More

    Grzegorz Wróblewski: Rostislav Bens nie planował oszustwa, ale niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że się go dopuścił

    Trener Grzegorz Wróblewski opowiada w rozmowie z Traf News o ambitnych planach wobec czterolatków Pope i Burschi, które w niedzielę wygrały swoje gonitwy we Włoszech na torze w Merano, a także ujawnia kulisy dyskwalifikacji z pierwszego miejsca wałacha Ocean Life za niedowagę jeźdźca (Rostislav Bens) po wyścigu przeszkodowym we Wrocławiu 14 maja.

    Robert Zieliński: Trenowane przez Pana dwa czteroletnie konie Wiesława Jakuba Kartusa, Pope i Burschi, wygrały w minioną niedzielę wyścigi w Merano. Pan jednak nie pojechał do Włoch, tylko był tego dnia z inną grupą koni we Wrocławiu. Skąd taka decyzja?

    Grzegorz Wróblewski: Startowaliśmy na różnych torach, więc musieliśmy zorganizować dwie ekipy i podzielić się zadaniami. Do Merano pojechała z końmi moja żona Ivana Porkatova, a ja do Wrocławia, gdzie była do przygotowania do wyścigów jeszcze większa grupa koni. Żona ma duże doświadczenie w pracy z końmi i organizacją wyjazdów, więc byłem o nią spokojny. Przyznam też, że mi bardziej odpowiadają krótsze wyjazdy, choć jestem w dobrej formie fizycznej i psychicznej, to mam już swoje lata i trochę już męczą mnie te ciągłe długie podróże samochodem do Włoch, których odbyłem w swoim życiu bardzo dużo.

    Syn Maxiosa Pope zapowiadał się już w ubiegłym sezonie jako trzylatek na bardzo dobrego konia. Wygrał dwa płotowe wyścigi w Mediolanie, w tym jeden rangi G2. Jednak od 1 maja 2022 roku nie biegał. Co się stało?

    Miał mały odprysk kości, który udało się znaleźć dzięki scyntygrafii w Poznaniu. Konieczny był zabieg artroskopii. Trzeba było usunąć mały odłamek i ześrubować mały fragment kości. To nie był skomplikowany zabieg, ale konieczny. Później już nie spieszyłem się z tym koniem, bo Pope był jeszcze mało dojrzały. Chciałem go oszczędzić i dać mu się rozwinąć, bo on urodził się w Szwecji, tam jest krótszy okres pastwiskowy i był późnym koniem. Konie z tej hodowli dość często mają kłopoty z układem kostnym, może to wynikać z jakichś spraw żywieniowych, środowiskowych. Pope jest też z takiej rodziny podatnej na kontuzje. Jego siostra nieszczęśliwie pośliznęła się w boksie, złamała nogę i musiała zostać uśpiona.

    Jak przebiegał powrót do treningów po zakończeniu rekonwalescencji?

    Do końca grudnia 2022 roku Pope nie trenował. Powoli zacząłem go wdrażać do treningów dopiero od stycznia, bardzo oględnie. Niestety, w zimie było w Czechach bardzo mokro, były złe warunki do treningu koni. Dlatego oceniam, że podczas tego niedzielnego startu w Merano Pope był przygotowany na 75-80 procent formy. Nie liczyłem na wygraną w pierwszym starcie po przerwie, zwłaszcza, że nie wyróżniał się podczas pracy treningowej w grupie moich koni, które w minioną niedzielę startowały w Merano i we Wrocławiu.

    Jak więc Pan oceni ten jego zwycięski występ w Merano?

    Bardzo pozytywnie. Trzeba bowiem podkreślić, że tor w Merano jest bardzo specyficzny, z dość ciasnymi zakrętami. Trudno tam jest wygrać z debiutu koniom, które nie mają doświadczenia na tym obiekcie. Pope wcześniej biegał dwa razy we Włoszech, ale w Mediolanie, gdzie jest bardziej obszerny tor. Jednak dał radę wygrać w debiucie w Merano i wyprzedził niezłe konie. Już w ubiegłym roku pokonał bardzo dobrego konia, jakim jest Ramuntcho, którego trenuje Josef Vana młodszy. W niedzielę z Ramuntcho wygrał też Burschi, a ich rywal to koń, który wygrywał już cztery gonitwy, w tym G3 w Pizie, ma dużo większe doświadczenie niż Pope i Burschi.

    Trenowany przez Grzegorza Wróblewskiego Pope wygrywa Premio Scena w Merano o krótki łeb przed wałachem Costa Rica. Fot. Facebook Ippodromo Merano

    Ramuntcho to koń bardzo bogatego właściciela Josefa Aichnera, dla którego od kilku sezonów konie trenuje Josef Vana młodszy. Nie jest chyba łatwo z nimi rywalizować?

