Czołowy polski trener Krzysztof Ziemiański przybliża nam świat aukcji koni pełnej krwi angielskiej. Wyjaśnia jak radzi sobie z chorobami sierocymi u koni i otwarcie mówi, co sądzi o pochopnych wyjazdach na zagraniczne wyścigi. Przybliża także sytuacje kontuzjowanego dwukrotnego konia roku Night Tornado, którego na pewno nie zobaczymy w tym roku na największych europejskich torach, ale jest szansa, że w sezonie 2023 jesienią będzie biegał w Polsce.
Ile jest obecnie koni w Pana stajni?
W tym roku mam mniej koni, w granicach 50, a wśród nich na ten moment jest 15 młodych folblutów. Teoretycznie mam dużą stajnię, ale jednak koni jest około dziesięć mniej niż w poprzednich latach. Staram się stopniowo zmniejszać stajnię ze względu na problem z zaopatrzeniem i ludźmi. Do tego wolę stawiać na jakość. Co roku miałem też dużo arabów, a teraz nie mam ich praktycznie w ogóle. Na tę chwilę jest u mnie tylko Almared. Nie wynika to z tego, że nie lubię koni czystej krwi arabskiej. Po prostu te, które dostawałem do treningu, nie były dość dobre, żeby zaistnieć w sezonie. Teraz, przy jeszcze zwiększonych kosztach, wydaje mi się wręcz nieetyczne brać od właścicieli tyle, co za folbluty, nie mając do zaoferowania im szans na odpowiednie wyniki.
W tym sezonie trenuje Pan 15 dwuletnich folblutów, to mniej niż w poprzednim roku. Z czego to wynika?
Mniej i to zdecydowanie. Rok temu miałem ich łącznie około dwudziestki, jednak ta piętnastka to i tak spore grono, bo w innych stajniach jest mało dwulatków. Jeśli miałbym ich jeszcze więcej, to moje konie musiałyby rywalizować między sobą, a do tego podejrzewam, że część gonitw i tak by spadła, w wyniku zbyt małej ilości koni w zapisie.
Czy do stajni Tracja zostały zakupione kolejne konie z ogromnym potencjałem?
Nie. W tym roku Pan Robert nie kupował żadnych koni, ale ma dwulatka po Eagle Top od derbistki Infamii, a więc półbrata Incepcji, czy Ivy Grey.
Głównie kupuje Pan konie we Francji, dlaczego?
Kiedyś kupowałem na różnych aukcjach w Irlandii, ale także w angielskim Newmarket i moje doświadczenia z tamtymi końmi było gorsze od tych zakupionych we Francji. Tak się składa, że na ten temat pisałem pracę magisterską – o tym jak się aklimatyzują u nas konie urodzone w innym obszarze geograficznym. Być może to brzmi trochę archaicznie, ale prawda jest taka, że ta aklimatyzacja przebiega bardzo długo i po niej te konie są nie do poznania. Na początku lat dziewięćdziesiątych miałem dużo koni z Anglii i pamiętam, że tym koniom pół roku zajmowało dojście do siebie. Samo przekroczenie kanału La Manche sprawia, że te konie w pewien sposób się zmieniają.
Czy w wyniku tego zjawiska konie chorowały po przyjeździe do Polski?
Nie do końca. Konie po przyjeździe do nas często chorują ze względu na znaczącą zmianę środowiska i otoczenia. Trafają do stajni, gdzie są już starsze konie i często występują u nich infekcje. To dotyczy także koni przywiezionych z Francji.
Ma Pan więcej młodych klaczy czy ogierów?
Zawsze staram się kupować ogiery, chyba że ktoś naciska na klacz, ale zazwyczaj w takich przypadkach właściciele kupują je sobie sami. Klacze na ogół kupują hodowcy, natomiast właściciele, którzy nie myślą o hodowli, wolą mieć ogiery, bo jednak z klaczami jest większe ryzyko jeżeli chodzi o karierę wyścigową. Wiele z nich w wieku czterech lub pięciu lat nie chce się ścigać – wynika to z ich gospodarki hormonalnej. Po prostu myślą już wtedy o hodowli, a nie o wyścigach. Do polski często kupuje się konie stosunkowo późno dojrzewające, ze względu na niższe ceny. W takich przypadkach konie czasami nie wychodzą do startu w wieku dwóch lat i zaczynają karierę rok później. Następnie w wieku czterech lat jednak część klaczy nie ma już ambicji do wyścigów, więc właściciele mają konia do wyścigów tak naprawdę na jeden sezon. Ogiery mogą rywalizować na wysokim poziomie znacznie dłużej, dlatego właśnie na nich skupiam się na aukcjach.
