oliwia Szarłat.

    Maciej Rowiński: Po co pojechaliście z Oskarem Nowakiem do Irlandii?

    Oliwia Szarłat: Żeby zwiedzić trochę świata i poznać wyścigi w Irlandii, zobaczyć, jak przygotowują trenerzy konie za granicą, no i przetrwać zimę w trochę inny sposób niż dotychczas. To była niesamowita przygoda, dużo się nauczyliśmy. Na pewno wzmocniliśmy się psychicznie. To była ogromna stajnia płotowo-przeszkodowa, więc tam praca wymagała dużego wysiłku, zarówno fizycznego, bo bardzo dużo galopowaliśmy, jak i psychicznego, ponieważ przy przeszkodach czy płotach są różne wypadki.

    Byliście tylko w jednej stajni?

    Tak, u trenera Gordona Elliotta. Jest to jeden z lepszych trenerów w Irlandii od koni płotowych i przeszkodowych i bardzo fajny człowiek. Dbał o nas. Dostaliśmy fajne mieszkanie i opiekował się Oskarem po wypadku. Oskar spadł z konia. Na szczęście nic się poważnego nie stało. Oprócz siniaków i lekkiego obicia nerki. Od razu wezwał dwie karetki, Oskar dostał pomoc specjalistyczną, leki. Wszystko poopłacał, nawet taksówki ze szpitala i na rehabilitację. Oskar miał zapewnioną opiekę fizjoterapeutów. 

    Byliście na praktykach, czy pojechaliście do pracy?

    Pojechaliśmy do pracy. Tam są dużo lepsze zarobki. Mieliśmy możliwość wyjazdów na wyścigi. Poznawaliśmy zagraniczny świat wyścigowy, obserwowaliśmy jak są przygotowane  konie do gonitw, jak się je trenuje przed startami. Zarobiliśmy i odłożyliśmy trochę pieniążków na przyszłość. Byliśmy też w Anglii, dzięki Polskiemu Klubowi Wyścigów Konnych. Podczas pięciu dni pobytu mieliśmy bardzo dużo szkoleń na symulatorach i na koniach, jak też treningów na siłowni.

    Oliwia z Oskarem i Tiger Rollem Fot. facebook Oliwii Szarłat

    Na Służewcu założyłaś Apprentice Jockey Team. Oprócz pracy w stajni i wyścigów, to kolejny Twój pomysł na życie? 

    Już taka jestem, że za wszystko się biorę i próbuję wszystko naraz ogarnąć. Ale chciałabym i głównym moim celem jest to, żeby było jak najwięcej polskich młodych jeźdźców, żeby byli jak najlepiej przygotowani do wyścigów. Myślę, że brakowało nam tego. Brakowało nam treningów siłowych, bo podejście do samej licencji, to jest tylko egzamin teoretyczny, a, moim zdaniem, brakuje fizycznego egzaminu, gdzie można by było sprawdzić, czy jeździec rzeczywiście ma kondycję, by brać udział w gonitwie. Sama wiem po sobie, że gdy skończyłam swój pierwszy wyścig w karierze, nie mogłam nawet oddechu złapać. Na  celowniku myślałam, że zlecę z konia. Miałam wielki zapał, żeby jeździć wyścigi, ale wiem, że kosztowało mnie to mnóstwo wysiłku, żeby chociaż dojść do takiej formy, jaką mam teraz. Czasami koń może przeciągnąć, czasami jeździec ma złą sylwetkę podczas wyścigu. Nie było gdzie i jak tego korygować. A na treningach nie jesteśmy w stanie odczuć takiego wysiłku jak w wyścigu.

    A gdzie ćwiczycie?

    Dyrektor Dominik Nowacki przydzielił nam pomieszczenie sali fitness pod starą łaźnią. Tam są teraz też pokoje dla jeźdźców wyścigowych czy dla pracowników stajni. Mamy do dyspozycji dwie sale, gdzie możemy ćwiczyć. Jedna nawet z lustrami, więc można popatrzeć na swoją sylwetkę. Miejsca na liczną grupę jest wystarczająco.