    Aichner kupuje bardzo dużo koni po kilkadziesiąt tysięcy euro, a nawet drożej. Te konie potrafią sobie dobrze radzić nie tylko w Czechach, czy we Włoszech, ale nawet na francuskich torach. U mnie najdroższy koń w stajni kosztował 14 tysięcy euro, a większość jest kupiona za… kilka tysięcy, niektóre po 2-3 tysiące euro. A jednak stosunkowo często udaje się nam ogrywać konie Aichnera, tak było w tę niedzielę w Merano, bo i Pope i Burschi ograły właśnie konie, które trenuje Josef Vana.

    Jakie ma Pan dalsze plany wobec czteroletniego wałacha Pope po tym zwycięstwie?

    Najpierw muszę go dokładnie zmonitorować. Będzie miał kontrolną wizytę lekarską, doktor sprawdzi, czy tam, gdzie miał przeprowadzany zabieg, po gonitwie wszystko jest z nogą w porządku. Po moich oględzinach, badaniu dotykowym, wygląda na to, że tak, ale lepiej to dokładnie sprawdzić. Jeśli wszystko będzie w porządku, Pope wystartuje 3 czerwca ponownie w Merano, ale tym razem już w gonitwie płotowej rangi G2 dla czterolatków na dystansie 3500 metrów. Uważam, że będzie miał w niej duże szanse. Po tym wyścigu zdecydujemy co dalej. Jeśli dobrze mu pójdzie, to we Włoszech ma całą serię wyścigów, łącznie z tymi G1. Do Francji raczej nie planuję z nim jechać. To koń urodzony w Szwecji, nie może korzystać z premii dla koni francuskiej hodowli. Poza jednak we Francji konkurencja jest dużo mocniejsza niż we Włoszech.

    Burschi również ma cztery lata i też jest synem Maxiosa, ale startuje już w gonitwach przeszkodowych. On także w niedzielę wygrał. Jaki kolejny start Pan dla niego przewiduje?

    Prawdopodobnie wystartuje w Merano dzień później niż Pope. 4 czerwca jest dla niego na tym torze przeszkodowa gonitwa G2 na dystansie 3800 metrów. Mam nadzieję, że sobie dobrze poradzi, bo w niedzielę wygrał bardzo pewnie, ograł o długość Ramuntcho, a reszta była daleko. Jego forma powinna iść w trakcie sezonu jeszcze w górę.

    Burschi wygrał w niedzielę gonitwę przeszkodową w Merano. Fot. Fot. Ippodromo Merano

    Burschi, którego Wiesław Jakub Kartus kupił od Saliha Plavaca, po karierze w gonitwach płaskich, lubi sprawiać niespodzianki. W sezonie 2022 we Włoszech biegał solidnie, ale na trochę niższym poziomie. W lutym zaskoczył, wygrywając płotową gonitwę G2 w Pizie. Z kolei 23 kwietnia we Wrocławiu zaskakująca była jego porażka w gonitwie przeszkodowej z Et Tu Brute. Skąd te zmiany formy?

    To jest koń o specyficznej budowie, jest łęgowaty, trochę zapadnięty na grzbiecie. W poprzednim sezonie potrzebował trochę czasu żeby się rozpędzić. Biegał trzy razy we Włoszech, ciągnął się tam z końmi, zajmował płatne miejsca, ale jeszcze trochę mu brakowało. Gdy doszedł do formy, wygrał w lutym ten wyścig G2 i po nim dałem mu odpocząć. To był dla niego czas na relaks i pod względem fizycznym i psychicznym. Dbamy o ten jego kręgosłup, przechodził w tym czasie zabiegi fizjoterapii i był tylko lekko trenowany.

    Dlatego porażka 23 kwietnia we Wrocławiu z Et Tu Brute specjalnie Pana nie zdziwiła i nie zmartwiła?

    Nie mógł być wtedy jeszcze w optymalnej dyspozycji, potrzebował się rozbiegać. Ten występ na Partynicach potraktowaliśmy trochę jako poważny trening, sprawdzian, przed startem w Merano. Dodatkowo to był dla niego debiut w gonitwie z przeszkodami, można powiedzieć, że zmienił dyscyplinę i potrzebował nabrać doświadczenia w stiplach. Poza tym, jeśli spojrzymy co się stało później, to wcale to drugie miejsce nie wyszło mu na minus. Et Tu Brute po tym zwycięstwie zanotował regres w kolejnym starcie, a Burschi progres. I o to właśnie chodzi w wyścigach, by drugi start był lepszy od pierwszego, a nie odwrotnie.

    Porozmawiajmy o mniej przyjemnych sprawach. W minioną niedzielę trenowany przez Pana Ocean Life jako pierwszy minął celownik w gonitwie przeszkodowej we Wrocławiu, ale został zdyskwalifikowany za niedowagę jeźdźca Rostislava Bensa. Ocean Life został zapisany pod wysoką wagą 75 kg. Po gonitwie Pavel Slożil młodszy złożył protest do Komisji Technicznej, informując, że Bens przed ważeniem wyjął z torby ołów o wadze trzech kilogramów (a nie miał go w czapraku) i z nim stanął na wadze. Sędziowie, po przesłuchaniu jeźdźców, protest uwzględnili i zdyskwalifikowali Ocean Life’a za niedowagę dżokeja (72 kg zamiast 75 kg). Jak Pan to wyjaśni kibicom, czytelnikom?