Czy zazwyczaj kupuje Pan konie do swojego treningu w imieniu właścicieli?
W tym roku nie wybrałem wszystkich swoich młodych koni, ale też podpowiadałem przy zakupie klaczy po Territories, nabytej na aukcji, którą osobiście zdecydowałem się opuścić. Mogłem uczestniczyć w jej zakupie na podstawie analizy przesłanych mi filmów i zdjęć. Nie wybrałem się tam, ponieważ firma Westminster pojechała w wieloosobowym składzie, a konie kwalifikował czeski agent Tomas Janda. Natomiast we Francji roczniaki wybierałem sam. Jednak muszę przyznać, że w tym roku mam wyjątkowo dużo dwulatków zakupionych przez właścicieli. Przykładem są trzy konie zakupione przez Konstantina Zgarę. Dwa z nich były nabyte jeszcze rok temu jako odsady i odchowywały się w Irlandii, a trzeciego kupił na aukcji Orby.
A jak Pan ocenia potencjał swoich dwulatków w porównaniu z poprzednim rocznikiem?
Ten rocznik sprawia lepsze wrażenie niż poprzedni. Jest sporo koni z bardzo dobrymi rodowodami, a w dodatku nie mamy już takich, które byśmy kupili okazyjnie i liczyli na ich późniejszy poprawny rozwój. Wszystkie konie są prawidłowe, a ja do tego przywiązuje bardzo dużą wagę.
Co jest dla Pana kluczowe podczas wyboru koni na aukcjach?
W moim przypadku pierwszym etapem kwalifikacji konia na aukcji jest eksterier. Nie kupię konia, który ma dobry rodowód, ale mi się nie podoba. Natomiast często jest tak, że kupujemy konia bardzo ładnego, z jeszcze nie tak cenionym pochodzeniem. Staram się eliminować wady, powodujące później zły ruch. Sztorcowe kopyta, krzywa pęcina, cofnięty nadgarstek, to mankamenty, które sprawiają, że nie możemy odpowiednio takiego konia trenować, a zamiast tego musimy skupiać się na tym, w jaki sposób mu pomóc. Zawsze gdy jest wybór, kupić konia prawidłowego, albo nie, to wybieram tego zbudowanego odpowiednio.
Nawet jeśli wiąże się to z dołożeniem kilku tysięcy euro?
Raczej nie kupuję drogich koni. Wyjątkiem są sytuacje, gdy właścicielowi zależy na jakimś konkretnym. Nawet moje drogie zakupy, są tanie względem kwot, jakie rzucają pozostali. Jeżeli mam za zadanie kupić dla kogoś roczniaka, to staram się to zrobić za rozsądną cenę. Optymalną kwotą jest 10 tysięcy euro. Wtedy zazwyczaj koń jest już pełnowartościowy, a kwotę włożoną w jego zakup można odzyskać w momencie sprzedaży nawet przy średniej karierze.
Doskonałymi przykładami są Timemaster oraz Night Tornado. Czy topowe ogiery z Pana stajni zostały na kolejny sezon?
Tak. Timemaster dopóki ma chęci, to będzie biegał. Już teraz jest nim zainteresowanych wiele stadnin, bo jednak to miler, a jeżeli chodzi o hodowlę, to właśnie oni są najbardziej poszukiwani. Zarówno on jak i Night Tornado będą biegać dopóki zdrowie na to pozwoli
Czy w stosunku do Night Tornado plany hodowlane są też tak pewne?
Oczywiście. Night Tornado ma wiele cech przemawiających za tym, żeby był super reproduktorem. Po pierwsze ma super pochodzenie, już pomijając jego wyniki na torach, po takim ojcu bardzo ciężko dostać konia. Roczniaki po Night Of Thunder (Dubawi – Forest Storm po Galileo) są w zasadzie nie do kupienia, a jeśli ktoś się porywa na taki zakup, to musi liczyć się z ogromną ceną. Nikt nie chce sprzedawać tych koni, bo mają bardzo wysoką skuteczność. Stanówka Night Of Thunderem na rok 2023 kosztuje aż 100 tysięcy euro. Nam udało się kupić Night Tornado w pierwszym roczniku, kiedy ceny koni po Night Of Thunderze nie były jeszcze tak wygórowane. Dodatkowo on ma matkę po ogierze Sea The Stars (Cape Cross – Urban Sea po Miswaki).