    A czy sztucznego konia macie?

    Mamy cztery, z czego dwa zakupiono z funduszów Polskiego Klubu Wyścigów Konnych. Na razie do treningów wystarczą. 

    Na dniach zajęcia z Wami będzie miał Szczepan Mazur, który wraca w glorii z Kataru.

    Już raz Szczepan był u nas. Staram się ściągać jak najwięcej dobrych dżokejów. Była też Joanna Wyrzyk, którą bardzo szanują nasze amazonki, a także Kamil Grzybowski, Siergiej Wasiutow, Stefano Mura. Staram się, żeby przychodzili i pomagali utrzymywać formę, jak i pokazywali błędy, czy korygowali pozycję podczas jazdy.

    Wróciłaś i od razu wygrałaś wyścig uczniowski na klaczy Primaveraa.

    Sama nie wiedziałam, że to się może udać. Czułam na forkentrze, że klacz już dobrze idzie. Wiedziałam, że muszę dać z siebie wszystko. Warunek był taki, że dostanę dosiad, ale muszę pokazać mocną jazdę. Troszeczkę za bardzo to do siebie wzięłam, ponieważ jadąc na prostej czułam, że mi klacz idzie i się troszeczkę pogubiłam z dosiadem. I, niestety, klepałam trochę tyłkiem w siodło. Nie jestem z tego dumna. Dostałam za to dużo hejtu, ale trzeba sobie z tym radzić i korygować te błędy. Nie mogę się poddawać czy płakać, że coś mi nie wyszło, czy ludzie się śmieją… Za dużo przeszłam, żeby mnie coś takiego teraz poruszyło. Muszę iść dalej i poprawiać błędy. 

    Dalej, czyli kolejny rok walki o tytuł amazonki roku, bo w gonitwach uczniowskich raczej długo już nie pojeździsz. 

    Jeśli wygram cztery gonitwy, to nie będę mogła już brać udziału w wyścigach uczniowskich.  Walka w Women Power Series też nie jest moim głównym celem, choć zawsze walczę i lubię te wyścigi. Chciałabym poprawić swoją jazdę pod względem technicznym i małym celem jest, by w końcu pojechać w jakiejś gonitwie wyższej rangi, na przykład kategorii B czy A?. Ale ja, po prostu, sobie zawsze stawiam takie cele i o tym głośno mówię, żeby każdy wiedział czego chcę. 

    W ubiegłym roku Oliwia Szarłat wygrała Women Power Series. Nagrody wręczała jej między innymi Małgorzata Kożuchowska

    Czy założyłaś się z Oskarem, kto pierwszy dobije praktykanta?

    Nie… Wspólnie cieszymy się z naszych zwycięstw, ale jeżeli dochodzi do walki między nami, to nie odpuszczamy. 

    Dlaczego odeszłaś w zeszłym roku od trenera Krzysztofa Ziemiańskiego? 

    Jestem mu wdzięczna, bo to on wprowadził mnie w większy świat wyścigowy i dał szansę jazdy w gonitwach, ale sytuacja się zmieniła. Raczej już tam nie wrócę.

    Teraz pracujesz z gangiem dziewczyn u trenera Macieja Jodłowskiego.

    Super team, praca jest dobrze zorganizowana i bardzo mi się podoba. 

    Praca na wyścigach, prowadzenie Apprentice Jockey Team, jeździectwo. Jak na to wszystko znajdujecie czas?