    Będą się opierał na tym, co powiedział mi jeździec – Rostislav Bens. Czasami tak się niefortunnie w życiu, czy wyścigach składa, że dochodzi do negatywnych zjawisk, które nie zostały zaplanowane, a wyszły bardzo źle. Chcielibyśmy za ten incydent we Wrocławiu bardzo przeprosić kibiców, graczy i wszystkich zainteresowanych. Sytuacja wyglądała tak… Ponieważ moje konie biegały też w niedzielę w Merano, byłem na Partynicach ze skromną ekipą. Startowało kilka naszych koni i musiałem wykonać z dziesięć rund z końmi i sprzętem od namiotów, gdzie konie stoją w boksach, na tor i dżokejkę. W tej sytuacji poprosiłem Rastislava Bensa, by pomagał mi siodłać niektóre konie, abyśmy z wszystkim wyrobili się na czas. W związku z tym wszystko robił na szybko, był niezły rozgardiasz. Okazało się, że pomylił kolory numerów startowych, przypisanych do danych koni, co wprowadziło też trochę zamieszania do kwestii przygotowania pod konkretne konie odpowiednich ołowianych ciężarków, które wkłada się do czapraka w siodle.

    Rostislav Bens na Ocean Life przed startem do niedzielnego wyścigu przeszkodowego we Wrocławiu. Fot. Tor Partynice/Agata Władyczka

    Dlaczego jednak Bens miał ciężarki w torbie, a nie w siodle i jechał z niższą wagą niż w programie?

    Rostislav powiedział mi, że dopiero, gdy był z Ocean Lifem na torze, w momencie startu, uzmysłowił sobie, że nie wsadził do czapraka ciężarków, które zostawił w torbie na wyścig tego konia. Zorientował się w tym, gdy konie już ruszały. Gdy wygrał, próbował na swój sposób ratować sytuację i aby to zrobić, dopuścił się, niestety, oszustwa. Podszedł do torby, wyjął te ciężarki, o których zapomniał, i poszedł z nimi na wagę, co było absurdalnym zachowaniem. Nie spotkałem się jeszcze w całej swojej karierze z takim przypadkiem, to był dla mnie szok. Przyuważył to Slożil, który był wkurzony, że przegrał z nim i zaskoczony zachowaniem Rostislava złożył protest do Komisji Technicznej, która słusznie zdyskwalifikowała naszego konia. To nie było jednak tak, że Bens chciał dokonać oszustwa. Nie zaplanował go przed gonitwą. Niefortunny przebieg wypadków do tego doprowadził. Po tym jak zapomniał włożyć ciężarków i wygrał, desperacko próbował ratować sytuację i wtedy pod impulsem chwili posunął się do oszustwa. Powiedział mi, że gdyby zajął np 3-4 miejsce, to na pewno przyznałby się sędziom, że jechał z niższą wagą i zorientował się w tym dopiero w momencie startu. Jednak gdy wygrał, to było mu trudno pogodzić się z myślą o stracie zwycięstwa i podjął złą decyzję – w emocjach próbował oszukać.

    Ocean Life na trasie niedzielnego wyścigu przeszkodowego we Wrocławiu. Fot. Tor Partynice

    Polskiej hodowli Ocean Life (Estejo – Olga po Jape) to bardzo utalentowany koń, który w poprzednich sezonach wygrał we Włoszech gonitwę rangi G3 i był drugi w wyścigu G1. Jakie ma Pan dla niego plany na kolejne starty?

    Także planuję dla niego występ na początku czerwca w Merano. 4 czerwca prawdopodobnie zmierzy się z trenowanym przez Roberta Świątka Haad Rinem w wyścigu przeszkodowym dla pięcioletnich i starszych koni – Gran Premio Steeple Chase Europa G1 na 4600 metrów z pulą nagród 65 tysięcy euro. Ocean Life miał intensywne poprzednie dwa sezony, dałem mu trochę odpocząć i powinien biegać coraz lepiej, to koń o bardzo dużych możliwościach. Nie wykluczam, że Ocean Life i Haad Rin jesienią zmierzą się w Italii w największym włoskim wyścigu przeszkodowym – Gran Premio Merano G1 z pulą nagród 250 tysięcy euro.

    Rozmawiał Robert Zieliński

    Na zdjęciu tytułowym Ocean Life pod Rostislavem Bensem 14 maja podczas gonitwy przeszkodowej we Wrocławiu. Fot. Tor Partynice

    Udostępnij

    Powiązane artykuły

    Zbliżające się wydarzenia

    Najnowsze artykuły