Night Tornado na aukcji miał oznaczenie “Box Walker”, czyli biegający po boksie, nie odstraszało to Pana?
Kupiliśmy go świadomie jako „Box Walkera”, bo wyjątkowo mi się podobał. Byłem bardzo zadowolony, bo stosunkowo tanio udało się go kupić, kosztował tylko 7 500 euro. To, że chodził po boksie, wynikało tylko z jednej rzeczy – w wieku trzech miesięcy stracił matkę i został sam, więc miał traumę. Pomimo tego udało mu się rozwinąć, chociaż na początku nie był taki wielki, ani nadzwyczaj rozwinięty. Nawet mogę powiedzieć, że był mały. Dojrzał dopiero u nas.
To nie był pierwszy koń z takim oznaczeniem, którego Pan kupił, a zazwyczaj ludzie ich unikają, ma Pan na nie jakiś sposób?
Na radzenie sobie z tym jest wiele sposobów, a w przypadku Night Tornado praktycznie nie musimy o nich myśleć, bo on właściwie nie sprawia nam problemu. Zdarza mu się to tylko, gdy jest jakieś zamieszanie w stajni. Z tego względu opracowaliśmy prosty system, przychodzimy rano do stajni i go po prostu nawiązujemy, a ponieważ jest spokojny, to stoi bez problemu trzy, czasami cztery godziny. Następnie idzie na trening i przy karmieniu już go puszczamy, więc praktycznie nie ma kiedy chodzić. Dostaje siano, a ma bardzo długi uwiąz, więc ma się czym zająć.
Jak to wyglądało w przypadku innych koni?
Z innymi końmi próbujemy przeróżnych sposobów. Fabulous Las Vegas (Air Chief Marshal – Coleene po King’s Best) też był Box Walkerem. Zazwyczaj wystarczy takiego konia wstawić do boksu bez drzwi. Następnie w tym miejscu stawiamy dwa bale siana. Dzięki temu dużo widzi, konie chodzą po boksie, gdy nie wiedzą, co ze sobą zrobić. W każdym razie, dzięki takiemu umiejscowieniu w stajni, koń ma stworzoną specjalną przestrzeń i może wyglądać w jej głąb. Nieustannie je sobie siano, a do niego często jeszcze przychodzi kot i taka para potrafi się przez cały dzień ze sobą bawić. Wiadomo, że lepiej mieć konia zdrowego, ale według mnie taka cecha nie jest ogromnym problemem.
Co z pozostałymi chorobami sierocymi?
Łykawość w mojej opinii też nie przekreśla konia, chociaż w tym przypadku jest znacznie ciężej. Takie konie niełatwo jest też sprzedać po karierze, występuje u nich ryzyko morzyska i problemów z żołądkiem. Infamia (Tempelwachter – Infanteria po Jape) była łykawa, to samo Intens (Belenus – Inicjatywa po Juror) i w niczym im to nie przeszkadzało. Najgorszą cechą jeśli chodzi o narowy jest tkanie. Tego nie da się wyleczyć. U nas Timemaster czasami zachowuje się podobnie, ale na szczęście, w jego przypadku to nie jest dokładnie tkanie. On po prostu stara się wymusić nasze zainteresowanie. Liczy na atencję albo jakieś smakołyki. Gdy mu się zamknie kratę, to natychmiast przestaje.
Jaki był dla Pana ubiegły sezon, udany czy raczej nie zaliczyłby go Pan do tych dobrych?
Nie był zły, ale obfitował w bardzo rzadkie, nieprzyjemne sytuacje. Bez wątpienia był pechowy. Najpierw musiałem wycofać konia przez złe okucie, innym razem został unieważniony wyścig, później błędnie zakwalifikowano konie jako łeb w łeb. Było wyjątkowo dużo tego rodzaju przygód, już nawet nie wspominając o sytuacji we Francji, gdzie wycofano mi konia z padoku przez brak odpowiednich terminów szczepień. Jak się później okazało, można było tego uniknąć. Niestety lekarz sprzeczał się ze mną, że te szczepienia nie są konieczne co pół roku, mimo że ja o takiej konieczności wiedziałem.
Jak już przeszliśmy do Night Tornado – czy w przyszłym sezonie są wobec niego plany startu za granicą?
Nie. Nie obniżył lotów, ale po kontuzji, jakiej się nabawił, nie możemy planować wyjazdów. Znacząco ograniczymy ilość jego startów w przyszłym sezonie. Prawdopodobnie pobiegnie dopiero jesienią, ponieważ uraz, który mu doskwiera wymaga dużo czasu na wyleczenie.
Może Pan przybliżyć czytelnikom, jakiego rodzaju był to uraz?
To drobny uraz ścięgna. Taka kontuzja wymaga bardzo dużo czasu. Damy mu rok przerwy, a jeśli jeszcze będzie chciał dalej biegać, to w sezonie 2024 pomyślimy o bardziej ambitnych startach. Jest duże ryzyko nawrotu tej kontuzji, jeśli nie będzie odpowiednio leczona. Niestety nie odkryto jeszcze idealnego sposobu leczenia, ale mamy coraz bardziej skuteczne metody radzenia sobie z tego typu problemami. To daje nam pewność, że koń w przyszłości będzie jeszcze mógł wyjść do startu.
Night Tornado doznał tej kontuzji we Francji, zgadza się?
Po tym jak nie wystartował w zaplanowanym wyścigu, zapadła decyzja, żeby nie transportować go z powrotem do Polski. Można było uzupełnić szczepienia i zapisać go po raz kolejny, po upływie pięciu dniu. Po konsultacji ze mną właściciele zdecydowali o pozostawieniu go w ośrodku treningowym Państwa Karkosów na czas kilku tygodni przed startem. Nie była to jednak najszczęśliwsza decyzja. Można było tego urazu uniknąć i najprawdopodobniej wyniknęła ona z jakichś błędów treningowych.
Mówiliśmy o kontuzji Night Tornado, jak zimują pozostałe?
Na szczęście konie są zdrowie i wszystko przebiega zgodnie z planem. Niektóre konie miały sporo odpoczynku ze względu na ciężki sezon, inne z kolei w ogóle nie miały takiej przerwy.
Pod koniec ubiegłego sezonu wrócił po kontuzji Young Thomas, czy on także został w treningu na kolejny rok?
Był leczony tą samą metodą co Night Tornado. Ten start był dla niego formą testu. Przebiegł w ciężkich warunkach i wszystko jest z nim w porządku, także jeśli chodzi o niego, to jestem pełen wiary.
Czy od końca minionego sezonu była znacząco rotacja wśród koni starszych w Pana treningu?
Właściwie to nie. Doszedł do mnie od Piotra Piątkowskiego Petrol Express, który biegał dwa razy pod koniec sezonu, ale był chyba jeszcze nie do końca dojrzały oraz Respect ze stajni Andrzeja Walickiego. Sprzedaliśmy głównie konie, które już nie rokowały. Między innymi Fear Of The Dark, a z tych najlepszych żaden nie odszedł. Przed końcem sezonu, jeszcze w Październiku do naszej stajni trafił Thibaan. Jest ciekawym koniem, którego rokowania są bardzo dobre. W przyszłości może rywalizować z najlepszymi.
Nie ma szansy na występ Night Tornado za granicą w roku 2023, ale ma Pan jeszcze inne świetne konie z aspiracjami do walki na Zachodzie – Timemaster, Kaneshya, Good Gift, Clyde, Shamadram…
Nie jeżdżę trzylatkami za granicę, bo uważam, że jest to bez sensu. Ewentualnie można spróbować po całym sezonie w Polsce, jak już ten koń się u nas wybiega. Są to jeszcze konie niedojrzałe i nie ma potrzeby takiego szarpania. Poza tym jest u nas sporo dobrych gonitw dla trzylatków, więc jest gdzie biegać. Nie wiem na czym polega magia zagranicznych wyścigów. Ostatnio wszyscy chcą wyjeżdżać, a najbardziej ci, którzy nie mają własnych koni. Z każdej strony słychać rady niedoświadczonych doradców, a jak się później okazuje, większość koni przybiega z tyłu stawki i nic z takich wyjazdów nie wynika… poza zmęczeniem konia. Żeby myśleć o wyjeździe za granicę, trzeba mieć wybitnego konia i to w formie. Nie ma sensu jeździć za granicę na hura i liczyć, że jakoś to będzie. Nie ma sensu próbować z końmi przeciętnymi, bo poprzeczka jest zawieszona bardzo wysoko. Oczywiście mówię o wyścigach od rangi Listed w górę. Night Tornado jest wybitnym koniem i wygrał taki wyścig, ale inny, też wybitny – trójkoronowany Fabulous Las Vegas, sobie nie poradził. W roczniku takich koni nie ma wielu, a i tak ludzie podejmują decyzje o tego rodzaju wyjazdach, co jest w mojej opinii niepotrzebne. Lepiej mieć takiego konia w Polsce i wygrać coś znacznego, niż skończyć na ósmej pozycji za granicą i zachwycać się, że zrobiliśmy niezły wynik, a takie wyjazdy na wiosnę to już kompletna bzdura.
Dlaczego?
Oni zaczynają sezon miesiąc wcześniej i mają rozbiegane konie, więc my bez tak dobrych warunków, nie mamy najmniejszych szans. Do tego na początku sezonu tamtejsze konie są świeże. My możemy szukać nadziei na jesieni, gdy rywale są już zmęczeni, bo nie zapominajmy – konie na Zachodzie są dużo bardziej eksploatowane niż w Polsce. W Irlandii, Wielkiej Brytanii, czy Francji jest trend dobierania koni bardzo szybko dojrzewających. Wyścigi dwulatków zaczynają się w maju i ludzie nie bawią się z późnymi końmi. Dla nich liczy się czas i szansa na zarobek. Już na aukcjach widać, że skupiają się na koniach, które szybko będą gotowe do biegania.
Co o tym świadczy?
Szybkość dojrzewania ma bezpośredni związek z dystansami, na jakich konie czują się najlepiej. Najszybciej dojrzewają sprinterzy, a na konie wytrzymałe trzeba dłużej czekać. Konkurencja na zagranicznych aukcjach jest bardzo duża, a roczniaki z rodowodami sugerującymi wczesne dojrzewanie, osiągają zawrotne ceny. Nam pozostaje skupić się na koniach późniejszych, mamy szansę nabyć tam dobre, dystansowe konie, ponieważ one nie cieszą się tak wielkim zainteresowaniem. Ceny na aukcjach zależą też od płci. Ogier to tylko produkt wyścigowy, a klacze są jednak kapitałem hodowlanym, więc zawsze mówię, że gdyby postawić obok siebie ogiera i klacz z tym samym rodowodem, to klacz zawsze będzie kosztowała dwa razy więcej.
Więc nie ma żadnych planów wyjazdów za granicę w sezonie 2023?
Na pewno jakieś będą, ponieważ takie plany ma firma Westminster. Mają w moim treningu bardzo dobre konie, głównie widziałbym do takich wyjazdów Kaneshyę i Good Gifta. Drugi z nich jest zagadkowym ogierem i myślę, że dopiero w tym roku w pełni dojrzeje. Tak więc, prawie na pewno gdzieś pojedziemy, ale na ten moment ciężko cokolwiek więcej powiedzieć. Nie planowaliśmy tego jeszcze dokładnie, można spodziewać się takich wyścigów jesienią.
Czy uważa Pan, że poziom polskich wyścigów idzie w górę i łatwiej jest nam teraz podjąć walkę na zagranicznych torach niż w przeszłości?
Myślę, że idzie w górę, ale bardzo wolno. Takie rodzynki, które są w stanie wygrać, trafiają się bardzo rzadko, albo zwyczajnie mają dużo szczęścia.
Ile kosztuje miesiąc treningu u Pana w stajni w roku 2023?
Koszty idą w górę, jeszcze tego do końca nie oszacowałem, ale na pewno ponad dwa tysiące. Myślę, że będzie to kwota około 2300 zł. Wszystko drożeje, ostatnio dowiedziałem się o podniesieniu kosztów kucia koni o 50 złotych. W stajni z pięćdziesięcioma końmi, to w sumie podwyżka o 2500 zł. Rok temu za owies płaciłem 800 zł, a teraz kosztuje mnie to praktycznie dwa razy więcej. Z tego względu i koszty treningu rosną.
Rozmawiał Michał Celmer