    Mamy z Oskarem jednego konia wyścigowego i dwa sportowe. One są też w dzierżawie, więc nie musimy być z nimi każdego dnia. Mamy dzierżawców, których uczymy jeździć, czasami uczestniczymy z końmi w zawodach. To dla nas rozrywka. Miło z nimi spędzamy czas i przy nich relaksujemy się. Do tego założyliśmy swój biznes. Mieliśmy kilka pomysłów, ale postawiliśmy na robienie bubble tea. To są takie herbaty mrożone lub na ciepło z dodatkiem różnych syropów smakowych i z kuleczkami. Mamy przyczepkę, taki food truck. Ostatnio nie mieliśmy dosiadów w wyścigach, więc na terenie toru sprzedawaliśmy nasz towar. Klientów było bardzo dużo. No i chyba im smakowało, bo wracali po kolejne bubble tea. Dla nas to taż odskocznia od wyścigów.

    Musisz być bardzo silną dziewczyną, bo w życiu bardzo dużo przeszłaś. 

    Gdy byłam mała, poparzyłam sobie całą rękę wrzątkiem i mam przeszczepioną skórę na brodzie, szyi i najbardziej na ręku. Stąd mnóstwo blizn na moim ciele. W szkole podstawowej przyszły problemy z sercem. Lekarze próbowali mi wytłumaczyć, jeszcze wtedy małemu dziecku,  co się dzieje i mówili, po prostu że mam dziurkę w sercu i krew leci nie tam gdzie trzeba, stąd napady tętna nawet do 240-270 uderzeń na minutę. Dorośli przy takim tętnie umierają. Ratownicy w karetkach czasami myśleli, że sprzęt im się popsuł. Dostawałam bardzo silne leki, miałam operację serca, na którą czekałam około trzy lata, a w tym czasie napady zdarzały się często, ale wyszłam z tego zdrowo. Chyba ktoś nade mną czuwa. Miałam połamane ręce, problemy z hormonami za które też się teraz obarczam, bo próbowałam wyleczyć się z uciążliwego trądziku, ponieważ chciałam być, jak to kobieta, coraz piękniejsza. Bardzo silne leki na trądzik, które były źle dobrane do moich wyników badań, spowodowały, że miałam problem z tarczycą. I nadal mam, ale to też się jakoś wszystko ustabilizowało. I kiedy już moja waga zaczęła być coraz niższa, zaczęło się wszystko normować, upadłam na torze i połamałam łokieć.  Karetka mnie od razu zawiozła do szpitala. Wszystko się naraz nałożyło. To mnie trochę dobiło. Na dodatek wypuścili mnie ze szpitala jako zdrową. Kazali pójść na rehabilitację. 10 sesji i powiedzieli że jestem zdrowa, to znaczy – mam po prostu uszczerbek na zdrowiu. Ale moja ręka się dalej nie prostowała. Kolejne rehabilitacje dokupiłam sobie prywatnie. I dopiero rehabilitant i lekarz w klinice prywatnej zobaczyli, że coś z tą ręką jest nie tak. Pojawiły  się zrosty w łokciu. Trzeba było je usunąć i wyciąć. Przez to mam implant i przełożony nerw.  Dlatego też była, za namową znajomych, założona została zrzutka na operacje, ponieważ koszty jej wówczas mnie przerosły. Ale teraz jest super, odzyskałam siłę. Wróciłam do normalności, a wyjazd do Irlandii pomógł mi z głową. Wtedy gdy wyjeżdżałam na zielony tor, pamiętałam za każdym razem miejsce upadku i się stresowałam. W Irlandii nie było przebacz, jeżeli nie chce się jechać lub się boisz, to do widzenia i nie ma pracy. Teraz się nie boję, jadę do przodu i patrzę na to, co będzie.

    A kto rządzi w Waszym związku, Ty czy Oskar?

    Raczej razem podejmujemy każdą decyzję. Na początku mieliśmy jakieś spory, bo jedno i drugie chciało dużo, a teraz nie mamy konfliktów. Dogadujemy się.

    Macie w planach ślub?

    O to trzeba pytać Oskara. Ale tak to na razie jeszcze nie. Jeszcze mamy swoje życie. Na razie jeszcze za wcześnie.

    Rozmawiał Maciej Rowiński

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły